KubuĹ› Fatalista i jego Pan cz[1].2, Kubuś Fatalista i jego Pan cz


Kubuś Fatalista i jego Pan cz.2

Margrabia rozmawia z Panią de La Pommeraye. Pyta, czy widziała ich przyjaciółki. Ona odpowiada, że nie. Margrabia mówi, że ona jest bogata, one żyją w niedostatku, a nie da im nawet łyżki zupy. Ta myślała, że jest margrabiemu znana z lepszej strony. Zapraszała je, ale nigdy nie przyszły - „nie chcą przyjść wskutek swoich osobliwych pojęć”(?). Kiedy ona je odwiedza, musi zostawiać pojazd na rogu i ubierać się w najskromniejsze odzienie, bez różu i brylantów. Ale wie, że nie powinna się temu dziwić, bo każda plotka mogłaby odwrócić od nich serca dobrych ludzi i pozbawić je pomocy. Mówi, że czynić dobrze musi bardzo wiele kosztować, a margrabia odpowiada, że zwłaszcza dewotów. Pani mówi, że gdyby ludzie wiedzieli, że ona się nimi opiekuje, to uznaliby, że już nic nie potrzebują i straciłyby wszystkie jałmużny. Margrabia pyta, czy one faktycznie muszą żyć z jałmużny. Pommeraye odpowiada, że widzi, iż jego uznanie dla niej przepadło wraz z jego uczuciem i miłością. Gdyby one były na łasce parafii, to niekoniecznie z jej winy. Margrabia przeprasza i pyta, dlaczego odtrącać pomoc przyjaciółki. Ona odpowiada, że im - ludziom światowym (Margrabi i Pani), trudno jest zrozumieć skrupuły dusz zranionych przez życie i trudno jest im przyjąć od kogoś pomoc. Margrabia uważa, że to oznacza odebrani najlepszego sposobu pokuty za marnotrawstwo. Pani się z nim nie zgadza. Margrabia zastanawia się, czy przyjaciółki odmówiłyby mu, gdyby posłał im dwadzieścia ludwików [chyba jakaś waluta]. Pani jest pewna, że tak i zastanawia się, czy ten nie uznałby tej odmowy za przesadę ze strony matki, która ma tak uroczą córkę. Margrabia mówi, że chciałby kiedys odwiedzić córke przyjaciółki. Pommaraye mu wierzy i karze mu mieć się na baczności, bo to nagłe współczucie dla przyjaciółek wydaje jej się podejrzane. Margrabia zastanawia się, czy one by go przyjęły. Pani odpowiada, że na pewno nie. Jego karoca, stroje, służba i piękno mogłyby przysporzyć kobietom plotek. Ten nie chce im tego przysporzyć i martwi się, że będzie musiał zrezygnować z chęci widzenia i pomocy im. Chce przesłać im pomoc za pośrednictwem Pani Pommeraye. Ona nie jest przekonana o jego czystych intencjach. Margrabia uważa to za okrucieństwo i dziecinadę. Pani przyjmuje mu rację, bo nie zapamiętuje się wszystkich dziewczyn po jednym widzeniu, a on zapmaietał córke jednej z przyjaciółek. Przestrzega go, by nie mierzył jej ta miarą, którą mierzył inne spotkane. Takich jak ta się nie kusi, ani nie uwodzi, nie da się do nich zblizyć, bo nie zechcą słuchać. Margrabia przypomniał sobie o ważnej sprawie i zamyslony wyszedł. Przed długi czas odwiedzał Panią Pommeraye codziennie. Przychodził i milczał, a ona cały czas mówiła. Po kwadransie wstawał i wychodził. Następnie przez miesiąc nie przychodził, a gdy pojawił się w końcu smutny, melancholijny i zmieniony, margrabina użaliła się nad jego wyglądem i zapytała, co się z nim dzieje i „Czyżbyś cały ten czas spędził w jakim lubym gniazdku?”. Na drugie pyt. On odpowiedział, że niemalże tak. Z rozpaczy rzucił się w najobrzydliwszą rozpustę. Ona się zdziwiła. Margrabia zaczął się w milczeniu przechadzać, podchodził do okna, patrzył w niebo, przystawał przed Pommeraye, szedł ku drzwiom, wołał swoich ludzi, ale nic im nie mówił i odsyłał z powrotem. Margrabina nie zwracała na niego uwagi, zajmowała się haftem. Wreszcie znów zapytała, co się z nim dzieje („naraz zjawiasz się z mina upiora i błądzisz niby dusza potępiona”). Margrabia wyznaje, że nie może już dłużej wytrzymać i musi wszystko wyznać. Zajął się córką jej przyjaciółki, czynił wszystko, by6 o niej zapomnieć. Im bardziej się starał, tym bardziej o niej pamiętał []. Ona go prześladuje. Prosi Pommeraye o przysługę. Mówi, że musi ją widzieć. Zatrudnił szpiegów, ale one (przyjaciółki) chodzą tylko między domem a kościołem. Także jego nigdy nie spostrzegły, nawet gdy wystawał pod drzwiami. Najpierw był „rozpustny jak szympans”, a później „nabożny jak anioł” i chodził na wszystkie msze przez 2 tyg. Wychwala piękno twarzy córki przyjaciółki. Pani powiedziała, że „uczyniwszy wszystko , aby się uleczyć, nie poniechał niczego, aby się utwierdzić w szaleństwie” i to drugie mu się powiodło. On przyznaje jej rację i pyta, czy margrabina pomoże mu zobaczyć obiekt westchnień. Ona mówi, że będzie to trudne i j4esli się zdecyduje mu pomóc, to tylko, jeśli później przestanie dręczyć te kobiety i zostawi je w spokoju. Wyznaje mu, że one pisały do niej o tym, iż on je prześladuje. Dała mu go do przeczytania. List był ułożony przez przyjaciółki wspólnie. Napisała go jakoby panna d'Aisnon na rozkaz matki. Znajdowały się w nim: godność, słodycz, prostota, wytworność i dowcip, aby jak najbardziej zawrócić margrabiemu w głowie. Ten czytał każde zdanie po kilka razy. Czytając, płakał z radości, wychwalał sposób pisania. W końcu zgadza się, dotrzyma przyrzeczenia, jeśli pani dotrzyma swojego. Ona odpowiada, że chyba jest tak samo szalona jak on, który chyba zyskał nad nią władzę. Pommeraye poszuka sytuacji, aby nie wywoływać podejrzeń. Nie mogą poznać, że ona z nim współpracuje. Pyta margrabiego, po co mu ten kłopot. Powinien sam „rozplatać kłębuszek”. Margrabia mówi, że bez jej pomocy będzie zgubiony. Zaklina ją na imię zacnych i godnych istot, które są jej drogie. Prosi, by oszczędziła mu szaleństw, inaczej wtargnie do nich przemocą i nie wie co uczyni lub powie, ale margrabina będzie się mogła spodziewać wszystkiego w takim jego stanie.

Gospodyni, zwraca się do czytelników z informacją, że od początku przygody margrabia des Arcis nie wyrzekł słowa, które nie byłoby sztyletem w serce Pani Pommeraye. Ona była oburzona i wściekła, dlatego rzekła, że de facto margrabia ma rację, i: „gdybym ja się czuła tak kochaną, być może, iż… Dajmy temu spokój… Nie dla pana będę tedy działać, ale pochlebiam sobie bodaj, iż użyczysz mi nieco czasu”. Ten odpowiada: „Jak najmniej”.

Kubuś uznaje Pommeraye za szatana. Drży cały na myśl o niej, musi cos wypić, żeby nabrać ducha. Gospodyni uważa, że margrabina mówiła sobie, że cierpi, ale nie cierpi sama. Dała mu cierpieć miesiąc i oszaleć, zwłaszcza, że pozwoliła mu się zwierzać z jego uczuć. Kubusia oblatuje strach na myśl o niej. Margrabia chodził do niej codziennie, a ta pogrążała go za pomocą przemyślanych rozmówek. Dowiadywał się o ich miejsce pochodzenia, ród, wychowanie, majątek i nieszczęścia. Margrabina mówiła mu, że może go to zaprowadzić daleko, ale może nie zdobyć tej kobiety. Chyba, że spełni pewne warunki. Ułożyła ona z dwoma paniami, że przybędą do niej na obiad, a z margrabią, że zaskoczy je w podróżnym ubraniu. Tak też się stało. Gdy wnoszono drugie dani, lokaj oznajmił przybycie margrabiego. Wszyscy po mistrzowsku odegrali zakłopotanie. Margrabia odegrał, ze w domu spodziewają się go dopiero wieczorem i ma nadzieję, że gospodyni poczęstuje go rosołem. Następnie usiadł przy stole. Znalazł się obok matki, a naprzeciw córki. Po chwili kobiety osmieliły się. Rozmawiali wesoło, żywo. Dla trzech kobiet wszystko było ucieszną, cichą zabawą. Margrabi uważał, by ich nie spłoszyć. One rozmawiały z nim 3h o dewocji, aż Pommeraye stwierdziła, że jego poglądy przynoszą zaszczyt jego rodzicom, wyniesione z domu, nie zatrą się. Chwyta on miłość bożą, jakby zawsze miał za pokarm duchowy Franciszka Salezego. Pyta go, czy kiedys był kwetystą (mistyczny kierunek rel. Wiodący od św. Teresy i św. Franciszka Salezego, dążący do osiągnięcia najwyższego stopnia ekstazy przez zanik indywidualnego życia duchowego). On odpowiedział, że nie przypomina sobie, żeby był. Kobiety rozmawiały z nim z wdziękiem, lekkościa, dowcipem i pokusą. Mimochodem rozmowa zeszła na temat namiętności. Panna Duquenoi (matka) uznawała, że tylko jedna z nich jest zagrożona. Margrabia zgodził się z nią. Między szósta a siódma panie zaczęły się żegnać. Mimo nalegań chciały wyjść. Matka i Pommeraye uważały, że trzeba dawać pierwszeństwo obowiązkowi przed zabawą, inaczej nie będzie dnia, którego słodyczy nie skażą wyrzuty. Po ich wyjściu margrabina każe margrabiemu przyznać, że w Paryżu nie ma drugiej kobiety, która by się tak zachowała. Ten pada do jej kolan i przyznaje rację, nazywa ją jego jedyną przxyjaciółką, której dobroć go zawstydza. Ona zastanawia się, czy zawsze będzie tak jednoznacznie oceniał jej postępowanie. On mówi, ze gdyby tak nie było, to byłby chyba potworem niewdzięczności. Pani pyta go o stan serca. Margrabia odpowiada, że musi mieć tę dziewczynę, albo „sczeźnie” (?). Ona na to: „będziesz ją miał z pewnością, ale jako co?”. Margrabia nie pokazywał się przez 2 miesiące. Zapoznał się ze spowiednikiem obu pań, był to przyjaciel wcześniej wspominanego księdza. Sprzedawszy świętość swego powołania, przystał na wszystko, czego żądał margrabia. Miał odwrócić życzliwość proboszcza i przekonać go, że panie krzywdzą osoby uboższe i godniejsze współczucia pobierając z parafii jałmużnę. Tym sposobem margrabia chciał je sprowadzić do siebie po pomoc. Dalej spowiednik miał w konfesjonale wzbudzić niezgodę między matką a córką. Kiedy matka żaliła się na córkę, powiększał błędy jednej i drażnił urazę drugiej. Gdy córka skarżyła się na matkę, sugerował, że włądza ojca i matki jest ograniczona i można znaleźć ucieczkę przed ich tyranią. Jako pokutę nakazywał niebawem wrócić do spowiedzi. Innym razem spowiednik mówił pannie o jej urodzie, ze jest jednym z najniebezpieczniejszych darów Boga, oraz o wrażeniu, jakie zrobiła na pewnym godnym człowieku, którego łatwo było odgadnąć. Mówił o nieskończonym miłosierdziu niebios i ich pobłażliwości dla błędów spowodowanych koniecznością, słabości natury ludzkiej, gwałtowności i powszechności żądz, które zniewalały także świętych. Pytał o jej pragnienia, rozważał kwestię, czy kobieta powinna ulec człowiekowi namiętnemu, czy opierać mu się i „skazywać na śmierć i potępienie istotę, dla której Jezus przelał krew”. Młoda zachowywała się biernie, a matka i Pommeraye, której podsuwano rady spowiednika, podsuwały jej zwierzenia, które powinna wyznawać kapłanowi.

