LEGENDA NA DZIEŃ SIEDMIU BRACI ŚPIĄCYCH
27 lipca
Zgodnie z polską tradycją mówimy tu o siedmiu braciach śpiących, choć w tekście łacińskim mowa jest tylko o »siedmiu śpiących«, a sam bieg opowiadania nie daje wyraźnej wskazówki, czy młodzieńcy ci byli spokrewnieni ze sobą, czy nic Legenda o nich jest pochodzenia wschodniego i powtarza się tam w różnych wersjach [m. in. także syryjskich]. W hagiografii greckiej była popularna, o czym świadczy 6 jej zachowanych redakcji [BHG nr 1593-99]. Na łacińskim Zachodzie pojawia się po raz pierwszy u Grzegorza z Tours [2 ujęcia, BHL nr 2313-14], który wedle własnych słów czerpał z legendy syryjskiej [przełożonej na łacinę]. Drugi żywot łaciński [również w kilku wersjach, BHL nr 2315-19] jest przekładem z greckiego.
Pierwotną postać tej legendy omawia P. Peeters, Le texte original de la passion des Sept Dormants, »Analecta Bollandiana« XLI 1923, 369-385, nie dochodząc jednak do ostatecznego wyświetlenia tego skomplikowanego problemu.
Literacko biorąc jest to opowiadanie bardzo dobrze napisane: motyw jego jest fantastyczny, ale oryginalny, psychologiczne przeprowadzenie interesujące, całość żywa i dobrze zaokrąglona. Natomiast głębszej jakiejś myśli nie doszukamy się chyba w tej skądinąd tak ciekawej nowelce, którą Jakub de Voragine powtórzył prawie dosłownie za Janem z Mailly [Dondaine, s. 270-275].
Siedmiu braci śpiących pochodziło z miasta Efezu [1]. Razu pewnego przybył do Efezu prześladowca chrześcijan, cesarz Decjusz [2] i kazał zbudować świątynię w środku miasta, aby wszyscy wraz z nim brali udział w ofiarach składanych bożkom. Kazał też wyszukiwać wszystkich chrześcijan, wtrącać ich do więzienia i zmuszał ich do składania ofiar, grożąc w razie odmowy śmiercią. Kary te taki wzbudziły strach u wszystkich, że przyjaciel zapierał się przyjaciela, ojciec syna, a syn ojca. Było wówczas w owym mieście siedmiu młodzieńców chrześcijańskiego wyznania imieniem: Mak-symian, Malchus, Martynian, Dionizy, Jan, Serapion i Konstanty, którzy bardzo boleli nad tym, co widzieli koło siebie. I choć pochodzili z dostojnego rodu [3], gardząc ofiarami dla bożków, kryli się w domu i oddawali się postom i modlitwom. Oskarżono ich zatem, stawiono przed Decjuszem, udowodniono, że naprawdę są chrześcijanami, dano im jednak czas do namysłu i zwolniono aż do czasu powrotu Decjusza [4]. Oni jednak ojcowiznę swoją rozdali ubogim i naradziwszy się odeszli na górę Celion [5] i tam postanowili żyć w ukryciu.
Dłuższy czas udawało im się zatrzeć za sobą ślady, a tylko jeden z nich zaopatrywał wszystkich, przebierając się za żebraka, kiedy szedł do miasta. Skoro więc Decjusz wrócił do Efezu i kazał ich szukać, aby złożyli ofiarę, Malchus, który zajmował się zaopatrzeniem, przerażony wrócił do towarzyszy i opowiedział im o gniewie cesarza. Wielki strach ich ogarnął, ale Malchus położył przed nimi przyniesiony chleb, aby pokrzepiwszy się posiłkiem nabrali sił do zapasów [6]. I tak jak siedzieli, i rozmawiali wśród smutku i łez, nagle za wolą Bożą posnęli. Rano szukano ich i nie można ich było znaleźć; Decjusz był gniewny, że uszli mu tak wybitni młodzieńcy, gdy doniesiono mu, że obecnie ukrywają się oni na górze Celion i rozdawszy swój majątek ubogim chrześcijanom trwają przy swojej wierze. Decjusz tedy kazał stawić się ich rodzicom i zagroził im śmiercią, jeśli nie wyjawią, co wiedzą. Oni jednak to samo zeznali przeciw swym synom i uskarżali się, że roztrwonili na biednych ich bogactwa. Decjusz zastanowił się, co ma z nimi zrobić, a następnie za wolą Bożą kazał wejście do jaskini zasypać kamieniami, aby zamknięci tam zmarli z głodu i niedostatku. Pachołkowie wykonali to, a dwaj chrześcijanie, Teodor i Rufinus, opisali ich męczeństwo i opis niepostrzeżenie włożyli między kamienie.
