Modlitwa i sprawowanie liturgii
Klemens z Aleksandrii, pisarz chrześcijański z przełomu II i III w., zanotował następującą uwagę: Całe życie chrześcijanina jest jednym długim dniem święta. W dzisiejszej pogadance radiowej będziemy mieli okazję przekonać się, jak prawdziwe były te słowa.
Dla pierwszych chrześcijan wiara była światłem, które rozjaśniało szarość ich codziennego życia; dotyczyło to zarówno spotkań wspólnoty chrześcijańskiej, jak i czasu poświęconego rodzinie i pracy. Chrześcijanin żył w stałej świadomości, że jest obywatelem świata i zarazem kimś obcym, stałym mieszkańcem ziemi i jednocześnie pielgrzymem do obiecanego miasta przyszłego.
Cały czas chrześcijanina - dzień, tydzień, rok - przeniknięty był rytmem wiary. Każdy wierzący, podobnie jak i Żydzi w Starym Testamencie, wiedział, że Bóg jest Panem czasu i historii, który nadaje im sens i znaczenie.
W starożytności rytm codziennego życia wyznaczany był przez nastanie świtu i zapadnięcie zmroku. Rano każdy śpieszył do swoich zajęć, by maksymalnie wykorzystać światło dnia, bowiem ówczesne oświetlenie sztuczne było niewystarczające do pracy. Dla chrześcijanina początek i koniec dnia były czasem modlitwy. Składała się ona z chwili milczenia, rozmyślania nad tekstem Pisma Świętego i śpiewu psalmu. Nie zachował się żaden tekst stereotypowy, przeznaczony do odmawiania w tym momencie; była to bowiem modlitwa osobista i spontaniczna. Tertulian radził przy porannej modlitwie uklęknąć na znak adoracji i uniżenia wobec Boga. Liczne świadectwa z tamtych czasów mówią o zwracaniu się modlących na wschód. Wschodzące słońce było dla chrześcijan symbolem Chrystusa - światła prawdy, które oświeca wierzących. W niektórych domach chrześcijańskich, zwłaszcza zamożniejszych, znajdowało się specjalne pomieszczenie, zarezerwowane na modlitwę.
Dzień kończono modlitwą o zachodzie słońca. Tertulian polecał przeżegnać się wówczas znakiem krzyża i przeczytać jakiś tekst biblijny; z medytacji nad nim wypływała spontaniczna modlitwa.
„Didache”, cenny dokument życia duchowego pierwotnego Kościoła, mówi, że chrześcijanie, podobnie jak Żydzi, zachowywali zwyczaj trzykrotnej modlitwy w ciągu dnia; recytowali jednak przy tym już tekst nowy - Modlitwę Pańską. Ten tekst, otrzymany od samego Chrystusa, jednoczył wszystkich wierzących, rozproszonych po całym świecie. „Didache", najstarszy pomnik literatury wczesnochrześcijańskiej, nie wspomina w jakich porach dnia należało odmawiać tę modlitwę, zapewne więc było to dowolne. Nieco później Kościół zachodni, skłonny zgodnie z duchem starożytnych Rzymian do prawniczej ścisłości, określił dokładnie jako porę modlitwy godzinę trzecią, szóstą i dziewiątą, czyli zgodnie z naszym sposobem liczenia czasu dziewiątą rano, dwunastą w południe i trzecią po południu.
W czasie modlitwy zajmowano najczęściej postawę stojącą, z rękoma wyciągniętymi w górę i otwartymi dłońmi, tę postawę znamy z licznych malowideł, przedstawiających osoby modlące się, zachowanych w katakumbach. Taka postawa ciała dobrze wyrażała na zewnątrz skierowanie ku Bogu, oczekiwanie Jego pomocy; przypominała ponadto chrześcijanom postawę, w jakiej Chrystus umarł na krzyżu. Znana też była postawa klęcząca, wyrażająca uniżenie i pokorną prośbę; towarzyszył jej nieraz pokłon aż do ziemi, zachowany do dziś w Kościele wschodnim. Nie był natomiast znany gest złożonych rąk; został on dopiero w średniowieczu zapożyczony przez liturgię od Germanów, u których był wyrazem hołdu składanego przez lennika feudalnemu zwierzchnikowi.