Kubuś uznaje panią Pommeraye za złą kobietę. Pan uważa, że jego sąd jest za lekki i zastanawia się, skąd bierze się jej złość - z postępków margrabiego. Kiedy będą w drodze on będzie bronił Pommeraye, a Kubuś oskarżał. Kubuś ocenia też zachowanie księdza jako bezecne. Mówi, że nie pójdzie już do spowiedzi. Pyta o zdanie gosposię, a ona odpowiada, że nadal będzie chodzi do proboszcza, który nie jest ciekawy i zawsze słyszy to, co się powie. Kubuś proponuje wypić zdrowie proboszcza. Gospodyni się z nim zgadza i pija zdrowie proboszcza. Margrabia napisał list do panny Duquenoi, ale ona po otrzymaniu oddała go matce, a ta pani de La Pommeraye. Margrabina kazała sprowadzić księdza i zagroziłaprzyjąć mu, że wyda przełożonym, jeśli jeszcze raz o czymś takim usłyszy. Margrabia w liście pochwalał własna osobę i pannę, pisał o swoim uczuciu i proponował nawet wykradzenie jej. Został wezwany przez Pommeraye. Powiedziała mu, że jego zachowanie jest niegodne człowieka honoru, naraża także ją samą, pokazał mu list i stwierdziła, że mimo przyjaźni powinna go dać trybunałom lub oddać pani Duquenoi. Uznała, że miłość ma zły wpływ na dusze margrabiego, nie rozumie, dlaczego przynosi paniom hańbę, prześladując piękną, ale cnotliwą dziewczynę? Nie wie, dlaczego została jego wspólniczką. Chce, aby przysiągł, że zostawi jej przyjaciółki w spokoju. Margrabia przyrzekł, że nie zrobi nic bez jej wiedzy, ale musi zdobyć tą dziewczynę. Jednak nie dotrzymał słowa. Poszedł do matki panny i powiedział o swoich zbrodniczych zamiarach, ofiarował dużą sumę pieniędzy i nadzieję na przyszłość oraz drogie kamienie.

Trzy panie odbyły naradę. Matka i córka chciały jałmużnę, ale Pommeraye nie było to na rękę. Dlatego przypomniała im uroczyste przyrzeczenie i zagroziła wyjawieniem wszystkiego. Puzdro i list odesłano z powrotem z odpowiedzią pełna dumy i oburzenia. Pommeraye nie szczędziła margrabiemu wymówek za jego gołosłowność. On tłumaczył się niemożliwością powierzenia tego dwuznacznego zlecenia jej samej. Pommeraye stwierdziła, że nie już dla niego ratunku, bo idzie nie tą drogą, którą chciał. On się z nią zgadza i prosi o możliwość ostatniej próby. Chce zapewnić kobietom dobrą rentę, podzielić się z nimi majątkiem i dać w dożywocie jeden ze swych domów w mieście i jeden na wsi. Margrabina każe mu czynić to, co chce, ale ma jej wierzyć, że „honor i cnota, kiedy są prawdziwe, nie mają dość wysokiej ceny.” Uważa, że ten plan i tak nie przyniesie oczekiwanego skutku. Margrabia składa paniom swoje propozycje, 3 kobiety znów się naradzają. Matka i córka oczekują na zdanie Pommeraye, a ta mówi: „Nie, nie, to nie wystarcza memu zranionemu sercu.” One zaczęły płakać i rzuciły się do jej stóp. Uważały, że odrzucenie takiego szczęścia jest dla nich straszne. Margrabina powiedziała, że nie czyni tego dla nich i może je w każdej chwili odesłać do zamtuza (?). Kazała im napisać list do margrabiego przy niej i od razu wysłać.

Kubuś stwierdza, że Pommeraye ma w sobie diabła, nie wie, czego chce. „Zbrodnia ostygnięcia w miłości” jest przecież wystarczająco ukarana przez oddanie połowy znacznego majątku. Pan mówi Kubusiowi, że nigdy przecież nie był kobietą, więc nie może osądzać na podstawie własnego charakteru. Boi się, że małżeństwo margrabiego des Arcis i ulicznicy jest zapisane w górze. Kubuś mówi, że jeśli jest, to się spełni.

Gospodyni kontynuuje opowiadanie. Margrabia zjawił się u Pommeraye z wieścią, że jego propozycje zostały odrzucone. Wyznaje, że chciałby pozbyć się tego uczucia, a nawet swojego serca, ale nie może. Pyta Pommaraye, czy nie widzi jakiegoś podobieństwa między nim a dziewczyną. Ona mówi, że zauważa i pyta o dalsze plany. On nie wie, co robić. Czasem chce wskoczyć w dyliżans i pojechać przed siebie jak najdalej stąd. Margrabina odradza mu podróż. Następnego dnia margrabia poinformował ją, że wyjeżdża na wieś i błaga o poparcie jego sprawy wśród przyjaciółek. Nie było go krótko i wrócił z zamiarem małżeństwa.

Kubusiowi jest żal margrabiego, a Panu niezbyt.

Gospodyni mówi dalej. Margrabia pojechał wprost do pommeraye, ale nie było jej w domu. Wróciwszy, zastała go w fotelu w zadumie. On mówi, że nie może znaleźć spokoju i jest gotowy na największe głupstwo, jaki człowiek jego stanowiska, wieku i charakteru może popełnić. Ale uważa, że ostatecznie lepiej się ożenić, niż cierpieć. Margrabina mówi mu, że tak poważna sprawa wymaga zastanowienia. On już się zastanowił i nie chce być nieszczęśliwszy, niż jest. Ona mówi mu, że on może się przecież mylić.

Kubuś uważa Pommeraye za zdrajczynię.

Margrabia powierza jej poselstwo, aby zobaczyła się z paniami, zapytała matkę, wybadała serce córki i objawiła zamiary margrabiego. Ona mówi, że dowie się więcej na ich temat, o ich życiu od przybycia do Paryża. Margrabia uważa taką ostrożność za zbędną, ponieważ tylko bardzo cnotliwe kobiety żyjące w nędzy, mogłyby oprzeć jego propozycjom. Pommeraye mówi, że mimo to chce uspokoić sama siebie.

Według Kubusia Pommeraye jest suką, szelmą i diablicą, i nie ma sensu przywiązywać się do takiej kobiety. Pan zastanawia się, po co ją uwodzić i opuszczać.

Margrabia pyta margrabinę, dlaczego i ona nie pomyśli o małżeństwie. Ona pyta: „Z kim, jeśli łaska?”. On mówi, że z hrabią, bo jest rozumny, majętny i z doskonałej rodziny. Ona mówi, że nie wie, czy on będzie wierny. Margrabia twierdzi, że można się „doskonale obyć bez wierności męża” [what?? ;)]. Margrabina się z nim zgadza, ale wie, że ona jest dzika i mściwa, dlatego mogłaby sądzić inaczej. On mówi, że zamieszkałiby we czwórkę w pałacu i tworzyli „najmilsze kółko pod słońcem” []. Pommeraye wyznaje, że jedynym człowiekiem, którego może miałaby pokusę poślubić jest on. Margrabia pyta, czemu mu tego nie powiedziała wcześniej. Ona mówi, że panna, którą dostanie będzie pod każdym względem dla niego odpowiedniejsza.

Pommeraye przedstawiła margrabiemu to, czego dowiedziała się o paniach, miała pochlebne świadectwa z Paryża. Wymogła na nim jeszcze 2 tyg. Zwłoki, aby się jeszcze zastanowił. W końcu ustąpiła i pierwsze spotkanie z panna odbyło się w domu pań, później zrękowiny, zapowiedzi, kontrakt. Margrabia dał Pommeraye diament i małżeństwo stało się faktem.

Zachowanie margrabiny Kubuś określa jako intrygę i zemstę, a Pan przyznaje mu rację. Kubuś prosi o opowiedzenie o nocy poślubnej, bo jak na razie wszystko toczy się szczęśliwie. Gospodyni mówi, że noc poślubna minęła szczęśliwie.

Następnego dnia Pommeraye napisała do margrabiego bilecik z zaproszeniem, aby przybył w ważnej sprawie. On przyszedł, a ta oburzona powiedziała, że chce, by poznał ją wreszcie. Zdobył uczciwą kobietę i nie umiał jej uszanować, byłą nią Pommeraye. Zemściła się, godząc na ślub z inną, godniejszą. Każe mu udać się na ulicę Traversiere do Hamburskiego Hotelu, żeby dowiedzieć się, czym zajmowała się kiedyś jego żona i jej matka pod nazwiskiem d'Aison. Margrabia bardzo się zdumiał i zmieszał. Nie wiedział, co myśleć. Panie przeczuwały co się stało. Matka, za pierwszym uderzeniem młotka do drzwi, schowała się do swojego pokoju i zamknęła na klucz, ale żona czekała na niego. Był wściekły, gdy przyszedł do niej. Rzuciła mu się do nóg, on powiedział, że ma iść precz od niego, ale ona chcąc wstać, padła na twarz u jego stóp z rozkrzyżowanymi ramionami i kazała po sobie deptać. Niech robi z nią co chce, ale zlituje się nad jej matką. On każe się jej oddalić i oszczędzić mu zbrodni, wystarczy mu hańba.

