x. Jacek Tylka
O obojętności, czyli indyferentyzmie w rzeczach religii
1. W ścisłym związku z poprzednimi tezami zostaje pytanie: co myśleć o indyferentyzmie? (od łacińskiego indifferrens - obojętny). Jest to zapatrywanie, wedle którego nie trzeba szukać prawdziwej religii.
2. Dzieli on się na indyferentyzm "absolutny" (bezwarunkowy), który uznaje religię za rzecz wcale obojętną i niepotrzebną; i na "relatywny", czyli względny, który uznaje konieczność jakiejś religii. Ten znowu podzielić można na "powszechny", głoszący, że wszystkie religie, prawdziwe i fałszywe, są zarówno dobre i użyteczne i że człowiek może we wszystkich osiągnąć zbawienie; i na "względny" w ściślejszym znaczeniu, który jedną tylko religię uznaje za prawdziwą; ale sądzi, że nie ma żadnej różnicy między sektą a religią. Tak np. uważa religię chrześcijańską za prawdziwą, lecz sądzi, że każdy może się zbawić w swojej sekcie.
3. Ten indyferentyzm "względny" zaleca tzw. "tolerancję religijną". Tolerancja, wyraz z łacińskiego wzięty, oznacza (znoszenie, cierpienie) da się podzielić na "dogmatyczną" czyli "religijną" i na "polityczną". Dogmatyczna znowu rozpada się na "szerszą" i "ciaśniejszą". "Szersza" uważa wszystkie religie, w świecie istniejące, za równie dobre i święte i głosi, że w każdej człowiek może osiągnąć zbawienie. Tolerancja "ciaśniejsza", inaczej "protestancką" nazwana, uznaje tylko wszystkie sekty chrześcijańskie za religie dobre. Tolerancja taka nie jest więc niczym innym, jak tylko indyferentyzmem względnym.
Tolerancja dogmatyczne znana jest jeszcze i pod innym nazwiskiem a mianowicie "wolności wyznań". Głosi ona, iż wolno wyznawać każdemu człowiekowi religię, jaka mu się podoba a władza, czy to świecka, czy duchowna, nie słusznie postępuje, jeżeli znosi albo zmniejsza taką wolność wyznań. Zwolennikami jej byli Lamennais, a chwilowo i Lacordaire i Monatalambert.
Tolerancja "polityczna" inaczej "cywilną" zwana, oznacza ustawę, pozwalającą na publiczne wykonywanie praktyk religijnych, albo zapewniającą równą opiekę jakiejkolwiek religii, a zatem tak prawdziwej jak i fałszywej.
1. Wszelka nauka bluźniercza zasługuje na potępienie, a taką jest indyferentyzm. Twierdzi bowiem, że wszystkie religie, albo że wszystkie sekty religii chrześcijańskiej są miłe Bogu i są dobre. Tak zaś twierdzić, to znaczy utrzymywać, iż kłamstwo i prawda, dobre i złe rzeczy są zarówno przyjemne w oczach Bożych, a to zdanie zaprzecza Bogu prawdziwości i świętości, czyli bluźni przeciwko Jego nieskończonym doskonałościom.
2. Nauka fałszywa godna jest potępienia, a taką jest indyferentyzm. Uczy bowiem, że człowiek ma prawo wybrać sobie według własnego upodobania jedną z pomiędzy wieli religii. To zaś jest fałszem. Albowiem człowiek nie posiada tego prawa ani z natury, bo do Boga jedynie należy określenie, w jaki sposób chce być czczony; ani też nie ma na to pozwolenia Bożego, bo Bóg jako Istota najświętsza nie może na to zezwolić, aby Mu cześć oddawał Jego niegodną.
3. Nauka, która wprost zagraża podwalinom społeczeństwa, jest godną potępienia, a taką jest również indyferentyzm. Bez religii, nie może istnieć żadne społeczeństwo, nie może się ostać żadne państwo, a indyferentyzm znosi religię, ucząc, że każdy może mieć własne pojęcia religijne i że nie ma praw, obowiązujących wszystkich ludzi, a to przecież wprost wymierzone jest przeciwko religii, a tym samym i przeciwko społeczeństwu i państwu.
4. Nauka, która poniża człowieka, zasługuje na to, aby ją odrzucić, a taką jest indyferentyzm. Ten bowiem albo każe wierzyć, że wszystkie religie są prawdziwe, a więc i cześć oddawana bałwanom, nie jest niedorzeczną, a przez to okazuje jak największy nierozum; albo uznaje, że wszystkie sekty, z których jedna sprzeciwia się drugiej, równie są dobre.
