Dla nas nie ma róż!
Bohaterowie Powstania Styczniowego - Nad nami Orzeł Biały
Barbara Wachowicz
Mieczysław Romanowski (12 kwietnia 1833 r. - 24 kwietnia 1863 r.) - poeta, powstaniec, bohater ()
Bohater „Syzyfowych prac” Stefana Żeromskiego, zakochany w pięknej i tajemniczej Birucie, otrzymał pamiętnik, w którym wśród „drewnianych sentymentów gimnazistek” odnalazł „piosnkę” Mieczysława Romanowskiego wpisaną dłonią ukochanej:
Ach, kiedyż wykujem
strudzeni oracze
Lemiesze z pałaszy skrwawionych
Ach, kiedyż na ziemi
już nikt nie zapłacze
Prócz rosy łąk naszych zielonych
Ten wiersz - piosenkę przywołały mi wieśniaczki znad Wiernej rzeki z piękną legendą, że o północy powraca nad tę rzekę ostatni dowódca Powstania Styczniowego - Hubert Olbromski z powieści Stefana Żeromskiego i spotyka się tu z majorem Henrykiem Dobrzańskim - Hubalem. „I oni obaj - tamten, który skarby Powstania Wiernej zawierzył, i ten, który nie zdjął munduru w 1939 roku, o Polsce sobie uradzają”. A „uradzają” słowami wiersza Mieczysława Romanowskiego.
Młodzież nazwała tego poetę, powstańca Krzysztofem Kamilem Baczyńskim Powstania Styczniowego. Bo tak jak Krzysztof mógł się ocalić, nie musiał walczyć i narażać życie… Baczyński poległ w Powstaniu Warszawskim. W jego wspaniałym poemacie „Mazowsze” jest fraza:
Wisło, pamiętasz?
Lesie, w twych kartach
widzę ich, stoją
- synowie powstań
w rozdartych bluzach
- ziemio uparta - - jak drzewa prości. W sercach rozwianych,
z hukiem dwururek
rok sześćdziesiąty trzeci.
„Nam Polska się rodzi!”
Jan Julian Mieczysław Romanowski, używający tylko trzeciego imienia, urodził się 12 kwietnia 1833 roku, w rodzinie szlacheckiej herbu Boża Wola. Jego rodzice - Agnieszka i Erazm, gospodarowali w majątku Żuków we wschodniej Galicji. Siostra Mieczysława - Józefa, która będzie jego najserdeczniejszą przyjaciółką i powierniczką, pisze: „Dom rodziców Mieczysława był prawdziwie patriarchalny, polski. Oboje Romanowscy byli gościnni, serdeczni, miłosierni (…). I to wyrabiało w Mieczysławie miłość dla ludzkości, dla ludu, serce zacne, gorące dla wszystkiego, co dobre”.
Przyszedł na świat tuż po Powstaniu Listopadowym. Tradycja walk o Ojczyznę była bardzo żywa w domostwie jego rodziców. Na swoim chrzcie, który odbywał się bardzo późno, pięcioletni chłopiec był ubrany w strój Krakusa z pałaszem u boku i szedł przez kościół pod skrzyżowanymi szablami. Siostra wspomina: „Uczucie miłości Ojczyzny, które Bóg wlał w niego, potęgowało się w otoczeniu rodzinnym. Oboje rodzice gorąco kochali kraj i nie skąpili ofiar i trudów. Od niemowlęctwa nasłyszał się młody poeta od nich o krzywdach, jakie nasz naród doznaje od zaborców, o niezliczonych ofiarach, które poniósł”. Matka chłopczyka „opowiadała mu życie naszych królów, bohaterów, ludzi, którzy wszystko dla kraju poświęcili. Uczyła go wierszy i piosenek z czasów powstania 1830”.