Margrabia siedział w fotelu, a ona się nie ruszała. W końcu podszedł do nieji zadzwonił po służbę, a ci ją zabrali i położyli w łóżku. Miała napady omdlenia. Od czasu so czasu dowiadywał się o jej stan. Nad ranem ona wiele płakała, ale później już zasnęła. Następnego dnia pan zniknął na dwa tygodnie i nikt nie wiedział, co się z nim dzieje. Wcześniej jednak kazał służbie być posłusznym rozkazom pani domu. Przez cały ten czas kobiety siedziały naprzeciw siebie prawie się nie odzywając. Córka szlochała i wyrywała sobie włosy, ale matka jej nnie pocieszała. Jedna okazywała zupełną rozpacz, a druga była skamieniała. Có®ka chciała uciec stamtąd, ale matka uważała, że trzeba zaczekać, przecież margrabia ich nie pozabija. Gdy margrabia wrócił, napisał dwa listy: do żony i do świekry. Druga udała się do zakonu karmelitanek, gdzie zmarła niedawno. Có®ka została wezwana przez margrabiego. I od samych drzwi jego gabinetu padła na kolana. On kazał jej wstać, a ona przysunęła się do niego na klęczkach i wpatrywałą się w niego we łzach. Później wyrzekła, że zdaje jej się, iż jego serce złagodniało, ma nadzieję uzyskać jego litość. Prosi jednak, aby nie wybaczył jej zbyt wcześnie. Wiele nieuczciwych dziewcząt stało się uczciwymi kobietami, więc ona chce być odwrotnym przykładem. Będzie szczęśliwa, jeśli on wezwie ją kiedyś do siebie i osądzi jej czyny. Prosi tylko o kąt, w którym będzie mogła mieszkać. Wyznaje, że do swych czynó została przymuszona namową i groźbą. Nie jest zła, skoro odważyła się przed nim stanąć i patrzeć mu w oczy. Żałuje ona, że on nie może zajrzeć w jej serce i zobaczyć, jak jej błędy są już odległe.od niej i obce. Zepsucie ją dotknęło, ale nie przylgnęło do niej. Mówi mu, żeby rozrządzał nią jak chce. Może zawołać ludzi na ulicę, ona godzi się na wszystko. Poddaje mu się z góry. Może za pokutę pojechać na wieś lub odejść do klasztoru. Może też ją zapomnieć. Margrabia każe jej wstać i mówi, że jej przebacza i nawet w chwili oburzenia uszanował w niej swoją żonę. Nie upokorzył jej żadnym słowem, a jeśli tak, to żałuje tego. Przysięga, że nie powie jej nic, co mogło by ją poniżyć. Prosi, aby pamiętała, że jego nieszczęście będzie i jej własnym. Chce, żeby była szczęśliwa i sprawiła, żeby i on był. Prosi, żeby wstała i uściskała go, Gdy mówił ona klęczała z głową w rękach wspartą o kolana margrabiego, a w końcu rzuciła mu się w ramiona i nagle padła na kolana i zaczęła całować stopy męża. On uznał, że ona nie wierzy, iż jej przebaczył. Jednak ona wierzyła, tylko nie mogła się ogarnąć. Margrabia powiedział, że Pommeraye chyba wyświadczyła mu przysługę, zamiast się zemścić. Chce zabrać żonę na wieś i wrócić dopiero, gdy nikt już nie będzie mógł im sprawić przykrości. Spędzili tam prawie trzy lata.

Kubuś uważa, że te trzy lata pewnie minęły jak jeden dzień, margrabia była najlepszym mężem, a ona najlepszą żoną na świecie. Pan zgadza się z nim w połowie, ale mówi, że od początku nie podobała mu się ta dziewczyna. Zastanawia go, że ani przez chwilę, nawet chodząc do kościoła i spowiedzi nie wahała się w swoich czynach. Zdawała mu się tak samo obłudna, godna pogardy i zła jak tamte dwie. Po chwili Pan zwraca uwagę gosposi, że opowiada świetnie, ale nie jest dobra w sztuce dramatycznej. Chcąc, aby ta dziewczyna wzbudzała sympatię, trzeba było ukazać ją bardziej szczerze, niewinnie i jako bezwolną ofiarę matki i Pommeraye. Powinny najokrutniejszą przemocą zmuszać ją do woli udziału w prowadzonej zbrodni. Gdy się wprowadza kogoś na scenę trzeba, aby rola była jednolita. Pan zastanawia się, czy ta spiskująca z dwoma innymi kobietami dziewczyna, jest tą samą proszącą o skruchę kobietą. Wytyka gosposi, że zgrzeszyła przeciwko prawidłom Arystotelesa, Horacego, Vidy (autor traktatu De arte poetica)i Le Bossu'ego (Traktat o poemacie epicznym). Gosposia odpowiada, że nie zna żadnego ani bosego, ani w butach, opowiadał jak było, nie opuszczając, ani dodając, Nie wiadomo, czy kiedy dziewczyna działała bez skrupułów, w środku nie gryzie jej tajemna zgryzota. Kubuś mówi, że musi się zgodzić z Panem, choć zdarza się to bardzo rzadko. Gdyby panna Doquenoi (dawniej d'aisnon) byłą poczciwa, to w czymś by się to ujawniło. Gosposia uważa za nieważne, czy była poczciwym dzieckiem, czy nie. Ważne, że jest dobrą żoną, a mąż jest z nią szczęśliwy jak król. Pan mu winszuje, bo okazał się bardziej szczęśliwym niż rozumnym. Gospodyni życzy panom dobrej nocy, bo zrobiło się późno, a ona musi być ostatnia w łóżku i pierwsza na nogach. Opowiedziała im obiecaną wcześniej historię małżeństwa. Pan pyta, czy jest możliwość poznania jej historii. Ona mówi, że nie. Kubuś mówi, że nie lubi opowieści, a Pan woli słuchać lichego mówienia niż żadnego.

Narrator zastanawia się, dlaczego Kubuś i jego Pan nie zauważyli jednej rzeczy, która była korzystna dla panny Duquenoi. Ona nic nie pojmowała z krętych planów Pommeraye. Wolała przyjąć propozycje margrabiego i mieć go raczej za kochanka niż męża. Żyła pod naciskiem gróźb i tyranii Pommeraye. Narrator chce zastąpić Kubusia i Pana, którzy nie mieli czasu porozmawiać o margrabinie. Uważa, że nie można jej oskarżać, na świecie przecież co dzień dzieją się bardziej niegodziwe uczynki. Można ją nienawidzić, ale nie można nią gardzić. Jej zemsta jest okrutna, ale nie ma w niej żadnej osobistej korzyści. Narrator wyjawia, że gdy otrzymała od margrabiego diament, to rzuciła mu nim w twarz. To znaczy, że nie chodziło jej o majątek ani o zaszczyty. Wg narratora czytelnicy miotają się na nią, kiedy mści się za zdradę, ale kiedy np. nie oddałaby urzędnikowi listy beneficjów w zamian za probostwo, to nie byłoby to tak złe. Ofiarowała się dla margrabiego, jej dom przez wiele lat był dla niego jak własny, spełniała jego zachcianki i zmieniła tryb życia. Dla jego miłości z cnotliwej, stała się pospolitą kobietą. Narrator uczyniłby podobnie: skazał na towarzystwo ladacznic tego, kto uwiódł i porzucił uczciwą kobietę, a taką była Pommraye.

Tymczasem Pan chrapie, a Kubuś błąka się po pokoju, budząc go. Pan uważa, że Kubuś jest pijany. Nie wie, kiedy się położy, bo w butelce została reszta szampana, która mogłaby wywietrzeć. Wypił ją i wg jednej wersji, posuwał się po omacku wzdłuż ściany nie mogąc odnaleźć łóżka, a jeśli łóżko było, to zapisano w górze, że go nie odnajdzie. Wg drugiej zaplątał się w krzesła, padł na podłogę i tam pozostał. Nazajutrz obudzili się w południe, a gospodyni oznajmiła im, że ze względu na deszczową pogodę, dzień nie zapowiada się pięknie. Podczas śniadania Pan i gosposia byli w dobrych nastrojach, ale Kubuś nie. Miał ochrypły głos i bolało go gardło, więc pan kazał mu się położyć. Chciał, by zaparzono mu ziółka i przyniesiono butelkę białego wina. Gosposia wyszła i panowie zostali sami. Pan niecierpliwił się i ciągle spoglądał na zegarek i za okno mówiąc: „cóż za diabelski czas.” Uznał taką sposobność za dobrą do dokończenia historii amorów Kubusia. Kubuś uznał, że milczenie jest mu niezdrowe, bo jest on zwierzęciem z natury gwarliwym, a główną korzyścią jego służby jest: „swoboda wynagrodzenia sobie 12 lat knebla w domu dziadka”. Pan zachęca go do mówienia. Kubuś nalał sobie do kubka odwaru i białego wina i zaczął opowiadać. Przybył do zamku, gdzie otoczyli go wszyscy mieszkańcy. Znali go, bo Joanna (kobieta z dzbanem oliwy) rozgłosiła po zamku jego miłosierdzie dla niej. Pan domu nakazał, by odnaleziono Kubusia i przyniesiono do zamku. Oglądali go, wypytywali i podziwiali. Joanna ściskała go i dziękowała. Chirurg miał go pielęgnować. Kubuś oddał pieniądze potrzebującemu i dostał kije na gościńcu, ale bez tego nigdy pan Desglands by o nim nie usłyszał. Pan zna Desglands'a, właściciela Miremontu, jest jego starym przyjacielem. Zna też młodą brunetkę - córkę Joanny - Dyzię. Przyznaje Kubusiowi rację, że jest jedną z najładniejszych i najuczciwszych dziewcząt na dwadzieścia mil w okolicy. Także on i wszyscy przebywający w zamku, próbowali ją uwieść. Kubuś zamilkł, a Pan pyta go, co robi. Kuba odmawia modlitwę, czasem się modli i mówi do Boga, że wszystko zapisał w górze i wie, czego mu trzeba. Pan zastanawia się, czy nie równie skuteczne byłoby siedzenie cicho. Kubuś nie wie. Modli się na wszelki wypadek. Wie, że nie ma władzy nad sobą, a kieruje nim poryw, zapomina o naukach kapitana, śmieje się i płacze jak głupiec. Pewnego ranka Joanna przyszłą do Kubusia ze swoją córką. Mówi mu, że na początku będzie w tym zamku dobrze pielęgnowany, ale później państwo przestaną o nim myśleć i popadnie w zapomnienie. Kazała córce, aby odwiedzała Kubusia cztery razy dziennie: rano, przed obiadem, około piątej i w czas wieczerzy. Ma być mu posłuszna. Pan pyta Kubusia, czy wie, co zdarzyło się panu Desglands. Kubuś nie wie. Mówi, że to on powierzył go komandorowi La Boulaye, który zginął w przeprawie na Maltę, oddał go swojemu starszemu bratu - kapitanowi, a ten młodszemu bratu, generalnemu prokuratorowi w Tuluzie, który dostał bzika. Ów Pascal - prokurator przekazał go hrabiemu de Tourville, który wolał zapuszczać brodę jako kapucyn niż narażać życie. Hrabia oddał go margrabinie du Belloy, która uciekła z kimś do Londynu i dała go jednemu z krewniaków, który musiał wędrować za morze. Od niego Kubus znalazł się u pana Herissant - lichwiarza, który lokował na procent u de Rusai - doktora Sorbony, który umieścił go u panny Ismelin, którą Pan Kubusia wziął na utrzymanie i która Kubusia u niego umieściła. „Kubuś był stworzony dla pana, a pan dla Kubusia”. Pan zauważa, że Kubuś przeszedł wiele domów w krótkim czasie i wylatywał ze służby. Dlatego, że był gadatliwy, a państwo kazali siedzieć cicho. Obecny pan wymówiłby mu służbę, gdyby milczał. W drodze pan zamierza opowiedzieć Kubusiowi o Desglands i sławnym plastrze. Opowiada drugą historię o nim. Desglands swój majątek zawdzięczał grze. Pokochał kobietę mądrą, ale dziwaczkę. Pewnego dnia rzekła do niego: „Albo cenisz mnie wyżej niż grę, zatem daj słowo honoru, że nie będziesz grał nigdy; albo też grę przekładasz nade mnie, w takim razie nie mów mi nigdy o swej miłości i graj, ile ci się podoba”. D. dał słowo, że nie będzie grał. Po 10 latach od zamieszkania w owym zamku, spotkał w mieście u rejenta dawnego kompana gry. Ten zaciągnął go na obiad, gdzie D. przegrał wszystko, co miał. Żona byłą bogata, wyznaczyła mu skromną pensję i rozstała się z nim. Kubusiowi jest go żal. Pan mówi mu, że powinien więcej pić, a mniej mówić, żeby mniej bolało go gardło. Po niewielkich spięciach między Kubusiem a jego panem („złaź, - nie zejdę.”) i użyciu [ ;) ]gosposi w roli rozjemczymi, obaj ustalili, że: 1. Kubuś będzie nadużywał tego, że w górze jest napisane, iż jest dla swego pana nieodzowny, 2. trzeba by Kubuś był zuchwały i jego pan dla świętego spokoju udawał, że tego nie widzi, itp. proponowane przez Kubusia na jego korzyść. Po południu słońce wyjrzało zza chmur i panowie mogli udać się w drogę. Przypadkowo Kubuś i jego pan oraz margrabia des Arcis i jego towarzysz jechali w jedną stronę. Ostatnia osoba to młodzieniec dwudziestodwu- lub -trzech letni. Nieśmiały, milczący i nieobyty w świecie. Kubuś od razu uznał, że nosił on „mniszą sukienkę”. Czterej podróżni rozmawiali o pogodzie, gospodyni i gospodarzu, kłotni z margrabią o Linkę (suka, która ocierała się o jego pończochy), którą w końcu kopnął. Zaczęto rozmawiać na temat przywiązania kobiet do zwierząt. Wszyscy wyrazili swoje zdanie, a Kubuś zapytał pana, czy zauważył, że wszyscy biedni ludzie, choć nie mają pieniędzy, chowają psy. Psy te mają opłakany żywot, musza tańczyć, aportować. Wniosek z tego taki, że wszyscy ludzie pragną rozkazywać drugiemu. W świecie każdy ma swego psa król - ministra, żona - męża i odwrotnie, minister - szefa kancelarii. Kubuś uważa, że sam jest psem, np. wtedy, gdy pan każe mu mówićo amorach, a on m przerywa, gdy ten każe milczeć, a on wolałby mówić. Gdy dotarli do miejsca noclegu, wspólnie się zakwaterowali. Pan Kubusia jadł z margrabią, a Kubuś z młodym. Pan wspomniał o Kuusiu i jego fatalistycznym poglądzie na świat, a margrabia o młodym. Okazało się, że najpierw był mnichem premonstrantów (zakon założony przez św. Norberta, nosili biały habit z czystej wełny, bez bielizny pod spodem), ale w nieznanych okolicznościach opuścił klasztor, a margrabia za poleceniem znajomych wziął go na sekretarza. Margrabia chce opowiedzieć panu Kubusia historię młokosa.

