Przemówienie premiera na konwencji PiS w Gdańsku
PAP
2007-08-25, ostatnia aktualizacja 2007-08-25 19:05
Pełna treść przemówienia premiera Jarosława Kaczyńskiego na sobotniej konwencji Prawa i Sprawiedliwości w Gdańsku.
"Szanowni Państwo, koleżanki i koledzy,
jesteśmy w szczególnym miejscu, w Hali Oliwii, byłem tu niejeden raz, ale najlepiej pamiętam ten pierwszy pobyt, w trakcie pierwszego zjazdu Niezależnego Samorządnego Związku +Solidarność+. To był bardzo ważny moment w polskiej historii, ale te ważne momenty się powtarzają i dziś mamy taki ważny moment.
Dwa lata temu, w pamiętnym roku 2005 polskie społeczeństwo oburzone, zaszokowane aferą Rywina i innymi aferami, społeczeństwo, które ujrzało chociaż część kulisów polskiego życia publicznego, podjęło decyzję, podjęło decyzję o przeprowadzeniu w naszym kraju głębokich zmian. Kiedy zanalizować wyniki tamtych wyborów, to łatwo można zobaczyć, że 70 procent, przeszło 70 procent wyborców, opowiedziało się za formacjami politycznymi, które w ten, czy inny sposób, takim, czy innym językiem, odnosząc się do takiej, czy innej tradycji, kwestionowały istniejący porządek.
Był to czas wielkiej nadziei, wielkiej nadziei przede wszystkim na koalicję PiS-u i PO, wielkiej nadziei na to, że ta koalicja powstanie i zmieni nasz kraj. I my, ludzie Prawa i Sprawiedliwości, też taką nadzieję mieliśmy. I uczyniliśmy wszystko, co było możliwe, by ta koalicja powstała.
Stało się inaczej, wszyscy pamiętamy dlaczego, nie ma co do tego wracać. Były różne wydarzenia, próba rozwiązania Sejmu, nowych wyborów i wreszcie ta bardzo trudna koalicja, która dziś dobiegła kresu, która dobiegła kresu dokładnie w ostatnich tygodniach.
Przed nami kolejne wybory, a więc czas pytań, czas pytań najważniejszych. Czas ustalenia, między czym, a czym wybieramy. I po dwóch latach od tamtego pamiętnego roku te pytania są w gruncie rzeczy takie same, co wtedy, te same, co wtedy. Chociaż sytuacja jest inna, dużo jaśniejsza, dużo więcej dzisiaj wiemy o naszej rzeczywistości, o realnych podziałach.
Trzeba te pytania przypomnieć. Po pierwsze pytanie o to: czy kontynuujemy w Polsce system nazwany celnie postkomunistycznym, czy też go odrzucamy? I pytanie drugie: Polska solidarna czy Polska liberalna? Te dwa pytania zlały się w ostatnim czasie w jedno: III czy IV Rzeczypospolita? To jest ciągle to podstawowe zagadnienie, to zadanie postawione Polakom w tych najbliższych wyborach.
Warto tu pewne sprawy przypomnieć, mimo to, że mówiliśmy o nich wielokrotnie, ale żyjemy w takim zalewie kłamstwa, że trzeba przypominać, bo pamiętajcie państwo, że my o różnych rzeczach wiemy, ale nie wszyscy wiedzą, a na co dzień są, można powiedzieć, bombardowani. Dlatego warto jeszcze raz uświadomić sobie, o co w gruncie rzeczy chodzi, co to oznacza odrzucić postkomunizm, zbudować solidarną Polskę, zbudować IV Rzeczposplitą.
Najpierw sprawa odrzucenia postkomunizmu. Tu mamy dwa zespoły działań, które się ze sobą łączą, ale można je traktować oddzielnie i jeden warunek, który musi być spełniony. Tym warunkiem jest powołanie rządu, który ma wolę zmiany i jest nieuwikłany we wszelkiego rodzaju układy - dziś wyśmiewane słowo, ale innego nie ma - III Rzeczypospolitej. To warunek pierwszy. Pierwszy zespół działań to wszystko to, co zmierza do odsunięcia od władzy, od sfery władzy oligarchii, do likwidacji patologicznych struktur, do likwidacji różnego rodzaju immunitetów i przywilejów, do oczyszczenia, lustracji, dekomunizacji, dezubekizacji. To mówiąc krótko, wielkie przewietrzenie Polski.