Nauki rozpoczął Mieczysław Romanowski w gimnazjum w Stanisławowie. Nie był zbyt pilnym uczniem. Mając 22 lata, tak wspomni swoje pacholęce lata: „Od 9 do 20 roku życia prawie ideałem i szczęściem moim były: koń, psy i strzelba - o tym marzyłem, o tym śniłem, czułem się szczęśliwym, jak w lesie ze strzelbą lub na koniu z chartem, polowałem do woli, ale za to umysł leżał odłogiem”. Szkolna ława „była mu nieznośna”. 14 lutego 1855 roku dwudziestodwuletni Romanowski wracał pamięcią do swego pierwszego wiersza: „Była wiosna - wieczór kwietniowy, cichy, piękny (piękniejszego może mieć nie będę, chyba na pobojowisku) (…). Błądziłem po łozach, marząc o wolności Ojczyzny mojej, o czynach, bitwach, zwycięstwach, o poświęceniu się, o śmierci bohaterskiej (…). Ukląkłem, zdjąłem czapkę i modliłem się rzewnie”. I napisał swój pierwszy wiersz. Była to „Modlitwa Polaka na wiosnę”.
Miał 17 lat, gdy w jego wierszach pojawiło się pragnienie: „Z chwałą imienia twego, daj mi za kraj mój umrzeć, Wielki Boże”. Na kartach szczęśliwie zachowanego, młodzieńczego dziennika czytamy inwokację: „Polsko! Ojczyzno moja! Przyjmij synowskie poświęcenie się moje. Każda myśl moja, każde uczucie, każda chęć - niech będą zwrócone ku Twemu dobru; moje życie, każdą kroplę krwi mojej - kładę na Twym ołtarzu. Niech zginę nieznany, byle myśl i uczucia moje stały się Tobie - Ojczyzno moja - ozdobą i pożytkiem!”.
Miastem jego młodości, które kształtować go będzie, jest Lwów zwany słusznie gorącym sercem Polski. Grupują się tam młodzi, utalentowani ludzie, a wśród nich trzech wybitnych Mieczysławów: Dzieduszycki, Pawlikowski i Romanowski. Współpracują z pismem „Dziennik Literacki”, zaczytują się w romantycznej poezji. Wychowanek wielkich romantyków - Romanowski, prosił przyjaciół z Paryża o grudkę ziemi z grobu Juliusza Słowackiego, o śmierci Mickiewicza powiedział, że został po nim Naród sierocy. Nazwali siebie pokoleniem przedburzowców. „Obecną chwilę można by porównać do ciszy przed burzą, głuchej, posępnej, strasznej” - napisze Romanowski do siostry. Charakterystyczne jest dla tych młodzieńców poczucie służby i straży dla Ojczyzny. Romanowski powie, że służba ta zaczyna się w kolebce, a kończy w mogile. Przyrzekał, że nigdy nie opuści „bratnich szeregów szermierzy”. Pisał siostrze: „Wolę, aby powiedziano: 'Brakło mu tchu - padł', niż aby mię pomówiono: 'Przeląkł się trudów i cofnął się' (…). Ci szkodzą, co się cofają; ci, co padają, kładą się jako podwaliny przyszłej budowy”. Na Boże Narodzenie roku 1857 swój wiersz „Z opłatkiem” kończy słowami pełnymi nadziei:
Gdy się w poranku
niebo wypogodzi
Pieśniarzy polskich
doleci was pienie:
„Nam Bóg!
Nam Polska się rodzi!”
„Jutro będziesz bohaterem”
Był bardzo urodziwy. Zofia Romanowiczówna, piękna lwowska panna, zaprzyjaźniona z Romanowskim, zostawiła cenne wspomnienia: „Uroda jego była swojską, miłą dla oka i sympatyczną (…). Usta miał pełne i pąsowe, żywy rumieniec, oczy szafirowe, pełne blasku, włosy ciemno blond, bujne, kędzierzawe… Głowę nosił wysoko (…), lubił życie, towarzystwo, przyrodę (…). Była to natura zdrowa i świeża, bujna a czysta, bogata, silna. Wielką miał wiarę, wielki hart woli, a panującym w tej duszy był entuzjazm”.