Narrator mówi, że wszystko wie pod Kubusia, nie lubi przypisywać sobie chwały cudzego rozumu. Kubuś nie uznawał występku ani cnoty. Uznawał człowieka tylko za szczęśliwego albo nieszczęśliwego. Nagroda jest zachętą dla dobrych, a kara postrachem dla złych. Człowiek może kroczyć albo ku chwale, albo ku hańbie. Wszystko jest zapisane w górze i gdybyśmy znali przyczyny i skutki tworzące życie człowieka, wiedzielibyśmy, że robił to, co musiał. Narrator sprzeczał się często o to z Kubusiem. Wszystkie poglądy Kubusiowi wbił kapitan, a sam znał ze Spinozy. Kubuś był taki jak my. Niekonsekwentny, zapominał o swych zasadach. Kiedy cos się stało i nie potrafił tego wytłumaczyć, uznawał, że tak było zapisane w górze, to było jego pociechą. Był uparty, szczerym wierny, przywiązany, dzielny, gadatliwy. Narrator mówi też, ze wszystkie utwory prozą lub wierszem są o miłości. Poematy, elegie, idylle, piosenki, tragedie, opery, itd. Są bajkami o miłości. Czytelnik i tak nie czuje przesytu nimi.

Des Arcis rozpoczyna opowieść. W pewnej chwili wszyscy chłopcy i dziewczęta popadają w melancholię. Szukają samotności, płaczą, wzrusza ich cisza klasztoru i spokój. „Pierwsze objawy budzącej się płci biorą za głos Boga, wołający ich ku sobie: i właśnie wówczas, (…)obierają sposób życia przeciwny wyrokom natury”. W końcu głos natury staje się wyraźniejszy. Dlatego Ryszard (sekretarz) w 17 r. ż. Uciekł z domu i przywdział habit premonstranta. Po dwóch latach miał złożyć śluby, ale jego ojciec żądał, aby wrócił do domu, gdzie mógłby doświadczyć swego powołania przestrzegając reguł zakonnych. Po roku miał zamiar złożyć śluby. Ojciec prosił, by został jeszcze rok. Jednak opat kazał mu powrócić. Wtedy Ryszard wplątał się w przygodę, „ z tych, które zdarzają się tylko w klasztorach”. Na czele jednego klasztoru stał Hudson. Był przystojny, dowcipny, miły, miał zamiłowanie do pracy i porządku, ale także pociąg do kobiet, despotyzm. Kiedy powierzono mu urząd, w klasztor był w nieładzie, on uporządkował interesy, wskrzesił regułę. Podwładnych jednak traktował surowo. Wskutek tego śledzono każdy jego krok, by się zemścić. Miał dom przylegający do klasztoru, który miał dwoje drzwi, jedne w stronę ulicy, a drugie klasztoru. „Opatówka stała się schronieniem jego uciech nocnych, a łóżko opata teatrem rozpusty”. Siedząc w konfesjonale, potrafił wiele parafianek sprowadzić na złą drogę. Wrogowie zaczęli wysyłać do generała zakonu listy z faktami świadczącymi o złym prowadzeniu się Hudsona. Generał był jansenistą, więc chętnie by się na nim zemścił (w XVII w. i XVIII toczyła się walka miedzy jansenistami a jezuitami, jednym z zarzutów była łatwość i ustępliwość jezuitów pod względem moralności, byleby przysporzyć kościołowi więcej wiernych). Wysłał więc dwóch komisarzy, by sprawdzili zakon. Ryszard był jednym z komisarzy. Zamieszkali na trochę w klasztorze. Szybko zebrali listę więcej zbrodni, niż do zamknięcia 50 mnichów. Hudson zaczął ich śledzić, gdyż byli podejrzanie uprzejmi. Cel ich pobytu stał się jasny. Opat chciał ściągnąć to, co mu grozi na ich głowy. Było tak: niedawno uwiódł młodą dziewczynę i trzymał w ukryciu. Powiedział jej, że są odkryci i w ciągu tygodnia ona znajdzie się w więzieniu. Każe jej być mu posłuszną. On wyjedzie na wieś, a ona ma się zgłosić do zakonników (podał jej nazwiska komisarzy) i paść do stóp, prosić o sprawiedliwość i pośrednictwo u generała, w którego mają wpływy. Ma płakać i opowiedzieć całą ich historię (że ją uwiódł w konfesjonale, uprowadził, uwięził, wydarł jej honor) tak, żeby na siebie ściągnąć w współczucie, a na niego oburzenie. Był pewny, że komisarze użalą się nad nią. Ona ma mówić tylko prawdę, także o rodzinie. Po drugim spotkaniu z nimi, Hudson powie jej co dalej. Wszystko było tak, jak on przewidział. Podał jej miejsce, w którym ma się z nimi spotkać następnym razem. Będzie to w uczciwym domu jakiejś kobiety, więc komisarze na pewno na to przystaną. Kobieta ta była naprawdę intrygantką, dewotką wkradającą się do najlepszych domów i doprowadzającą je do zguby. Gdy podczas spotkania zaczęto formułowac protokół sprawy, rozległ się hałas. Do drzwi dobijał się komisarz policji, z któ®ym Hudson był w dobrych stosunkach. Zobaczył zakonników sam na sam z młodą dzieweczką, ładną i skromnie ubraną. Jej rzemiosło i stosunki z mnichami nie mogły pozostawiać złudzeń. Komisarze tłumaczyli się, ale policjant nie wierzył i zaczął sporządzać protokół, który zakonnicy mieli podpisać. Ludzie się zlecieli, a mnichów włożono do dorożki. Komisarz odda ich superiorowi, który ich ukarze. W końcu przybyli do klasztoru. Superior Hudson każe czekać na siebie pół godziny, co jeszcze bardziej zwiększa hańbę komisarzy. Mówi, że w jego domu nie ma rozwiązłych zakonników i nie zna ich, policjant ma z nimi zrobić, co chce. Zawozi ich do Chatelet, do więzienia. W tym czasie Hudson jedzie do Wersalu i przedstawia ministrowi sprawę tak, aby nie obciążała jego. Minister mówi, że nie zapomni o usługach Hudsona dla Kościoła, ale Wybrańcy Pańscy zawsze byli skazani na prześladowanie i umieli je ścierpieć. Pomoże mu wyjść z kłopotu, ale Hudson mówi, że nie odejdzie bez rozkazu uwalniającego tych dwóch, minister postara się, aby sprawa nie miała rozgłosu. Wieczorem superior uzyskał dekret uwolnienia i o świcie Ryszard i drugi jechali pod eskortą policji za Paryż. Komisarz wiózł list do generała, aby zaniechał matactw i nałożył karę zakonnikom. Zdarzenie to rzuciło strach na wrogów Hudsona, Aten otrzymał bogate opactwo. Generał kochał Ryszarda i polecił mu zrezygnować z zakonu, Ryszard go usłuchał. Wrócił do domu, ale w pobliżu leżało opactwo Hudsona. Kiedyś był na zamku między Chalons i Saint-Dizier, bliziutko od Hudsona. Ktoś powiedział mu, że w pobliżu jest opactwo jego dawnego przeora i zapytał, jaki jest on naprawdę. Wg Rysia: „Najlepszy z przyjaciół i najniebezpieczniejszy z wrogów.” Dama pyta, czy nie chciałby go zobaczyć, on, że nie. A za oknem słychać nadjeżdżający kabriolet i po chwili wysiada z niego Hudson w towarzystwie najpiękniejszej kobiety w okolicy. Rysiu i dama idą mu na spotkanie. Hudson go poznaje i mówi, że mu wybacza to, że chciał go zgubić. Ryszard każe mu przyznać, że okazał się łajdakiem i że w Chatelet on powinien się znaleźć. On mówi, że zdarzenie dało mu do myślenia, i że się zmienił. Nie zwraca już uwagi na powaby kobiet, szczęściem jest być w zgodzie ze swym stanem i swymi obowiązkami. Ryszard zadaje mu mnóstwo pytań o kobiety, w końcu ten zniecierpliwiony przyznaje, że słusznie Rysiu sobie z niego kpi.

