Smoleńsk - tło długofalowej strategii (cz. 2)
Jaszczur, 24 września, 2010 - 21:00
Na przestrzeni ostatnich dwóch lat mamy do czynienia z operacją aktywną reintegracji geopolitycznej i „porządkowania” wewnętrznego w przestrzeni sowieckiej. Operacja ta ma niejako dialektyczny charakter: władza neokomunistycznej oligarchii umacniana jest pod hasłami demokracji, liberalizmu i odzyskiwania podmiotowości przez rzekomo „pokomunistyczne” społeczeństwa. Proces ten jest ściśle sprzężony z finalizacją operacji podłączania się Rosji Sowieckiej do struktur politycznych, gospodarczych i militarnych Zachodu. Przypomnijmy: celem (i jednocześnie środkiem do prowadzenia dalszej ekspansji) finlandyzacja Europy Zachodniej przez Rosję Sowiecką, rozbicie struktur euroatlantyckich (zwłaszcza politycznych i obronnych) i wypieranie USA (i Wielkiej Brytanii) z Europy, a także znaczące osłabienie USA. Operacje te wpisane są w długofalową strategię ekspansji przez podstęp i dezinformację, prowadzoną i wdrażaną przez ukryte struktury komunistycznych (sowieckich i filialnych) specsłużb i nomenklatur.
„PIERIESTROJKA 2”. ROSJA SOWIECKA I „BLISKA ZAGRANICA”
Na terenie centrali, czyli w Rosji Sowieckiej obserwujemy operację dezinformacyjną, mającą wywrzeć przekonanie, że państwo to (a w zasadzie - baza dla międzynarodowej, neokomunistycznej czekistowskiej mafii) i jego kierownictwo rzekomo zrywa z komunizmem i wyzbywa się swojej sowieckiej istoty. W tę operację dezinformacyjną wpisuje się kontrolowany konflikt Putin-Miedwiediew, często interpretowany jako konflikt twardogłowych czekistów z rzekomo liberalnymi, demokratycznymi, antykomunistycznymi „reformatorami”; wykorzystuje się tu cliche „jastrzębie vs. gołębie”, skutecznie stosowaną i rozgrywaną jeszcze za czasów pierwszego sowieta. Jakkolwiek tarcia pomiędzy poszczególnymi frakcjami w sowietach i neosowietach faktycznie istnieją, tak nie należy przyjmować, jakoby stanowiły poważniejsze zagrożenie dla systemu władzy; w kwestiach „imponderabiliów” (utrzymanie władzy i jej ekspansja) wszystkie „frakcje” działają jednofrontowo, ponadto faktyczne konflikty zawsze były rozgrywane w celach strategicznej i taktycznej dezinformacji.
Mechanizmy i cele tej operacji wyjaśnia rosyjski antykomunista, Władimir Bukowski w wywiadzie udzielonym około rok temu „Rzeczpospolitej”: Miedwiediew nie jest niezależnym człowiekiem, nie jest prawdziwym prezydentem. On został mianowany na prezydenta. W reżymie panującym obecnie w Rosji ma specyficzną funkcję. Ma reprezentować rzekomą liberalną twarz reżymu. Zwodzić ludzi. To, co mówi, nie ma więc żadnego znaczenia. To tylko słowa. Miedwiediew lubi opowiadać, że w kraju powinno być więcej demokracji, że sądy powinny być niezależne i tym podobne. Miedwiediew i Putin - to stara gra w złego i dobrego policjanta. Nie nabierajcie się na to. Z kolei na pytanie o kierunki operacji dezinformacyjnej o dialektycznym charakterze Bukowski odpowiada: Oczywiście, aby zmylić Zachód oraz rosyjskich intelektualistów, którzy są sfrustrowani brakiem demokracji i wolności w ich państwie. Słyszą takie rzeczy, ekscytują się nimi, i dzięki temu siedzą cicho i spokojnie. Nie występują przeciw reżymowi, bo uważają, że jest w nim liberalny nurt, który może kiedyś dojść do głosu. Mogą sobie powiedzieć: skoro nasz prezydent mówi takie rzeczy, to nie jest wcale tak źle. Sytuacja się poprawi. Choć to oczywiście mrzonki. (…) Jeżeli uważnie przeanalizować to, co powiedział, to rzeczywiście widać, że on mówi Chruszczowem. Że jego wypowiedź była w duchu słynnego referatu z XX Zjazdu. Czyli że w roku 1937 doszło do godnych ubolewania „błędów i wypaczeń”, ale nie powinny one przysłaniać wielkich zdobyczy i sukcesów Związku Sowieckiego. Tak czy inaczej reżym Putina nawiązuje do tradycji sowieckiej. Czasami do stalinowskiej, czasami do chruszczowowskiej.