Ale to jest dopiero pierwszy zespół działań, on może być skuteczny trwale tylko wtedy, jeżeli będzie podjęty także zespół inny, bardziej skomplikowany. Bo patologia ma wielką siłę, bardzo łatwo się odbudowuje, a w Polsce tego dziesięciolecia, obawiam się, że kolejnego, a także następnego, patologia będzie zawsze postkomunistyczna. Czyli jeśli chcemy ją na zawsze wyłączyć, ostatecznie zlikwidować ten fatalny system, to musimy zbudować silne państwo. Silne państwo to znaczy takie, które wypełnia swoje podstawowe zadania, zadania, które można odnieść do pojęcia bezpieczeństwa, oczywiście bezpieczeństwa różnie rozumianego.
A więc przede wszystkim bezpieczeństwo międzynarodowe w stosunkach z innymi krajami, to zadanie każdego państwa. Bezpieczeństwo wewnętrzne, a więc ochrona obywateli przed przestępcami, przed złoczyńcami, przed tym wszystkim, co w życiu społecznym człowiekowi może grozić. Bezpieczeństwo socjalne, szeroko rozumiane, odnoszące się do sfery ochrony zdrowia, elementarnego zabezpieczenia, emerytalnego, także oświaty, to też swego rodzaju bezpieczeństwo dla rodziny, że dzieci mogą się uczyć. Wreszcie to jest jeszcze jeden rodzaj bezpieczeństwa, bardzo ważny, to jest bezpieczeństwo obywateli wobec własnego państwa, zapewnienie praworządności, zapewnienie, by władza nie była nadużywana, czy to centralnie, czy przez różnego rodzaju struktury lokalne. To problem każdej demokracji.
Budowa takiego państwa musi oczywiście opierać się o pewne zasady, takie państwo musi być legitymizowane nie tylko poprzez mandat demokratyczny, ale także historycznie, moralnie, to musi być państwo uczciwe. Mówi się często, dziś może bardzo często, że silne państwo należy przeciwstawić silnemu społeczeństwu, że to jest alternatywa rozłączna - albo, albo. Nic błędniejszego. To całkowita nieprawda. Słabe państwo służy wyłącznie gangom, przestępcom, złoczyńcom. Społeczeństwu zorganizowanemu, społeczeństwu obywatelskiemu służy silne państwo.
Ale zbudować takie państwo to jeszcze nie koniec drogi. Takie państwo nie musi być państwem solidarnym, bo państwo solidarne to coś więcej. To państwo, które podejmuje się także zadań innego rodzaju, to państwo, które dąży do pewnego wyrównania, w szczególności szans, ale także warunków życia, zarówno w wymiarze odnoszącym się do grup społecznych, jak i w wymiarze terytorialnym. To państwo, które odrzuca partykularyzmy, które patrzy na społeczeństwo jako na całość, jako na naród, jako na wspólnotę, bardzo głęboko zakorzenioną w historii, ale wychyloną ku przyszłości, bo taką wspólnotą jest naród.
Przesłanką takiej polityki jest właśnie troska o przyszłość, troska o kształt narodu w przyszłych pokoleniach. Przesłanka takiej polityki tkwi głęboko w wierze milionów Polaków, wierze katolickiej. Potężnym oparciem dla niej jest nauka społeczna Kościoła. Wreszcie znaleźć ją można w najlepszych tradycjach wszystkich wielkich polskich grup społecznych, w tym, to warto podkreślić, bo bywa to kwestionowane, w najlepszej tradycji polskiej inteligencji.
Po dwóch latach, nawet gdyby nie było wyborów, musielibyśmy sobie zadawać pytanie, czy idziemy drogą budowania IV Rzeczypospolitej, czyli takiego właśnie państwa. I powinniśmy także dzisiaj próbować sobie odpowiedzieć na pytanie odnoszące się do tej kwestii: czy nie zboczyliśmy z drogi? Otóż trzeba pamiętać, że wielkie przedsięwzięcia społeczne są zawsze trudne, a to jest przedsięwzięcie wielkie, a więc jest trudne, że tylko jedna partia, tylko Prawo i Sprawiedliwość jednoznacznie opowiadało się w swoich programach, w swoich działaniach za tym, by takie państwo budować, że demokracja w ogóle wymaga kompromisów. A tutaj te kompromisy musiały być szczególnie trudne.