Również od Żydów, i to za przykładem samego Chrystusa chrześcijanie przejęli modlitwę przed jedzeniem; nie była ona jak w późniejszych czasach, błogosławieniem pokarmów, lecz błogosławieniem i wysławianiem samego Boga, dawcy wszelkich dóbr.
W ciągu dnia spożywano trzy posiłki. W dni postu - środy i piątki - chrześcijanie rezygnowali z pierwszego z nich, opóźniając również następne. Najważniejszy był ostatni posiłek. To właśnie była pora, w której starożytni zapraszali gości do wspólnego ucztowania. Uczty takie były nieraz bardzo wystawne. Jednak chrześcijanie wystrzegali się zbędnego luksusu w doborze potraw i w sposobie ich podania. Każdy posiłek miał dla nich charakter religijny, także zapraszanie pogan na uczty chrześcijańskie było zabronione. Zapewne czytano wówczas jakiś fragment Pisma Świętego lub śpiewano psalm, a ojciec rodziny wspominał o uczcie najświętszej - o Eucharystii.
Szeroko rozpowszechniony był zwyczaj zapraszania przez zamożniejszych chrześcijan innych członków wspólnoty, zwłaszcza najbardziej potrzebujących, na wspólny posiłek. Uczty te zwano po grecku agapami - ucztami braterskiej miłości. Na agapy zapraszano przy okazji niedzielnych zebrań eucharystycznych lub przypadkowych spotkań w mieście i być może diakon, do którego właśnie należała troska o potrzebujących, sugerował gospodarzowi agapy, kogo winien zaprosić. Sama nazwa tej uczty dobrze wyraża motyw dla jakiego ją organizowano. Miłość dyktowała taki sposób pomocy ubogim, by ich jednocześnie nie upokarzać. Zaproszeni mogli się nasycić, czując się zarazem uhonorowanymi.
Atmosferę panującą w czasie agap tak charakteryzuje Tertulian, pisarz chrześcijański z III w.: Nie zasiadamy do jedzenia, póki nie skierujemy najpierw do Boga modlitwy. Je się dla zaspokojenia głodu, a pije się tyle, ile przystoi ludziom trzeźwym. Nasycamy się jako ludzie, którzy nawet w nocy pamiętają, że winni wielbić Boga. Rozmawiamy jako ludzie świadomi tego, że Bóg słyszy („Apologetyk”).
Gdy zapadał zmrok, zapalano światła i powstawano, by uczcić Boga odśpiewaniem hymnu, najczęściej wziętego z psałterza. Po uczcie zaproszeni zabierali ze sobą do domów zawinięte w serwetki lub włożone do koszyków porcje jedzenia, ofiarowane im przez gospodarzy.
Taki sam charakter braterskiej uczty nadawali męczennicy skazani na śmierć swemu ostatniemu więziennemu posiłkowi. Przed ostateczną próbą wiary ten wymowny znak braterstwa dawał im pociechę i wzmacniał siły duchowe. Błogosławienie lampy, związane nieraz z zakończeniem agapy, rozpoczynało w sobotnie wieczory czuwanie liturgiczne, zakończone Eucharystią. Zapalana w sobotę wieczór lampa symbolizowała Chrystusa zmartwychwstałego, będącego światem dla całej ziemi.
To sobotnie czuwanie rozpoczynało obchód dnia Pańskiego. Najlepsze pojęcie o tym, jak ważny był on dla pierwszych chrześcijan i czym była dla nich odprawiana w tym dniu Eucharystia, daje relacja z przesłuchania męczenników z Abiteny (w dzisiejszej Tunezji). Zostali oni uwięzieni i przyprowadzeni przed prokonsula, który zarzucił im, że wbrew edyktom cesarskim zbierali się po domach, by sprawować Eucharystię.
- Musimy obchodzić dzień Pański - odpowiedział jeden z nich - bo takie jest nasze prawo.
- Czy były w twoim domu nielegalne zebrania? - zapytał prokonsul drugiego.
- Tak, obchodziliśmy dzień Pański.
- Dlaczego pozwoliłeś im przychodzić?
