CZYSTE RĘCE - ZDROWIA WIĘCEJ.
PRZYLOT PTAKÓW - BOCIAN, JASKÓŁKA.
WYPISY
„W Plastusiowie lalki mają umywalki” M.Kownacka
Wszystkie nasze lalki maja umywalki. Takie same, jak i dzieci - z kranów czysta woda leci!
I ręczniki, i wieszaki -tak jak wszystkie przedszkolaczki...
Ale czy nam wierzycie? Nie wszystkie kochają mycie!... Dorotka -Złotowłosa myje sobie czubek nosa!...Jedno ucho myje Ela - mówi:
-Starczy do wesela!
Czarna Weronika - to wody unika! A śliczna Beata - mówi, że „i bez mycia - gładka”!
Już dziewczynkom zbrzydło mycie - tyle strapienia z tym myciem!
Po prostu życie zbrzydło - niech lalki zobaczą mydło - zaraz krzyki i grymasy - to nie lalki to brudasy!...
A to w oczy „piana szczypie”, buzie myć - to ledwo zipie! Zawołać ją do jedzenia - rączki - chlap ciap - od niechcenia... Bez mydła - w wodzie popluska, a brud siedzi na paluszkach.... Brudne ręce ręcznik wytrze - i już plamy są najbrzydsze... Ręcznik musi iść do prania - od takiego wycierania.
Powiedział wreszcie Ania:
-To nie do wytrzymania!
A dziewczynki:
-Nasze lale - nie lubią czystości wcale!
Usłyszał to kotek Mruczek:
-Miauu! Czystości je nauczę
Więc się dzieci cieszą:
-Czyż to może być?...
A kot usiadł na woreczku i zaczął się myć!
Z pokoiku swego lale widziały go doskonale!
Mył się kotek, mył - ile tylko sił.
Sierść języczkiem mocno czesał, że aż prawie iskry krzesał, brzuszek mył i pierś, i grzbiecik, aż mu klaskały dzieci.
Mył się łapką i języczkiem - czesał ogon jak grzebyczkiem...
Laleczki nie wytrzymały:
-Po co się tak myjesz cały - języczkiem różowym?
-Miau! Powiem wam, moje lale, kto się myje doskonale, będzie ładny, silny, zdrowy!
Jak to usłyszały lalki - hyc! Hyc! Hyc! Do umywalki!
-Dalej mydło, dalej woda - niech nam siły, zdrowia doda!
Przecież to nie może być, by kot miał się lepiej myć!
No i odtąd lale myją się wspaniale!
„Czyścioszki” muz. Z. Stankiewicz, sł. H. Stankiewicz
Kotek, kotek nosek myje
pyszczek, pyszczek, uszka, szyję,
a ja, a ja wraz z koteczkiem,
piorę do nosa chusteczkę.
Ref.
Woda z kranu kap, kap, kap
Piorę chustkę chlap, chlap, chlap.
Woda z kranu ciur, ciur, ciur.
Piorę chustkę szur, szur, szur.
Kotek, kotek czysty, miły,
dzieci, dzieci patrzcie proszę,
a ja, a ja do przedszkola,
co dzień czystą chustkę noszę.
Ref.
Woda z kranu kap, kap, kap
Piorę chustkę chlap, chlap, chlap.
Woda z kranu ciur, ciur, ciur.
Piorę chustkę szur, szur, szur.
„Uparty kotek”
Brzydka dzisiaj jest pogoda,
Prosto z nieba kapie woda.
Wracał z misiem kot z przedszkola
-Zapomnieli parasola.
Wszędzie mokro są kałuże
Jak ocean takie duże.
Miś ominął wodę grzecznie,
Ale kot się spieszy wiecznie!
Śmieją się wróbelki wkoło
-Zaraz będzie tu wesoło!
Kotek w górę już wyskoczył,
Wpadł do wody spodnie zmoczył.
Już mu z wąsów woda kapie,
Pewnie kotek katar złapie.
I choć kota łapią dreszcze,
To po dworze biega jeszcze.
Biegnie z misiem na boisko,
Bo to przecież całkiem blisko.
Kaczki, które mecz tam grały,
Wcale wody się nie bały.
Gdy do domu kotek wrócił
I ubranko mokre zrzucił,
Mam długo go suszyła
Do łóżeczka położyła
Lis wspaniałym był doktorem
Leczył wszystkie dzieci chore,
Kotka pilnie dziś obsłuchał -
Zajrzał w gardło i do ucha.
Mama poszła do apteki,
Wykupiła różne leki:
Na gardziołko -te do ssania,
Witaminki -do łykania.
Gdy tak kotek w łóżku siedzi
I nad losem swoim biedzi,
Pije syrop wprost z łyżeczki,
Zaglądając do książeczki.
Czyta bajki o piratach,
Dobrych wróżkach,
Leśnych skrzatach.
A gdy zmęczył się troszeczkę,
Mama czyta mu bajeczkę.
Kotek leży, pilnie słucha,
Bajka wpada mu do ucha.
Gdy wieczorem zasnął wreszcie,
Miał wspaniały sen -uwierzcie!
Rano katar miał już z głowy
I był prawie całkiem zdrowy.
Lecz dni kilka leżeć musiał,
Tak kazała mu mamusia.
Odtąd kotek się pilnuje,
Więcej już nie zachoruje.
Dba o sweter i kurteczkę,
Zawsze nosi też czapeczkę.
A gdy deszczyk mokry pada,
To kalosze kot zakłada
I choć czasem w wodę skoczy,
Łapek sobie nie zamoczy.
Warto przecież dbać o zdrowie,
To wam każdy kotek powie.