Podczas gdy margrabia streszczał panu Kubusia tę historię, Kubus rozmawiał z Ryszardem o wychowaniu, … (takie tam), i wydał się Ryszardowi „szczerym oryginałem”. Wieczorem zanim poszli spać, Kubuś zapytał pana, czy lubi obrazy. Pan mówi, że owszem, ale w opowiadaniu, z tych na płótnie nic nie rozumie. Nie odróżnia szkół malarskich. Każe Kubusiowi opowiedzieć, co ma do powiedzenia i pójdą spać. Kubuś każe mu wyobrazic sobie, że jest przed fontanną Niewiniątek lub bramą Św. Dionizego. Tam na środku leży dorożka ze złamanym stopniem. Wychodzi z niej mnich i dwie dziewczyny. Pies woźnicy chwyta go za habit, a ten nie może się od niego uwolnić. Jedna z dziewczyn się smieje, a druga nabiła sobie guza i opiera się o drzwiczki. Zbiegają się ludzie i krzyczą. Pan mu przerywa i mówi, że to dobra kompozycja, więc ma ją zanieść Fragonardowi do Paryża (malarz), a on go namaluje. Kubus stwierdza, że dziękuje za pochwałę pana, który zna się na opowiadaniu. Pan słusznie wyczuwa, że miała to być nowa przygoda Hudsona.

Podczas gdy bohaterowie śpią, narrator zastanawia się, czym byłoby dziecko urodzone z Hudsona i Pommeraye. Może dzielnym człowiekiem, a może łajdakiem.

Rano margrabia z Ryszardem i pan z Kubusiem rozstali się, jechali w inna stronę. Pan i Kubbus po drodze poruszają w rozmowie kwestię przyszłego życia. Kubus zaczyna opowiadać o pięknej pani w kabriolecie, o której mówił mu Ryszard.. Jest ona wdową, w zamku, w którym Rysiu spotkał Hudsona, dano jej zadanie „pojednania go z czepeczkiem” [?]. Czepek to coś ubieranego na głowę niemowlętom. Wzięła się więc ona do „oczepin”. Wszyscy byli dookoła kominka, „Lekarz zmacawszy puls chorego i znalazłszy, że jest nietęgi, przysiadł koło łóżka. Wspomniana dama zbliżyła się doń i zagaiła rozmowę, tak aby chory nie stracił ni słowa z tego, co mu zamierzali włożyć w mózgownicę.” Na łóżku leżał jej mąż, który był przeciwny sakramentom. Dama zapytałą lekarza, co słychać u księżnej parmeńskiej. Doktor odpowiedział, że jej stan jest beznadziejny. Dama odpowiada, że księżna zawsze była bardzo pobożna i od razu prosiła o spowiedź i sakramenty. Doktor wie, że proboszcz Św. Rocha ma jej wysłać dzisiaj do Wersalu relikwie, Także książę de Chevreuse, kiedy był chory, zażądał sakramentów. Teraz czuje się lepiej. Dama mówi, że w chwili śmierci każdy powinien spełnić te obowiązki. Chorzy nie zdają sobie sprawy, jak ciężko jest ich do tego namawiać. Często gdy przyjmą sakramenty, ich stan poprawia się. Chory zwraca się do służącego, aby przyniósł mu kurczę. Chce je jeść, ale nie ma siły, żeby pokroić, nie może także zjeść chleba. Prosi o wino i mówi, ze czuje się lepiej, ale pół godziny później był już nieżywy.

Pan i Kubuś wracają do rozmowy o kubusiowych amorach. Skończyło się na tym, że panna Dioniza, która posiadała jeszcze klejnot panieński, miała odwiedzać Kubusia cztery razy w tygodniu. Kubuś mówi, że jego klejnot wtedy już sporo czasu wędrował po świecie. Pan stwierdza więc, że to nie była pierwsza miłość Kubusia. Ten się dziwi, a pan uświadamia mu, że podobno kocha się tą osobę, której oddało się swój klejnot. Kubuś twierdzi, że czasem tak, a czasem nie. Pan pyta go, jak stracił swój klejnot, a on odpowiada, że nie stracił go, ale po prostu przeszachrował. Pan chce by mu o tym opowiedział. Kubuś mówił, że zacznie od pierwszego rozdziału Ewangelii Św. Łukasza, w której jest litania imion wszystkich kobiet aż do Dyzi na końcu, która myślała, że jest pierwszą , a nie była (dopowiedział pan Kubusia). Wcześniej były jeszcze sąsiadki rodziców Kubusia, które też nie były pierwsze. Pan mówi, że gdyby Kubuś chciał sprawić mu prawdziwą przyjemność, to opowiedziałby o utracie swojego klejnotu, bo jest łasy na takie historie. Tylko one są interesujące, a reszta jest tylko plagiatem. Jest pewien, że spowiednicy ze wszystkich grzechów, o tym słuchają najuważniej. Kubuś stwierdza, że pan jest zepsuty. Pan stwierdza, że Kubuś patent na mężczyznę zawdzięcza jakiejś starej wsiowej ladacznicy, albo gospodyni proboszcza lub jej siostrzenicy. Kubuś opowiada, że miał chrzestną i chrzestnego. On miał syna, który był przyjacielem Kubusia. W wieku 18 lub 19 lat zakochali się w szwaczusi Justynie. Nie uchodziła ona za okrutną, ale chciała poprawić sobie reputację „pierwszym koszykiem” i wybór padł na Kubusia. Kiedy Stary Byk zasypiał, młody otwierał drzwi i Justyna wsuwała się na stryszek jego przyjaciela po drabince. Następnego dnia, nim stary wstał, młody wypuszczał Justynę. Pewnego dnia młody zaspał i ojciec chciał już wejść i go sprowadzić do pracy, a Justyna jeszcze byłą na górze. Młody szybki zabrał się do pracy. Ojciec chciał tabaki i poszedł na strych, później potrzebował fajki i noża i znów wlazł do góry, Justysia byłą pod łóżkiem. Przyjaciel przyleciał do Kubusia i opowiedział mu to, ten się uśmiał i powiedział, ze weźmie to na siebie. Poszedł do chrzestnego. Udaje, że jest zmęczony i śpiący, a ten stwierdza, że Kubuś pewnie spędził noc z kobietą. Pozwolił mu przespać się w łóżku byczka. Prosi go jednak, aby powiedział młodemu, że nie podoba mu się ta Justysia. Kubuś poszedł na górę, ale ni było Justyny. Znalazł ją pod łóżkiem. Na strychu było ciemno, Kubuś nie mógł się oprzeć pokusie, bo Justyna obejmowała go. Bała się, że przyjdzie stary, ale przestała się opierać i leżeli w łóżku przytuleni do siebie. Pan mówi Kubusiowi, że dopuścił się gwałtu na niej nie przemocą, ale postrachem. Ten twierdzi, że ani ona go nie skrzywdziła, ani on jej. Młody Byczek o niczym miał się nie dowiedzieć. Przyszedł jednak do domu i ojciec powiedział mu, że Kubuś śpi na górze. Chciał tam wejść, ale stary mu zabronił. Kubuś ubrał się i zszedł na dół, napili się za starym wina, bo przyjaciel Kubusia nie chciał. Piją zdrowie Kubusia i chrzestnego. Chrzestny odprowadza Kubusia do domu, bo wcześniej Kubuś skłamał mu, że ojciec jest na niego zły. Kum prosi go, żeby darował Kubusiowi, a on nie wie, o co chodzi. Wszyscy kiedyś byli młodzi i robili różne rzeczy. Byczek najpierw gniewał się na Kubusia i Justynę, ale uwierzył im, że są wierni. Pan mówi, że obojętnie jak będzie powiastka, to tylko głupiec nie doszuka się w niej nauki.

Narrator usprawiedliwia się z użycia nazwiska Byk. Może komuś nie spodobała się ta nazwa, ale dlaczego ktoś nie miałby się tak nazywać?

Kubuś opowiada dalej. Brat Jan wydawał za mąż córkę sąsiada, a on był drużbą. Przy stole posadzono go między dwoma kpiarzami. Zadawali mu pytania dotyczące nocy poślubnej. On głupio odpowiedział i ci zaczęli się śmiać, wszyscy pytali, co śmiesznego się stało. Oni odpowiedzieli żonom, że opowiedzą im wieczorem. Cała uczta miała taki przebieg. W końcu w nocy Kubuś znalazł się w swoim łóżku. Mówi, że miał wtedy 22 lata i nie był brzydki, ani głupi, ale za to naiwny jak ledwie narodzone dziecko. Kpiarze opowiedzieli żonom, co mieli opowiedzieć. Następnego dnia pani Zuzia pyta Kubusia, czy nie wziąłby noża i nie pomógłby jej wyciąć paru naręczy wikliny. On się zgodził. Po drodze Zuzia opierała się głową o jego ramię, ciągnęła za uszy. Przybyli, miejsce było spadziste. Pani Zuzia rozłożyła się na ziemi z rękami pod głową i przyciągnęła go ku sobie. Nie dała się jednak oszukać i domyśliła się, że Kubuś zakpił z jej męża. Każdy wrócił do siebie do domu. Trochę później przyszła do niego pani Małgosia, która miała zboże do zmielenia, a nie miała czasu zawieźć go do młyna. Kubuś załadował je na osła i zawiózł do młyna. Gdy wracał, między wsią a młynem, w lesie spotkał malgo0się siedzącą na drodze. Kazała mu usiąść na chwilę, bo chciała z nim pogwarzyć. Jednak milczeli oboje. Ona mówi, że myślała o tym, co powiedział jej o nim jej mąż. Zapytałą go, czy faktycznie nie wie, „co to kobieta”, Kubuś odpowiedział, że to „taki chłop, co ma spódnicę, czepek i tłuste piersi”. Ona zaczęła się śmiać, chciał, żeby się na to nabrała. Dziwiła się, że on nie wie więcej. Po chwili omdlała, a Kubuś udał, że myśli, że ona umiera. Powiedziała mu, że coś się jej marzyło. Mówi, że na tym weselu jej mąż i Zuzin śmiali się z niego, a ona nie lubi, jak ktoś się z kogoś śmieje. Kubuś mówi, że od niej zależy, czy będą się dalej z niego śmiać. Wystarczyłoby, żeby nauczyła go tego, czego nie umie. Prosi ją o to. W końcu rezygnuje. Ale ona mu ulega, myli Małgosię z Zuzią. Powiedział jej, że tego samego, co ona, nauczyła go już Zuzia, ona się zdziwiła, a on powiedział, że ani ta, ani ta go tego nie nauczyła. Po skończeniu opowieści Kubusia bardziej zaczęło bolec gardło i stwierdził, że nie będzie mógł mówić wcześniej, niż za 2 tygodnie. Wraca jednak do spotkani z Zuzią, którego świadkiem był wikary (znalazł się później na kupie siana, bo zobaczył Zuzię z najrozpustniejszym chłopakiem na wsi czyli Kubusiem, a ten widłami włożył go na siano „małego pokrakę”), omal nie widział tego także mąż Zuzi. Niedługo po tej przygodzie Kubuś zaciągnął się do wojska.

Narrator zastanawia się, jak ktoś, kto chce uchodzić za filozofa może opowiadać tak bezwstydne bajki. Mówi, że to nie bajki, ale historia, nie czuje się bardziej winny , a nawet mniej, od Swetoniusza piszącego o Tyberiuszu. Nikt nie robi zarzutów Horacemu, Juwenalowi, Petroniuszowi, La Fontaine'owi. Jeśli ktoś jest niewinny, to nie będzie go czytał, a jeśli jest zepsuty, to przeczyta bez szkody. Jeśli jego utwór jest dobry, to sprawi przyjemność, a jeśli zły, to nie wyrządzi szkody. Nie ma niewinniejszej książki niż licha, a on spisuje tylko dla rozrywki, pod przybranymi imionami, ludzkie błazeństwa.