Tymczasem umarł Decjusz i całe to pokolenie, a po 372 latach, w trzydziestym roku panowania cesarza Teodozjusza [7] szerzyła się herezja zaprzeczająca zmartwychwstaniu ciał. Teodozjusz, cesarz bardzo oddany wierze chrześcijańskiej, martwił się tym, widząc, na jak bezbożne napaści narażona jest wiara, i odziany we włosiennicę siedział w głębi pałacu płacząc całymi dniami. Wówczas Bóg miłosierny postanowił pocieszyć płaczących i umocnić wiarę w zmartwychwstanie ciał, za czym otwarłszy skarbiec swego miłosierdzia wskrzesił wspomnianych męczenników w następujących okolicznościach:
Natchnął mianowicie jednego mieszczanina z Efezu myślą, by na tej górze zbudować stajnie dla swoich pasterzy. Robotnicy biorący kamień odsłonili jaskinię, a wówczas święci powstali, pozdrowili się nawzajem i myśląc, że jedną noc tylko przespali, przypomnieli sobie wczorajsze zmartwienie i zapytali Malchusa, który ich zaopatrywał w żywność, co postanowił Decjusz o ich losie. A on odparł: Mówiłem wam już wczoraj, że szukano nas, abyśmy złożyli ofiarę bożkom. Oto, co zamyśla z nami zrobić cesarz. Na to rzekł Maksymian: A Bóg wie, że my nie złożymy ofiary! I dodawszy ducha towarzyszom, powiedział Malchusowi, aby poszedł do miasta kupić chleba, aby przyniósł go więcej niż wczoraj i zebrał wiadomości, jakie cesarz wydał rozkazy. Malchus tedy wziął pięć srebrnych pieniążków i wyszedł z jaskini; zdziwił się trochę na widok kamieni [8], ale mając myśli zajęte czym innym, niewiele zwracał na nie uwagi. Ze strachem podszedł do bramy miejskiej i zdumiał się niezmiernie, widząc umieszczony na niej znak krzyża. Podszedł więc do drugiej bramy, a widząc na niej tenże znak, nie mógł wyjść z podziwu, że na wszystkich bramach jest znak krzyża i że miasto zmieniło się jakoś. Przeżegnał się zatem i wrócił do pierwszej bramy myśląc, że śni.
Zebrał się jednak na odwagę, zasłonił twarz i wszedł do miasta, ale gdy udał się tam, gdzie sprzedawano chleb, i usłyszał, że ludzie mówią o Chrystusie, zdumiał się jeszcze bardziej i rzekł: Co to się stało, że wczoraj nikt się nie odważył wymienić imienia Chrystusowego, a teraz wszyscy jawnie wyznają Go? Chyba to nie jest miasto Efez, bo jakoś inaczej wygląda, ale nie znam drugiego takiego miasta. Zapytał o to jednak i usłyszał odpowiedź, że to Efez, za czym pomyślał, iż w głowie mu się pomieszało, i chciał wrócić do towarzyszy. Wstąpił jednak do sprzedających chleb. Ale gdy wyciągnąl pieniądze, kupcy zdziwili się i mówili do siebie, że ten młodzieniec znalazł jakiś dawny skarb. Malchus zaś widząc, że oni szepcą między sobą, był przekonany, że chcą go powlec przed cesarza, więc błagał ich, aby go puścili, a zachowali sobie chleb i pieniądze. Ale oni pochwycili go i rzekli: Skąd ty jesteś? Skoro znalazłeś skarby dawnych cesarzy, pokaż je i nam, a my będziemy trzymać z tobą spółkę i ukryjemy cię, bo inaczej w żaden sposób się nie ukryjesz. Malchus ze strachu nie wiedział, co im powiedzieć, a oni widząc, że milczy, założyli mu sznur na szyję i ciągnęli go ulicami aż na środek miasta i rozeszła się pogłoska, że jakiś młodzieniec znalazł skarby. Wszyscy mieszkańcy zgromadzili się wokół niego i przyglądali mu się ciekawie, on zaś próbował im wytłumaczyć, że nic nie znalazł, lecz choć oglądał się wokoło, nikt go nie poznawał i sam patrząc na zgromadzony tłum nie mógł poznać nikogo ze swych krewnych, o których przekonany był, że żyją - i tak nie znajdując nikogo stał jak obłąkany w pośrodku tłumu miejskiego.