„Zjadaj miód” sł. A.Galica, muz. T.Pabisiak
Na katarek i na chrypkę,
kaszel, dreszcze albo grypkę.
Ref.:
Zjadaj miód, słodki miód.
Pszczoły dadzą miodu w bród. /bis
Łyżka miodu, szklanka mleka.
Katar z kaszlem niech ucieka.
Ref.:
Zjadaj miód, słodki miód.
Pszczoły dadzą miodu w bród. /bis
Chcesz być zdrowy, tak jak misie,
chlebek z miodem jedz od dzisiaj.
Ref.:
Zjadaj miód, słodki miód.
Pszczoły dadzą miodu w bród. /bis
„Chory kotek” W. Grodzieńska
Wyszedł kotek na deszczyk,
Dostał kataru i dreszczy.
Boli głowa i oczy,
Nogi w błocie przemoczył.
Kładzie mama koteczka
Do ciepłego łóżeczka.
Bierze synka za rączkę:
„Oj masz kotku gorączkę.”
Przyszedł tatuś wieczorem
Z siwym panem doktorem.
„Ratuj, panie doktorze,
Bo synkowi wciąż gorzej!”
Doktor kotka opukał,
Okularów poszukał
I powiada: „Dam ziółka,
Będzie zdrowy jak pszczółka.
Dam i proszki na dreszcze,
Niech przeleży dzień jeszcze,
Ale lepsze niż proszki
Są na dreszcze kaloszki.”
„Chory kotek” St.Stachowicz
Pan kotek był chory i leżał w łóżeczku,
I przyszedł kot doktor: „Jak się masz koteczku?”
„Źle bardzo” -i łapkę wyciągnął do niego.
Wziął za puls pan doktor poważnie chorego,
I dziwy mu prawi: „Zanadto się jadło,
Co gorsza nie myszki, lecz szynki i sadło,
Źle bardzo... gorączka! Źle bardzo, koteczku!
Oj! Długo, ty długo poleżysz w łóżeczku,
I nic jeść nie będziesz, kleiczek i basta.
Broń Boże kiełbaski, słoninki lub ciasta!”
„A myszki nie można?” -zapytał koteczek?
Broń Boże! Pijawki i dieta ścisła!
Od tego pomyślność w leczeniu zawisła.
I leżał koteczek: kiełbaski i kiszki
Nietknięte, z daleka pachniały mu myszki
Patrzcie, jak złe łakomstwo! Kotek przebrał miarę,
Musiał więc, nieboraczek, srogą ponieść karę.
Tak się i z wami, dziateczki stać może:
Od łakomstwa strzeż was Boże!
„O Jurku, którego bolał ząb” H.Kunzel, Ch. Unzner-Fischer
Był kiedyś mały chłopiec, nazywał się Jurek. Ponieważ nadzwyczaj lubił łakocie, wszyscy nazywali go Jurkiem -Łakomczuchem.
Gdy tylko dostał od kogoś pieniądze, wydawał je na słodycze.
Na śniadanie jadał najchętniej lukrowane ciastka, a na obiad -kaszę na słodko. Jeśli na kolację dostał razowy chleb i jabłko, Jurek-Łakomczuch zaczynał beczeć: „Nie będę tego jadł, chcę czekolady! Chcę cukierków! Chcę lizaka!”
Niedobrze działo się z Jurkiem. A już najgorsze było to, że bardzo rzadko mył zęby. Ani po żadnym posiłku, ani nawet przed snem. Mył je najwyżej rano, jeśli mama mu o tym przypomniała.
Wieczorem, bardzo często jego szczoteczka do zębów tkwiła sucha i smutna w ładnym, czerwonym kubku, gdy tymczasem Jurek beztrosko wskakiwał di łóżka z brudnymi zębami.
Przed zaśnięciem, już w łóżku, Jurek znowu coś łasował, nie myjąc potem zębów.
Kiedyś, gdy leżał już w łóżeczku, poprzez okno wskoczył mały, dziwny stworek. Błyskawicznie podbiegł do Jurka, jednym susem wskoczył na kołdrę i zaczął tańczyć.
Jurek przeraził się. Diablik wywijał groźnie malutkim kilofem, który trzymał w ręku, i śpiewał przy tym skrzeczącym głosem:
„Hi, hi, hu, ha! Hi, hi, hu, ha!
Szczotka w twoim kubku sucha!
Stoi smutna tam w łazience,
Więc z radości klaszcze w ręce!”
A potem dziwny stworek zaśmiał się szyderczo: „Wkrótce będę miał ciepłą dziurę, w której będę mógł kuć do woli! Hi, hi, hu, ha!”
Jurek zebrał się na odwagę i rzekł do diabełka: „Co cię obchodzi moja szczoteczka? Kim ty jesteś?” -„Zaraz mnie poznasz!” -odparł diabełek. „Jedz tylko dalej dużo słodyczy, nie myj zębów i nie używaj szczoteczki.”
I równie nagle, jak się pojawił, dziwny stworek przepadł bez śladu. Gdzie? Jurek Łakomczuch nie wiedział. Daremnie wytężył wzrok, by znaleźć kryjówkę nieproszonego gościa. Potem zasnął. Rano, kiedy się obudził, miał spuchnięty policzek i bolał go ząb.
„Uuu, uuu” płakał Jurek, „ząb mnie boli!” Mama odpowiedziała: „To się zdarza, zwłaszcza tym, którzy jedzą dużo słodyczy i nie myją zębów.”
Resztki ciastek, cukierków i czekolady wciskają się między zęby. A wtedy zjawia się diablik -Boliząb, który dotąd kuje ząb swym malutkim kilofem, dokąd nie zrobi w nim dziury.