Przez resztę dnia Kubuś i jego pan milczeli (Kubuś miał kaszel). Kubuś zawsze. Kiedy wyruszał w drogę, miał przy sobie bukłaczek „napełniony co najprzedniejszym” i miał go u łęku przy siodle. Zawsze łykał z niego, gdy pan wymagał od niego jakiejś dłuższej odpowiedzi na pytanie lub przerywał jego opowieść, także kiedy musiał się namyślić. Często mawiał: „poradźmy się bukłaczka”, albo „takie zdanie bukłaczka i moje.” Kubuś twierdził, że Duch Św. Zstąpił na apostołów w formie flaszy, a Zielone Świątki nazywał Świętem Flaszy. Akceptował tylko wróżby za pomocą flaszy, Uważał, że do natchnionych proroków flaszy należeli: La Fare, Fontaine, Rousseau. Platon, Molier, a ci, którzy zachwalają dobre wino, sami go nie spożywając, to fałszywi bracia zakonu Bukłaka.

Kubuś zmuszony do przerwy w opowiadaniu, słucha teraz pana, który mówi o historii swoich amorów. W wigilię jej imienin pan znalazł się bez grosza. Przyjaciel - kawaler de Saint-Quin stwierdził, że trzeba się o nie postarać. Wie nawet jak. Zaprowadził go do dziwnie umeblowanego mieszkania. Były w nim między innymi 3 komody, każda innego kształtu, a nad środkową wisiało lustro. Na komodach różne rzeczy, a wokół nich łądne krzesła, każde inne. U stóp łózka bez firanek znajdował się szezlong, na oknie klatka. Pod drugim łózkiem był świecznik na szczotce do zamiatania. W całym pokoju wisiały obrazy na ścianach, a drugie leżały na ziemi. Kubuś od razu odgadł, że właściciel - Le Brun był lichwiarzem. Kawaler przywitał się z nim przyjacielsko. Prosi go o pożyczkę dla pana Kubusia, ale ten nie bardzo chce się zgodzić. W końcu zgadza się pójść do znajomego - pana Fourgeot. Jest on mały, kulawy, pomarszczony, z laską. Przyjaciel kawalera, przekonuje tylko Fourgeota, aby nie prowadził ich do Mervala. Ten mówi, że tylko Merval ma teraz kasę do pożyczenia. Le Brun mówi, że w takim razie on umywa ręce i nie pójdzie z nimi do Mervala. Fourgeot uważa, że bez Bruna nie uda im się załatwić sprawy. Kawaler przyznaje mu rację. Wreszcie Le Brun daje się przekonać i wszyscy idą do Mervala. Kubus uważa, że kawaler de Saint - ouin jest w zmowie z tym Mervalem, bo zna wszystkich z imienia i nazwiska. Merval mówi, że niestety nie może pożyczyć kasy, bo rano komuś pożyczył i jest bez grosza. Wszyscy niemal klękają przed nim, ale nie mogą nic wskórać. W końcu kawaler mu coś nawciskał i ten znalazł jakiś pomysł w swojej makówce. Mogą wziąć towary od kogoś. On załatwi od zacnej, uczciwej kobiety. Nie będą one drogie. Le Brun i Mateusz Fourgeot mówią panu, że sprzedadzą ten towar w ciągu kilku godzin i ten się zgodził. Merval cieszy się, .ze mógł pomoc panu, ale przestrzega go przed takimi pożyczkami na przyszłość. Gdy wyszli od niego, poszli na obiad do gospody obok. Przy deserze zbliżyły się do nnich dwie dziewuszki grające na gęśli. Gdy trójka zajęła się jedną, druga zbliżyła się do pana i powiedziała mu, że nie jest w dobrym towarzystwie, bo każdy z jego towarzyszy jest już zapisany w czerwonej książce policji. Na umówioną godzinę wrócili do Mervala. Kupczyni już czekała z towaremPani Bridoie miała płótna, koronki, pierścionki, diamenty i takie tam Wzięli po trochę wszystkiego. Całość wyniosła ponad dziewiętnaście tys. liwrów, na które pan musiał wystawić skrypt. Pani namówiła go jednak na weksle (kawaler nie był przekonany, czy to dobrze, bo weksle idą w obieg). Trochę rupieci wziął od niego kawaler, trochę Fourgeot, resztę wziął Le Brun. Pan wziął kolie i mankietki. Fourgeot zapłącił od razu 50 ludwików. Pojechali do domu, w którym mieszkała luba pana i ofiarował jej kolię, mankietki i pierścionek. Przyjęła go uroczo, przymierzyła prezenty. Usiedli do wieczerzy. Pan nie został u niej jednak na noc. Po tygodniu udał się z kawalerem do Le Brun zobaczyć, co z resztą fantów. Pan otrzymał tylko osiemset siedemdziesiąt franków. Pan musiał się ukryć, bo nadszedł termin zapłaty, a on nie miał pieniędzy. Jego wuj wniósł na policji skargę przeciw całej szajce. Skargę przekazano komisarzowi, ten był na żołdzie Mervala, którego ochraniał. Odpowiedziano, że policja nic nie poradzi, bo wszystko odbyło się zgodnie z normami prawnymi. Mateusz zastawił wcześniej u wierzyciela złote puzderka, a ten go zaskarżył. Na dodatek narosły jeszcze koszta sądowe i do pokrycia brakowało jeszcze 50 franków.

W międzyczasie zmarł jeszcze ojciec pana Kubusia. Pan zapłacił weksle i wyszedł z kryjówki, a kawaler i przyjaciółka wiernie dotrzymywali mu towarzystwa. Kubuś uważa, że pewnie dlatego, iż był teraz dziedzicem sporej fortunki. Pan mówi, że zamiar zrobienia z niego głupca nie powiódł się znajomym. Pan zauważa, że Kubus mówi lepiej i może kontynuować historię swoich amorów. Ten jest innego zdania i mówi, że musi zajrzeć do bukłaczka. Uważa, że przez zioła, które w nim ma jest teraz doszczętnie głupi. Dlatego wylał je na ziemię, żeby nie przyniosły im nieszczęścia. Pan spojrzał na zegarek, otworzył tabakierkę. W tym czasie narrator wyjaśnia, że pisze historię, a nie romans i właśnie dlatego, nie pokaże starego wojskowego na koniu, który mógłby być kapitanem Kubusia, ani wiejskiej dziewczyny, która mogłaby być Zuzią, Małgosią, Dyzią lub Joanną. Jego celem jest prawda i chce go osiągnąć. Uważa, że do tworzenia romansu wystarczy odrobina wyobraźni i stylu.

Pewnego dnia, u pana zjawił się kawaler. Był smutny. Było to jeden dzień po dniu spędzonym z lubą, panem i jego lubą, rodzicami, ciotkami i kuzynkami na wsi. Powiedział mu, że rodzice jego ukochanej uważają, że jeżeli pan ma cos do niej, to powinien im to wyjawić. Jeśli nie powie im nic w ciągu 2 tyg., poproszą go, by zaprzestał odwiedzin, które ściągają ludzkie oczy i odbierają córce innych facetów. Pan odpowiedział, że się usunie, bo nie chce zagrzebać swojej rodziny, nazwiska, pozycji tak wcześnie, mimo tego, że ją kochał. Albo ona będzie go lepiej przyjmować, albo przerwą swoje kontakty. Pan mówi kawalerowi, że ten obiecał mu z jej strony fawory, nie wiedziałam, że ona będzie tak cnotliwa. Kawaler sam nie spodziewał się po tej wariatce, ryzykantce takiego smoka cnoty. Po usunięciu się, kawaler przynosił panu wieści od Agaty. Jej rodzina zaczynała się dziwić, czym mogła ją urazić. On sama mówi, że jest dotknięta takim zachowaniem. Wszystko ją drażni, płacze. Kawaler przekonuje pana, że nie powinien się tam sam zjawiać bez wezwania. Na pewno niebawem zostanie wezwany. Kawaler nie mówi o nim ani słówka, gdy tam jest, a Agta krąży dookoła niego, w końcu pyta o niego, czasem rozmawiają o czymś, ale w końcu i tak temat schodzi na jego zniknięcie. Rodzice mówią, że nie można nikomu ufać, okazywać względów. Kawaler uważa, że usunięcie się było głupstwem, dlatego zabrania mu pokazywać się tam. Trzeba pokazać Agacie, że pan nie jest od niej mocno zależny na etapie „całowania w rączkę” po tak długim czasie znajomości. Kawaler wyznaje, że też miał do Agaty interes, ale pojawił się pan i bardziej się jej spodobał. Kawaler i Agata zostali dobrymi przyjaciółmi. Kubuś przerywa panu opowieść, bo jemu tez nigdy nie udało się ciągnąć swojej „jak po maśle”. Dochodzi do prawie tak ostrej wymiany zdań między panem a Kubusiem jak przy „zleziesz”, „nie zlezę”. Pan uważa, że oprócz przerywania, Kubuś wyprzedza narratora opowiadania, któremu pozostaje tylko milczeć. Dlatego pan chce milczeć. Po załagodzeniu sytuacji kontynuuje swoją historię. W kilka dni po rozmowie kawaler przyniósł panu czuły list od Agaty. Pan wrócił „pod jej jarzmo”.

W tym miejscu narrator przerywa opowieść pana. Sądzi, że czytelnik jest ciekawy treści listu, tak jak treści bileciku Pommeraye dyktowanego przyjaciółkom. Nie przytacza go jednak, bo nie chce być jak historyk podsuwający osobistościom mowy, których nie wygłosiły, lub czyny, których nie spełniły.

