RAZ NA STO LAT…
„Biednemu to zawsze wiatr w oczy, a bogatemu diabeł dziecko kołysze.” - przysłowie zbyt dobrze chyba znane, bo trudno spotkać kogoś, kto nie chciałby być bogaty, choćby nawet niebo trzeba byłoby dla tego poświęcić… A swoją drogą, to biedne jest takie bogate dziecko w takich łapach kołysane, choćby w atłasach. Ale że coraz rzadziej bogaci mają dzieci, to diabeł musi usypiać ich coraz cichszy niepokój o los po drugiej stronie życia, gdzie nie można zabrać ze sobą nic a nic, a czego przedtem biedni mogli zazdrościć.
*
Bywa, że ktoś się rodzi biednym i biednym zostaje, choć wolałby inaczej. Tak i ten biedak, którego nie za bardzo miał kto kołysać, gdy był mały, a potem rzadko kto się ulitował nad nim, gdy jakoś mu się nie wiodło, choć i pracowity był, i uczciwy. A może właśnie dlatego? Nie dorobił się niczego, prócz kilkorga dzieci, ale i te poszły z domu, i im trzeba było pomagać, i ich wnukom. A te nawet dosłownie nie raz trzeba było kołysać i opowiadać bajki, w których biednego w końcu spotyka szczęście i nagroda, a bogaty traci wszystko tu i tam w wieczności. I umarło się w końcu owemu biednemu po nie lekkim żywocie na ziemi. Ujrzał ścieżkę do nieba, ale stromą i ciernistą, jakby to jeszcze czyściec był dookoła. Ruszył nią biedny, boć i zaprawiony był w trudach i przeciwnościach. Kiedy już droga stała się prosta, ujrzał, że wyprzedza go sąsiad, który był przez całe życie nieprzyzwoicie bogaty i skąpy. Aż przystanął ze zdumienia, co tu robi ten, którego chyba diabeł ciągle sponsorował. I choć ponoć zdarzyło mu się jakieś nieszczęście pod koniec, to biedny nie miał dla niego współczucia. A tamten teraz biegł do bram niebieskich jak na skrzydłach, nawet nie zauważając biednego. No tak, brama niebios była już blisko i natychmiast się otwarła przed bogatym. Ale i zaraz zamknęła. Kiedy biedny zbliżył się do niej, usłyszał, jak witają tamtego muzyką i śpiewem tak głośnym, że chyba zagłuszył pukanie biednego. Musiał więc trochę poczekać, aż w końcu wesolutki święty Piotr uchylił bramy i wpuścił go do środka. Wyglądało na to, że kończyło się uroczyste powitanie tamtego, bo Aniołowie składali instrumenty, święci się rozchodzili, a Stwórca wrócił na swój tron. Uśmiechali się do biednego, owszem, ale takiego powitania, jakie miał tamten, biedny się nie doczekał. Pomyślał, że chyba i w niebie jest tak, jak na ziemi - jedni w czepku urodzeni, a drugim tylko smutniejszy los. Zwrócił się więc do święto Piotra z wyrzutem, że chyba tamtemu się nie należało takie huczne przyjęcie, czy nawet w ogóle wpuszczenie do nieba. I zapytał czy tutaj też bogaci mają pierwszeństwo, a biedni są na szarym końcu, jak zawsze? I wtedy święty Piotr brzęknął dźwięcznie złotymi kluczami, jakby chciał przedłużyć tamte radosne dźwięki i rzekł: „Bynajmniej, dobry człowieku. Wszystko tu jest dla ciebie i ty może bardziej się będziesz potrafił tym radować od niego. Ale wiedz jedno, że tacy jak ty - biedni i uczciwi - wchodzą tu codziennie setkami, jak do siebie. A to świętowanie dzisiaj to stąd, że taki bogaty, jak tamten, trafia do nieba zaledwie raz na sto lat. Pomyśl - raz na sto lat! I jak się nie mamy cieszyć, co?”
*
Czy szuka do nieba drogi ten, kto tu sobie urządzał niebo według…diablich wskazówek i zasypiając codziennie przy diablej kołysance? Dlatego błogosławione jest czasem nieszczęście czy bieda, które w porę obudzą kogoś, kto znajomych w niebie raczej wielu nie ma.