TPPR Development
Nie ma już ZSRR ani PZPR, ale winda w Domu Przyjaźni wozi towarzyszy do podziemnej łaźni z basenem. Jakby nic się na świecie przez ostatnie dwadzieścia lat nie zmieniło.
To TPPR jeszcze istnieje? - takie pełne niedowierzania pytania co rusz słyszeliśmy w urzędach, wydziałach ksiąg wieczystych, sądach gospodarczych, a w końcu w prokuraturach podczas zbierania materiałów do tego tekstu. Formalnie Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Radzieckiej nie istnieje. Dwadzieścia lat temu, wraz ze zmianą ustroju, zmieniło nazwę na Stowarzyszenie Współpracy Polska-Wschód. Reszta została po staremu. Stowarzyszenie, tak samo jak TPPR, współpracuje z działaczami z państw byłego bloku i zaprasza na wykłady tuzy polskiej lewicy: Włodzimierza Cimoszewicza, Marka Siwca czy Grzegorza Kołodkę. Jego największy sukces to przywrócenie w Zielonej Górze festiwalu piosenki, ale już nie radzieckiej, tylko rosyjskiej.
Świadectwem dawnych dobrych czasów jest też majątek. Organizacja, o której nikt nie pamięta, jest jednym z bogatszych stowarzyszeń w Polsce. Zatrzymała cały majątek dawnego TPPR - zabytkowe kamienice i pałacyki rozsiane po kraju. Kilkudziesięcioosobowa grupka działaczy, dawnych aktywistów TPPR, żyje jak u Pana Boga za piecem, wynajmując luksusowe metry kwadratowe firmom. A raczej żyła do tej pory, bo pech chciał, że pierwszą od lat osobą, która zainteresowała się losem TPPR, był prokurator. Efekt? Areszt i zarzuty dla prezesa stowarzyszenia 69-letniego Stefana N. i wiceprezesa 58-letniego Janusza W., dla których majątek d. TPPR stał się przedmiotem niejasnych transakcji.
A jest on imponujący. Główną siedzibą stowarzyszenia jest okazały budynek zbudowany w 1981 r. przy ul. Marszałkowskiej 115 w Warszawie. Z podziemnym basenem, sauną, salą kinową i setkami metrów kwadratowych pod wynajem. Ale to tylko cząstka imperium. Choć w sprawozdaniach finansowych działacze szacują swój majątek na 14 mln złotych, rynkowa wycena nieruchomości może być znacznie wyższa. Co roku z ponad trzech milionów złotych, które zarabiają na wynajmie, milion idzie na opłacenie etatów dla działaczy. Dziesiątki tysięcy kosztują podróże służbowe i fundusz reprezentacyjny. Jak to się stało, że organizacja powołana w PRL po to, by "szerzyć wiedzę o roli Związku Radzieckiego w rozpowszechnianiu pokoju na świecie", na której czele stali dygnitarze ze ścisłego kierownictwa PZPR: Edward Ochab, Józef Cyrankiewicz, Jan Szydlak, dwie dekady po upadku komunizmu ma się tak dobrze?
Sęk w tym, że gdy w 1990 roku pierwszy solidarnościowy rząd Tadeusza Mazowieckiego powoływał komisję do oszacowania majątku partii politycznych, pod lupę wzięto niemal wszystkie organizacje oprócz TPPR. Według Andrzeja Hermana, likwidatora majątku PZPR, skarb państwa odebrał jej ponad 115 nieruchomości. Inne partie i stowarzyszenia, m.in. SD, PSL, ZSMP, ZSP i ZHP i ZWM, też znacząco zmniejszyły swój stan posiadania. TPPR w tej grupie nie znalazło się. Stefan N. z Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Katowicach, który wraz z Edwardem Gierkiem trafił do Warszawy i został sekretarzem generalnym TPPR, a teraz jest prezesem stowarzyszenia, przed kilku laty wyznał szczerze w rozmowie z "Rzeczpospolitą": "Myśmy po prostu nie popełnili błędu PZPR, nie rozwiązaliśmy organizacji, nie ukamienowaliśmy się. Dzięki temu istniejemy".
