TRADYCJE, OBYCZAJE I ZWYCZAJE
W MAŁOPOLSCE
„Nie można służyć dobrze narodowi nie znając jego dziejów, bogatej tradycji i kultury. Polska potrzebuje ludzi otwartych na świat, ale kochających swój rodzinny kraj”
Jan Paweł II
Łowicz, 14 czerwca 1999 r.
Każdy naród wytwarza określone zwyczaje, obyczaje, obrzędy i święta.
Są to symbole kultury dawnej społeczności, która pielęgnuje je i rozwija, opierając się na tradycjach. Pełnią one, zatem funkcje integrującą, pokazują cel życia i sens codzienności.
Przez obrzędy podkreślano momenty szczególnie ważne również w życiu prywatnym. Posługiwano się specjalnymi gestami, słowami czy rekwizytami, które normalnym, codziennym czynnościom nadawały sens symboliczny.
Tradycja - wywodzi się od łacińskiego słowa traditio, które oznaczało wręczanie, nauczanie, podanie. Tradycja to nic innego jak przekazywanie z pokolenia na pokolenie treści kultury. Przekazywanie tradycji odbywa się przede wszystkim w rodzinie, ale też w grupie, w której się żyje, w szkole, kościele i innych instytucjach.
Obyczaj - powszechnie przyjęty, umowny, najczęściej utwierdzony tradycją sposób postępowania w danych okolicznościach, właściwy pewnej grupie ludzi, charakterystyczny dla danego terenu, okresu.
Stare obyczaje z biegiem czasu znikają lub zmieniają swój charakter albo powstają zupełnie nowe.
Zwyczaj - powszechnie przyjęty, najczęściej uświęcony tradycją sposób postępowania w pewnych okolicznościach, charakterystyczny dla pewnego środowiska, terenu, okresu, powielany w podobnych sytuacjach.
Często pojęcie to używane bywa wymiennie z pojęciem obyczaj.
TRADYCJE, OBYCZAJE I ZWYCZAJE W MAŁOPOLSCE
- obrzędy i zwyczaje Bożonarodzeniowe;
- obrzędy i zwyczaje Wielkiej Nocy;
- inne obyczaje;
- potrawy świąteczne.
Obrzędy i zwyczaje Bożonarodzeniowe
W kalendarzu obrzędowym / zwłaszcza na wsi / był to cały cykl świąt obchodzonych w okresie od Wigilii do Trzech Króli. Aż do początków naszego wieku podczas tych świąt dokonywano licznych obrzędów i praktyk magicznych, które miały zapewnić w nowym roku urodzaj, zdrowie, szczęście i dostatek.
W XX wieku część obrzędów zaczęła ulegać zapomnieniu, inne zmieniły swój charakter, przyjmując postać zabawy, a niektóre pozostały w dawnej formie do dziś.
Wigilia - była pierwszym, a zarazem najważniejszym dniem świąt.
W tym dniu zaczynano sprawowanie obrzędów. Nie wolno było szyć, tkać, motać wełny i wykonywać innych prac. Uważano, by się nie kłócić, nie kląć, nie bić. Wierzono, bowiem, że zachowanie się w Wigilię będzie stanowić odpowiednik zachowania się w nowym roku. Dawniej obowiązywał zakaz spożywania potraw gotowanych. Jedzono podpłomyki / rodzaj placka / z makiem i ziemniaki z cebulą duszone bez wody, z olejem rzepakowym lub lnianym. Popijano herbatą lub wodą.
Uważano też pilnie, kto obcy pierwszy przyjdzie tego dnia do domu.
Istniało, bowiem przekonanie, że jeśli przyjdzie mężczyzna to krowy mające się cielić będą miały byczki, jeśli kobieta, to będą jałóweczki.
Czasem wierzono, że przyjście jako pierwszego mężczyzny wróży zdrowie mieszkańcom, a kobiety - chorobę.
Wieczerza - nazywana w niektórych częściach Małopolski obiadem, była symbolem pojednania zarówno między ludźmi jak i między światem żywych i umarłych.
Zasiadano do stołu, gdy rozbłysła pierwsza gwiazdka. Jej wypatrywanie należało do dzieci. Obfitość potraw na stole miała odpowiadać liczbie roślin uprawianych w gospodarstwie.
Stół nakrywano białym obrusem, na nim kładziono jeden lub kilka opłatków, a w niektórych miejscowościach także chleb. Przestrzegano by liczba uczestników była nieparzysta.
Potrawy, które podawano na wigilijny stół to, między innymi: kapusta z grochem zmieszana z olejem, żur na grzybkach, kluski z makiem lub olejem, śliwy gotowane w wodzie z cukrem.
W większości miejscowości wystrzegano się jedzenia ziemniaków.
Resztki potraw wigilijnych dawano zwierzętom. Po wieczerzy gospodarze karmili je także opłatkiem, był on innego koloru - nie biały, wierzono, bowiem, że ma moc niszczenia wszelkiego zła.
W wielu miejscowościach Małopolski uważano, że w noc wigilijną zwierzęta mówią ludzkim głosem. Nie wolno ich jednak było podsłuchiwać.
Opłatek - wypiekany był w metalowych szczypcach. Używano go jako przysmaku dla dzieci, a także robiono z niego wycinanki: gwiazdy czy przestrzenne konstrukcje, tzw. „światy”, które były symbolem narodzin Chrystusa. Na Boże Narodzenie przystrajano nimi izby.
W Małopolsce zwyczaje te zachowały się najdłużej, niektóre z nich wcale nie występowały w innych rejonach Polski. Nie zdejmowano tych ozdób, wisiały aż do zniszczenia.
W wigilię łamano się wspólnie opłatkiem. Ojciec rodziny składał życzenia matce, a później dzieciom. Dzieci całowały rodziców w rękę i wypowiadały tradycyjne życzenia:
Życzę ci szczęścia, zdrowia i powodzenia na cały rok i żebyśmy doczekali przyszłych świąt.
Życzę ci zdrowia, szczęścia i wielkiej fortuny, a po śmierci w niebie korony.