- Są moimi braćmi i nie mogłem im w tym przeszkodzić.
- Powinieneś był tak uczynić.
- Nie mogłem tego zrobić, gdyż my nie możemy żyć bez sprawowania Wieczerzy Pańskiej.
Wybór .niedzieli na dzień świąteczny motywowany był tym, że stanowił on wspomnienie zmartwychwstania Chrystusa. Dlatego był to czas dziękczynienia i jednocześnie oczekiwania na zmartwychwstałego Pana. Modlono się w tym dniu na stojąco i nigdy nie poszczono. Nie był on natomiast początkowo dniem wolnym od pracy. Dlatego chrześcijanie musieli się zbierać poza godzinami normalnych zajęć. Z Dziejów Apostolskich (zob. Dz 20,7) dowiadujemy się, że w Troadzie spotykali się oni w nocy z soboty na niedzielę. Pokrywa się to mniej więcej z danymi innych źródeł, które mówią o zebraniach niedzielnych chrześcijan przed świtem. Miejscem zebrań były domy prywatne. Z czasem zastąpić je miały, i to często - jak wykazały wykopaliska prowadzone w Rzymie - zbudowane właśnie na miejscu domów prywatnych, stałe kościoły.
Liturgii przewodniczył biskup lub delegowany przez niego prezbiter. Wszyscy obecni, łącznie z kapłanami, ubrani byli w zwykłe codzienne stroje. Eucharystia dzieliła się tak jak dzisiaj na liturgię słowa i liturgię ofiary.
W niektóre dni powszednie Kościół na Wschodzie odprawiał samą liturgię słowa, bez Eucharystii. Językiem liturgicznym, również na Zachodzie, była głównie greka, najbardziej wówczas rozpowszechniona. Zachowano też niektóre formuły liturgiczne najstarszych wspólnot palestyńskich w ich aramejskim czy wprost hebrajskim brzmieniu: Alleluja! Amen! Maranatha! Również od wspólnot greckich modlitewne wezwanie Kyrie eleison zapożyczyli w dosłownym brzmieniu chrześcijanie mówiący po łacinie, a także Koptowie i Syryjczycy.
Braterskiej miłości dawano wyraz gestem przez pocałunek pokoju - i jednocześnie konkretnym czynem, składając po liturgii dary dla ubogich. W czasie komunii wierni otrzymywali do ręki Ciało Pańskie i kielich z Krwią Pańską, niektórzy zanosili je chorym i starcom, którzy sami nie mogli przybyć.
Niedzielna liturgia eucharystyczna nadawała rytm codziennemu życiu. Na cmentarzach chrześcijańskich w katakumbach, w inskrypcjach wyrytych w domach, w aktach męczeństwa, wszędzie odnajdujemy echo liturgii. W Scillium i Kartaginie męczennicy na usłyszany wyrok odpowiadali dziękczynną formułą liturgiczną: Deo gratias - Bogu niech będą dzięki. Przed samym męczeństwem Kartagińczycy wymieniali pocałunek pokoju, taki sam jak w liturgii. Przebijała z tego świadomość, że śmierć za wiarę nie jest niczym innym, jak po prostu. dopełnieniem udziału w Eucharystii.
Każda niedziela była pamiątką zmartwychwstania. Święcono. jednak raz do roku szczególny obchód Paschy. Rozpoczynał się on dniem surowego postu. Całą noc z Wielkiej Soboty na Niedzielę Zmartwychwstania spędzano na czuwaniu, czytaniu Pisma Świętego i modlitwie. Była to najpiękniejsza i najradośniejsza noc roku, noc, którą Ojcowie Kościoła opisują jako jaśniejszą od dnia, bardziej świetlistą niż słońce, słodszą od raju, oczekiwaną przez cały rok. Była to bowiem pamiątka faktu, który nadawał ich życiu nowy sens, który to życie całkowicie przemienił. Ten dzień najlepiej wyrażał to, co było dla chrześcijan treścią każdego dnia i każdego tygodnia: życie dzięki Chrystusowi zmartwychwstałemu i oczekiwanie ostatecznego z Nim spotkania.
18 sierpnia 1976 r.