- Organizację zostawiono w spokoju, bo rząd prawdopodobnie nie chciał zadrażniać stosunków z Moskwą, gdy stacjonowały u nas jeszcze wojska radzieckie - mówi dziś Arnost Becka, który tropił majątek PZPR. Musiało minąć niemal 20 lat, by majątkiem, a raczej przedziwnymi transakcjami prominentnych działaczy stowarzyszenia, zajęła się prokuratura. Śledczy poszli tropem władz Warszawy, które upomniały się o przepiękny kompleks przy ul. Kredytowej 5/7 - kamienicę wraz z pałacykiem - zaprojektowany przez francuskiego architekta Fran?ois Arveufa. To dawna siedziba Klubu Myśliwskiego, jednego z najbardziej elitarnych miejsc przedwojennej Warszawy. Prokuratorów dziwiła transakcja, jaką w 2004 roku przeprowadzili działacze stowarzyszenia. Sprzedali wartą ponad 12 mln zł nieruchomość za... 1,6 mln zł.
Nabywcą została spółka Atlas World Trade Co Ltd. - Holding Roberta Poczmana. Sam Poczman to dość tajemnicza postać. W PRL był m.in. dyrektorem Estrady, potem zajmował się handlem bronią. Dziś inwestuje w nieruchomości. Prokuratura bada m.in. zakup przez Poczmana ogromnego kompleksu Orle Gniazdo w Szczyrku od Huty Katowice. - To smakowity kąsek - mówi nam Poczman o pałacu przy Kredytowej. - Stowarzyszenie było wpisane w księdze wieczystej jako właściciel - dodaje. Ale według prokuratorów nie było właścicielem pałacyku. W 1980 roku zrzekło się praw do niego w zamian za nową siedzibę przy Marszałkowskiej. Sprawy sądowe związane z wykreśleniem stowarzyszenia z księgi wieczystej ciągnęły się aż do 2005 roku. A wtedy pałacyk miał już innego właściciela. W efekcie Stefan N. i Janusz W. usłyszeli zarzut niegospodarności i przywłaszczenia majątku skarbu państwa. Według prokuratury przy sprzedaży nieruchomości mieli świadomość, że do nich nie należy.
Wątek warszawski sprawił, że prokuratorzy zaczęli się przyglądać interesom spadkobiercy TPPR nie tylko w Warszawie. - W całym kraju badamy majątek przekazany w PRL w użytkowanie wieczyste TPPR - przyznaje prokurator Piotr Sienicki z wydziału przestępczości gospodarczej Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga.
Wnioski są jednoznaczne: działacze sprzedawali majątek po zaniżonych cenach swoim kolegom. Jedną z pierwszych transakcji, jakie przeprowadzili jeszcze w latach 90. Stefan N. i Janusz W., była sprzedaż willi
przy ul. Niepodległości w Zielonej Górze, należącej do rodziny Gruschwitzów, właścicieli fabryki włókienniczej. Z dokumentów, do których dotarł "Newsweek", wynika, że nieruchomość kupili koledzy ze stowarzyszenia, m.in. Zygmunt Stabrowski i Zdzisław Śledzik. Obaj w momencie podpisywania umów byli działaczami lubuskiego oddziału stowarzyszenia. Kamienicę wartą według biegłych ponad 600 tys. zł kupili za 200 tys zł. W dodatku na raty. Transakcja dla nabywców okazała się strzałem w dziesiątkę. Do dziś wynajmują tu lokale bankom i firmom ubezpieczeniowym. Podobny los spotkał willę przy ul. Zwycięstwa w Koszalinie i budynek w Białej Podlaskiej.
Prokuratorom nie będzie łatwo walczyć o ewentualny zwrot majątku stowarzyszenia. Dziesięcioletnią wojnę z działaczami i ich prawnikami mają za sobą np. władze Wrocławia. W 1953 roku wrocławska Rada Narodowa za symboliczną złotówkę oddała TPPR pałac von Schaffgotschów przy placu Teatralnym. W połowie lat 90. okazało się, że spadkobierca TPPR nie ma praw własności pałacu, ale procesy stowarzyszenia z miastem trwały aż do 2005 roku.
W końcu działacze zgodzili się wynieść z budynku. Miasto jednak musiało przyznać im 255 metrów kwadratowych w innym miejscu. Ogólnopolska akcja warszawskiej prokuratury może jednak zapobiec podobnym transakcjom. Na sprzedaż czekały bowiem kolejne nieruchomości będące w gestii stowarzyszenia i dwóch obrotnych działaczy. To m.in. kamienica w Kielcach przy ul. Sienkiewicza, głównej ulicy miasta, budynek w Szczecinie przy ul. Wojska Polskiego czy dwupiętrowy dom w Elblągu. Wartość wszystkich liczona jest w milionach złotych. Obu działaczy prokurator zawiesił w czynnościach służbowych, więc na razie do transakcji nie dojdzie. Co wcale nie oznacza, że nie dojdzie w ogóle.
26 października 2008, ostatnia aktualizacja 09 sierpnia 2011