Jeśli w porę nie pójdzie się do dentysty, taki dziurawy ząb zaczyna boleć. Bo diablik póty rozszerza i pogłębia dziurę, póki cały się w niej nie schowa. No, a uszkodzony ząb zaczyna chorować.
Jurek-Łakomczuch zaczął szlochać: „Ten Boliząb wskoczył mi wczoraj wieczorem na łóżko, widziałem go!”
Mama uspokoiła chłopca i powiedziała: „Chodź, pójdziemy zaraz do dentysty. On wyczyści i zalepi dziurę, a diablika przepędzi!”
- „A czy ten Boliząb nie zacznie mi wiercić nowych dziur?” -spytał Jurek.
-„Jeśli przestaniesz jeść bez przerwy słodycze i po każdym posiłku będziesz starannie czyścił zęby, to Boliząb nie będzie miał w twojej buzi nic do roboty. On nie znosi czystych zębów.”
Wkrótce mama i Jurek siedzieli już w poczekalni u dentysty. Było tam kilkoro dzieci i dorosłych. Miła pielęgniarka zapraszała ich kolejno do gabinetu. Kiedy zawołała: „A teraz proszę Jurka-Łakomczucha!”, chłopiec, słysząc to przezwisko, bardzo się zawstydził.
W gabinecie dentystycznym chłopiec nie mógł wyjść z podziwu. Nad fotelem dla pacjenta świeciła jasno wielka lampa. Dentysta miał małą szprycę do wody i dmuchawkę z pompką.
Lekarz pozwolił Jurkowi nacisnąć pompkę i dmuchawka powiała wiatrem. Potem chłopiec usiadł
w fotelu, a dentysta naciskał dźwignię i siedzenie to podnosiło się, to opadało, więc chłopiec jeździł
w górę i w dół. To było zabawne!
Jurek zapomniał niemal o bólu zęba. Otworzył szeroko usta, żeby dentysta mógł znaleźć diablika. W okrągłym lusterku, w którym wszystko co małe wydaje się duże, dentysta oglądał każdy ząb ze wszystkich stron.
Przeszukał wszystkie zakamarki. Wkrótce znalazł Bolizęba. Diablik nie mógł się przed nim ukryć. Dentysta wyborował z chorego zęba resztki jedzenia i cały brud i Boliząb nie wiedział już, gdzie się podziać.
A kiedy woda ze szprycy trysnęła wprost do jego jamy, o mało się nie utopił. Potem dentysta, chcąc osuszyć dziurę w zębie Jurka przed zaplombowaniem, użył dmuchawki. Strumień powietrza wyrzucił po prostu Bolizęba z dziury. Jurek już nigdy więcej nie zobaczył diablika i nigdy więcej nie zabolał go ząb.
Dentysta doprowadził chory ząb do porządku i Jurek wkrótce mógł znowu dobrze gryźć.
Od tej pory chłopiec je słodycze tylko wtedy, gdy mama mu pozwoli. I zaraz potem czyści zęby.
A w ogóle myje je starannie po każdym posiłku i dwa razy do roku chodzi do dentysty, żeby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.
Od roku Jurek chodzi do szkoły. Nikt nie nazywa go więcej Jurkiem-Łakomczuchem. Pieniądze, które czasem dostaje w podarunku, wkłada do świnki-skarbonki, która ma śmiejące się oczka i staje się coraz cięższa.
Kiedy pękaty brzuch świnki-skarbonki będzie pełny, tata dołoży Jurkowi trochę pieniędzy.
Wtedy chłopiec będzie mógł kupić wymarzoną kolejkę elektryczną.
„Chory ząb” j.Bechler
Ledwie wrócił Grześ z przedszkola,
ząb okropnie go rozbolał.
Ząbek bolał, płakał Grześ
i kolacji nie mógł jeść.
Więc orzekli wszyscy zgodnie,
że Grześ pójdzie do przychodni.
W poczekalni jasnej, dużej,
czas nikomu się nie dłuży:
chcesz -obrazki tu oglądaj,
chcesz -masz misia i wielbłąda.
A dentystka uśmiechnięta
grzecznie mówi do pacjenta:
-chodź tu bliżej, Grzesiu, siadaj
zaraz chory ząbek zbadam.
„Brudasek” I.Salach
Czy widzieliście takiego przedszkolaka brudnego?
Krzyś się nie chce z nikim bawić, nic go dziś nie zaciekawi.
Do łazienki nie chce wejść -brudny chyba będzie jeść.
Brudna buzia, brudne ręce, potargane włosy też.
Czy to miły przedszkolaczek? Czy też z lasu groźny zwierz?
Straszy Krzysiu swym wyglądem panią, dzieci i zabawki.
A to brudas, a niedbaluch -wnet przyklei się do ławki.
Ale na to też jest rada. Już złapały dzieci Krzysia.
Zaciągnęły do łazienki -umyjemy chłopcu pysia.
Mydło, woda, szczotka też i już zniknął z lasu zwierz.
Włosy gładko przyczesane, wszystkie plamy przepędzone.
Ale zmiana! Jaki czysty! Czy to aby jest nasz Krzyś!
Patrzy Krzysiu zadziwiony, jaka zmiana zaszła wielka.
I uśmiecha się do dzieci: chcesz być czysty? W lustro zerkaj!
„Czy wiesz?” I.Salach
Czy wiesz o tym mój kolego,
że o czystość trzeba dbać:
kiedy siadasz do śniadania
albo kiedy idziesz spać!
Kiedy skończysz już zabawę,
pora aby obiad jeść:
to pamiętaj, mój maluchu
umyj ręce -no i cześć!