Dowiedzieli się o tym biskup tamtejszy św. Marcin i prokonsul Anty-pater, który niedawno przybył do miasta, i kazali mieszczanom, aby go z zachowaniem ostrożności przyprowadzili razem z jego pieniędzmi. A on, gdy go pachołkowie ciągnęli do kościoła [9], myślał, że wiodą go przed cesarza. Biskup tedy i prokonsul ze zdziwieniem obejrzeli jego srebrne pieniądze i zapytali go, gdzie znalazł nieznany skarb. On jednak odparł, że niczego w ogóle nie znalazł, tylko że ma te pieniądze z kiesy swoich rodziców. Na pytanie zaś, z jakiego jest miasta, odparł: Wiem na pewno, że jestem z tego miasta, jeśli tylko jest to miasto Efez. Wobec tego - rzekł prokonsul - niech tu przyjdą twoi rodzice i potwierdzą to, co mówisz. Ale gdy on wymienił ich imiona, nikt ich nie znał i mówiono, że kłamie, aby się jakoś wykręcić. Wreszcie rzekł prokonsul: Jakże ci mamy wierzyć, że te pieniądze stanowiły własność twoich rodziców, skoro napis na nich ma więcej niż trzysta siedemdziesiąt dwa lata i pochodzi z pierwszych lat panowania cesarza Decjusza, a one same w niczym nie są podobne do naszych pieniędzy? I jakim sposobem rodzice twoi żyli tak dawno, a ty będąc jeszcze tak młodym chcesz zwodzić mędrców i starców Efezu? Wobec tego każę cię wydać sądom, aż wyznasz, coś znalazł.
Wówczas Malchus upadł im do nóg i zawołał: Na Boga, panowie, odpowiedzcie mi na moje pytanie, a ja wam powiem, co jest w moim sercu. Gdzie jest teraz cesarz Decjusz, który był w tym mieście? Synu - odparł biskup - nie ma już teraz na ziemi Decjusza, a cesarzem był już dawno temu. Na to Malchus: To właśnie tak mnie zdumiewa, panie, a nikt mi nie wierzy - ale chodźcie ze mną, a pokażę wam moich towarzyszy, którzy są na górze Celion, i im przynajmniej wierzcie. Tyle bowiem wiem, że uciekliśmy przed cesarzem Decjuszem, a ja sam wczoraj widziałem, jak Decjusz wjechał do tego miasta, jeśli tylko to jest miasto Efez. Wówczas biskup zastanowił się i powiedział prokonsulowi, że to jest objawienie, które Bóg chce okazać na owym młodzieńcu. Podążyli tedy z nim razem, a za nimi wielka rzesza z miasta, i Malchus pierwszy wszedł do swoich towarzyszy, a biskup wchodząc za nim znalazł między kamieniami pismo zapieczętowane dwiema srebrnymi pieczęciami i zwoławszy lud odczytał je ku ogólnemu podziwowi słuchaczy.
A gdy zobaczyli świętych Pańskich siedzących w jaskini i twarze ich jakby róże kwitnące, upadli na kolana i chwalili Boga, po czym biskup i prokonsul posłali natychmiast do cesarza Teodozjusza z prośbą, aby szybko przybył i oglądał cudowny znak Boży świeżo objawiony. On zaś natychmiast powstał z ziemi i z worka, na którym płakał, i chwaląc Boga przybył z Konstantynopola do Efezu, a wszyscy wyszli mu naprzeciw i razem udali się do jaskini. Gdy święci ujrzeli cesarza, zajaśniały ich twarze jak słońce, a cesarz upadł przed nimi na kolana chwaląc Boga, a skoro powstał, uściskał ich i płacząc nad każdym z osobna, mówił: Tak na was patrzę, jak gdybym widział Pana wskrzeszającego Łazarza! Wówczas rzekł doń św. Maksymian: Wierzaj nam, że to ze względu na ciebie wskrzesił nas Bóg przed dniem ogólnego zmartwychwstania, abyś niezachwianie wierzył, że jest zmartwychwstanie ciał. Prawdziwie bowiem zmartwychwstaliśmy i żyjemy, a jak dziecię jest w żywocie matki nie czując niczego z zewnątrz, a żyje, tak byliśmy przy życiu leżąc tu, śpiąc i nic nie czując. Po tych słowach na oczach wszystkich skłonili głowy swe na ziemię, zasnęli i oddali ducha wedle rozkazu Bożego. Cesarz zaś powstał z klęczek i upadł na nich z płaczem całując ich. Następnie kazał zrobić złote trumny, w których miano ich przywieźć, ale tej samej nocy ukazali się cesarzowi mówiąc, aby pozostawiono ich tak, jak dotąd leżeli w ziemi i z ziemi zmartwychwstali - dopóki Pan ich drugi raz nie wskrzesi. Kazał tedy cesarz to miejsce ozdobić pozłacanymi kamieniami, a wszystkich biskupów wyznających zmartwychwstanie ciał uwolnić od kar kościelnych [10].
Można mieć jednak wątpliwości, czy istotnie spali 372 lata, ponieważ zmartwychwstali w roku 448, a Decjusz panował tylko jeden rok i trzy miesiące, mianowicie w roku Pańskim 252 - a zatem spali jedynie 196 lat [11].