Odniósł wielki tryumf swoim dziełem „Dziewczę z Sącza”, historią pięknej Basi z epoki szwedzkiego potopu. Podobał się także bardzo jego poemat „Popiel i Piast”, który sam Józef Ignacy Kraszewski ocenił: „Ton jego jest wyborny, prostoty pełen i wzniosłości”.
O dziwo, ani sukcesy literackie, ani wdzięk, ani uroda nie zapewniły poecie sercowych sukcesów. Nie mógł jakoś zdobyć względów swoich wybranek. Zazdrościł swoim przyjaciołom, którzy tak jak obaj Mieczysławowie: Dzieduszycki i Pawlikowski, byli szczęśliwi w narzeczeństwie oraz małżeństwie. Helena - narzeczona Mieczysława Pawlikowskiego, pisze do przyjaciółki o Romanowskim: „Nie uwierzysz, jaki to wykształcony i miły chłopiec (…). Mój Ktoś powiada, że będzie jednym z pierwszorzędnych poetów naszych”. Ten „Ktoś” to Mieczysław Pawlikowski. Gdy urodzi mu się syn, Romanowski napisze doń: „Odkąd ten gość do Ciebie zawitał - stał Ci się każdy kąt Twojego domu świętszym (…). Pytasz siebie: co z niego będzie? I słyszę pierwszą odpowiedź Twoją: 'To mój syn. Nauczę go kochać Polskę i świat kochać przez Polskę'”.
Mieczysław Romanowski pracuje w Ossolineum - to wielki bastion polskości zawierający dokumenty pokoleń, to wspaniała biblioteka, jak żartują lwowiacy - „Pod wezwaniem Świętego Ossolina”. To właśnie do Ossolineum oddała pani Salomea Słowacka rękopisy swojego genialnego syna, z tym testamentem:
Lecz zaklinam - niech żywi
nie tracą nadziei
I przed narodem
niosą oświaty kaganiec;
A kiedy trzeba - na śmierć
idą po kolei,
Jak kamienie przez Boga
rzucane na szaniec!…
Prośba o orła
Od roku 1861, od śmierci Pięciu Poległych w Warszawie, zaczyna się we Lwowie czas przed burzą. Mieczysław pisze siostrze: „Wiesz, co się działo i dzieje w Warszawie. Patrzaj, duch się tam podniósł. U nas słychać, że wnet wyjdzie najsurowszy zakaz nabożeństw i pieśni; nikt go nie słucha (…). Korespondent warszawski powiedział, 'że to już ostatnia próba, ostatni dowód cierpliwości dany Moskalom i Europie'. Czy wiesz, co znaczą te słowa? (…) Tyle wiemy, że trzeba być na każdą godzinę gotowym. Jeśli tam wybuchnie Powstanie, wszyscy ruszamy tam tłumnie, musimy tam być”. Rodzicom, podpisując się: „Szczerze kochający i wdzięczny syn”, powie, że to już nie jest spisek. „Tu jest tylko jeden spiskowiec nazywający się: Cały Naród”.