„Przeziębienie Krzysia” I.Salach
-Co się dzieje z Krzysiem? -zaniepokoiła się pani Hania. -Od kilku dni nie przychodzi do przedszkola!
-Przeziębił się i musi leżeć w łóżku -odpowiada Basia -Jest bardzo chory. -odwiedzasz go Basiu? -zapytała pani.
-Tak -kiwnęła głową dziewczynka -opowiadam mu codziennie o tym, co się wydarzyło w przedszkolu -dodała zadowolona.
-W takim razie opowiedz nam co słychać u Krzysia? -powiedziała pani.
-Jest bardzo smutny -Basia opuściła nisko głowę -bo rozchorował się z własnej winy.
-Z własnej winy? -zdziwiła się pani.
-Tak -Basia znowu kiwnęła głową -gdy wychodził na dwór nie założył czapki ani szala. Dlatego teraz cierpi z tego powodu. -Basia zamyśliła się.
Rzeczywiście -zgodziła się pani -to bardzo smutne. Nie słuchał mamy i przeziębił się.
-I musi jeść gorzkie lekarstwa -skrzywił się Piotruś -Brr!
-Takie gorzkie to one nie są -uśmiechnęła się Basia. -Musi pić dużo Herbaty z lipy. I jego mama zrobiła mu syrop z cebuli.
-Syrop z cebuli? -zdziwiły się dzieci -A co to takiego?
-No cóż... -powiedziała pani Chorobę leczy się nie tylko lekarstwami z apteki. Przeziębienie można wyleczyć domowymi sposobami, pijąc herbaty ziołowe, syrop z cebuli i cukru albo syrop z czerwonego buraczka. Nawet największy kaszel można wyleczyć takimi syropami.
-A czy te syropy są dobre? -zapytały dzieci.
-Możemy spróbować -roześmiała się pani -przyniosę cebulę i buraczki, i zrobimy z nich syropy.
-Ale jak? -nie dawały spokoju dzieci.
-Oj, to bardzo proste -powiedziała pani. Cebulę trzeba pokroić w plasterki, położyć na talerzyku, posypać cukrem i postawić tam gdzie jest ciepło. Po kilku godzinach wypłynie z niej słodki sok.
-A buraczek, buraczek? -niecierpliwił się Piotruś
-Z buraczkiem jest tak -ciągnęła pani -trzeba go umyć i wydrążyć dużą dziurę w środku. Do tej dziury nasypać cukru.... i czekać aż wypłynie czerwony sok.
-To ja powiem o tym mamie Krzysia -powiedziała Basia z wypiekami na policzkach.
-Świetnie -odpowiedziała jej pani -na pewno mu nie zaszkodzi. A jeżeli pomoże, to trochę dzięki nam Krzysio prędzej wyzdrowieje.
Dzieci były bardzo zadowolone.
PRZEŹROCZA:
„U pana doktora” M.Terlikowska
/z cyklu: „Praca w różnych zawodach”/
* Przed drzwiami pana doktora
czeka kolejka dość spora.
* Pawełka boli brzuszek
Marek skaleczył paluszek.
* Dorotka także jest chora,
bo bardzo kaszle od wczoraj.
* Małgosię wciąż boli głowa
Lalka także nie jest zdrowa.
* Wchodzi Pawełek. No śmiało!
Badanie nie będzie bolało.
Trzeba otworzyć buzię raz -dwa,
Pokazać język, powiedzieć a-a-a.
* Oddychać, stanąć na wadze,
potrzymać termometr -i już .
Więc płakać nikomu nie radzę-
Chyba, że jesteś tchórz.
* Pan doktor zna różne sposoby,
żeby przepędzić choroby,
-przepiszę ci proszki , Pawełku
różowe w niebieskim pudełku.
* Pan doktor smaruje palec
śmiesznym lekarstwem fioletowym
-Bolało Marku? -Prawie wcale.
I palec Marka będzie zdrowy.
* A co dla kaszlącej Dorotki?
Syrop. Naprawdę słodki.
* Małgosia pójdzie na naświetlanie.
A lalka? Czy nic nie dostanie?
* Prawda lalka jest trochę blada...
Ale Małgosia sama ją zbada.
Przecież Małgosia pamięta
Jak doktor bada pacjenta.
O niedźwiadku Fąfeluszku bardzo wielkim łakomczuszku” H.Łochocka
Jest miś pewien Fąfeluszek, który ma okrągły brzuszek. Ach bo z tego Fąfeluszka ładny kawał łakomczuszka.
Ciągle nęcą go łakotki, cukier i miód słodki, że po prostu trudno zliczyć, ile miś ten zjadł słodyczy.
Mówi mama: Tam w garnuszku jest dwadzieścia pięć racuszków. Dobrze wymyj więc paluszki i zjedz sobie dwa racuszki.
Dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem... jeszcze jeden, jeszcze jeden -i ot, widać dno w garnuszku. Gdzie racuszki? A no... w brzuszku!
Co tez na to mama powie? Co powiedzą dwaj wujkowie?... Lepiej chyba umknąć z domu, nie narażać się nikomu.
Wyszedł z domu Fąfeluszek i pod wielką trafił gruszę. A pod gruszką? Gruszki leżą. Wyglądają ładnie, świeżo.
Fąfeluszek, chociaż w brzuszku miał dwadzieścia pięć racuszków, myśli: -popróbować muszę, jaki też jest smak tych gruszek.
I tak oto zjadł niedźwiadek tuzin gruszek na obiadek. A nadmienić trzeba przy tym, że to owoc był nie myty.