Federacja Rosyjska pod względem substancjalnym stanowi kontynuację ZSRS. Władzę sprawują struktury sowieckich specsłużb i oligarchia nomenklaturowa. Różnice pomiędzy towarzyszami Putinem czy Miedwiediewem, a tow. Leninem, Stalinem czy Andropowem polegają „jedynie” na doborze technik, w tym dezinformacji: Sowiecka nomenklatura - po kilku latach zamieszania na początku lat 90. - przegrupowała się (…), przystąpiła do kontrofensywy i przejęła najważniejsze stanowiska w państwie. Zarówno w świecie polityki, jak i biznesu. Działając za kulisami, a motorem były tu sowieckie służby specjalne, komuniści wrócili do władzy. Można powiedzieć, że jesteśmy obecnie w fazie restauracji reżymu sowieckiego (…). Ale przecież godłem tego kraju jest dwugłowy orzeł, jego flagą jest trójkolorowy sztandar ...a hymnem stary sowiecki hymn napisany przez Siergieja Michałkowa dla Stalina. W armii nadal używa się czerwonego sztandaru, a na ogonach samolotów bojowych maluje czerwoną gwiazdę. O tym, z jaką historyczną schizofrenią mamy do czynienia w Rosji, najlepiej świadczy sprawa Petersburga. Miasta, któremu przywrócono jego prawowitą nazwę, ale które nadal jest stolicą... Okręgu Leningradzkiego. Gdy Putin odsłaniał pomnik niesławnego szefa KGB Jurija Andropowa, powiedział, że sowieckie organy bezpieczeństwa „zawsze broniły interesów ludu”. Czyli także w 1937, gdy wymordowali kilka milionów jego przedstawicieli. Stałym elementem sprawowania totalitarnej kontroli i ekspansji wpływów struktur rządzących - zarówno pierwszymi, jak i drugimi Sowietami - jest zbrodnia i manipulacja na skalę globalną
Implementacja pozorowanej liberalizacji i pozorowanej demokratyzacji w Rosji Sowieckiej jest wprost proporcjonalna do postępującej totalitaryzacji, która to wdrażana jest na drodze przyznawania bezpiece i razwiedce coraz pełniejszej kontroli nad każdym praktycznie aspektem życia, pod przykrywką walki z „terroryzmem i ekstremizmem”. Skądinąd, wiadomo, że islamiści, neonaziści czy „nazbole” w Rosji Sowieckiej są wytworem bezpieki, służącym z jednej strony terroryzowaniu społeczeństwa, z drugiej zaś - uzasadnieniu totalitarnych praktyk neobolszewickiej bezpieki. Z trzeciej strony - jest to szczególny instrument sowietyzacji i mobilizacji w nowej, dostosowanej do wymogów czasu, formie.
Proces umacniania władzy środowisk komunistycznej nomenklatury i bezpiek ma też miejsce w „byłych” republikach ZSRS oraz w krajach należących przed 1991 rokiem do sowieckiego imperium zewnętrznego; w przeciągu ostatnich dwóch lat praktycznie wszędzie na tym obszarze władzę przejęły struktury komunistyczne - czy to bezpośrednio, czy rękami „partii zewnętrznych”, realizujących interesy ukrytych struktur komunistycznych oligarchii. Na dobrą - a w zasadzie złą sprawę, w żadnym z tych krajów komunizm nie został tak naprawdę obalony i złożyły się na ten stan różne czynniki, które dokładniej należałoby omówić przy okazji innego wpisu. Najważniejsze znaczenie w globalnej geostrategii mają dla „odnowionych” Sowietów (jak i Bloku Neosowieckiego, opisanego w poprzedniej części) trzy regiony: Międzymorze (Polska, Ukraina, Białoruś, kraje bałtyckie), Kaukaz i Azja Środkowa, jako punkty styku Rosji Sowieckiej (w przypadku ostatniego - także Chin) z Zachodem i światem islamu.
Resowietyzacja, „porządkowanie” i reintegracja krajów obszaru sowieckiego wszędzie przybrały postać „odwróconych kolorowych rewolucji”, jakie miały miejsce w latach 2003 - 2006. Procesy, jakie miały miejsce w Polsce w latach 2005 - 07 również można do tychże „kolorowych rewolucji” zaliczyć - zarówno ze względu na ten sam przedział czasowy, w jakim się odbywały, jak również ze względu na ich dokładny charakter i przebieg. Powstaje kwestia sporna: czy były to faktycznie kontrrewolucje, autentyczne zrywy o charakterze antykomunistycznym i niepodległościowym, czy też sowieciarska operacja aktywna, której głównym mechanizmem było zastosowanie zakrojonej na szeroką skalę, prowokacji politycznej. Wiadomo skądinąd, że Saakaszwili i Burdżanadze zajmowali ważne role w reżymie Szewardnadzego, a Juszczenko i Tymoszenko - Kuczmy. Z kolei Bracia Kaczyńscy uczestniczyli w procesach okrągłostołowych i okołookrągłostołowych, później przejawiając - skądinąd jak najbardziej szlachetne, a jakże - przekonanie, że komunę i jej sojuszników da się ucywilizować. Jednakże zachowanie danego polityka w przeszłości niekoniecznie musi determinować jego dalsze zachowania; ponadto - zwłaszcza w przypadku rzeczonych polityków gruzińskich i ukraińskich - istnieje możliwość werbunku przez specsłużby amerykańskie czy brytyjskie. Wiadomo skądinąd, że „kolorowe rewolucje” otrzymywały wsparcie m.in. ze strony amerykańskich środowisk neokonserwatywnych. Inna sprawa - system neokomunistyczny istnieje „w-celu”, stąd wyposażony jest w rozmaite instytucje i mechanizmy chroniące go przed obaleniem, które Józef Darski określa mianem bezpieczników układu. Ostatnie pięć lat pokazało, że neokomunistycznej mafii, głęboko wrośniętej w systemy polityczne, gospodarcze i społeczne nie da się obalić poprzez kontrolowanie oficjalnych instytucji politycznych ani przez demokratyczne i liberalne reformy. Z drugiej strony, sięgnięcie po autorytarne metody walki z komuną mogło zostać krwawo stłumione.