Tu dochodzimy do sprawy w dziejach tego dwulecia najbardziej kontrowersyjnej, do tej bardzo trudnej koalicji. Ta koalicja może być oceniana tylko wedle odpowiedzi na to pytanie, które tu postawiłem, wedle odpowiedzi na pytanie: czy idziemy, czy szliśmy, bo już dzisiaj to czas przeszły, dzięki tej koalicji właściwą drogą? Kiedy stawia się tego rodzaju pytanie, tego rodzaju zagadnienie, to zawsze warto mówić także o alternatywie.
Taka alternatywa była przynajmniej w jednej sprawie przez naszych głównych konkurentów, jak się okazało tylko konkurentów, a nie sojuszników, bardzo wyraźnie, jednoznacznie sformułowana. To sformułowanie było nawet ujęte w liczbach, co najwyżej 210 mld zł wydatków w budżecie 2006 roku, czyli wielkie cięcia społeczne, czyli bieda, czyli wymiar odnoszący się do ludzkiego losu. Ale także inny wymiar odnoszący się do tempa wzrostu dochodu narodowego, przy takich ograniczeniach musiało być niższe, do spadku bezrobocia. Ale także do kwestii jeszcze innej, mianowicie do kwestii odnoszącej się do sensu polityki gospodarczej. Komu ma służyć? Wąskim grupom, którym służyłyby takie decyzje, czy narodowi?
My podjęliśmy drogę trudną, ale byliśmy w naszych działaniach solidarni, we wsi, emerytów, mało zarabiających, wobec rodzin, wobec głodnych dzieci, wobec ludzi, których spotkało nieszczęście. I uczyniliśmy to wszystko bez najmniejszego ekonomicznego zagrożenia. Mówiła o tym pani premier, trzymając finanse publiczne w ryzach.
Szanowni państwo, gdyby ta koalicja przyniosła tylko ten jeden sukces, to już warta by była zawarcia. Powtarzam, w wymiarze ludzkich losów i w wymiarze sensu polityki państwa. Ale trzymając się tylko spraw gospodarczych, mogę tutaj śmiało powiedzieć, że tych sukcesów było nieporównanie więcej.
Wielkim osiągnięciem jest to, co uczyniła pani minister Gęsicka - przygotowanie Polski do przyjęcia środków z Unii Europejskiej. Wielkim sukcesem jest przygotowanie wielkiej reformy finansów publicznych, nie z naszej winy nie jest w tej chwili głosowana. Wielkim sukcesem są działania, o których mówił tutaj pan prezes Wojciechowski w sferze skarbu państwa, uporządkowanie, zakończenie procesu grabieży. Wielkim sukcesem są prace nad dywersyfikacją dostaw gazu dla Polski, prace bardzo już dzisiaj zaawansowane. Wielkim sukcesem jest to, co czyni w naszym rządzie pani minister Streżyńska, pierwsza, która podjęła walkę, i to skuteczną walkę, z monopolami.
Tak, proszę państwa, tutaj padały słowa o tym, że nie mamy się czego wstydzić. Ja powiem więcej, my się mamy w tej dziedzinie czym chwalić. Szliśmy tutaj tą drogą, którą żeśmy sobie wyznaczyli. Ale przecież to dalece nie wszystko. My podjęliśmy też wielką naprawę polskiego państwa, można powiedzieć, my podjęliśmy próbę przywrócenia polskiego państwa. My przede wszystkim odsunęliśmy na wielką odległość od władzy, od sfer władzy, różnego rodzaju oligarchów. Pisano nawet ostatnio, że miliarderzy zniknęli ze sfery publicznej. Zniknęli, i dobrze. Ale to tylko wstępny warunek innych zmian.
Ogromny dorobek ma tutaj minister Ziobro. To, co uczynił dla naprawy polskiego sądownictwa, wymiaru sprawiedliwości, dla aktywizacji, dla skutecznej - mamy 16-procentowy spadek przestępczości - walki z przestępczością, dla poczucia bezpieczeństwa, przyzwoitości w naszym życiu, jest naprawdę wielkie. Ale bardzo daleko idące zmiany zaszły w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych - modernizacja policji, w ABW, które zostało w końcu uruchomione, w wywiadzie, który zaczął przynajmniej po części wykonywać swoje obowiązki, powołano Centralne Biuro Antykorupcyjne, zlikwidowano WSI, wprowadzono kryteria dla powoływanych na stanowiska wojewodów.