Siadł pod gruszką Fąfeluszek, łapką trzyma się za brzuszek. -Co ci to -zajączek rzecze. -Och zajączku, kłuje, piecze!...
Dziecioł dziobem w korę kłu-je: -W brzuszku kłu-je, w brzuszku kłu-je, bo-li brz-szek, bo-li brzu-szek, za-cho-ro-wał Fą-fe-lu-szek!
Usłyszeli przyjaciele, wiec się zeszło zwierząt wiele. Ten się dziwi, ten coś radzi, tamten misia łapką gładzi.
Zakrył oczy Fąfeluszek: -Już się chyba stąd nie ruszę! Wszystkie gruszki czuje w brzuszku i dwadzieścia pięć racuszków...
Głośno widać jęczeć musiał, bo zjawiła się mamusia, niespokojna, drżąca cała - i aż łapy załamała.
Wnet zabrała Fąfeluszka: -Musisz teraz iść do łóżka! Już łóżeczko lisek ściele, pomagają przyjaciele.
Mama wzdycha i powiada: -Tak łakomstwo -brzydka wada! Słuszna cię spotkała kara. Po doktora biegnę zaraz.
-Ach doktorze, ach doktorze, niech pan doktor nam pomoże. Właśnie synek, Łakomczuszek, rozchorował się na brzuszek.
Doktor /miły to staruszek/ spojrzał, widzi: Fąfeluszek leży cicho na poduszkach -nosek blady, na dół uszka...
Doktor słucha, puka, bada...Hm! -powiada -Hm!... -powiada. -Musisz miły Fąfeluszku, jeść kleiki, leżeć w łóżku.
-Żeby znów był brzuszek zdrowy, weźmiesz olej rycynowy. Oto łyżka i butelka. Porcja nie jest nawet wielka.
Fąfeluszek cichuteńko rzekł: -Posłuchaj mnie mateńko: wypij za mnie ten olejek, a ja zaraz wyzdrowieję!
Czy mamusia się zgodziła? Czy olejek ten wypiła? Czy też musiał Fąfeluszek sam lekarstwo pić na brzuszek?
ZAGADKI :
Leczy wszystkich ludzi,
odwiedza tez chore dzieci.
Chodzi w białym fartuchu.
Kto to jest? Czy wiecie?
/lekarz/
Zawsze w przychodni
w fartuchu białym,
zęby tak leczę,
by nie bolały.
/dentysta/
Nosi biały czepek
i biały fartuszek,
ażebyś był zdrowy,
czasem ukłuć musi.
/pielęgniarka/
Kto w białym fartuchu
przez dzień cały czeka,
czy go ktoś poprosi
o sprzedanie lekarstw?
/aptekarz/
Od tego zależy
dobre zdrowie twe,
wypij, połknij prędko,
czy jest dobre, czy złe.
/lekarstwo/
Co to jest, na pewno wiesz,
najeżona jest jak jez.
Lecz nikogo nie kłuje,
tylko ząbki szczotkuje.
/szczoteczka do zębów/
„Jaskółka” I.Salach
Czarny fraczek na nim
i czarna czapeczka,
wróbelek to może
albo sikoreczka?
Zgaduj zuchu szybko
czy to może kurka?
Czy też inny ptaszek mały
ma tak czarne piórka?
Czarny fraczek na nim
i czarna czapeczka,
przecież to nikt inny
tylko ... jaskółeczka.
„Powrót jaskółki” P.Vedere d'Auria
Kiedy kończy się zima i nadchodzi wiosna, jaskółka w oka mgnieniu wraca do swojej ojczyzny.
-Fantastycznie! Wróciła jaskółka, zawołały zwierzęta na podwórku. Wszystkie stłoczyły się wokół niej czatując na ostatnie nowinki. Po przybyciu z dalekiej krainy ta wielka podróżniczka ma zawsze mnóstwo historii do opowiedzenia.
Zasłuchane koguty, kaczki, kury i indyki chłoną jej opowiadania z wytrzeszczonymi oczami. Gdy wraz
z pięknymi dniami wraca jaskółka, to świętuje całe ptactwo domowe na podwórku.
Tego ranka na podwórzu słychać było tylko ko, ko kur, które dziobały, bulgot indyków i kwa, kwa kaczek brodzących po kałuży. Nagle nastała cisza, tylko jedna kura gdakała dalej:
-Ko, ko, ko... no i powiedzcie kurki, ko, ko... czy nie sądzicie, że nasza przyjaciółka jaskółka jest trochę smutna?
-Gul, gul, zagulgotał indyk, połykając ziarno. Ja nie wtykam nigdy mojego dzioba w sprawy innych!
Tymczasem, pani gęś, która nie widzi dalej niż koniec własnego dzioba, także spostrzegła, że jej przyjaciółka jest smutna.
-Gromada doradców! Wykrzyknął osioł, strzygąc swoimi długimi uszami. Czy nie widzicie, że jaskółka siedzi nad wami i wszystko słyszy! Zostawcie ją i innych w spokoju.
Ptactwo natychmiast podniosło głowy i spostrzegło jaskółkę siedzącą na drucie elektrycznym. Kołysała się ona bezczynnie, pogrążona w swoich myślach.
Jak każdego roku, jaskółka z radością powitała swoich przyjaciół. Ale po przywitaniu się, wszyscy wrócili do swoich zajęć. Dlatego też jaskółka czuła się teraz trochę opuszczona. Od tygodnia dni wydawały się jej takie długie...
-Jaka wrzawa panuje na podwórzu, w gospodarstwie! Wzdycha smutno jaskółka. A w moim zakątku nigdy nic się nie dzieje. To nie jest takie zabawne huśtać się przez cały dzień samej na drucie!