Według tego zdania tak dobrą jest nauka np. Arianów, głoszących, że Chrystus jest tylko człowiekiem, jak i nauka Kościoła katolickiego, który każe wierzyć, że Chrystus jest Bogiem i człowiekiem. Wtedy byłaby też równie dobrą nauka protestantów, twierdzących, że Papież jest Antychrystem, jak i nauka Kościoła św., że jest Namiestnikiem Chrystusa Pana.
Zapatrywanie to jest oczywiście niedorzeczne. Sam bowiem rozum dyktuje, że prawda jedną tylko być może.
Jednakowoż o ludziach, przyznających się do indyferentyzmu można nie bez podstawy przypuszczać, że właściwie żadnej religii nie uznają za prawdziwą: a wtedy są oni bezbożnikami.
Indyferentyzm potępiła kilkakrotnie Stolica święta. I tak Pius IX. Encykliką z r. 1846 ("Qui Pluribus"); Encykliką z r. 1858 "Singulari quidem"; w Syllabusie prop. 15 16, 18) i Leon XIII. Encykliką z r. 1888: "Libertas praestantissimum". To co powiedzieliśmy o indyferentyzmie odnosi się także i do tolerancji dogmatycznej i wolności wyznań, są one także potępione w Syllabusie Piusa IX.
Zarzut. Sam Bóg obdarzył nas wolną wolą, wolno zatem wyznawać religię, jaka komuś przypada do gustu.
Prawdą jest, odpowiadamy, iż Bóg obdarzył wolną wolą człowieka, ale żąda aby tej wolnej woli używał w dobrym kierunku, czyli aby Mu cześć oddawał prawdziwą.
Uwaga. Co należy sądzić o "tolerancji cywilnej"? Jest ona dozwoloną tylko warunkowo a mianowicie, jeżeli państwo wskutek tego uniknie wielkich nieszczęść, jak np. wojen domowych, niezgody pomiędzy obywatelami; jeżeli władze państwowe niepopierają wprost błędów; jeżeli nie ma obawy, że religia prawdziwa straci wielu wyznawców.
Św. Tomasz, mając na oku tę tolerancję, powiada, iż rządy ludzkie powinny naśladować rządy Boskie. Bóg zaś, chociaż jest wszechmocny i najlepszy dopuszcza przecież, iż niejedno złe dzieje się w wszechświecie, które mógłby powstrzymać, aby usunięcie tego złego, nie zniweczyło większego dobra, lub nie ściągnęło rzeczy jeszcze gorszych.
Zarzut. Ale powiesz: pozwolenie bezwarunkowe i powszechne, udzielone wszystkim religiom, aby publicznie swoje obrzędy sprawowały i zasady swoje głosiły, nic zdrożnego w sobie nie zawiera. Prawda bowiem bardziej się podoba niż błąd, cnota więcej pociąga niż występek. ten zaś skutek sprowadza zapoznanie się z różnymi wyznaniami.
Odpowiadamy, iż prawda, sama w sobie uważana, ma moc potężniejszą od występku, może tedy pociągać do siebie; ale z powodu naszej słabości i skłonności do złego, nie zawsze ten wpływ wywiera. To też już Paweł św. powiada o sobie (Rzym 7,15): "Bo nie, co dobrego chcę, to czynię, ale złe, którego nienawidzę, ono czynię." Bezwarunkowe tedy i powszechne pozwolenie, dane wszystkim religiom nie rodzi dobrych owoców, co też stwierdza i historia.
_______________________________________
Ks. J. Tylka, Dogmatyka katolicka. Część ogólna, Tarnów 1897, s. 47-51.