Do siostry „kochanej, drogiej Józieńki”, która wyszyła mu przy szkaplerzu krzyż, napisał „Prośbę o orła”:
A jeśli krzyż mi wyszyć
chcesz koniecznie
Wyszyjże orła
na odwrotnej stronie -
Orła, co biały,
a ku słońcu wiecznie
Patrzy i trzyma miecz
ostrzony w szponie (…)
Jam ptak - od Boga
szablę mam na wroga;
Mnie walczyć - w walce,
patrząc w słońce, ginąć! W tym burzliwym 1861 roku Mieczysław Romanowski drukuje na łamach „Dziennika Literackiego” swoją rozprawę „O legionach polskich”. Do siostry napisał: „Twardy to orzech. Donieś mi, jakie robi wrażenie ta moja historyczna - dziennikarska poważna praca. (…) Wolałbym mniej poważnie uwijać się w tej chwili na koniu, ale trzeba być poważnym, więc jestem. Gdyby tylko ta powaga nie zabiła mojej poezji, bo wtedy i ze mnie nic”. Na wieść o masakrze, której dopuścili się 8 i 9 kwietnia 1861 roku Moskale w Warszawie, mordując bezbronnych manifestantów, Romanowski pisze:
W górę serca! Świat się pali,
Sądy Boże głosi dzwon,
Próchno zbrodni w gruz się wali,
W gruz przemocy leci tron
Dość już kajdan,
łez i kłamstwa dróg,
W piersiach ludu zmartwychwstaje Bóg! 22 stycznia 1863 roku docierają do Lwowa słowa manifestu: „Rząd Twój Narodowy wzywa Cię na pole walki już ostatniej, na pole chwały i zwycięstwa! Bo wie, że Ty, który wczoraj byłeś pokutnikiem i mścicielem, jutro będziesz bohaterem i olbrzymem”. W ostatnich listach Romanowskiego, jakie się zachowały, czytamy słowa skierowane do brata: „W Koronie powstanie! Ruszamy w pochód. Przygotuj na to rodziców. Idziemy pełnić naszą powinność”. Do siostry: „Czemuż ja Cię nie mogę uścisnąć i klęknąć przed Tobą, abyś mnie pobłogosławiła na drogę walk i bojów! (…) Bóg powróci mnie do Was zdrowego! Ale błagam Was! Nie płaczcie za mną i nie żałujcie mnie. (…) Ja wrócę!”. I w tym liście do siostry jest prośba o miłość dla ukochanej, która tym razem odwzajemniła uczucia poety. Była to panna Modesta Krasnopolska, zwana Modunią. „Kochaj ją, Józiuńciu - woła do siostry Mieczysław - bo ona mi bardzo jest drogą, bo kocham ją i skoro tylko wrócę, rodzicom jej do nóg o nią padnę, aby dali mi ją za Anioła stróża cichego szczęścia mego. (…) Łzy pisać mi nie dają - a ja przecież idę wypełnić najświętszy obowiązek, staję do boju za Polskę”.
Zofia Romanowiczówna wspomina, że dała mu „święcony medalik Matki Boskiej i listek zielony, o który mnie prosił jako godło nadziei”. Do sztambucha Zofii wpisał słowa pożegnania: „Idziemy z wiarą w Boga, w naszą broń i w dobrą sprawę. Wy, siostry, pamiętajcie o nas i módlcie się za nami. Na odchodnym dnia 1 lutego 1863 roku”. Poprowadził ze sobą, jako dowódca, grupę młodzieży. Nie zdołali jednak przekroczyć granicy. Austriacka policja aresztowała ich i zamiast na polu walki Mieczysław Romanowski znalazł się w lwowskim więzieniu. Był w rozpaczy. Zagroził rodzinie, że jeśli „nie postarają się o jego uwolnienie, to powiesi się na strzępach własnej bielizny”. Uwolnili go 11 marca 1863 roku. Wyruszył do powstania prawdopodobnie 17 marca. W wierszu „Do modlącej się Polski” pisał o tych, którzy idą do boju:
A wonczas jak piorun,
co kruszy i pali,
W bój lećmy zwyciężać
z nadzieją na stali
Lub gińmy szlachetni,
jak ojce konali,
Polski synowie.
„Ziemią niech piersi przysypią mi młode”
Wiadomo na pewno, że Mieczysław Romanowski był w oddziale pułkownika Marcina Borelowskiego - Lelewela, okrytego już sławą kampanii na Podlasiu, naczelnika województw podlaskiego i lubelskiego. Ten rzemieślnik, blacharz, pełen prostoty i rozsądku, bardzo przypadł do serca Romanowskiemu. Z wzajemnością. Lelewel mianował poetę swoim adiutantem, awansował do stopnia kapitana. Towarzysze broni Mieczysława śpiewali jego piosenkę:
Co tam marzyć o kochaniu
O bogdance, o róż rwaniu -
Dla nas nie ma róż!