Obecnie, kolejność składania życzeń jest zachowana, ale w niektórych rodzinach dzieci nie całują już rodziców w rękę.
Zboże - symbolizowało dostatek, urodzaj.
Siano, słomę i ziarno umieszczano na wigilijnym stole. Ze słomy robiono małe kopy i zatykano je na suficie i za święte obrazy. Wykonywano także „krzyże” i „ gwiazdy „, które przyozdabiano kolorowymi papierkami i umieszczano na ścianach. Do dnia dzisiejszego, pozostał jedynie zwyczaj umieszczania siana na wigilijnym stole pod białym obrusem.
Choinka - drzewo świerka, sosny lub jodły było ważnym atrybutem. Symbolizowało, bowiem odradzające się życie i słońce, a także młodość, zdrowie i dobrobyt.
Współczesna choinka przybyła do Małopolski dopiero w XVIII wieku z Europy zachodniej. Najpierw stała się modna w miastach, a dopiero na przełomie XIX i XX wieku upowszechniła się na wsiach. Strojono ją jabłkami, orzechami, piernikami, miniaturowymi chlebkami i dużą ilością kolorowych świeczek. Robiono ozdoby z wydmuszek, kolorowych wstążek i opłatków oraz wycinanek. Światła na drzewku miały być przeznaczone dla dusz zmarłych krewnych. Choinka wnoszona była do domu przed wieczerzą, ale ubierano ją dopiero po jej zakończeniu i głównie zajmowały się tym dzieci.
Współcześnie najpopularniejsze są sztuczne choinki. Zdobione są kolorowymi bombkami, oświetlone elektrycznymi lampkami. Rzadko kiedy na choince umieszcza się własnoręcznie wykonane ozdoby.
Wróżby - w dzień i wieczór wigilijny wiele zjawisk i wydarzeń miało znaczenie symboliczne.
Wieczorem gospodynie wychodziły przed dom i obserwowały niebo. Istniała, bowiem wróżba, że jeśli w wieczór ten jest dużo gwiazd na niebie, to kury w nadchodzącym roku będą się dobrze niosły. Jeśli natomiast niebo zasnute było chmurami, to oznaczało, że krowy będą się dobrze doiły, zatem nie zabraknie mleka, sera i masła.
Młode dziewczęta, które chciały się dowiedzieć, jak będzie w nowym roku wyglądała sprawa ewentualnego zamążpójścia, puszczały na wodę bańki mydlane i patrzyły, w którą stronę popłyną. Z tej właśnie strony miał się zjawić kawaler.
Dziś wróżby te zaginęły prawie całkowicie lub są utożsamiane z „Andrzejkami”.
Kolędowanie - zwyczaj kolędowania nosił cechy magiczne.
Przez swoje rytualne zachowania i symbolikę stroju miano spowodować realizację rzeczywistą składanych życzeń.
Do najstarszych form kolędowania, wywodzących się jeszcze z czasów przedchrześcijańskich, należy chodzenie z maszkarami zwierzęcymi: „kozą”, „turoniem”, „niedźwiedziem”, „kobyłką”, „konikiem”, czy „bocianem”. Zwierzęta te miały symbolizować siłę fizyczną, zdrowie i płodność.
Maszkarom zwierzęcym towarzyszyły postacie pośredniczące między światem ludzkim a mocami nadprzyrodzonymi. Był to diabeł i śmierć.
W grupach kolędniczych roiło się od dziadów, diabłów, Żydów, Cyganów. Dopełnieniem kamuflażu była maska, uniemożliwiająca rozpoznanie kolędnika, lub uczernienie twarzy sadzą. Obowiązkowymi rekwizytami były kije, którymi uderzano widzów.
Ważnym atrybutem kolędników była szopka. Występowała ona w dwóch odmianach.
Jedna z nich to tzw. Betlejemska z nieruchomymi figurkami św. Rodziny, Trzech Króli, pastuszków i innych osób świeckich niosących dary dla Jezusa. Budynek „betlejemski” miał najczęściej postać pasterskiego szałasu.
Noszona była przez małych chłopców kolędujących po domach w okresie Bożego Narodzenia. Ustawiano ją też w domach pod choinką.
Drugą odmianę stanowiła szopka kukiełkowa - występująca tylko w Polsce. Obok nieruchomych figurek zawierała w swym wnętrzu scenkę teatralną, na której poruszane ludzką rękę kukiełki, odgrywały widowiska, łączące klasyczne wątki - opowiadające o narodzinach Chrystusa i zbrodni Heroda - z obyczajowymi i satyrycznymi.
Jedną z najpiękniejszych tradycji krakowskich jest szopka krakowska. Łączy prostotę z wyrafinowaną finezją. Jest symbolem tego miasta, wspaniałym znakiem Bożego Narodzenia.
Wszystko zaczęło się przed blisko 800 laty w grocie koło maleńkiej miejscowości Greccio we włoskiej Umbrii. Tam to właśnie Franciszek z Asyżu, urządził żywy obraz, betlejemską stajenkę, w której postacie biblijne odtworzyli jego bracia - tzw. Bracia Mniejsi, zwani dziś Franciszkanami.
Choć trudno nam w to uwierzyć, była to pierwsza szopka betlejemska w dziejach kościoła powszechnego. Gdy w 1225 roku zmarł Franciszek, jego bracia kontynuowali jego dzieło, także w tym maleńkim przedstawieniu. Okazało się, bowiem, że ten prosty i ubogi w formie przekaz treści ewangelicznych, w głęboki sposób trafia do wiernych.
Od tego czasu, tam gdzie docierali Franciszkanie, tam pojawiały się w okresie Bożego Narodzenia Szopki Betlejemskie.
W Krakowie musiało się to wydarzyć niedługo po 1237 r., bo właśnie wtedy Bracia Mniejsi trafili po raz pierwszy pod Wawel.
Nie przypadkowo najstarsze polskie figury jasełkowe pochodzą z klasztoru Klarysek przy ul. Grodzkiej w Krakowie / Klaryski to żeńska gałąź Franciszkanów /.