x. bp Michał Nowodworski
Indyferentyzm
Indyferentyzm religijny, jeden z najszkodliwszych błędów naszego czasu, źródło swoje ma w zaniedbaniu obowiązków religijnych, w opieszałości i obojętności względem religijnych praktyk, w odwrócenia się od życia wyższego, a, w zwróceniu się, wyłącznie ku światu zewnętrznemu i jego uciechom. Indyferentyzm nie zaprzecza konieczności religii, ale uważa za rzecz obojętną, tę czy owa, religię kto wyznaje: każda, bowiem religia wydaje mu się zarówno odpowiednią do doprowadzenia człowieka do jego przeznaczenia. Stąd indyferentyzm potępia każdą zmianę religii, uczynioną w zamiarze porzucenia fałszu a wyznawania prawdy. Indyferentyzm różne religie poczytuje za różne tylko formy jednej, ogólnej religii, która różne te postacie swoje przybrała w biegu czasów, odpowiednio do rozmaitości charakteru, potrzeb i usposobienia pojedynczych narodów. Indyferentyzm zarówno konieczną uważa rozmaitość religii, jak i rozmaitość narodów; stąd naucza on, że każdy, człowiek powinien pozostawać w tej formie religijnej, w jakiej był urodzony i wychowany. Następstwem indyferentyzmu jest teoria tolerancji religijnej (od której rozróżnić należy tolerancję cywilną, na jaką zgadza się rozum i wiara, ob. art. Tolerancja).
Skoro bowiem wszystkie religie są równia dobre, przeto wyznawca jednej religii nie powinien wykazywać bezzasadności i fałszu drugiej, lecz owszem obowiązany jest mieć ją za również prawą jak i swoją. Religijne spory o dogmaty i o odpowiadające dogmatom instytucje są niewłaściwe i przypisują, się religijnej nietolerancji, fanatyzmowi. Indyferentyzm jest starym wrogiem chrystianizmu; spotykamy go w samych początkach dziejów Kościoła. Gdy Apostołowie zwiastują światu nową naukę, która ludzkości ma ponieść szczęście i przetworzyć świat cały, indyferentyści szydzili z nich, mając ich za ludzi, którzy wiele wypili wina (Dz. Ap. 2, 18). Gdy ś. Paweł w areopagu głosił wielkie prawdy, uczeni indyferentyści rzecz zamykają odłożeniem tych kwestii na kiedy indziej (ib. 17, 32). Festus, sędzia rzymski, gdy św. Paweł opowiada mu naukę zbawienia, odpowiada jako indyferentysta: Pawle, szalejesz (ib. 26, 24).
Za ojca teoretycznego wszakże indyferentyzmu religijnego uważać można dopiero Herberta Cherbury (cf. tej Enc. IV 107), który całą treść wszystkich religii sprowadzał do pięciu punktów wspólnych, wszystkie zaś inne punkty nauki różnych religii poczytywał za ludzkie dodatki, a zatem za rzecz zupełnie w sobie obojętną.
Późniejsi deiści i racjonaliści rozwijali dalej tę teorię, przyjętą nawet przez teologów protestanckich o tyle, że ograniczali ją oni do sekt chrześcijańskich, twierdząc, że wszystkie te sekty zarówno są chrześcijańskie i w porządku religijnym prawe, jeżeli tylko obstają przy zasadniczych artykułach chrystianizmu; wszakże teologowie protestanccy nie zgadzali się na to, jakie mianowicie artykuły uważać należy za zasadnicze.
W nowszych czasach, indyferentyzm religijny przybrał nową postać: głosi bowiem potrzebę religii narodowych i narodowych kościołów, oddzielnych i niezależnych od religii i kościołów innych narodowości.
Zdania te indyferentystowskie okazują się jak najzupełniej błędnymi wobec pojęcia religii prawdziwej. Religia prawdziwa może być tylko jedna dla wszystkich, wyłączająca wszystkie inne religie, jako fałszywe.
Co się bowiem tyczy religii ze strony przedmiotowej (ob. Religia), obejmuje ona tak religijne prawdy, jak religijne obowiązki i religijne instytucje; a właśnie, tak religijne prawdy, jak religijne obowiązki i instytucje są istotnie tęż same dla wszystkich ludzi. I tak: religijne prawdy odnoszą się do stosunku, zachodzącego pomiędzy Bogiem a człowiekiem, i do sposobu, jakim człowiek może i powinien dojść do połączenia z Bogiem. Niemożliwą zaś jest rzeczą, aby prawdy te dla różnych ludzi miały być różne; wszyscy bowiem ludzie zostają do Boga w tym samym stosunku, wszyscy ludzie mają to samo wieczne przeznaczenie, dla wszystkich tedy ludzi musi być ten sam sposób dojścia do wiecznego ich przeznaczenia; i sprawdza się to zawsze, czy mówimy o naturalnej, czy o nadnaturalnej religii, ponieważ tak naturalny, jak nadnaturalny stosunek do Boga, tak naturalne, jak nadnaturalne przeznaczenie jest dla wszystkich jedno. Jedność tedy i powszechność prawdy religijnej jest niezaprzeczalną.