My - jak ptacy na wędrówce -
Dziś tu, jutro na placówce
Może staniem już. (…) Szczęście, dola później może -
Ach, lecz tylko Ty wiesz, Boże,
Co tam spotka nas,
Ty wiesz, komu uśmiech miły,
Komu kwiaty na mogiły
Niesie przyszły czas. 16 kwietnia 1863 roku oddział Lelewela jest już na Lubelszczyźnie i dowódca dostaje meldunek, że od strony Janowa Lubelskiego nadchodzi nieprzyjaciel. W tej pierwszej swojej walce Romanowski spisuje się jak prawdziwy bohater. Mamy cenne świadectwo jego towarzysza broni i uczestnika walk poety Wincentego Rudnickiego. Pisze on: „To, że był w stopniu kapitana i dowódcą gwardii przybocznej Lelewela, nie przeszkadzało temu bohaterowi ze sztućcem i bagnetem stawać w pierwszych szeregach walczących strzelców naszych”. Bitwa była nierozstrzygnięta. Mieczysław dodaje otuchy powstańcom, organizuje pomoc dla rannych, rozstawia straże. Ale jest już ciężko przeziębiony, ma gorączkę i męczy go kaszel. Odrzuca jednak stanowczo propozycję przejścia granicy, żeby wypocząć i wrócić do zdrowia. Wiosna tego dramatycznego roku 1863 jest fatalna. W kwietniu pada śnieg i lodowaty deszcz. Żołnierze brodzą w wodzie po kolana. Istnieje pewien tajemniczy utwór zatytułowany „Niewiasta na sądzie (przez Mieczysława Romanowskiego, w obozie pod Józefowem, w r. 1863)”. Nie jest to rękopis poety, jak informuje objaśnienie, dzieło: „napisał z pamięci towarzysz broni”. Niewiasta to Polska, która ma na swoim sumieniu wiele grzechów, między innymi „domową niewolę ludu”. Wyrok sądu nad Polską przeważa Matka Boża, która składa na szali zasług męczeństwo Narodu.
Kamień pamięci
24 kwietnia oddział Lelewela stanął w miejscowości Józefów, której obecna nazwa brzmi: Józefów Biłgorajski. Tam zaatakowali ich Moskale. Lelewel, zdając sobie sprawę, że nie zdoła odeprzeć ataku o wiele silniejszego nieprzyjaciela, daje rozkaz do odwrotu. Krzyczy: „Kto mężny, na ochotnika zasłaniać odwrót!”. Zgłosiło się siedemdziesięciu z Romanowskim w pierwszym szeregu. Ochotnicy bohatersko bronią wycofujących się powstańców. Zostaje ich trzynastu. Ta garstka dociera do lasu i spędza noc na śniegu, który świeżo spadł. O świcie, gdy Moskale odeszli z pola bitwy, garsteczka powstańców powraca, by pochować poległych. Znajdują Mieczysława Romanowskiego. Ciało jest odarte z odzienia i skłute bagnetami.
Mieczysław Pawlikowski, gdy dotrze doń wieść o śmierci przyjaciela, napisze dramatycznie do żony: „Ty wiesz, jak mnie serce boli. (…) W znakomitego urósł człowieka i zabito go. (…) Łzy mi się cisną ciągle do oczu. (…) O, będę Cię pamiętał - do grobu, mój przyjacielu”.
Mieczysław Romanowski grobu nie ma. Prawdopodobnie wszystkich poległych pochowano w jednej wspólnej mogile gdzieś w lesie. Na miejscu bitwy stoi pomnik z Orłem. Za jedyne epitafium wystarczyć im musi poetycki testament poety:
Jeśli polegnę,
niechaj mi w nagrodę
Za was nie kładą
pamięci kamienia
Ziemią niech piersi
przysypią mi młode
Mój kurhan
niech mi trawa ozielenia.
I gdy majowy deszcz
ten kurhan zrosi,
Niech ptak się nad nim
jak mój duch unosi.