Po dwóch latach od „pomarańczowej rewolucji”, na Ukrainie zwyciężyła partia sowiecka, wykorzystując m.in. rozłamy w obozie „pomarańczowych” i idąc za ciosem w postaci sowieckiego szantażu gazowego. Na prezydenta został wybrany jej lider - Wiktor Janukowycz. Wpływy komunistycznej oligarchii zostały utrzymane: między innymi uzależniono Naftohaz od Gazpromu, jednak najważniejsze jest porozumienie (nomen omen !) charkowskie: w zamian za tańszy gaz dla Ukrainy przedłużono „dzierżawę” portu wojennego w Sewastopolu, w którym stacjonuje sowiecka Flota Czarnomorska do 2047 roku.
Gruzja została zaszachowana przez agresję Rosji Sowieckiej w sierpniu 2008 roku, która w ostatecznym rozrachunku wzmocniła Abchazję i Osetię Południową - czekistowskie pseudopaństewka, pełniące rolę „spinaczy” z Rosją Sowiecką i jako takie wspierane przez nią.
W Polsce od 2007 roku struktury komunistyczne umacniają swoją władzę rękami Platformy Obywatelskiej i koalicjantów: formalnego PSL i nieformalnego - SLD; szczegółowo okres ten opiszę w kolejnych częściach.
W Kirgistanie, kraju kluczowym dla prowadzenia zachodnich operacji wojskowych na Bliskim i Środkowym Wschodzie, gdzie znajdują się dwie bazy wojskowe - Rosji Sowieckiej w Kant i USA w Manas - władzę przejął prosowiecki i wspierany z Moskwy klan, bardziej lojalny wobec „Wielkiego Brata” niż Bakijew, który władzę przejął w wyniku „tulipanowej rewolucji”. Operacja ta miała za cel wprowadzenie tego niesuwerennego kraju o strategicznym położeniu geopolitycznym w stan chaosu, by zaszantażować USA i wzmocnić obecność Rosji Sowieckiej i ChRL. Być może kiedyś baza w Manas zostanie zaatakowana przez rozgrywanych przez czekistów „Talibów” bądź terrorystów z IDU czy Hizb-ut-Tahrir.
ETAP KOŃCOWY FINLANDYZACJI EUROPY, PENETRACJA USA
W ciągu ostatnich dwóch lat udało się zrealizować większość punktów strategii podboju Zachodu. Główną ekspozyturą Rosji Sowieckiej w Europie jest trójkąt Berlin-Paryż-Rzym, z których najsilniejszym ogniwem są Niemcy, pełniące - ze względu choćby na swoją pozycję w UE - rolę wielkorządcy Europy z ramienia Moskwy. To Niemcy, a w zasadzie Niemiecka Rzesza Demobolszewicka - rządzone przez agentów: Schroedera i Merkel - w pierwszej kolejności doprowadziły do faktycznego uzależnienia Europy od dostaw sowieckiego gazu; ekspansja ekonomiczna Rosji Sowieckiej za pomocą „Imperium Gazpromu” równoznaczna jest ze zdobywaniem hegemonii politycznej. Udało się wprząc NATO w realizację punktów „długofalowej strategii” rozgrywając kartą terroryzmu islamskiego, przestępczości zorganizowanej (groźba przejęcia sowieckiego arsenału nuklearnego przez „mafię”), piractwa oceanicznego - zagrożeń w znaczącej mierze sprokurowanych przez sowiecką politykę „operacji aktywnych”. Po objęciu stanowiska Sekretarza Generalnego NATO, Anders Fogh Rassmussen wielokrotnie deklarował, iż NATO i Rosja Sowiecka to strategiczni sojusznicy, głównie w wyżej wymienionych dziedzinach. Rozważano nawet dopuszczenie do Kwatery Głównej NATO oficerów FSB w celu nadzorowania obiegu tajnych informacji.
Równolegle, jako wariant zapasowy wasalizacji Europy wdrażany jest projekt europejskiego superpaństwa na bazie struktur Unii Europejskiej, które mogłoby zostać podłączone pod Rosję Sowiecką, przy czym byłaby to zależność pasożyt-żywiciel, gdzie rolę pierwszego pełniłaby Rosja Sowiecka, a drugiego - UE pod przewodnictwem NRD (Niemieckiej Rzeszy Demobolszewickiej), kremlowskiego wielkorządcy. Jak pisze Łażący Łazarz: (…) opracowano projekt konsolidacji władzy w Unii Europejskiej na zasadach megapaństwa, z własnym rządem, polityką zagraniczną, armią i prawem nadrzędnym. Tak powstała najpierw Konstytucja Europejska, a po jej odrzuceniu Traktat Lizboński. Proszę zwrócić uwagę, że wyparcie z tego aktu prawnego odwołania się do chrześcijańskich wartości i korzeni Europy, jest właśnie realizacją „przygotowania mentalnego”. Wartości mają pozostać puste, być swoistym wakatem, które wypełni Imperator. W ta pustkę wchodzą na razie lewackie zapateryzmy (to taktyczny ukłon w kierunku kosmopolitycznej socjaldemokracji, prężnie działających we wszystkich krajach i wspierających plany „rozwoju” Europy), ale tak będzie tylko do czasu. Gdy powstanie Związek Europejski nowy gabinet władzy dzielonej głównie między Rosję a Niemcy, ustali fundamenty, na jakich należy budować nową, posłuszną, pracowitą i konsumpcyjną społeczność imperium.