Są to drewniane figurki pokryte barwną polichromią, pochodzące z początku XIV wieku. Nie przypadkowo też, najpiękniejsze szopki w krakowskich kościołach, tradycyjnie są urządzane u oo.Kapucynów /ulubiona przez dzieci szopka ruchoma/ i u oo. Bernardynów / Bernardyni i Kapucyni to zakony z rodziny franciszkańskiej/.
W wieku XVII rozpowszechnił się w Polsce zwyczaj urządzania misteriów na Boże Narodzenie, swoistych przedstawień, które dzisiaj zwiemy jasełkami / od słowa jasła oznaczającego żłób/. W XVIII wieku w szopkach statycznych i w przedstawieniach jasełkowych zaczęły się pojawiać postacie współczesne, lub historyczne, ale związane nie z dziejami Ziemi Świętej, lecz Rzeczpospolitej.
W XIX wieku po Krakowie w okresie Bożego Narodzenia chodzi już kilka trup szopkarskich ze swoim programem jasełkowym. Ustawiali się oni ze swymi szopkami na linii A-B na Rynku Głównym i czekali na wynajęcie.
Gdy otrzymali zamówienie przychodzili do umówionego domu gdzie witały ich dzieci. Ponieważ na rynku wybór był duży, trzeba było do siebie jakoś klienta przyciągnąć. Jak? Najlepiej budując szopkę piękniejszą niż inni. A jaką miarę piękności mieli krakowscy murarze? Miarę krakowskich kościołów, baszt, wież, kaplic, pałaców, pomników. Jednym słowem miarę krakowską. I właśnie w ten sposób powstały miniatury krakowskich zabytków, wykonane na drewnianych stelażach ze staniolu, bibułki, celofanu, blaszek, cekinów, korali, szkiełek itp.
Szopki powstawały na Krowodrzy, do 1910 r. wsi podkrakowskiej, zamieszkanej przez liczne rodziny murarskie.
Najsłynniejszą trupą szopkarską był zespół Michała i Leona Ezenekiera.
U schyłku XIX w zbudowali oni szopkę / dzisiaj przechowywana w Muzeum Etnograficznym w Krakowie/, która stworzyła obowiązujący do dnia dzisiejszego kanon Szopki Krakowskiej. Czym więc jest Szopka Krakowska? To symetryczna budowla stworzona z charakterystycznego Najpiękniejsze materiału, inspirowana motywami architektury krakowskiej, zawierająca wyraźne elementy tradycji Bożego Narodzenia.
Tradycja widowisk w małych szopkach umarła w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Śmierć jej zadało kino i radio, nowoczesne media, które przyniosły rozrywkę tańszą i bardziej masową. To, że uratowano tradycję robienia tych cudnych pałacyków to zasługa Jerzego Dobrzyckiego, który w 1937 roku zorganizował I konkurs na najpiękniejszą Szopkę Krakowską. Konkurs przyjął się. W pierwszym roku nagrodą m.in. był wianek kiełbasy i tort czekoladowy. Mimo przerwy wojennej w 1946 r. tradycję kontynuowano, a patronat nad nią objęło Muzeum Historyczne miasta Krakowa.
Do 1999 r. odbyło się już 57 konkursów. W ciągu tych lat ujawniło się wiele wspaniałych talentów, często rodzinnych. Dynastie szopkarskie stworzyli Malikowie, Głuchowie, Piącikowie. Laury konkursowe wielokrotnie zdobywał Stanisław Paczyński, Maciej Moszew, Tadeusz Wojciechowski. Obok nagród dla doświadczonych, profesjonalnych szopkarzy, wręczane są także nagrody dla dzieci i młodzieży, co ma pomagać w tworzeniu nowych rzesz tych wyjątkowych artystów.
Dzień św. Szczepana / 26 grudnia / - był to przede wszystkim dzień odwiedzin i kontaktów rodzinnych.
W tym dniu święcono owies. Idąc do kościoła na ranną mszę ludzie zabierali ze sobą zawiązany w chusteczce owies. Ksiądz go święcił, a bezpośrednio po tym zebrani posypywali się nim nawzajem, nie oszczędzając księdza. Dzisiaj trudno znaleźć uzasadnienie tego zwyczaju, niektórzy wywodzą go od ukamienowania św. Szczepana.
Innym zwyczajem / teraz zanikły / było obkolędowanie chłopców. Dziewczęta podchodziły pod okna domów tych chłopców, którzy im się podobali. Po odśpiewaniu tradycyjnej kolędy, śpiewały przyśpiewki. Gospodarze zapraszali do środka, płacili za kolędę i zapraszali na poczęstunek.
Kolęda - głęboko wkorzeniona w polskie zwyczaje Bożonarodzeniowe. Pieśń związana z tymi świętami pojawiła się w Polsce w początkach XIII wieku wraz z przybyciem zakonu OO Franciszkanów. Początkowo śpiewana po łacinie lub w językach ojczystych przybyłych mnichów, a następnie w języku polskim.
Tradycja średniowieczna i obrządki chrześcijańskie nakazywały śpiewanie kolęd w okresie od 24 grudnia do 2 lutego. W prastarej polskiej tradycji kolędy i pastorałki śpiewane były po uroczystej kolacji wigilijnej.
Ich forma muzyczna była bardzo różnorodna: jedne były uroczystymi hymnami czy też chorałami, inne marszami lub tanecznymi polonezami, często miały rytmy mazurka lub krakowiaka.
Współczesność przyniosła dużą ilość nowych kompozycji. Każdy prawie kompozytor muzyki kościelnej, chóralnej czy też o bardziej popularnym charakterze, a nawet rozrywkowym, tworzył nowe kolędy i pastorałki.
Najstarszą polską kolędą powstałą w okresie średniowiecza jest „Anioł pasterzom mówił”. Jest ona tłumaczeniem łacińskiej pieśni Angeles pastoribus.
RAJBROCKI WIECZÓR KOLĘD
Z roku na rok w Rajbrockim Wieczorze Kolęd uczestniczą zaproszeni goście z terenu gminy i innych miejscowości. Urozmaiceniem wieczoru są jasełka przygotowywane przez młodzież.
