8201


Kazus nr 145

Andrzej H. postanowił dorobić sobie do pensji i okraść mieszkanie bogatego znajomego - Franka K., który miał wyjechać na konferencję do Londynu. Zdziwił się zatem bardzo, gdy po wejściu późnym wieczorem do domu Franka (przez otwarte okno do piwnicy) i przejściu do salonu usłyszał, jak ktoś schodzi po schodąch. Nie zastanawiając się chwycił leżący na stole metalowy świecznik i uderzył wchodzącego do pokoju mężczyznę w tył głowy. Franek K. runął nieprzytomny na ziemię. Andrzej H. zaniósł go do łazienki, gdzie związał go tak, aby ten nie mógł się poruszyć. Chciał bowiem w spokoju, nierozpoznany „splądrować” cudze mieszkanie.

Już po kilku minutach, zanim jeszcze zaczął wkładać rzeczy do zabranego w tym celu plecaka zorientował się, że bez pomocy osoby trzeciej, najlepiej z samochodem, nie będzie w stanie zabrać wielu cennych przedmiotów. Zadzwonił zatem do swojego kolegi - Antoniego T., skazanego już kilkakrotnie za różne przestępstwa przeciwko mieniu. Wyjaśnił mu, że właśnie znajduje się na „robocie” w cudzym mieszkaniu, którego właściciel - Franek K. - unieszkodliwiony leży już związany w łazience. Powiedział też, że nie jest w stanie wynieść wszystkich rzeczy w swoim plecaku. Spytał zatem Antoniego, czy nie mógłby przyjechać swoim samochodem pod dom Franka, aby pomóc mu w zabraniu rzeczy. Obiecał też, że tytułem zapłaty za „usługę” otrzyma od niego trochę przedmiotów z domu Franka J o wartości co najmniej 1000 zł. Kolega zgodził się.

Jak Antoni przyjechał po 30 minutach pod dom Franka wszystkie wartościowe rzeczy były już zniesione do holu. Obaj Panowie szybko przenieśli je do samochodu. Następnie pojechali do mieszkania Andrzeja i tam przenieśli towar. Zgodnie z umową Antoni wybrał sobie kilka przedmiotów, co do których sądził, że mu się przydadzą w domu i posiadają odpowiednią do wcześniejszej obietnicy Andrzeja H wartość.

Przed wyjściem z domu Franka Andrzej H. nie rozwiązał leżącego w łazience mężczyzny. Z tego wszystkiego zapomniał w ogóle, że on tam się znajduje i po wyjściu Antoniego poszedł od razu spać. Tymczasem w nocy w stojącym w garażu samochodzie Franka doszło do spięcia instalacji i samochód stanął w płomieniach. Ponieważ w garażu znajdowały się różne smary i kanistry ogień momentalnie przeniósł się na wyższe kondygnacje. Franek, który odzyskał przytomność jeszcze w momencie wynoszenia przez mężczyzn towaru z domu, próbował zerwać więzy i jakoś się wydostać z łazienki, ale to mu się nie udało. Więzy trzymały mocno, a on sam był jeszcze osłabiony po uderzeniu w głowę. Umarł kilkadziesiąt minut po wybuchu pożaru na skutek zaczadzenia.

Oceń odpowiedzialność Andrzeja H i Antoniego T, mając na względzie, iż konsekwencją uderzenia w głowę - jak orzekli biegli - było niewielkie wstrząśnięcie mózgu, a ponadto iż jak się okazała zabrane przez Antoniego T okazały się zepsute i ich rzeczywista wartość nie przekraczała 100 zł.

172

Jan G. był murarzem i pracował „na czarno” u swojego kolegi ze szkoły zawodowej Alojzego H. Jan G. jako, że był dobrym fachowcem szybko zdobył uznanie w oczach pracodawcy, który zaproponował mu, iż stanie się jego doradcą. Jan G. jako, że potrzebował pieniędzy na utrzymanie dużej rodziny ochoczo przystał na te propozycję. „Na początek sprawisz betonowe skarpetki mojemu byłemu pracownikowi Lechowi G. i utopisz go w Wiśle” - takie pierwsze zadanie czekało na Jana G. . Dostaniesz za to 50 tys. teraz i 50. tys. po załatwieniu sprawy. Jan G. pomyślał o sytuacji rodziny i z ciężkim sercem, ale zgodził się. Następnego dnia jednak doszedł do wniosku, iż nie jest konieczne zabijanie Lecha G., wystarczy, że zniknie z miasta, a Jan. G i tak przecież nie będzie go szukał. Zadzwonił więc do Lecha i powiedział mu, iż jeżeli nie opuści miasta w ciągu godziny to on go zabije. Dodał także, iż dzwoni w imieniu jego byłego Szefa. Lech G. znał swojego byłego pracodawcę. Przestraszył się zatem tych słów i czym prędzej udał się na dworzec kolejowy, gdzie wsiadł do pociągu jadącego na drugi koniec Polski. Pech chciał, iż w tym samym przedziale podróżował Onufry Z., znany zabijaka, który właśnie opuścił Zakład Karny. Zaczął opowiadać Lechowi G. o swojej przeszłości, gwałtach i zabójstwach, jakich dokonał. Opowiadał też o tym, jak zawsze zwykł zabawiać się z ofiarami; jak je dręczył, szczególnie psychicznie. „Teraz też mam zlecenie na osobę podróżującą tym pociągiem” - powiedział nagle, uśmiechając się drwiąco. „Nigdy by się nie zorientowała, że to o nią chodzi, ale zaraz ją tym załatwię” - powiedział wstając i wyjmując pistolet. W tym momencie Lech G. nie wytrzymał nerwowo. Przekonany, iż chodzi o niego wyciągnął nóż i pchnął Onufrego Z. na oślep. Trafił w klatkę piersiową, w okolice serca. Zamarł z przerażenia widząc, co zrobił, ale nie zastanawiając się długo szybko opuścił przedział i wysiadał na następnej stacji. Sekcja zwłok wykazała, iż Onufry Z. zmarł po 5 minutach od zadania ciosu w wyniku wykrwawienia. Nie zamierzał on wcale zaatakować Lecha G.

Oceń odpowiedzialność karną Alojzego H., Jana G. i Lecha G. 0



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
8201
8201
8201
8201

więcej podobnych podstron