W Stanach Zjednoczonych do władzy doszły środowiska, które wywodzą się ze struktur amerykańskiego lewactwa, popłuczyn po KP USA i Partii Czarnych Panter - o ile orkiestrowanych z Moskwy (i Pekinu), o tyle autonomicznie działających w interesie sowieckim. Administracja komunizującego prezydenta Baracka Obamy zdecydowała o „zwinięciu” amerykańskiego imperium zewnętrznego, przy wtórze użytecznych idiotów, wiernych uczniów Fukuyamy, potępiających amerykański, neonazistowski imperializm i cieszących się z nadejścia „wolnego od amerykańskiego żandarma świata wielobiegunowego” pod kierownictwem miłujących pokój i wolność Władimira Putina, Hu Jintao, Hugo Chaveza, Inacio Luli da Silvy i Fidela Castro. Zrezygnowano z obecności wojskowej w Europie Środkowo-Wschodniej, jaką zapewniałby pewny projekt tarczy antyrakietowej, dokonuje się stopniowej, acz systematycznej i z radością ogłaszanej destrukcji amerykańskiego arsenału nuklearnego, wojska USA wycofywane są stopniowo z Bliskiego Wschodu. Rosja Sowiecka dostaje także wolną rękę na terenie swojej „bliskiej zagranicy”; czerwono-czarny prezydent USA de facto uznaje prawo Rosji Sowieckiej do hegemonii na terenie „bliskiej zagranicy”.
Pierwszorzędną przyczyną uruchomienia i wdrażania opisanych tutaj operacji jest sowiecka strategia ekspansji; zarówno komunizm, jak i jego wariant rozwojowy: neokomunizm mają naturę ekspansjonistyczną. Ekspansja wpływów jest tu jednocześnie celem i środkiem, jak również jedyną metodą przetrwania i utrzymania przy życiu. Drugą przyczyną - choć czynników ekonomicznych nie należy w przypadku totalitaryzmu fetyszyzować - jest kryzys gospodarczy, który niemodyfikowany, może na przestrzeni najbliższych kilkunastu lat doprowadzić nawet do samozapaści zglobalizowanego kapitalizmu i władzy pieniądza.
GŁÓWNE CELE OPERACJI
Nawet nie wgłębiając się w kwestie techniczne, mamy pewne bardzo ważne poszlaki wskazujące na to, że mamy do czynienia z zamachem upozorowanym na katastrofę lotniczą, będącego elementem większej i wielokierunkowej „operacji aktywnej”, ba - punktem, w którym splata się kilka takich operacji.
Po pierwsze, proces dezinformacji i manipulacji uruchomiono praktycznie w pierwszych minutach po potwierdzeniu informacji o rozbiciu się samolotu. Na czele sowieckiej speckomisji mającej wyjaśnić przyczyny i przebieg „katastrofy” stanął tow. Putin, natomiast tow. Miedwiediew wygłosił pełne empatii orędzie do Polaków.
Na miejsce upadku Tupolewa nie dopuszczano dziennikarzy, rekwirowano dokonane przez nich nagrania; sowieckie specsłużby od razu „zabezpieczyły” teren. W mediach mainstreamowych hipotezę o zamachu odrzucono a priori; słowo „zamach” stało się wręcz słowem tabu. Od początku cenzuruje się jakiekolwiek podejrzenia o zamach; jedynymi w zasadzie dopuszczalnymi w obrębie tzw. opinii publicznej wersjami są: a) błąd pilotów i niesubordynacja wobec dyspozycji kontroli lotów, b) naciski ze strony „osób trzecich” (w domyśle: prezydenta Kaczyńskiego), c) tradycyjny, sowiecki bardak w powietrzu i na lotnisku (teza koniec końców uwiarygodniająca sowieciarzy, którzy wielkodusznie potrafią wziąć na siebie część winy, przyznając się do burdelu u siebie), wreszcie d) - synteza a, b i c.
Po drugie, co znamienne, nastąpił bardzo szybki szturm UBekistanu - via PO i Komorowskiego - na instytucje: Kancelarię Prezydenta, Biuro Bezpieczeństwa Narodowego, Instytut Pamięci Narodowej. Jeszcze 10 kwietnia - pod pretekstem pobrania próbek DNA - ABW dokonała przeszukań w domach ś.p. Aleksandra Szczygły i Zbigniewa Wassermana.
Szybkość i sprawność, z jaką uruchomiono i prowadzono (zwłaszcza przez pierwszy tydzień) zarówno informacyjny „Blitzkrieg”, jak i szturm na instytucje jest poszlaką wskazującą na to, iż operacja ta była przygotowywana od dawna. Ponadto, musiała być do niej przygotowana bardzo duża grupa ludzi; nie tylko bezpośredni jej zleceniodawcy, nadzorcy i wykonawcy. Nie chodzi oczywiście o wtajemniczenie w detale techniczne, ale o przygotowanie psychologiczne; oswojenie z możliwością zamachu na prezydenta Kaczyńskiego kadr Platformy Obywatelskiej i innych segmentów partii sowieckiej, pracowników neokomunistycznych mediów i szerokich mas „polskich” Homo sovieticus. Służyłyby temu wypowiedzi Komorowskiego: ta sprzed roku w wywiadzie dla RMF FM o tym, że: może prezydent gdzieś poleci i coś się stanie; oraz jaka wizyta, taki zamach, po próbie zamachu (albo pogróżce wobec Kaczyńskiego i Saakaszwilego, jednocześnie triggera aktywizującego partię sowiecką w Polsce) podczas wizyty w Gruzji. Całkiem możliwe, że to jedne z licznych „wpadek” i „wymsknięć” jawnego współpracownika WSI, jednak takie wyjaśnienie nie wyklucza specyficznej funkcji „propagandowej” tych wypowiedzi.