Historię tego śpiewania zapisują strofy dawnych rajbrockich kolęd zamieszczone w małej broszurce zawierającej około 67 takich pieśni.
Jedna z nich pt. „Rajbrocka kolęda” zaczyna się słowami; „Pasterze, królowie i wy aniołowie pomóżcie nam śpiewać, co serce wypowie…”
Siła tego wieczoru tkwi nie tylko w niebiańskiej pomocy, ale również w tradycji, której kultywowanie niesie radość dla każdego pokolenia.
Ludowe stroje pań dodają spotkaniu wyjątkowego uroku.
OBRZĘDY I ZWYCZAJE WIELKANOCNE
Lipnickie palmy wielkanocne
Od bardzo dawnych lat zachował się zwyczaj sporządzania na Niedzielę Palmową pięknych i wysokich palm w Lipnicy Murowanej.
Różnią się one od palm święconych w całej Polsce. Ich różnica wynika z wielkości i wystroju.
Najstarsi mieszkańcy parafii w Lipnicy Murowanej dobrze pamiętają zwyczaj sporządzania na Niedzielę Palmową pięknych i wysokich palm.
Z przekazów ich przodków zachował się ten zwyczaj do dziś.
Palmy, o grubości mieszczącej się w dłoniach, wykonywane są ze starannie układanych pręci i wiązane witkami w odległościach 20/30 cm w zależności od jej wysokości. W czubie u góry wiązana jest wiązka palmy stawowej i strojona kolorowymi wstążkami oraz baziami wiosennymi. Wysokość palmy dyktowana była wielkością gospodarstwa i jego zamożnością.
Poświęcone służyły do różnych celów w gospodarstwie:
- z pręci wiklinowych sporządzano krzyże ozdobione wstążką i wbijano
w Wielki Piątek na każdym „stajaniu”, co miało chronić plony od burzy
i gradów
- część palmy umieszczano pod okapem domu i zabudowań
gospodarskich,
aby strzegła ludzi, bydło i całego gospodarstwa;
- bazie z palm dawało się zwierzętom do karmy, by chroniły je od chorób
i zarazy;
- palma wyganiało się bydło na pierwszy wiosenny wypas, by się zdrowo
chowało.
Gospodarz, który nie wykonał palmy by ją później poświęcić w Niedzielę Palmową nie miał pewności czy w ciągu roku będzie żył w szczęściu.
Zwyczaj robienia palm wielkanocnych zachował się w Lipnicy przez długie lata. Jednak czas zmieniał wiele w życiu społeczeństwa i tradycja ta powoli zanikała. Palm ubywało, były coraz mniejsze, ambicje ludzi malały.
Lipnicki ludowy zwyczaj przechodził kryzys. Aby temu zapobiec oraz w trosce o zachowanie miejscowego folkloru, Pan Józef Piotrkowski - społeczny opiekun zabytków w Lipnicy Murowanej - ogłosił w 1958 roku pierwszy konkurs na najpiękniejszą i najwyższą palmę. Miało to również zachęcić społeczeństwo z okolicznych wiosek do utrzymywania tradycji swoich przodków. Ludowy konkurs palm trwa do dzisiaj i cieszy się wielkim zainteresowaniem nie tylko w kraju.
Palmy Wielkanocne osiągają wysokość około 25 metrów. Są wykonane tradycyjnie, bez metalowych rurek, z odpowiednim wiązaniem i zdobieniem.
Obecnie organizatorem Konkursu Palm Wielkanocnych jest Gminny Dom Kultury w Lipnicy Murowanej, który zapewnia niezapomniane wrażenia.
W dniu konkursu odbywają się liczne imprezy towarzyszące m.in. występy zespołów folklorystycznych, pokaz i degustacja potraw regionalnych, wystawy prac twórców ludowych.
Na kramach wystawiane są wielkanocne palemki, koszyczki i pisanki.
Od tego czasu, co roku rynek lipnicki w Niedzielę Palmową zdobią wysokie i piękne palmy.
Wielkanocne Palmy
Tradycja Lipnicy to wysokie palmy
Nie złamie ich nawet wiosenny wiatr halny
Misternie składane z zielonej wikliny
Wiązane witkami od samej doliny.
W czubie bazia i wiecha wiązana wstążkami
Bujnie się kołyszą pomiędzy domami.
Honor gospodarstwa znaczą wysokością
Dorodnym wystrojem, jak dziewczę smukłością.
Z taka palmą dorodna do Lipnickiej fary
Spieszy rześki młodzieniec i gospodarz stary.
Weźmie udział w procesji wokoło kościoła
Z poświęconą palmą powróci do sioła.
Wykona z niej krzyże, rozstawi po łanach
W Wielki Piątek dziękczynnie klęknie na kolana.
By uprosić Boga Najwyższego w niebie
O błogosławieństwo w każdej dnia potrzebie.
Józef Piotrkowski 1991
Obrzędy i zwyczaje Wielkiej Nocy
Od Wielkiej Środy nie siano zboża jarego, bo wierzono, że zboże siane w czasie zamknięcia dzwonów / od Wielkiego Czwartku do Wielkiej Soboty / nie chce się wysypywać. Natomiast dobrze wtedy było sadzić ziemniaki.
W Wielki Czwartek po przeniesieniu Pana Jezusa do ciemnicy i adoracji gospodarz robił z poświęconej palmy krzyżyki. „Zatykał” je nad drzwiami wejściowymi do domu i obejść gospodarskich. Pozostałe, przed wschodem słońca w Wielki Piątek roznosił po polach. Wbijał do ziemi, by dobrze plonowała i robactwo się nie chwytało.
Powszechnym zwyczajem była także stosowana przez wszystkie te dni rytualna kąpiel o świcie, w rzekach, strumieniach i stawach. Wierzono, że ma ona właściwości odmładzające i wzmacniające, a chorym dla odzyskania zdrowia zalecano kąpiel w miejscu, gdzie krzyżują się koryta dwóch rzek czy potoków.