Co się tyczy dalej religijnych obowiązków, te wypływają z prawd religijnych i są ich owocem. Z jednakowych zaś przesłanek, jednakowe tylko mogą wynikać konsekwencje. Skoro tedy prawdy religijne dla wszystkich ludzi mogą być tylko jedne, przeto i religijne obowiązki muszą być dla wszystkich ludzi te same.
Wreszcie co do religijnych instytucji służą ono do czci religijnej i tym sposobem warunkują połączenie człowieka z Bogiem. Skoro tedy wszyscy ladzie jedno mają przeznaczenie i skoro obowiązki odnoszące się do czci religijnej dla wszystkich ludzi są te same, tedy instytucje również u wszystkich ludów winny być też same. Rozumie się, mowa ta jest o instytucjach istotnych, nieistotne bowiem mogą się zmieniać, odpowiednio do potrzeb miejscowych i czasowych. Jak tedy religia, ze strony swej przedmiotowej uważana, może być tylko jedna, tak również jedna tylko być może prawdziwa religia, uważana ze strony podmiotowej, ponieważ podmiotowa religia zależy od przedmiotowej. Cnota więc religii powinna być we wszystkich ludziach taż sama i we wszystkich tymi samymi powinna objawiać się aktami. A zatem i cześć religijna, tak zewnętrzna jak wewnętrzna, co do istoty swojej powinna w jeden sposób być ukształtowana, jakkolwiek mogą w niej zachodzić różnice, nie naruszając jej istoty. Jedność tedy i powszechność religii wynika z jej natury samej.
Przypatrując się znowu różnym religiom, widzimy w nich nie tylko rozmaitość, ale wręcz wyłączające się wzajemnie przeciwieństwa, Religia np. chińska jest naturalistowska, indyjska — panteistyczno-mistyczna, dawna perska — dualistyczna, dawna grecko-rzymska — politeistyczna, mahometanizm upatruje w Bogu abstrakcyjną jedność, chrystianizm naucza troistości Osób w Bogu i t. d. Nie można tedy w porządku religijnym wszystkich religii uważać za równie prawe, bo w takim razie musielibyśmy przyznać, że w porządku religijnym prawda jest rzeczą zupełnie obojętną i że chodzi tylko o to, aby jakieś wyznawać dogmaty, bez względu na to, czy są one prawdą czy fałszem. Ale w takim razie upada całe znaczenie religii, która występuje wówczas jako wielkie oszustwo ludzkie. W gruncie też indyferentyzm jest bezreligijnością i ateizmem. Kto bowiem wszystkie religie uważa za równie prawe, ten w rzeczy samej w żadną nie wierzy, bo słaby nawet umysł zrozumieć to może łatwo, że wręcz sobie przeciwne i wyłączające się wzajem zdania nie mogą być zarówno prawdziwymi.
Dla indyfentysty więc każda religia jest rzeczą obojętną, żadnej nie ma za prawdę, i jeżeli którą z nich wyznaje zewnętrznie, czyni to albo z opieszałej bezmyślności, albo też z interesu doczesnego. Ale w takim razie znajduje się już na drodze ateizmu. Kto bowiem wręcz przeciwne sobie nauki religijne uważa za równie dobre i równie prawe, ten już tym samym zaprzecza prawdy, prawdziwości i świętości Boga, ponieważ w takim razie konsekwentnie musi przypuszczać, że Bóg również obojętnie zachowuje się względem prawdy i błędu, względem dobra i zła. Przeczyć zaś prawdę, prawdziwość i świętość Boga, jest to przeczyć jego istnienie, ponieważ bez tych atrybutów istnienie jego byłoby nieprzypuszczalne. Stąd też nawet taki cynik jak Henryk Heine wyrzekł: „Indyferentyści i tak nazwani mądrzy ludzie, którzy nie chcą wypowiedzieć swego przekonania o Bogu, są właściwie zaprzańcami Boga.” Cf Stöckl, Grundriss der Religionsphilosophie.
___________________________________
Bp Michał Nowodworski; Hasło: INDYFERENTYZM za: Encyklopedia kościelna podług teologicznej encyklopedii Wetzera i Weltego z licznemi jej dopełnieniami przy współpracownictwie kilkunastu duchownych i świeckich osób wydana przez x. Michała Nowodworskiego, Tom VIII, Warszawa 1876, s. 85-87.