Last but not least - Federacja Rosyjska jest substancjalnie tym samym, co Związek Sowiecki, różnice występują jedynie formie i dekoracjach, jak opisał cytowany wyżej Bukowski. Treść, czyli charakter struktur rządzących i ich celów, jest dokładnie taka sama. Dlatego - jak słusznie stwierdził prof. Marek Jan Chodakiewicz - czekistów należy wręcz z góry oskarżyć o zamach, dopóki nie udowodnią - choćby pod nożem - że było inaczej.
Kolejną ważną poszlaką jest koincydencja - obchodów rocznicy mordu katyńskiego z katastrofą. Bolszewicy mają szczególne zamiłowanie do przeprowadzania operacji (w tym mordów) w rocznice ważne dla siebie, bądź dla strony atakowanej, co jest elementem wojny psychologicznej, a także inżynierii społecznej i trzymania w ryzach własnych kadr.
Warto też rozważyć inną teorię, głoszoną przez blogera Karlina. Tragedia smoleńska nie była zamachem, a przyczynami było obniżenie rangi wizyty, sowiecki bardak na lotnisku i w przestrzeni powietrznej i nawarstwiona oraz podsycana przez media na przestrzeni ostatnich dwóch lat nienawiść wobec PiS i Kaczyńskich. Skądinąd - fakt tradycyjnego w tamtych stronach burdelu nie wyklucza zamachu. Strona sowiecka starałaby się wówczas wywrzeć u strony atakowanej przekonanie, że tragedia ta jednak była zamachem, przede wszystkim przez wyżej opisaną akcję dezinformacyjną. Jeżeli faktycznie tak było - sowieciarnia osiągnęła Mount Everest dezinformacyjnej symulakry, patrząc z perspektywy upływu 5 miesięcy od tego wydarzenia.
Punkt zwrotny
Jakie mamy przesłanki do tego, by sądzić, że zamach smoleński należy rozpatrywać w kontekście sowieciarskiej długofalowej strategii i międzynarodowym? Przede wszystkim jest to charakter, skala i rozmach z jakimi operacja została przeprowadzona i nagłośniona, także przy użyciu manipulacji i dezinformacji.
Gdyby neokomunistycznym środowiskom (obojętnie, czy neopeerelowskim, czy neosowieckim) zależało tylko i wyłącznie na zabójstwie prezydenta Kaczyńskiego, kierownictwa PiS czy Dowództwa Sił Zbrojnych, zrobiłyby to innymi metodami.
Przyjrzyjmy się też sekwencji wydarzeń, jakie miały miejsce w bezpośrednim sąsiedztwie czasowym katastrofy smoleńskiej: 2 marca w Chorwacji, w obecności Władimira Putina została podpisana umowa przygotowująca rozpoczęcie budowy gazociągu „South Stream”, 6 kwietnia doszło do przewrotu w Kirgistanie, gdzie jedna sowieciarska mafia obaliła inną sowieciarską mafię. 9 kwietnia miało miejsce oficjalne rozpoczęcie budowy gazociągu „Nord Stream”. 21 kwietnia zresowietyzowana Ukraina i Rosja Sowiecka podpisały porozumienie charkowskie.
Aby wzmocnić i przypieczętować efekty, a także dalej prowadzić operacje pacyfikacji przestrzeni sowieckiej, w tym Polski i subwersji Zachodu - w stadium zaawansowanym, a w USA możliwej do zablokowania przez tzw. kompleks wojskowo-służbowo-przemysłowy - będących składową długofalowej, komunistycznej (neokomunistycznej) strategii ekspansji, potrzebne jest spektakularne wydarzenie - zamach, który za pomocą środków technicznych i dezinformacji medialnej zostaje upozorowany na katastrofę lotniczą.
Katyń 2 to operacja wpisująca się w koncepcję od dawna eksploatowana przez bolszewików i neobolszewików - „zarządzania systemem przez kryzys”, zakładającą wywołanie sprokurowanego kryzysu w celu utrzymania kontroli nad dalszym przebiegiem wydarzeń tak, by te odbywały się zgodnie z założeniami sowieciarskiej strategii ekspansji, otwierając drogę pewnym przewidywalnym wariantom. Znając nastroje po stronie atakowanej (którymi są i Polska, i Zachód !) sowieciarze dokonali operacji, która w ich optyce jest do wygrania na pewną dłuższą metę obojętnie, jaka możliwa kontrakcja nie zostałaby podjęta, której to operacji głównymi motorami są strach i kłamstwo.
Nawiasem - Rosja Sowiecka może wziąć na siebie część winy za „Katyń 2”, a nawet, w ostateczności, mniej lub bardziej pośrednio, przyznać się do organizacji i przeprowadzenia zamachu. Wbrew pozorom, taki ruch uwiarygodniłby kierownictwo Rosji Sowieckiej, którzy wówczas wskazałoby „winnego” a następnie bardziej lub mniej pokazowo ukarałoby „pijanego Wanię z wieży kontrolnej”, czy też „rozbiłoby” jakąś „frakcję twardogłowych czekistów”. Putin, Miedwiediew czy ktokolwiek na świeczniku zagrałby kwestię „dobrego cara” (pardon - czekisty), czy „obrońcy demokracji”.