Uważano, że jest to najlepszy dzień do sadzenia drzewek owocowych.
W Wielką Sobotę święcono wodę i ogień. Wodę przynoszono do domu i przechowywano przez cały rok. Wlewano ją do talerzy, gdy ksiądz przychodził po kolędzie, by pobłogosławić i pokropić domowników. Święconą wodą kropiono młodą parę wychodzącą z domu do ślubu i wracającą z kościoła. Żegnano nią chłopców odchodzących do wojska, wyjeżdżających w świat, a także inwentarz wychodzący po zimie na pastwiska.
Należało uczynić pewne przygotowania aby przynieść poświęcony ogień. Chłopcy najpierw szukali na drzewach huby / grzyb drzewny, pasożyt /.
Potem odcinali ją i suszyli, a następnie przewlekali przez nią drut.
W Wielką Sobotę, zapalali ją od poświęconego ognia w ognisku, przed kościołem. Huba pali się, a właściwie tylko tli. Zatem można ją było przynieść do domu. Hubą okadzało się najpierw domostwo, a potem wnosiło do mieszkania i rozpalano nią ogień w piecu. Święcenie ognia było domeną chłopców. Gdy w domu nie było syna, to poświęcony ogień przynosili „chrześnicy”. Mówili wówczas: „Przyszliśmy tu chrzestną matkę okadzić”. Chłopiec otrzymywał za to parę groszy lub cukierki i ucieszony biegł do własnego domu. Obecnie święci się zamiast huby - zapałki.
W Wielką Sobotę również święciło się i święci pokarmy. Dawniej „święconka” składała się z baranka upieczonego z ciasta w glinianej dużej formie. Jeśli znalazł się cukrowy baranek to przeważnie niewielki. Zdarzyło się, że takiego cukrowego baranka przechowywano z roku na rok.
W koszyku obowiązkowo był chrzan, chleb, masło, sól, wędlina /kiełbasa, boczek/ oraz babka. Święconego nie wolno było „ruszyć” po przyniesieniu z kościoła. Musiano czekać do Wielkiej Nocy, do uroczystego śniadania.
Gdy rezurekcja odbywała się w Wielką Sobotę, to czasem po przyjściu z kościoła wyposzczone dzieci dostawały po jednym jajku i kawałku babki.
Dzisiaj zawartość koszyczka jest nieco inna. Pełno w nim czekoladowych baranków, pisanek, zajączków i kurczaków. Obok nich dopiero chleb, chrzan czy wędlina.
Chlubą pani domu lub dziewcząt były przeróżne pisanki. Pokrywanie ich skorupek kolorowymi ornamentami i wizerunkami miało wzmóc jego cudowne właściwości. Pisanka pełniła funkcje talizmanu chroniącego przed złem lub dającego zyski. Była pomocna w zalotach, ofiarowana chłopcu przez dziewczynę informowała go o odwzajemnieniu uczuć, a czasem pełniła funkcję bileciku miłosnego, gdy wyskrobywało na niej sentencję lub deklarację miłosną. Przygotowywano również jaja ugotowane w łupinach cebuli, zielonym życie, listkach jemioły, płatkach kwiatu ciemnej malwy, w korze olchy, liści klonu czarnego lub czerwiach / robaki dające mocny czerwony kolor /. Bardzo ważną rzeczą była symbolika koloru, jaki nadawano pisankom.
Wróżono sobie z nich przyszłość.
Kolor żółty wróżył życie duchowne. Kto otrzymał jajko w tym kolorze, mógł liczyć na przyszłość w życiu zakonnym czy kapłaństwie?
Kolor różowy wróżył sukcesy. Za pisankami w tym kolorze rozglądali się szczególnie ci, którzy planowali otwarcie nowych lub rozbudowę prowadzonych już interesów. Różowy oznaczał także sukces w nauce;
Kolor biały, a więc nie pomalowane, naturalne jajko, to niewinność. Wybranie takiego jajka gwarantowało, że młoda osoba dotrwa w niewinności do dnia małżeństwa;
Kolor niebieski wróżył dobre zdrowie. Za niebieskim pisankami rozglądały się osoby chore, a także w podeszłym wieku. Starano się zjeść jak największą ilość jajek pomalowanych na niebiesko, wierząc, że zagwarantują zdrowie na cały rok;
Kolor czarny to pamięć. Takie jajka były najchętniej wybierane przez ludzi interesu, a także ucząca i mającą kłopoty z nauką młodzież;
Kolor fioletowy wróżył siłę i wytrwałość w dążeniu do celu. Osoby, które planowały jakieś większe przedsięwzięcie, chowały do portmonetki skorupki malowanych na ten kolor jajek;
Kolor zielony wróżył pieniądze. Skorupki zielono pomalowanych jajek rzucano na pola, by obrodziło i przyniosło dochody. Wrzucano je do sadów, do koryt z paszą dla zwierząt, trzymano je w portfelach, portmonetkach, a także w pończochach, w który przechowywano pieniądze. Podobno pomagały wyraźnie w ich pomnożeniu;
Kolor czerwony to oznaka miłości i zwycięstwa we wszystkim. Pisankom w kolorze czerwonym przypisywano także bardzo wiele właściwości magicznych; wierzono, że były najskuteczniejsze we wszystkich trudnych, skomplikowanych czy zawiłych sprawach sercowych.
Śniadanie w Niedzielę Wielkanocną jest bardzo uroczystym momentem. Rodzina zgromadzona przy stole dzieliła się jajkiem, a potem spożywała poświęcone pokarmy.
Dawniej w okresie międzywojennym rodzice przestrzegali dzieci, by jadły wolno, bo wyposzczony organizm mógł reagować różnymi sensacjami.
Dzisiaj jest już zupełnie inaczej. Dzieci trzeba namawiać do konsumpcji. Skorupek z poświęconych jajek i skórek z kiełbasy nie wolno było pod żadnym pozorem dawać zwierzętom czy kurom. Należało je zebrać i wynieść na pole orne, aby lisy nie porywały kur. Tego zwyczaju ściśle przestrzegano. Do święconych jaj jedzono chrzan „pogryzając”z całego korzenia. Wybornie smakowała wędzonka i domowa kiełbasa.