Dokonano wielu, wielu innych pozytywnych zmian, można powiedzieć, w sferze państwa mamy prawdziwą rewolucję. Ale przecież to też nie wszystko. A sfera oświaty? Wszyscy pamiętamy, nazwijmy to tak, specyfikę pana, kiedyś wicepremiera, Giertycha. Ale to jest kierunek przywracania porządku, przywracania jakiegoś przekazu wspólnotowego. Diagnoza mówiąca o tym, że to co wyprawia się w bardzo wielu polskich szkołach szkodzi przede wszystkim dzieciom, a przede wszystkim dobrym dzieciom, jest słuszna. I nowy minister idzie w tym samym kierunku, tylko można powiedzieć - na nieporównanie wyższym poziomie. A reformy szkolnictwa wyższego, albo w ogóle pomijane, albo wyklinane w różnych pismach. Przecież to ogromna zmiana, zmiana w polskiej nauce potrzebna.
I wreszcie kultura, polityka historyczna, przywracanie godności Polakom, czy to nie zmiana? A dbałość o oświatę, o kulturę, tak zresztą jak dbałość o wzrost gospodarczy, to element państwa solidarnego, bez tego nie ma solidarności, nie ma równych szans. Tak samo jak wtedy, gdy nie walczy się z korporacjami, a z korporacjami, choć to trudne, chociaż broni ich Trybunał Konstytucyjny, także podjęliśmy walkę. Dlatego możemy uczciwie powiedzieć, ta koalicja była trudna, wyczerpała swoje możliwości, ale to była koalicja ku dobremu, dla Polski, a nie dla stołków, nie dla władzy.
Oczywiście, była i cena. Cena niezrozumienia przez znaczną część społeczeństwa, w szczególności inteligencję. Cena płacona w resortach przekazanych koalicjantom, chociaż byłbym niesprawiedliwy, gdybym powiedział, że w tych resortach niczego dobrego nie uczyniono. Cena niemożliwości porozumienia się w sprawach, które odnoszą się do przynajmniej części kwestii związanych z historią, przede wszystkim z Samoobroną. Była tego rodzaju cena.
I były także, nie ma co tego ukrywać, nawet mimo to, że przed nami wybory, i innego rodzaju trudności. Była ta trudność, która sprowadzała się w istocie, przynajmniej na początku, przede wszystkim do jednej osoby, osoby, która została poprzez zręczną i trwającą wiele lat manipulację, wprowadzona do naszych szeregów. Osoby związanej, bardzo ściśle związanej z III Rzeczpospolitą, z wszystkimi tego konsekwencjami, osoby związanej po prostu z oligarchią. Sądzę, że wszyscy już wiedzą o kogo chodzi, to pan Kaczmarek, to były minister spraw wewnętrznych. To pan, który przyłapany na gorącym uczynku dzisiaj chwyta się wszystkich środków i zeznaje jak świadek w procesie stalinowskim. Ale proszę państwa, mogę o tym państwa zapewnić - zeznaje nieprawdę. I to jest tutaj najważniejsze.
Był i kłopot inny. Myśmy przejęli Polskę po rządach SLD. Polskę, gdzie było mnóstwo rzeczy do zmienienia. I mieliśmy zbyt małe zaplecze i nie znaleźliśmy ostatecznie dobrego sposobu, aby te trudności związane z działalnością pana Kaczmarka, na to, żeby różne sprawy do końca załatwić. Powiedzmy sobie uczciwie, zarzut zawłaszczania państwa, zawłaszczania gospodarki jest całkowicie nieprawdziwy, jest kontrfaktyczny.
Ale chcę też powiedzieć, że nie wszystko było dobrze i musimy znaleźć na przyszłość metodę rozwiązywania tych trudnych spraw. Ale niezależnie od innych jeszcze kłopotów, resortowych, związanych z ludzkimi charakterami, niekiedy niecelnymi decyzjami personalnymi, szliśmy we właściwym kierunku i proszę państwa, co najważniejsze, zachowaliśmy zasady, tak. Tworząc tę koalicję, trudną, powtarzam, bardzo trudną, przyrzekliśmy sobie, że od zasad, które głosimy, nie odstąpimy, nie odstąpimy ani o jotę, że będziemy jest stosować w sposób szczególnie twardy i że będziemy przede wszystkim zwracać naszą uwagę na własne zaplecze, na własne szeregi. Gdybyśmy tej zasady nie stosowali, nie byłoby dziś kłopotów, nie byłoby dziś wyborów, ale nie byłoby też możliwości budowania nowoczesnej Polski. A to my budujemy Polskę nowoczesną.