Dokończenie operacji dezinformacyjnej „Rosja zrywa z komunizmem”
Zaraz po tragedii, Putin i Miedwiediew wystosowali kondolencje do Polaków i masę innych wystąpień, w których wyrażano żal i współczucie z powodu śmierci pary prezydenckiej i pozostałych osób znajdujących się na pokładzie Tupolewa, a także łączono katastrofę z mordem katyńskim, za który również sowieciarze przeprosili. Tak właśnie zostało to odebrane i przekazane dalej przez mainstreamowe media, a co za tym idzie przyjmowane przez bardzo dużą część tzw. opinii publicznej. Podczas, gdy faktycznie padły w przemówieniach Putina i Miedwiediewa bardzo ogólnikowe stwierdzenia o „ofiarach totalitaryzmu” i „stalinizmu”. Zwłaszcza to ostatnie wpisuje się w starą, bolszewicką narrację o „dobrych komunistach”, „złych komunistach”, „błędach i wypaczeniach” itp. W ramach tejże narracji komunizm (wraz ze swym kłamliwą, zbrodniczą i szatańską wręcz naturą) przedstawiany jest jako zjawisko historyczne, które należy opłakać, krótko wspomnieć, odłożyć ad acta, przejść do porządku dziennego i najlepiej zapomnieć. Ewentualnie - relatywizować na różne sposoby, czego konsekwencją jest dalsze układanie się przy okrągłych stołach i robienie interesów z czekistami i aparatczykami.
W ten cel operacji wpisuje się to, że w Tupolewie zginęli politycy stronnictwa sowieckiego w Polsce, oprócz polityków patriotycznych, niepodległościowych i antykomunistycznych. Chodzi o PO, SLD i PSL, a przykładem niech będą ś.p. Janusz Kurtyka - prezes IPN, zwolennik konsekwentnej dekomunizacji, co za tym idzie konsekwentnego i swobodnego dociekania prawdy i ś.p. Arkadiusz Rybicki - jeden z autorów ustawy de facto likwidującej tą instytucję, przeciwnik lustracji i dekomunizacji, zwolennik relatywizacji zarówno peerelu, jak i neopeerelu. Nie mówiąc już o politykach SLD - partii będącej w prostej linii kontynuacją PZPR.
Wpisała się w to także kilkukrotna emisja „Katynia” Wajdy w Rosji Sowieckiej (przede wszystkim), USA i w Polsce. Film ten wbrew rozmaitym egzegezom medialnym nie ma wymowy antykomunistycznej - wręcz przeciwnie. Podprogowo, poprzez charakteryzację postaci z obu stron barykady, przedstawia on komunizm jako zjawisko nieuchronne; fact of life, który zdrowy na umyśle człowiek ma obowiązek przyjąć, a nie zostawać z trupami (czy jakkolwiek to leciało…). Zresztą, czego się można spodziewać po Jaruzelu peerelowskiego kina, który zawsze trafnie umiał rozpoznać komunistyczną (i neokomunistyczną !) „mądrość etapu”.
„Dobro” i „zło” są równoważne i równoznaczne, pojęcia te zostały unieważnione i zatarte. Grubą kreską oddzielać należy od tej pory zarówno przeszłość, jak i teraźniejszość - charakter czekistowsko-nomenklaturowych struktur rządzących i w Rosji Sowieckiej, i na terenie Polski.
Opisana tu operacja dezinformacyjna ma zasięg globalny. Chodzi o zamaskowanie wciąż sowieckiego i bolszewickiego (w odmianie czekistowskiej oligarchii) charakteru Federacji Rosyjskiej wobec Polaków, Zachodu, jak i rosyjskich dysydentów, nieraz będących autentycznymi antykomunistami; jeśli osnową „operacji Smoleńsk” był zamach (a bardzo mało prawdopodobne, że nie był !), to celem jednoczesnym z relatywizacją zła było przekonanie, że czekiści się ostatecznie ucywilizowali, że komunizm (neokomunizm) dokonał przeistoczenia; szczególną uwagę zwróciło formułowanie podprogowych sugestii, jakoby Putin i Miedwiediew et consortes przeżyli tragedię niemalże jako osobistą.
Powyższemu służyć ma też dezinformacyjna narracja „pojednania polsko-rosyjskiego”, która służy jako kamuflaż rekomunizacji, resowietyzacji i cementowania paktu moskiewskich z peerelowskimi towarzyszami z bezpieczeństwa, choć nie można zaprzeczyć, że żal i współczucie wielu zwykłych Rosjan, jakkolwiek wprzęgnięty w akcję manipulacyjną, był autentyczny.
Rozpoznanie bojem i oczyszczanie przedpola
Dokonując zamachu i osnuwając wokół niego narrację „wypadku”, światowego „pojednania” i zerwania ze „stalinizmem” i bezimiennym, bezpostaciowym „totalitaryzmem”, czekiści rządzący Rosją Sowiecką dokonują rozpoznania bojem zachodu, a także mobilizacji własnych kadr: zarówno wewnętrznego, jak i zewnętrznego kręgu neokomunistycznych struktur, ekspozytur, agentur wpływu i użytecznych idiotów. Wobec własnych kadr i ekspozytur, „operacja Smoleńsk” pełni rolę „wyzwalacza”, który wywołać ma pewne autonomiczne, lecz wytresowane, przewidywalne i możliwe do kontroli reakcje.