Poniedziałek Wielkanocny, to jeden z najweselszych dni roku.
Od wczesnego rana rozlegały się wesołe śmiechy młodych oblewających się woda - dzień ten nazywano „Smigurtem”.
W „lany poniedziałek”, ten, kto obudził się wcześniej, oblewał członków rodziny wodą. Kawalerowie obficie polewali wodą panny, a te z krzykiem uciekały. Jeśli jednak były „suche”, to też wyrażały swoje niezadowolenie. Konkurent „ do ręki „ raczej skrapiał damę swego serca wodą kolońską, chyba, że nie było go stać na jej zakup lub był mało domyślny.
Zdarzało się, że do domów, w których mieszkały dziewczęta, zakradali się chłopcy i z wiadrami wody wychodzili na strych. Gdy któraś panna wychodziła z izby, to wylewali na nią całą zawartość wiadra.
Wodą poświęconą w Wielką Sobotę gospodarz w lany poniedziałek skrapiał obejście gospodarskie, by się w nim darzyło i pola, aby rodziły.
Wodą oblewano różnych przebierańców krążących w tym dniu po wsi: Siuda baba, Cyganie - śmigurtnicy, dziady śmigustne.
Mężczyzna przebrany za Siudą babę pozorował stan brzemienny / siuda - „ciężarna”/, co miało symbolizować nowe życie na wiosnę. Miał uczerniona sadzami twarz, ubrany był w stare suknie kobiece, na szyi nosił krzyż nabijany gwoździami, w ręku bat, którym bił uciekających przechodniów.
W grupie śmigurtników, wśród przebierańców najwięcej było Cyganek i Cyganów oraz dziadów i dziadówek. Przebranie stanowiło stare ubranie i usmolone twarze. W ręku trzymali kije i drewniane sikawki, starali się oblać każdego, kogo złapali.
Dziady śmigustne chodzili w nocy z Niedzieli na Poniedziałek Wielkanocy, ale znikali o świcie. Kostiumy ich wykonane były w całości ze słomy, tułów, ręce i nogi oplatały słomiane powrósła, na głowach mieli wysokie słomiane czapy, a twarze zakrywały drewniane lub płócienne maski. Trzymali w rękach grube kije i koszyki na jajka.
Żegocina - dawne zwyczaje wielkanocne
Zwyczaje Wielkanocne zaczynała Niedziela Palmowa. Święcono wtedy gałązki wierzby i iwy / „bazie” / oraz palmy zwane „kyćkami”. Dawniej „kyćki” wiązano batami, a do środka wkładano „zotkę”z jarzma. Palmy były strojone sztucznymi kwiatami, bibułkami, a na szczycie umieszczano chorągiewkę.
Do czasów I wojny światowej noszono bardzo wysokie „kycki” niesione przez dwie osoby. Po I wojnie ówczesny proboszcz zakazał noszenia tak wysokich palm, a nawet zarządził ich obcinanie przy kościele przez wikariusza i kościelnego.
Obecnie powrócono do dawnego zwyczaju i organizuje się konkursy na najwyższe i najbardziej bogato ubrane palmy.
Wielkanoc w Krakowie to z kolei dwa dawne i niezwykle popularne odpusty: Emaus u Norbertanek na Zwierzyńcu i Rękawka u świętego Benedykta w Podgórzu.
Odpusty te odprawiano kolejno w Poniedziałek i Wtorek Wielkanocny, Połączone były / tak jest do dziś / z wielkimi ludowymi festynami. Niewątpliwą tradycją są sprzedawane w kramach figurki Żydów - tak zwane emauśne Żydki. Przedstawiają one żydowskich wysłanników, którzy zaprzeczali kiedyś wieści o zmartwychwstaniu Chrystusa i za karę utracili mowę. Jednak do końca świata mają się modlić, kiwając się zgodnie z rytuałem.
We Wtorek Wielkanocny krakowianie ściągali tłumnie pod kościółek świętego Benedykta w Podgórzu, usytuowany w pobliżu kopca Krakusa, na wzgórzach Krzemionki. Tutaj brali udział w odpuście i w barwnym festynie upamiętniającym sypanie mogiły Krakusowi.
Tradycja, bowiem przekazuje, że ziemię na kopiec noszono w rękawach. Rękawka była w dawnych wiekach uroczystością zaduszną dla Wiślan.
INNE ZWYCZAJE I OBRZĘDY
Andrzejki - tradycyjnie związane były z wróżbami, które powinny mieć miejsce w wigilię św. Andrzeja. Do dzisiaj dziewczęta czekają na ten wieczór, by poznać swoją przyszłość.
Tradycja każe włożyć pod poduszkę kartki z imionami chłopców - a ten, z którego imieniem kartkę wyciągnie następnego dnia rano, będzie jej przyszłym. Podobne kartki zawijano także w kluski gotujące się we wrzącej wodzie w garnku. Czyj klusek wypłynie na wierzch jako pierwszy, ta będzie miała kawalera wymienionego na kartce?
Jednym z najbardziej upowszechnionych zwyczajów było lanie wosku. Dziewczęta roztapiały wosk i wlewały go / koniecznie przez klucz / do miski z zimną wodą. Później próbowały odczytać swoją przyszłość z cienia, który wosk rzucał na ścianie. Czasami - również dzisiaj -ustawiano rzędem buty / stopami do siebie / od pieca aż po drzwi. Czyj but jako pierwszy wyjdzie za drzwi, ta dziewczyna jako pierwsza wyjdzie za mąż?
Źródłem przepowiedni mógł być także pies. Wróżące dziewczęta podtykały mu najlepsze smakołyki. Ta, od której jako pierwszej wziął jedzenie, miała szanse szybkiego zamążpójścia. Często na wodę rzucano kartki z imionami dziewcząt i chłopców, które dwa imiona się ze sobą zetknęły - ci byli sobie w przyszłości pisani.
