KTOŚ TAKI RAZ NA 1000 LAT
Dobrych ojców, tatusiów jest jakby coraz mniej. Dlatego coraz więcej dzieci i dorosłych czuje się jakby sierotami. Bóg Ojciec zdaje im się bardzo daleki, dlatego tak wszyscy garną się do Ojca Świętego. On jednak też przyjeżdża rzadko, bo tyle milionów dzieci-sierot ma do odwiedzenia.
Był taki niedobry czas, bardzo niedawno, kiedy twoi rodzice i dziadkowie czuli się w tym kraju jak w wieLkim domu dziecka - zamkniętym, biednym i smutnym. Ci, co tym krajem rządzili, nie kochali Polaków - ani dorosłych, ani dzieci. Więcej zabraniali, niż pozwalali. Ciągle straszyli, karali. Dużo brali, nic prawie nie dawali. I wtedy ludzie szukali obrony, pociechy, pomocy u Pana Boga, u Maryi w kościołach, sanktuariach (choćby w Częstochowie na Jasnej Górze). Tam właśnie, 3 maja i 15 sierpnia, witał ich ktoś, kto był dla nich ojcem w drodze do Boga. Był to Prymas Polski (najpierwszy z biskupów w Polsce), Stefan Kardynał Wyszyński. On potrafił kochać cały ten kraj, miliony Polaków, bronić ich, uczyć, prowadzić pod błękitny płaszcz Matki Bożej, którą kochał jak nikt inny. Był tak mądry, sprawiedliwy, odważny, troskliwy, czuły, że Polacy powiedzieli, że kogoś takiego nie było tu przez 1000 lat.
Mówił wciąż "Soli Deo" - tylko Bóg, tylko Bogu wszystko przez... Maryję. I nie bał się więzienia i wszystkiego, co przeciw niemu i Polakom wymyślili tamci rządzący (zabraniali budować kościoły, uczyć religii, świętować). Wyglądał na słabego i chorego, ale kiedy klękał przed ołtarzem Bożym i przed obrazem Maryi Częstochowskiej, garnęli się do niego Polacy wierzący, a drżeli rządzący. On, taki wielki, potrafił klękać i kłaniać się nisko Panu Bogu i Maryi (zobaczcie pod Jasną Górą jego podobiznę Pielgrzyma). A potem przyklęknął przed nowo wybranym Papieżem Janem Pawłem II - swoim przyjacielem - który Bogu i Maryi powiedział też "Cały Twój".
Dwadzieścia lat temu umarł ten Ojciec narodu, Prymas Tysiąclecia. Co nam zostawił? To, co miał i potrafił najpiękniejszego: Śluby Narodu Polskiego, czyli oddanie się nas wszystkich Maryi, żeby była naszą Matką. A w nich naukę, jak mamy być Bożymi dziećmi, żeby znów nie zostać sierotami. Dlatego w tym Roku Prymasa Wyszyńskiego dziękujemy mu za to, przypominamy sobie te śluby i nie zapominamy, czyimi dziećmi jesteśmy, bo sieroty pójdą byle gdzie, za byle kim i będą byle jakie... A my też chcemy być (po swojemu każdy) wielcy sercem, umysłem, dobrocią na podobieństwo tego wielkiego człowieka.
Brat Tadeusz Ruciński