Zwierzęta zamknięte w pomieszczeniach przez długie, zimowe miesiące, teraz gdy nadeszła wiosna, kipiały radością. Pełne zapału biegały i podskakiwały jak szalone. Rozprostowywały swoje łapy
i skrzydła, wywoływały wielką wrzawę. Kury gdakały, kogut piał, gęś gęgała, a świnka pokwikiwała... Jaka radosna wrzawa! Każdy na swój sposób objawiał dobry humor.
A jaskółka, co ona robi?
Nic, nic, trzeci raz nic. Przycupnęła znudzona w swoim kącie. Wszystkie zwierzęta chodzą w tę
i z powrotem, biegają i krzątają się. Tylko ona nie ma nic do zrobienia. Milcząca, obserwuje ze smutkiem w oku wszystkich swoich przyjaciół. Są tacy zajęci i rozbawieni!
-Zauważyłaś, powiedziała gęś, jaskółka w tym roku w ogóle nie śpiewa.
-Te wszystkie podróże to powodują! Oświadczyła indyczka, nadymając się.
-Słowo daję, to mnie nie dziwi, przy tych częstych zmianach klimatu! Skwitowała z wyższością gęś.
Zgadując że o niej mowa, jaskółka sfrunęła z drutu i zanurkowała na podwórko. Ale dwie gaduły wydawały się wyjątkowo zajęte. Wprawdzie przestały rozmawiać, ale zaczęły skubać trawę.
-Dzień dobry wszystkim! Widzę, że nikt się nie nudzi, wykrzyknęła jaskółka. Jeśli chodzi o mnie wybiorę się na krótki spacer do lasu! I szybko pofrunęła, uderzając mocno skrzydłami.
-Baw się dobrze! Zawołały jej przyjaciółki szeroko otwierając dzioby i potrząsając grzebieniami.
-Tutaj będę ukryta przed ciekawskimi spojrzeniami, pomyślała jaskółka sadowiąc się na gałęzi dębu. To bardzo przyjemnie móc fruwać, ale ciągle jestem sama, można się w końcu zanudzić. Oni wszyscy maja mnóstwo zajęć, a ja jestem nikomu niepotrzebna. Nagle ktoś, siedzący na sąsiedniej gałęzi, zawołał ją.
-Ku-ku, ku-ku! Czy przyszła pani się bawić? Zakukała kukułka z rozradowaną miną. Zaskoczona jaskółka wyjąkała:
-Eee... niezupełnie. Potrzebuję trochę spokoju. Rzeczywiście, jaskółka wcale nie miała ochoty do paplania. Ale kukułka nie dawała za wygraną:
-Ku-ku, ku-ku -jeśli nie chcesz się bawić, to masz zmartwienia. A jeśli masz zmartwienia, możesz mi o nich powiedzieć!
-Być może, jest to dobry pomysł, pomyślała jaskółka. Ta kukułka wydaje się taka miła, dlaczego mam się jej nie zwierzyć?
Aby zachęcić jaskółkę do mówienia, kukułka otoczyła ja opiekuńczym ramieniem.
-Widzisz, bardzo mi się tu podoba -wyznała wówczas jaskółka.
W gospodarstwie wszystkie zwierzęta są moimi przyjaciółmi. Ale tego roku męczy mnie bezczynność
i nie mam swojego miejsca w tej ruchliwej gromadzie. Mam wrażenie, że jestem nikomu niepotrzebna...
-Zaraz, zaraz -powiedziała kukułka. Z pewnością znajdzie się rozwiązanie!
-Och! Dużo o tym myślałam, ale nic nie wymyśliłam -westchnęła jaskółka.
-Zrób więc gniazdo! Wykrzyknęła kukułka, która ma odpowiedź na wszystko.
-Zrobić gniazdo...zrobić gniazdo... Oczywiście, trzeba było o tym pomyśleć -zawołała jaskółka zachwycona projektem. Zamiast się gnieździć raz tu, raz tam, będę miała wreszcie mój mały kącik dla siebie!
Potem jaskółka zastanowiła się przez chwilę.
-Gdzie powinnam zbudować swoje gniazdo? A gdybym zamieszkała w oborze... zawsze lubiłem towarzystwo krów. One są łagodne i spokojne. A wieczorem, gdy przeżuwają siano, ja im będę opowiadać historie z moich dalekich podróży. Załatwione, zdecydowanie, biegnę się urządzać!
Ledwie powiedziała, już to zrobiła. Z największą szybkością jaskółka śmigała w stronę obory. Tam wybrała maleńki, dobrze osłonięty kącik. Potem zmieszała źdźbła słomy, korzenie i ziemię aby
z największą starannością uwić ściany swojego gniazda.
Zdumione krowy i małe cielęta patrzyły na nią życzliwym wzrokiem.
-I oto, moi przyjaciele, gniazdo jest gotowe. Chodźcie więc je podziwiać! Zawołała jaskółka na środku podwórza trzepocząc radośnie skrzydłami. Wszystkie zwierzęta spojrzały na nią pełne podziwu, zaczęły bić brawo i wznosić głośne okrzyki.
Teraz byli już pewni że jaskółka wróci tu każdej następnej wiosny.
-Jakie życie jest piękne! Podśpiewywała jaskółka, chcę zostać w moim nowym miejscu, aby znosić tu jaja i pielęgnować moje małe!
Kiedy gniazdo jest takie przytulne, kto chciałby je opuścić?
List od jaskółek” Cz. Janczarski
Miały dzisiaj ptaki
radość i uciechę:
powrócił pan bociek
na rodzinną strzechę!
Witają go wróble
radosnym świergotem.