Można też było położyć pod talerze lalkę, obrączkę i różaniec. Dziewczyna z zamkniętymi oczami wybierała talerz. Jeżeli wybrała lalkę - wróżyło to dziecko, jeżeli obrączkę - wyjdzie za mąż, różaniec wróżył staropanieństwo. Obierano też cienko jabłko ze skórki, tak by jej nie przerwać, a następnie rzucano za siebie. Z ułożenie skórki odczytywano literę, na którą miało się zaczynać imię narzeczonego.
Późnym wieczorem panny wychodziły przed dom nadsłuchując, z której strony zaszczeka pies - z tej, bowiem ma przybyć narzeczony.
Celem wróżb było oczywiście poznanie imienia przyszłego narzeczonego i czasu wyjścia za mąż.
Kulig - współcześnie też jest bardzo popularny, choć nieco w innej formie niż dawniej.
Dawniej były to całe spektakle trwające nawet kilka dni. Osoby biorące udział w kuligu były zazwyczaj przebierane lub w maskach. Saniami, w dużej gromadzie udawano się do dworu, który zamierzano odwiedzić. Do tradycji niemal należało, by woźnica wiozący towarzystwo kuligowe wywrócił sanie w śniegu, co dawało jeszcze większy powód do śmiechu i żartów. Czasem kilka kuligów zjeżdżało w tym samym czasie do jednego dworu. Przedstawiano piękne spektakle / często tematyką było wesele krakowskie/, tańczono aż do świtu.
Dzisiaj ogranicza się do sanny i najwyżej palenia ognisk czy pieczenia kiełbasek lub barana.
Mikołajki - odbywały się 6 grudnia. Postać świętego Mikołaja bardzo różniła się od propagowanej współcześnie. Nawiązywano, bowiem bezpośrednio do postaci świętego Mikołaja. Osoba odgrywająca rolę świętego ubierała się w długą, białą koszulę, przepasywała paskiem, na to zakładała ornat ze złotego lub srebrnego papieru. Na głowę wkładano infułę biskupią, a w ręce trzymano oklejony sreberkiem pastorał. Mikołaj oczywiście chodził w asyście dwóch aniołów, ubranych na biało, z wieńcami na głowach i ze skrzydełkami przyprawionymi do ramion. Aniołowie nieśli dary dla grzecznych dzieci, były to: jabłka, pierniki, orzechy. Wśród darów były też pieczone z piernika figurki świętego Mikołaja, a dla psotników - pozłacane rózgi. Za tym świętym towarzystwem postępował dziad - z długą brodą, ubrany w przewrócony na lewa stronę kożuch. Trzymał on na łańcuchu diabła, którego zadaniem było warczeć, wyrywać się. Diabeł ten był osmolony, / co miało przypominać, że pochodzi z piekła /, wyposażony w widły i rogi na głowie oraz długi czerwony język. Święty Mikołaj nie tylko obdarowywał dzieci prezentami, ale i odpytywał je ze znajomości katechizmu i pacierza. Te, które nie umiały, mogły dostać od świętego rózgą. Mikołajowi i dziadowi na odchodnym dawano kilka drobnych monet. Nie do wszystkich jednak dzieci ten oczekiwany święty przychodził osobiście. Niekiedy grzecznym dzieciom podkładał pod poduszkę swoje dary / jabłka, ciasta, orzechy /, a krnąbrnym rózgę. Wierzono, że święty przychodzi z nieba po drabinie i po niej do niego wraca.
Współcześnie oprócz słodyczy dzieci otrzymują zabawki, gry i ubrania.
Tłusty czwartek - zwany też Comber - to nazwa ostatniego czwartku przed środą popielcową, który słynął z hucznych zabaw nieraz nawet większych niż w karnawale. Jadano pączki, chrust zwany inaczej faworkami.
Ostatki - zwane też kusymi dniami - dzień przed Środą Popielcową - słynęły również z hucznych zabaw, które miały przygotować ludzi do smutnych i poważnych dni Wielkiego Postu. W tym dniu przebierano się za dziadów i baby, Cyganów i Cyganki, Żydów i Żydówki - odgrywano wesołe scenki. Opowiadano żarty, śmiano się i bawiono aż do północy. Wtedy to wnoszono tzw. podkurek, czyli pierwszą postną kolację składająca się z mleka, jak i śledzi.
Obecnie organizowane są spotkania i zabawy taneczne zwane „śledziówkami”.
Dożynki - święto kończące okres żniw. Po skoszeniu zboża pleciono z niego wieniec, który święcono w kościele 15 sierpnia / Matki Boskiej Zielnej /.
Ze świeżo zebranego zboża pieczono bochen chleba, który również święcono. Jest to dzień zabaw mający wynagrodzić rolnikom trud zbierania zboża z pól.
Zaduszki - inaczej Dzień Zaduszny / 2 listopada /. Odwiedza się cmentarze, składa kwiaty i pali świeczki w intencji zmarłych.
POTRAWY ŚWIĄTECZNE
W okresie Adwentu nie było żadnych nakazów ani zakazów dotyczących jedzenia.
W tym okresie natomiast chodził po wsiach organista z opłatkami. Otrzymywał za nie od wiernych ofiary, które miały być swoistym wynagrodzeniem za jego całoroczną posługę. Zwyczaju tego na niektórych terenach nie praktykuje się już jednak od wielu lat. Opłatki, za dowolną ofiarą, pobiera się z zakrystii lub kupuje w sklepach z dewocjonaliami.
Bożonarodzeniowe przygotowania w kuchni zaczynano niegdyś na kilka dni przed Wigilią. Marynowano wtedy solone śledzie z cebulą i kiszono żur. Najwięcej pracy przypadało jednak na sam dzień Wigilii, chociaż trzeba zaznaczyć, że świąteczne menu było niegdyś bardzo skromne. Tego dnia poszczono prawie tak, jak w Środę Popielcową czy w Wielki Piątek. Podstawowym pokarmem do czasu kolacji były właśnie śledzie z zaprawy octowej.