Nieprzypadkowe jest to, że zamach odbył się w środku kadencji czerwono-czarnego prezydenta USA. Rosja Sowiecka sprawdza na ile może sobie pozwolić po rezygnacji przez komunizującą administrację USA z wojskowej obecności w Europie: elementów tarczy antyrakietowej, a zwłaszcza ratyfikacji układu START - 2. Atak na kraj przynajmniej formalnie należący do NATO i uchodzący za najwierniejszego sojusznika USA to także sprawdzenie reakcji Paktu na faktyczną agresję zbrojną na kraj członkowski. Jednocześnie Rosja Sowiecka daje Zachodowi komunikat o treści: Polska i pozostałe kraje obszaru sowieckiego to nasza strefa wpływów, w której suwerenem jesteśmy my i nasze struktury filialne. Możecie robić tu interesy, o ile zaakceptujecie naszą suwerenność nad tymi terenami.
W tym kontekście, kolejnym ważnym czynnikiem jest odkrycie na terenie Polski złóż gazu łupkowego. Rozpoczęcie wydobycia przez koncerny zachodnie odebrałoby Rosji Sowieckiej (i Niemcom) monopolu na wydobycie, dystrybucję i tranzyt gazu ziemnego na Europę. Wreszcie też walka z komuną mogłaby rozgorzeć na dobre i zyskać geostrategiczne wsparcie, ponieważ rozpoczęcie wydobycia gazu łupkowego przez Amerykanów potencjalnie zmieniłoby nasz status z „kraju tranzytowego” na obszar aktywny geopolitycznie. Gospodarczy pion Rosji Sowieckiej - Gazprom, zostałby przez dodatkowo osłabiony, mając i tak problemy w postaci przestarzałej infrastruktury wydobywczej i przesyłowej oraz kurczących się złóż. Całkowita pacyfikacja Polski, oczyszczenie przedpola spowoduje przejęcie złóż przez sowieciarzy, między innymi poprzez możliwość wejścia „firm-krzaków”, będących ekspozyturą Gazpromu, a przede wszystkim przez umowę gazową pomiędzy PRL-bis a Rosją Sowiecką, która daje Gazpromowi monopol na tranzyt gazu przez teren Polski. Przejęcie złóż gazu przez Gazprom pod fałszywą marką spowoduje wzbogacenie tej instytucji o nowe metody wydobycia i przesyłu gazu ziemnego. Sowieciarze mogą także dogadać się z koncernami zachodnimi, których najbardziej żywotnym interesem jest robienie interesów. W „najlepszym” wypadku, na drodze częściowego choćby zablokowania czy opóźniania inwestycji amerykańskich, Gazprom zachowuje pozycję jednego z głównych graczy, a tym samym Rosja Sowiecka dalej będzie mogła neutralizować i „pożerać” Europę Zachodnią na drodze monopolizacji dystrybucji i przesyłu gazu.
W kontekście międzynarodowym (długofalowej strategii i jej konsekwencji) należy też rozpatrywać sprawę Aneksu do Raportu WSI. Z tego choćby powodu, że peerelowska oligarchia komunistyczna, w tym Wojskowe Służby Informacyjne były/są (jako struktura, która po likwidacji dokonała przegrupowania i reorganizacji) częścią neokomunistycznej megastruktury z centralą w Rosji Sowieckiej. Z punktu widzenia interesów sowieciarzy, nie można było dopuścić do tego, by tego rodzaju dokument, nb. o wiele bardziej obszerny od pierwszej części, przechowywany był przez ludzi dla czekistów „niepewnych”, a co dopiero ujawniony. Z tejże perspektywy - wyeliminowani zostali ludzie, którzy odważyli się podnieść rękę przeciwko komunistycznej oligarchii. Po rządach PiS i prezydencie Kaczyńskim, którzy próbowali wydostać Polskę z czerwonej pajęczyny i zależności od Rosji Sowieckiej, po tragedii smoleńskiej władzę zyskały struktury komunistyczne z Platformą i Komorowskim jako „słupami”: na poziomie międzynarodowym i „długofalowej strategii”, Komorowski pełni rolę żyranta ekspansji Rosji Sowieckiej na Europę. Polska - a właściwie neo-peerel - przed i po drugim Katyniu to zagadnienie na tyle szerokie, że wymagające osobnego opracowania.
Jeżeli Rosja Sowiecka faktycznie przewiduje zbrojną agresję przeciwko USA (UK, czy któremukolwiek z państw zachodnich), w której nadrzędnym celem byłaby likwidacja kierownictwa państwa, zamach upozorowany na katastrofę byłby rodzajem ćwiczeń, przetestowaniem możliwości przeprowadzenia właśnie takiej operacji i jednoczesnym komunikatem, że możemy zrobić z wami wszystko. W tym kontekście był to także jeden z elementów oczyszczania przedpola z polityków antykomunistycznych (umiarkowanie, ale jednak), niepodległościowych i będących autentycznymi sojusznikami USA, zwłaszcza dla Republikanów.