Tylko żabki milczą
na łące za płotem...
A pan bociek mówi:
-Słuchajcie, wróbelki,
niosę od jaskółek
list do was niewielki.
Jaskółki tak piszą:
„Wróbelki kochane,
przylecimy wkrótce
za panem bocianem.
Będziemy znów w kółko
krążyć nad łąkami.
Bo wszędzie jest dobrze,
lecz najlepiej z wami!”
„List od bociana” Cz.Janczarski
Wielka niespodzianka spotkała dziś Uszatka.
Przyszedł z rana listonosz.
-Czy tu mieszka Miś Uszatek? -zapytał.
Niedźwiadek właśnie kończył jeść śniadanie. Odwrócił się szybko na krzesełku. Łyżeczka wysunęła się mu z łapki i upadła na podłogę.
Listonosz powiedział:
-Podnieś łyżeczkę, Misiu, i uśmiechnij się. Przyniosłem dla ciebie bardzo miły liścik z Ciepłych Krajów od pana Bociana.
Wyjął listonosz z torby kolorową pocztówkę i wręczył ją niedźwiadkowi.
-Dziękuję... -szepnął Miś i natychmiast wybiegł na podwórko.
-Zajączku, Koguciku, Kruczku! -zawołał.
Nadbiegli przyjaciele.
-Co się stało? Co się stało?
-Posłuchajcie... -powiedział tajemniczo Uszatek i przeczytał list:
„Kochany Uszatku! Wróbelki napisały do mnie, że mieszkasz na naszym podwórku. Bardzo chciałbym Ciebie poznać. Za kilka dni przylecę do Was z Ciepłych Krajów. Ładnie tu jest i dobrze mi tu. Tęsknię jednak do swojego gniazda. Wysyłam ci kolorową fotografię, którą zrobił mi pewien podróżnik. Stoję pod palmą kokosową. Na palmie siedzi małpka. A tam dalej siedzi wielbłąd. Pozdrów Jacka, Zosię, Kruczka i Zajączka. Całuję Ciebie
Bocian Długonogi”.
Długo przyglądali się przyjaciele fotografii. Miś powiedział:
-Mówię wam: dostaniemy na pewno od Bociana w podwórku orzech kokosowy albo banany.
„Banany” Cz.Janczarski
Miś Uszatek wyszedł z rana na przechadzkę.
Podbiegł do Misia Kruczek.
-Spójrz -powiedział -tam coś leci! Czy widzisz?
Miś spojrzał we wskazanym kierunku.
-Tak, widzę... To chyba samoloty. Jest ich tak bardzo dużo.
-Raz, dwa, trzy, cztery, pięć... -liczy Kruczek.
-O, jeden oderwał się od innych i leci wprost na nas! Jest coraz bliżej!
-Może się zepsuł i spada... -przestraszył się Uszatek.
Za chwilę zatrzepotały nad ścieżką wielkie skrzydła. Uszatek i Kruczek zamarli z przerażenia.
-To Długonogi! -zawołali z ulgą, gdy Bocian wylądował na ścieżce. Długonogi zdjął ciężki plecak i serdecznie przywitał się z Misiem i Kruczkiem.
-Oto upominek - powiedział wręczając im po kilka bananów. Po chwili zapytał:
-A może wiesz, Uszatku, jak się czują żabki? Czy zdrowe?
Ale Misia już nie było. Biegł z bananami w kierunku domu.
-Uszatku, straszny z ciebie łakomczuch, zapomniałeś nawet podziękować -zawołał za nim Długonogi.
„Pierwsze śniadanie w gnieździe bocianim” M.Kownacka
Dzieci jadły na śniadanie mannę albo kluseczki na mleku i chleb z marmoladą.
Serwetki chroniły ubranie przed brzydkimi plamami -ale różnie się zdarzao...
Serwetka się przekręciła Jurkowi... łyżka się przechyliła i manna - kap...kap... na sweterek...
Sabinie manna na sukienkę całym potokiem popłynęła...
Tak było w jadalni u dzieci.
A na stodole bociany miały gniazdo.
Tam dopiero był ład i porządek!
Stare bociany co rano leciały na łąki, na bagna, na pola i polowały na pasikoniki, chrząszcze,
a czasami udało im się schwytać mysz, żabę, a nawet kreta...
Bocian nie zjadał wcale tych smakołyków, tylko wszystko odkładał do swojego „wola” pod szyją jak do torby.
-A dlaczego?
-bo w gnieździe czekały już na śniadanie bocianięta... Kiedy wole bociana było pełne -wtedy chwytał on jeszcze do dzioba pęk suchej trawy i z całym tym bagażem leciał do gniazda.
Cztery głodne bocianki ze spuszczonymi dziobami ustawiały się na czarnych nogach w kółeczko
i piszczały, poruszając skrzydłami.
Tak one proszą o śniadanie.
Kiedy nadleciała mama albo tata, bocianki zaczynały klekotać na powitanie...
A stary bocian najpierw pięknie, równiutko rozesłał przyniesiony pęczek siana i na ten świeży obrusik -wyłożył pożywienie.
Bocianków nie trzeba karmić. Same od razu ślicznie potrafią jeść na tym obrusie z siana -czysto, zdrowo. I nigdy niczego nie zaplamią.
„Boćki i żaby” B.S.Kossuth
Przyleciały boćki
zza dalekich mórz,
klekotały głośni:
-Wróciliśmy już!
Kle kle kle!
Kle kle kle!
A na stawie w trawie
padł na żabki strach.
-Boćki przyleciały!
Och, och, ach, ach!
Kum, kum, kum!
Kum, kum, kum!