Pana pytano o przyczyny zniknięcia, on powiedział to i owo i dali spokój. W relacjach z Agatą nic jednak nie posuwało się do przodu. Pewnego dnia niecierpliwiący się kawaler zaproponował przejażdżkę. Wybrali się na cały dzień na wieś. Minął cały dzień, wieczorem spożyli wieczerzę w gospodzie, wypili dużo wina, rozmawiali o polityce, religii i kobietach. Kawaler opowiedział panu koleje swego życia, niczego nie tając. Miał jeden występek, którego będzie żałował do grobu. Nie chciał go jednak wyjawić panu. Wiązało się to z oszukaniem przyjaciela. Wreszcie wyjawia, że bywał z przyjacielem w pewnym domu, w którym była młoda pani, podobna do Agaty. Przyjaciel był w niej zakochany, ale kawaler miał jej miłość. Nigdy nie powiedział tego przyjacielowi, który rujnował się dla niej. Mówi, że jeśli kiedys go spotka, to mu to powie. Bardzo mu ta sprawa ciąży w sercu. Pan mówi mu, że jeśli przyjaciel jest jego przyjacielem, to przyjmie to, wzruszy go szczerość i skrucha kawalera. Pan mówi mu, ze on by tak uczynił. Kawaler mówi panu, że to chodzi o nich i Agatę. Chce, aby pan zrobił z nim teraz co chce. Agata ma nad kawalerem ogromną władzę. K. Dziwi się, że pan nic nie zauważył. Pan stał nieruchomo jak skała i wykrzyknął: Ha! Niegodna! Och! Kawalerze! Ty, ty mój przyjaciel!. Kawaler mówi, że jest jeszcze jego przyjacielem. Gniew pana opadł i uściskał przyjaciela, on usiadł i zakrył oczy, nie śmiał spojrzeć na pana. Temu najlepszym rozwiązaniem wydawało się obrócić sprawę w żart. Kawaler mówił mu, że nie ma drugiego tak wartościowego człowieka na świecie. Mało kto zdobyłby się na taką wspaniałomyślność i siłę, aby przebaczyć taką zniewagę. Pan chce wypić zdrowie kawalera. Ten nie chce, więc piją zdrowie pana Kubusia. Kawaler opowiedział jeszcze wszystkie szczegóły zdrady, rodzinę Agaty przedstawiał jako kanalię, i sobie nie szczędził przezwisk. Kubuś przerywa panu, ale ten po chwili dalej mówi. Powiedział wtedy kawalerowi, że ma nadzieję, że ten już nigdy się z nimi nie zobaczy. Kawaler mówi, że dostaje szału, gdy myśli o tym, że nie zemści się nad nimi. Omamili i ogłupili go, ośmieszyli, oszukali jego i pana Kubusia. Pan uważa, że on by się nie wściekał, bo i na co. Kawaler sam popełnił zbrodnię. Pan rozumie, że w objęciach pięknej, młodej Agaty kawaler mógł zapomnieć o obowiązkach przyjaźni. Kawaler mówi, że gdyby wdzięk i rozkosz mogły złagodzić winę, to byłby najmniej winnym człowiekiem pod słońcem. Pan powiedział na to, że cofa przebaczenie i stawia warunek, pod którym zgodzi się zapomnieć zdradę. Kawaler każe mu mówić, czego żąda, w tym samym momencie bierze nóż i przykłada sobie do dołka nad obojczykiem z błędnym wzrokiem. Pan każe mu odłożyć nóż, nie żąda tak wysokiej ceny. Wydziera mu nóż i mówi, że najpierw będą pić, a później powie mu o warunku. Pyta go, czy Agata jest bardzo rozkoszna. Kawaler żałuje, że pan nie może wiedzieć tego tak dobrze jak on. Pan chce by ten opowiedział mu historię wszystkich miłosnych nocy. To jest warunek jego rozgrzeszenia. Kawaler pomyślał i zauważył, że pan jest tego samego wzrostu i wieku, Agata po ciemku nie poznałaby, że to nie kawaler. To byłaby dobra zemsta. Proponuje to przyjacielowi. Ten mówi, że to byłoby lepsze. Kawaler daje mu klucze do domu Agaty i mówi mu, jak tam dotrzeć. On zawsze czekał na umówiony znak pod oknami, wspina się po schodach, odklucza i zamyka drzwi jak najciszej, pierwsze drzwi w korytarzu na prawo prowadzą do niej, itd. (chyba nie ma sensu streszczać tego, jak dostać się do pokoju Agaty). Za ścianą mieszkają jej rodzice, jakby co, to można się schować w alkierzu. Tej nocy ona tez na pewno go oczekuje. Kawaler chciałby, aby pan pozostał z nią do samego rana, on przyszedłby i nakrył ich. Pan mówi, że to zbyt okrutne, a kawaler, że wcześniej w alkierzu by się rozebrał. Weszliby obaj wieczorem. Pan mówi, że ten zamiar wolałby przesunąc na jedną z następnych nocy, a drugi zgadza się na to. Później jeszcze pili, a kawaler z powrotem był wesoły. Dawał mu wskazówki, nawet nie łatwe do wprowadzenia w czyn. Zaczął opowiadać o Agacie, jej doskonałości i talentach oraz powolności. Zapłacili rachunek i wsiedli do powozu. Byli mocno napici, a woźnica i służba bardziej.

Narrator zastanawia się, czy nie wprowadzić tutaj np. wypadku powozu, wjechaliby w trzęsawisko, albo inny powóz, itd.

Jednak Kawaler i pan Kubusia dojeżdżają do Paryża. Ostatni założył ubranie kawalera. Po znaku(doniczka w oknie), kawaler odprowadza przyjaciela. Ten wchodzi i robi wszystko zgodnie ze wskazówkami. Czuje się najszczęśliwszym z ludzi. W tym momencie pan przerywa opopwiadanie, bo widzi, że Kubuś śpi lub udaje, że śpi. Ten mu mówi, że gdy się obudzi, to obudzi się także i jego ból gardła, więc chyba lepiej, żeby obaj wypoczęli. Kubus mści się i każe panu czekać z dalszym ciągiem opowieści, aż on nie dowie się o plastrze Desglands. Więc pan zaczyna opowiadać. W sąsiedztwie Desglandsa była wdowa, która miała wiele przywilejów podobnych jak jego żona. Była urocza, rozumna. Pan domu długo płakał po jej śmierci. Pan Kubusia widywał ja w ostatnich dniach jej życia. Mówiła, że w końcu wymyka się dwóm wrogom. Ni można było nazwac jej cnotliwą, ale chyba nie było na świecie bardziej zacnej i uczciwej kobiety. Desglands zakochał się w niej. Bawił w jego domu dzieciak zły, uparty, zuchwały i chorowity. Był to rodzony syn Desglandsa i pięknej wdowy. Wyrośnie na nicponia. Kubuś opowiada, że pewnego dnia zaczął on wydawać przeraźliwe okrzyki. Cały dom stanął od razu na nogach, oprócz ojca. Ten chciał, aby ojciec wstał. W końcu budzą go, mały prosi go, aby przyszli do niego wszyscy, którzy są w zamku. Tak tez się dzieje. Nie zjawia się jednak stara sparaliżowana odźwierna, i po nią malec każe posłać. Przyniesiono ją. Chłopiec mówi, że chce wstać i żąda, by go ubrano i żeby wszyscy poszli do wielkiej sali, a jego posadzili w fotelu ojca. Wszyscy mają wziąć się za ręce i tańczyć w kółko. Dalej działo się cos nie do wiary. Pan ma nadzieję, że Kubuś daruje mu ten ciąg dalszy. Tutaj następuje dygresja o kubusiowym nienawidzeniu portretów. Teraz opowiada pan. Pewnego dnia Desglands zaprosił na obiad wdowę i kilku młodych ludzi z sąsiedztwa. Wdowie zaczynał się podobać jedn z młodzieńców. Siedzieli z Desglandsem obok siebie, jak dwaj rywale, naprzeciw wdowy. Desglands dowcipkuje, prawi komplementy, ale ona patrzy w drugiego. Starszy trzymał jajko w ręku i zdenerwował się, więc wyleciało ono na twarz rywala, gdy ścisnął dłoń. Zapada cisza, wdowie robi się słabo. Gdy wstano od stołu, pani kazała wezwac obu. Czyniła wszystko, by ich pojednać - bezskutecznie. W końcu wpółżywą odwieziono ją do domu. Nazajutrz Desglands udał się do niej i zastał tam rywala. Oboje się zdziwili, gdy go zobaczyli, bo na szyi miał przylepione coś dziwnego, czarnego. Powiedział im, że to przejdzie. Wychodząc dał znak rywalowi, a ten do zrozumiał. Spotkali się za ogrodem wdowy i bili się. Rywal został cięzko ranny i odnieśli go do domu. Desglands w tym czasie wrócił do wdowy. Ona pyta go, co to za plaster na jego twarzy. On spogląda w lustro i obcina go, bo stwierdza, że jest nieco za duży. Rywal wyzdrowiał i w drugim pojedynku znów zwyciężył Desglands. Tak było 6x z rzędu. Po każdym pojedynku Desglands obcinał trochę plaster, resztę przyklejając z powrotem. Koniec tej przygody skończył się dopiero ze śmiercią wdowy. Jednego dnia podczas przechadzki Desglands otrzymał list i po przeczytaniu powiedział, że nie może się martwić śmiercią tego dzielnego człowieka (chodzi chyba o rywala), i zerwał z twarzy resztę plastra. Tak skończyła się historia. Pan ma nadzieję, że teraz Kubuś posłucha historii jego amorów, albo opowie swoją, ale ten odmawia, ponieważ jest za gorąco a, okolica jest piękna i lepiej odpocząc nad strumieniem. Zimnem chce leczyc swój katar (bo podobno najlepiej leczyć każdą rzecz jej przeciwieństwem). Pan zauważa, że nie ma żadnej maksymy moralnej, z której by nie zrobiono aforyzmu lekarskiego i odwrotnie. Towarzysze zasiedli na trawie i ustalili, kto będzie spał, a kto czuwał. Kubus jednak budzi się co chwilę, bo męczą go much i komary. Nie wie, po co one są potrzebne na świecie. Pan mówi, że są po to, aby upuszczać człowiekowi krew, gdy ten ma jej za dużo. Pyta Kubusia, czy zna bajke o Garonie. Tan odpowiada, że tak i wydaje mu się ona głupia. Gdyby zmaist żołedzi na dębie rosły dynie, to Garon nie położyłby się pod dębem. A gdyby nie położyłby się pod dębem, to co by o znaczyło dla jego nosa, czy z dębu by spadały żołędzie, czy dynie? Pan się z nim nie zgadza. Kubuś myśli o tym, że gdy ze sobą rozmawiali, to byli jak dwa automaty żyjące i myślące, mówili bez udziału swej woli. Pan pyta go, czy teraz wie, co chce. Ten odpowiada, że „ten sam diabeł. Jedynie w dwu automatach porusza się jedna sprężynka więcej.” Nie porusza się ona bez przyczyny. Gdy stworzy się przyczynę, nastapi skutek chwilowy, z przerywanej przyczyny, przerywany, z hamowanej - zwolniony. Wg kapitana Kubusia człowiek czuje się wolny, kiedy nic nie chce, a wolnośc, któ®a objawia się bez przyczyny, jest prawdziwą cechą szaleńca. Pan woli wierzyć, że chce, kiedy chce. Kubus mówi mu, że skoro jest on panem swego chcenia, to dlaczego nie chce kochać teraz jakiejś gorylicy, czemu nie przestał kochac Agaty? ¾ życia traci się jego zdaniem na chceniu bez uczynków i na uczynkach bez chcenia. Pan się z nim zgadza.

W oddali Kubuś widzi rolnika z koniem, który jest nieposłuszny. Zauważa ich i pan. Kubus uważa, że to zwierze to mieszczuch, koń, symbol Kubusia i jemu podobnych, którzy woleli żebrać w stolicy, niż wrócić do pługa. Pan się roześmiał na te słowa. Okazało się, że to był koń Kubusia i jego pana, od razu ich poznał. Rolnik jest niestety jego prawnym właścicielem, kupił go na jarmarku. Może go sprzedać za 2/3 poprzedniej ceny, bo na nic się nie zdaje. Oni chcieli go zamienić na jednego z koni, które mają. Ten się zgodził. Pan mówi, że Kubuś jest jasnowidzący i umie robić cuda, ale obawia się, że ma w sobie diabłą i jedynym sposobem na niego, może być podawanie mu święconej wody jako napoju. Kubuś mówi, że już woli mieć diabły w sobie niż wodę, bo ma hydrofobię.