Tak proszę państwa, wbrew różnym zarzutom o braku inwencji modernizacyjnej, to my Polskę modernizujemy. Nie ma bowiem struktury bardziej anachronicznej niż postkomunizm. Nie ma struktury bardziej anachronicznej i szkodliwej niż postkomunistyczne miękkie państwo, państwo trzecioświatowe. Bo to pojęcie ukute właśnie dla opisu państw Trzeciego Świata. I dzisiaj to właśnie profitenci ekonomiczni i można powiedzieć profitenci ideowi tego miękkiego państwa przypuszczają na nas atak, przypuszczają go od samego początku, zanim w ogóle zdołaliśmy cokolwiek zrobić. Bo oni wiedzieli, że my to państwo chcemy zmienić w normalne europejskie państwo.
I nie zapominajmy jeszcze czegoś innego, że normalne polskie państwo jest także nie w smak pewnym siłom zewnętrznym, które przyzwyczaiły się do polskiej miękkości. A myśmy tę miękkość odrzucili, także w polityce zagranicznej. Cieszę się, że tu w pierwszym rzędzie siedzi pani minister Fotyga. To ona wzięła ten ogromny ciężar na siebie.
Ale fakty, fakty, o których dużo się już dzisiaj tutaj mówiło, przemawiają za nami. Jeśli spojrzeć na te dwa lata, na wyniki ekonomiczne, na wyniki społeczne, na przywracanie elementarnej historycznej przyzwoitości, poprzez działania rządu, a może jeszcze bardziej prezydenta Rzeczypospolitej, to były to najlepsze lata Polski od bardzo wielu dziesięcioleci. Rzecz w tym, by ta droga, którą idziemy, mogła być podtrzymana. Żeby mogła być podtrzymana muszą być spełnione pewne warunki.
Musimy skorzystać z odejścia naszych trudnych koalicjantów, by jeszcze raz zwrócić się do polskiej inteligencji. Są wśród nich ludzie, którzy mają dość siły intelektualnej i moralnej, by opisywać rzeczywistość taką, jaka ona jest. Chcę im z tego miejsca podziękować. Ale wiem, że może być ich więcej. I musimy uczynić wszystko, żeby było ich więcej. I musimy podjąć także inny wysiłek, mówił o tym prezes Wojciechowski, musimy stworzyć szeroką koalicję. Ja bardzo się cieszę z tego, że widzę tutaj wiele twarzy osób wybitnych, nie należących do PiS-u, że dzisiejsi mówcy, poza moją skromną osobą, nie są przecież członkami naszej partii. Tak, twórzmy szeroką koalicję IV Rzeczypospolitej.
Rok 2005 był rokiem zmiany, ale także wielkiego nadużycia. Oto zwolennicy kosmetycznych zmian, albo zgoła zmian przeciwnicy, przebrali się za rycerzy IV Rzeczypospolitej. I wielu im uwierzyło. Dziś maski opadły. Co prawda pan Donald Tusk próbuje tę maskę znów niezdarnie na swoją twarz wciągać, bo tak to trzeba chyba określić, ale naprawdę widać wilcze zęby zza tej owcy. Ale wiem, że w Platformie jest wiele osób, które chcą zmian. Wiem, że miliony spośród tych, którzy głosowali na Platformę, chciało sojuszu, chciało zmiany. I do nich się zwracam, zwracam o poparcie. Ta droga, którą idziemy, może być kontynuowana.
Szanowni państwo,
Nasi przeciwnicy mają wielkie siły i mają jedną potężną broń. Tą bronią jest kłamstwo. Kłamstwo, kłamstwo i jeszcze raz kłamstwo. Ale nasi przeciwnicy nie doceniają Polaków, nie doceniają mądrości naszego narodu. Polacy nie dadzą się oszukać, dlatego zwyciężymy, dlatego zwycięży IV Rzeczpospolita.
Zaczęliśmy budować wielką koalicję, tą, która zwycięży. Przed nami wielka praca. Prawdopodobnie za mniej niż dwa miesiące wybory. Jeszcze raz powtarzam - zwyciężymy, będzie IV Rzeczpospolita. Zwyciężyła +Solidarność+, my też zwyciężymy".