Lecą z szumem
na łąki po łup.
Jakie długie nogi!
Jaki ostry dziób!
Kle kle kle!
Kle kle kle!
Żabki przestraszone
hyc! Do wody -hyc!
Boćki chodzą, brodzą...
Nie znalazły nic!
Kum, kum, kum!
Kum, kum, kum!
Kle kle kle!
Kle kle kle!
„Bociek” M.Kaczurbina
Witaj boćku kle, kle,
Witaj nam bocianie!
Łąka ci szykuje, łąka ci szykuje.
Żabki na śniadanie.
Kle. Kle, boćku, kle, kle
Usiądź na stodole!
Chłopcy ci zrobili,
chłopcy ci zrobili
Gniazdo w starym kole.
Kle, kle, boćku, kle, kle
Witamy cię radzi,
Gdy zza morza wracasz,
gdy z za morza wracasz
Wiosnę nam sprowadzasz.
„O ciekawym wróbelku” J.Duszyńska
Była sobie dziura w murze. Kawałek cegły się wykruszył i zrobiło się takie małe schowanko.
A w tym schowanku?...
A w tym schowanku wróble usłały gniazdko.
Mieszkał tam tato wróbel i mama wróbliczka. Mieszkały trzy małe wróbelki.
Tato wróbel i mama wróbliczka cały dzień latali, żeby cos upolować dla swoich małych wróbelków. A trzy małe wróbelki cały dzień piszczały: pi-pi-pi! To znaczy: „Jeść! Jeść! Jeść!”
I cały dzień te wróbelki jadły. Rosły im brzuszki, rosły im nóżki, rosły im skrzydełka.
-Już niedługo będę was uczył latać -mówi tato wróbel - i zobaczycie cały duży świat.
Wróbelki były bardzo ciekawe tego dużego świata. I wyglądały przez wszystkie szparki, żeby go zobaczyć. A najczęściej wyglądał starszy synek.
-Nie wychylaj się, bo wypadniesz -ostrzegała mama wróbliczka.
Ale ciekawy wróbelek nie mógł usiedzieć w gniazdku. Kręcił się, wiercił się, wychylał. Póty się wychylał, aż ...wypadł.
Na szczęście nic mu się nie stało, bo ze strachu machał skrzydełkami, poprzez co spadał trochę wolniej. No i spadł na kupę liści, a liści są przecież miękkie. Tato wróbel i mama zaraz przyfrunęli do synka.
-Nóżki nie złamałeś?
-Skrzydełka nie złamałeś?
-Nic cię nie boli?
Nie, małego wróbelka nic nie bolało, tylko się strasznie przestraszył. I chciał z powrotem do gniazdka.
-Jakże my cię zaniesiemy? -mówi tato wróbel. -Jesteś za duży, za gruby.
A popatrz, jak to wysoko.
Przez cały dzień wróble przynosiły synkowi jeść. Przez cały dzień kręciły łebkami, gdzie tego synka na noc schować.
No i schowały go w krzaku róży.
-Siedź cicho, żeby cię kot nie znalazł. Bo jak cię znajdzie, to cię zje. Kot po ciemku widzi.
Zrobiła się noc. Wróbelek schował łebek pod skrzydełko i trochę spał. Ale tylko trochę, bo mu było zimno bez maminych skrzydełek.
A w nocy słyszy wróbelek, że coś idzie. Cichutko, cichutko idzie ścieżką. Potem to coś stanęło
i odezwało się: mrauu!
Ojej! Kot!
Wróbelek przytulił się do ziemi. Chciał, żeby go wcale nie było widać. Każde pióreczko trzęsło się na nim ze strachu. Bo ten kot, ten straszny kot stoi tak blisko i może wróbelka zobaczyć, i może go zjeść.
Ale jakość go nie zobaczył, poszedł sobie dalej.
A rano przyszły dzieci do ogródka i znalazły wróbelka.
Dziewczynka schowała go w rączce.
-O, jak mu serduszko bije -powiedziała dziewczynka. -On się nas boi, ten wróbelek.
-Pewno, bo my jesteśmy wielkoludy, a on taki maleńki.
I dzieci zaniosły wróbelka swojemu tacie.
-Gdzieście go znalazły?
Zaprowadziły dzieci tatę w to miejsce, gdzie znalazły wróbelka.
Tato rozejrzał się wkoło, popatrzył na ścianę i zobaczył dziurę w murze.
-Tam jest gniazdko wróbli. Ten mały pewno stamtąd wypadł. Spróbujmy go włożyć z powrotem.
I tato przyniósł wysoką drabinę. Oparł drabinę o ścianę, wszedł na nią i włożył wróbelka do dziury w murze.
A wróbelek myk! - i skrył się w schowanku za cegłą.
To była radość!
„Gniazdko” J .Chrząszczewska /fragment/
Ukryte w gałęziach
Tarni czy kaliny,
Jaś znalazł gniazdeczko
Maleńkiej ptaszyny.
Chociaż miał ochotę,
Nie ruszył go wcale.
Listkami na powrót
Zakrył doskonale.
Zagadki o ptakach:
Powrócił do nas
z dalekiej strony,
ma długie nogi
i dziób czerwony.
bocian
Zbudowałam gniazdko
w stajni przy płocie
uciekajcie muszki
bo was w locie złapię.
Jaskółka
Misterna robota
choć z szarego błota.
jaskółcze gniazdko
Często w lesie ją usłyszysz,
czasami w zegarze.
W lesie, gdy chcesz, wróżbę powie,
w zegarze - czas wskaże.
kukułka
Szary wdzięczny ptak,
wraca do nas
na pierwszy wiosenny znak.
szpak