W świadomości społeczności istniał przekaz, że na wieczerzę powinno być podane dwanaście potraw. Ich obfitość miała odpowiadać liczbie roślin uprawianych w gospodarstwie. Jednak w wielu domach nie traktowano go dosłownie. Powszechnie żartowano nawet z faktu niedokładnej wiedzy na temat tego, co można nazwać samodzielnym daniem. Na stole wigilijnym pojawiały się niegdyś dania, które jadano, na co dzień. Dużą wagę przywiązywano natomiast do tego, aby miały postny charakter, to znaczy wystrzegano się wykorzystywania tłuszczu i nabiału.
Podawano, przede wszystkim żur z suszonymi grzybami i ziemniakami, zupę grzybową, kapustę z grochem, kaszę jaglaną gotowaną z suszonymi owocami oraz kompot z suszu. W niektórych domach przygotowywano zupę z suszonych grzybów, pierogi z kapustą albo jabłkami oraz dowolna rybę.
Większość gospodyń piekła na Boże Narodzenie ciasto / kołacz drożdżowy z serem, sernik, makowiec, piernik /. Wypiekano także różnokształtne kruche ciasteczka, które następnie wieszano na choince.
Drzewko przystrojone było także i innymi „jadalnymi” ozdobami, to znaczy jabłkami, orzechami owiniętymi w kolorowe sreberka i bibułki.
Na choince wieszano też, wykonywany przez panią domu „świat”. Była to kulista konstrukcja z kółek wyciętych z kolorowych opłatków.
Na świątecznym stole gościły domowe wędliny i przyrządzone w różny sposób mięsa.
Omówione zwyczaje kulinarne zachowywały swój niezmienny charakter przez szereg lat. Potrawy pojmowane dziś jako tradycyjne / barszczyk z uszkami, smażona ryba, pierogi z kapustą czy kluski z makiem, miodem i orzechami /, pojawiły się na wigilijnych stołach dopiero na przełomie siódmego i ósmego dziesięciolecia ubiegłego wieku. Obecnie karp jest przygotowywany na różne sposoby, między innymi w galarecie i smażony w panierce. Nadal na stołach pojawiają się dawniejsze potrawy.
W dzień Wigilii przestrzega się postu, ale już nie tak rygorystycznie, jak kiedyś. Po kolacji spędza się czas przy cieście. Wypieka się różne placki, ale za najbardziej typowe uznaje się serniki, pierniki i makowce. Od co najmniej dwudziestu lat nie ma zwyczaju obwieszania choinki jabłkami, orzechami czy ciastami. Coraz rzadziej wiesza się też na niej cukierki. W wielu domach kładzie się za to pod drzewkiem koszyczek lub talerz z czekoladami, pralinkami, pomarańczami i mandarynkami. Owoce te, choć szerzej dostępne od kilkunastu zaledwie lat, zdają się przyjmować na siebie rolę typowo bożonarodzeniowych łakoci.
Oto przykład wieczerzy wigilijnej w dawnej rodzinie chłopskiej.
Pod wieczór dzieci wypatrywały pierwszej gwiazdy, kiedy pojawiła się na niebie, wszyscy domownicy zasiadali do stołu. Ojciec odmawiał uroczystą modlitwę, po czym wszyscy dzielili się opłatkiem z przaśnego ciasta okazując sobie przy tym serdeczność. Następnie gospodyni podawała postne tradycyjne potrawy, których przeważnie było dwanaście, na pamiątkę dwunastu apostołów. Za potrawy uznawano poszczególne dodatki, a nie całe dania. Powinna być ich parzysta ilość. Ich rodzaj różnił się nieco w zależności od regionu. Podawano, więc kiszony barszcz buraczany lub żur, gdzie indziej zupę rybną czy grzybową. Chłopi jedli jednak rzadko ryby, chyba, że okolica była w nie obfita. Czasem tylko biedota kupowała na ten wieczór w karczmie solonego śledzia. Zwykle podawano takie dania postne, jak: kapusta z grochem lub grzybami, pierogi z kapustą lub grzybami, gołąbki z kaszą, kompot z suszu owocowego. Na wigilijnym chłopskim stole pojawiało się też czasem ciasto, ale dopiero po północy, gdyż zawierało mleko i tłuszcz. Mak pojawiał się jako podstawowy składnik różnych potraw, na przykład klusek z makiem, kutii czy ciast. Różnorodność tych potraw zależała przede wszystkim od regionu.
Święta Wielkanocne od strony kulinarnej kojarzą się głównie ze „święconym”, to znaczy pokarmem zanoszonym w Wielką Sobotę do kościoła, a potem spożywanym w Wielką Niedzielę jako zasadniczy posiłek. W te dni, na stołach królowały jajka będące symbolem nowego życia i wiosny. W niektórych rejonach kraju dzielono się nawet jajkiem, tak, jak opłatkiem w Wigilię. Chłopską Wielkanoc poprzedzało często świniobicie, co jest tym bardziej warte podkreślenia, że urządzano je najwyżej dwa razy w roku. Na świątecznym stole pojawiały się, więc wędliny i mięso. Gospodynie piekły też na tę okazję ciasta, głównie drożdżowe babki, kruche placki, mazurki i paschy.
Najważniejszą potrawą wielkanocną była, przyrządzana w tradycyjny sposób serwatka. W wielu domach, gotuje się dodatkowo biały żurek z jajkiem, kiełbasą, boczkiem i tartym chrzanem.
Jajka pozostają wciąż zasadniczym składnikiem wielu wielkanocnych dań, przystawek i sałatek.
BIBLIOGRAFIA
Łagoda J., Łagoda M., Święta w polskim domu” Wydawnictwo
Podsiedlik i Spółka z o.o.2002
Encyklopedia tradycji polskich, Warszawa 2002
Bockenheim K.: Przy polskim stole, Wrocław 1998
Cetera D.: Chleb w tradycji ludowej, „Rocznik Bocheński”, t. V, Bochnia
2001
Kopaliński W.: Słownik wyrazów obcych i wyrażeń obcojęzycznych,
Warszawa 1989
Powiat Bocheński, red. Flasza J., Bochnia 2000
Opracowała: Monika Piotrowska
18