Dosiedli koni i Kubus przypomniał panu, że dokąd doszedł w opowieści o swoich amorach. Pan mówi, że nagle otworzyły się drzwi. Pokój napełnił się tłumem ludzi, rodziną Agaty, ściągnięto firanki. Komisarz policji powiedział, że wie, że pan jest godnym człowiekiem i będzie się wolał poddać dobrowolnie niż narażać na skutki prawne. Rodzice zaczęli my robić wyrzuty, ciotki przezywały Agatę, która schowała głowę w pościeli. Pan Kubusia nie wiedział co zrobić, komisarz kazał mu się ubrać. Zaczął pisać protokół, matke powstrzymywano, aby nie zabiła córki. Ojciec łajał ją, że nie czuwa nad prowadzeniem córki. Pan podpisał protokół i zszedł na dół wsiąść do czekającego tam powozu. Wieziono go do więzienia w For-l'Eveque. Prowadzono mu straszny proces, jej rodzice nie chcieli słyszeć o układach, chodziło o małżeństwo z Agatą. Rano kawaler zjawił się w jego schronieniu. Wszystko wiedział, Agata jest w rozpaczy, a jej rodzice są wściekli. Musiał znieść wiele wymówek za wprowadzeni pana do ich domu. Agata chciała mu wydrapać oczy. Pan uważa, że kawaler powinien zeznać jak byłonaprawdę. Może zauważono go, kiedy wchodził. Kawaler od razu dostał swoje ubranie, a miał oddać ubranie pana Kubusia. Wszedł komisarz i kawaler się zmył. Odczytując protokół (był zacnym człowiekiem), przypomniał sobie, że chodził do szkoły z kimś o nazwisku pana Kubusia. I faktycznie, był to jego krewny. Komisarz powiedział mu, że to kawaler Saint - Ouin go wezwał. Pan nie wierzy, ale tan uświadamia mu, że kawaler jest oszustem, znanym z łajdactw. Policja ma z takich korzyści, więc ich nie łapie. Pan opowiedział komisarzowi całą przygodę. Zgodził się nie zaniedbac niczego, co mogłoby pomóc w uniewinnieniu pana Kubusia. W najgorszym będzie musiał się z Agatą ożenić, ale pewnie skończy się na odszkodowaniu. Kubus w tym momencie stwierdza, że pan był bardziej nieszczęśliwy od niego. Jakis czas po uwięzieniu pana, komisarz oznajmił mu, że Aga ta była u niego i powiedziała, że jest w ciąży. Pan nie musiał się z nią ożenić, ale musiał zapłacić znaczne odszkodowanie, także na chowanie i żywienie dziecka spłodzonego przez jego przyjaciela. Jego syn będzie miał niedługo 10 lat. Był on nawsi, gdzie uczył się czytać, ale to niedaleko, więc pan Kubusia go odbierze i odda chłopca do rzemiosła. Kubus uznał, że są zbyt blisko kresu podróży, by opowiadać o swych amorach. Następnego dnia dotarli, narrator nie wie gdzie i co tam mieli do roboty. Po krótkim postoju, gdy Kubuś wyzdrowiał ruszyli w miejsce, gdzie chował się syn pana. Po drodze Kubuś miał kontynuować opowieść o swoich amorach. Wrócił jeszcze do sprawy pana. Nie wiadomo jaką drogą na świat przyszło jego dziecko, ale pan chce, by zostało zegramistrzem lub tokarzem. Ożeni się i będzie miało dzieci. Kuba nie chce kończyć swoich amorów, bo: droga jest za krótka i nie pamięta, w którym miejscu skończył, a coś mu mówi, że ta historia nie ma się skończyć, bo inaczej przyniesie im nieszczęście, albo coś mu przerwie gawędę, ledwie rozpocznie. Stwierdził, że poradzi się bukłaczka, a pan wyjął zegarek i tabaczkę. Kubus decyduje się mówić. Panna dyzia była posłuszna i odwiedzała go 4x dziennie. On czuł już się lepiej, ale czasem noga go bardzo bolała. Chirurg uznał, że w kolanie może zostało ciało obce po wydobyciu kuli. Zdecydował się wyjąc ciało obce. Dyzia podczas zabiegu na Kubusiu zemdlała, a Joanna odwróciła głowę. W dnie rany był strzep sukna. Po operacji bardzo się Kubusiowi poprawiało dzięki opiece Dyzi. On kupował jej złote podarnuki u kramarzy. Jego dłoń drżała, gdy go jej dawał, a jej, gdy go przyjmowała. Pewnego dnia, gdy nie wiedział, co kupic, kupił jej jedwabne podwiązki w białe, niebieskie i czerwone prążki. Nim rano przyszłą, powiesił je na krześle przy łóżku. Gdy je zobaczyła, krzyknęła, że są śliczne. On powiedział, że to dla jego panny. Ona zapytała, czy on ma swoją pannę, on, że tak. Dyzia zapytała, czy on kocha swoja pannę. On, że tak, ona nato, czy ona kocha jego. Kubuś powiedział, że nie wie, że ona przysięgła mu jedną łaskę. Jeśłi jej dopełni, to on oszaleje. Ona pyta jaką, on, żę jedną podwiązkę będzie mógł sam jej zapiąć. Dyzia zrozumiała, że podwiązki są dla innej, zawstydziła się, nie potrafiła się ogarnąć, plątała bandaże, itd. Kubus zauważył, że ona płacze i zapytał, co jej jest. Ona, że ktoś zrobił jej przykrość i jest nim Kubuś. Nie wiedział, w jaki sposób, ale ona pokazała na podwiązki. Powiedział jej, że dla niej kupił. Ona nie wierzyła. Podając jej je, jedną zatrzymał w dłoni. Wziął ją za rękę i założył jej podwiązkę. Wtedy weszła Joanna. Dostrzegła jednak tylko podwiązkę w ręku Dyzi, ale nie ich zmieszanie. Joanna mówi, że Kubuś nie może jej teraz ich odbierać, musi oddać. On proponuj, że założy jej druga przy Joannie, albo weźmie obie. Ta, że to nie uchodzi.

Kubuś i pan wjechali do miejsc, w którym mieli odwiedzić dziecko i jego żywicieli. Zrobili sobie chwilę odpoczynku przed wjazdem do wsi. Kubus nie pomógł panu w zsiadaniu z konia, więc ten gonił go ze szpicrózgą dookoła konia. Zatrzymali się dopiero, gdy się zmęczyli. Kubuś każe mu teraz przyznać, że udowodnił mu, iż człowiek działa bezwolnie. Ze wszystkiego, co uczynił w ciągu ostatnich pół godziny, niczego przecież nie chciał. Był marionetką Kubusia, a on bawił się panem celowo. Podczas zsiadania pana z konia, zerwał się rzemień i to było zamierzone przez Kubę.

Pan przekonuje go, że skoro nie ma już picia w bukłaczku, to najlepiej w oszukaniu zmęczenia pomoże dalsze opowiadanie. Ten nie dał się przekonać, więc został wysłany do jakiejs chałupy dowiedzieć się, gdzie mieszka syn jego pana. Poszli do pierwszej chałupy i otworzył Saint-Ouin. Obaj dobyli szpady. Konie się spłoszyły brzękiem i uciekły. Nieznajomy pada martwy na ziemię, pan Kubusia wskakuje na konia i ucieka. Przypadek przyprowadził martwego dzisiaj do Agatyi dziecka. Ona nie wie co zrobić, pan już zniknął z oczu. „Kubus idąc od sędziego do więzienia mówi:-Musiało się tak stać, tak było napisane w górze…”

Narrator mówi, że powiedział o bohaterach wszystko, co wiedział. Amory Kubusia, jak mówił, było napisane w górze, że ich nie dokończy. Poleca czytelnikowi samemu dokończyć opowiadanie. Mimo pamiętników, które ma, narrator nie chce uzupełniać historii, bo po co? Przecież zajęcie można budzić tylko to, co się uważa za prawdę. Nazywa zieło o kubusiu Fataliście najwybitniejszym od czasów „Pantagruela” Franciszka Rabelais'go i „życia i przygód kuma Mateusza”. Mówi, że przeczytał te pamiętniki z bezstronnością i za tydzień poda sąd o rozmowach Kubusia i jego pana.

Wydawca dodaje:

Odczytał pamiętniki. Z 3 paragrafów 1 i 2 wydaje się oryginalny, 2 podrobiony.

Pewnego świątecznego dnia Kubuś prawie zdrowy i Dyzia siedzieli w fotelu. Domownicy byli na mszy. Oni oboje milczeli, dąsali się na siebie. Kubuś poruszył niebo i ziemię, by skłonić Dyzię do uszczęsliwinie go. W końcu ze łzami stwierdził, że ona go nie kocha. Ona mówi, że tak nie jest, ale skoro on tak sądzi, to niech robi znią, co chce. Wybucha płaczem. Kubuś rzucił się jej do nóg, otarł łzy i ucałował, pocieszył. To rozczuliło Dyzię.

Innym razem, wg 2. Paragrafu, Dyzia przyszła zmienić opatrunek. Weszła niesmiało, gdy wszyscy jeszcze spali. Bali się rozchylić firanki łóżka Kubusia. Odchyliła i zapytała, jak spał. On, że nie zmrużył oka, swędziało go kolano. Ona wzięła flanelę i zaczęła mu rozcierać nogę. Kubus patrzył na nią z miłością. Potem ona rozcierała mu bliznę i nogę nad kolanem. Kubus nie mógł wytrzymać i chwycił ją za rękę. Tłumacz wie, że to plagiat, bo plagiator pisze, że jeśli czytelnik nie jest zadowolony z takich obrotów amorów Kubusia, to może coś poprawić. Ale i tak zakończy je tak, jak plagiator.

Trzeci paragraf ukazuje Kubusia z kajdanami na nogach i rekach w więzieniu. Wzywa na pomoc filozofie swego kapitana. W końcu wyważono bramy więzienia i stał się wolny, ale wcielono go do armii Mandrina (kontrabandzista fran. XVIIIw. ). Jego pana dopadła żandarmeria i osadziła w innym więzieniu. Wydobyć się z niego pomógł mu komisarz. Pan zamieszkał w zamku Desglandsa, kiedy przypadek wrócił mu sługę nieodzownego do szczęścia jak zegarek i tabaka. Mandryni napadli na zamek i Kubuś poznał pana. Niespodziewanie spotkał też Desglandsa, dyzię i Joannę. Piją jego zdrowie jako wybawcy. Kilka dni później umiera stary odźwierny, Kubus dostaje się na jego miejsce i żeni z Dyzią. Starają się o uczniów dla Zenona i Spinozy.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kubuś Fatalista i jego pan - Diderot, Opracowania
kubus fatalista i jego pan 4
Denis Diderot Kubuś fatalista i jego pan
Denis Diderot Kubuś fatalista i jego pan
kubus fatalista i jego pan 1
Denis Diderot Kubus Fatalista i jego pan
Diderot Denis Kubus Fatalista i jego pan
filozofia Denis Diderot Kubus fatalista i jego pan
diderot denis kubus fatalista i jego pan
DENIS DIDEROT Kubuś Fatalista i jego pan
Diderot Denis Kubuś fatalista i jego pan
Denis Diderot Kubuś fatalista i jego pan
Kubuś fatalista, POLONISTYKA, Oracowania lektur - Oświecenie
kubus fatalista, Filologia polska - Oświecenie

więcej podobnych podstron