Wróćmy teraz do recepcji „operacji Smoleńsk” na Zachodzie, która w zasadzie nie jest wcale lepsza od tego, co dzieje się u nas. „Polskie” media są kontrolowane strukturalnie, odcinkowo przez środowiska komunistycznych specsłużb i agentury, natomiast Zachód dokonuje autodezinformacji, i to nie tylko za sprawą głęboko już zagnieżdżonych gramszystów, bezpośrednio z Moskwy czy Pekinu zadaniowanych agentów wpływu, ale przede wszystkim za sprawą panującej na zachodzie ideologii demoliberalnej, materialistycznej i konsumpcjonistycznej, której mechanizmy w pełni predestynują ją do tego, by - zwłaszcza w obliczu istnienia „bipolarnego” bloku neosowieckiego i indukcji z tej strony - przybrać bardziej totalitarne, demobolszewickie oblicze, co właśnie się dzieje; szerzej opisałem to w poprzedniej części cyklu.
Koniec końców, tzw. opinia publiczna na Zachodzie przeszła do porządku dziennego nad tym, co mogło stać się w Smoleńsku (ewentualnością zamachu), jak również nad istnieniem „długofalowej strategii” sowieciarzy; sprawa została po paru tygodniach strachliwie zamieciona pod dywan. Zwłaszcza w Europie Zachodniej słowo „zamach”, same już dywagacje nad taką ewentualnością są zwalczane przez terror politycznie poprawnej autodezinformacji i autocenzury. Nawet, jeżeli szeroko pojęte elity polityczne Zachodu podświadomie podejrzewają taką ewentualność, wydaje się, że ze wyżej i w pierwszej części wymienionych przyczyn nie decydują się na jakąkolwiek ostrą reakcję. Bo przecież Rosja to nasz sojusznik w walce z różnymi -izmami, globalnym ociepleniem i homofobią, a Putin i czekiści to ludzie, z którymi możemy robić interesy, a poza tym przecież jak zareagowaliby pacyfiści ?
W takim układzie sformułowanie, artykulacja i wdrożenie jakiejkolwiek wygrywającej kontrstrategii Zachodu jest bardzo utrudnione, przynajmniej do czasu przejęcia władzy w USA przez Republikanów i próby naprawienia szkód w każdym wymiarze polityki, jakie uczyniła administracja Obamy.
Przyjrzyjmy się omawianemu niedawno przez Łażącego Łazarza artykułowi Siergieja Karaganowa, pełniącego rolę jednego z wiodących technologów strategii i taktyki politycznej zarówno w Sowietach, jak i we współczesnej Rosji Sowieckiej. Po pierwsze, ze względu na stan zaawansowania neosowieckich (a sięgających genezą jeszcze ZSRS) projektów geostrategicznych obejmujących Europę, propozycja Rosji Sowieckiej wyartykułowana przez Karaganowa byłaby jedynie zalegalizowaniem i zinstytucjonalizowaniem stanu faktycznego. Inną, bardzo ważną funkcją Związku Eurosowieckiego z perspektywy Moskwy (ale i Pekinu, na poziomie globalnym) jest dzielenie szeroko pojętej formacji geopolitycznej Zachodu (w skład której wchodzą też Izrael, Japonia, Turcja, Arabia Saudyjska) za pomocą strategii i taktyki „nożyc”. Po trzecie, propozycja stworzenia formacji geopolitycznej składającej się z Rosji Sowieckiej, krajów przestrzeni sowieckiej i UE pod przywództwem „trójkąta” niemiecko-francusko-włoskiego to symboliczne nagrodzenie przez Rosję Sowiecką elit Zachodu za prawidłową interpretację „operacji Smoleńsk”, a przynajmniej - za siedzenie cicho. Formułując taką propozycję, w której wprost wyrażone jest dążenie Rosji Sowieckiej do hegemonii w neobolszewickim (skojarzenia z „Rokiem 1984” Orwella jak najbardziej uprawnione !) Związku Europejskim, Moskwa stara się rozgrywać i szantażować kartą sprokurowanego w dużej mierze przez siebie zagrożenia terroryzmem islamskim, zbrojeniami Iranu i żółtym zagrożeniem; w tym ostatnim przypadku wykorzystując sformułowany jeszcze w „starych” Sowietach i ChRL, a dostosowany do współczesnej konstelacji geopolitycznej model dezinformacji pt. Konflikt i rozłam sino-sowiecki. Wreszcie - kłaniają się geopolityka i geostrategia: finalizując budowę Związku Europejskiego (cytowany wyżej Bukowski wielokrotnie pisał o koncepcji Europejskiego Wspólnego Domu), Rosja Sowiecka staje się pośrednio, ale faktycznie, mocarstwem morskim poprzez uzyskanie dostępu do Atlantyku, tym samym uzyskując większe możliwości działań subwersywnych na terenie Kanady i USA oraz kanał komunikacyjny z południowoamerykańskimi towarzyszami.
DOKĄD TERAZ ?
Z perspektywy czasu, na tle zakrojonych na szeroką skalę operacji w ramach sowieciarskiej „długofalowej strategii”, drugi Katyń jawi się jako „zamach założycielski” i kamień milowy „fazy finałowej” tejże. Jako operacja mająca za zadanie scementować i przywracać kontrolę nad operacjami opisanymi wyżej i w poprzedniej części, a także przygotowująca grunt pod kolejne przedsięwzięcia.
Jaka jest aktualna, globalna sytuacja geopolityczna sytuacja teraz? Jaki jest stopień zaawansowania realizacji „długofalowej strategii”?
Na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat de facto udało się zreaktywować i zrekonstruować Blok Komunistyczny. Jest to - przypomnijmy - dość luźna struktura sieciowa składająca się z trzech poziomów: pierwszy poziom to eurazjatycka oś Rosja Sowiecka-ChRL stanowiąca rdzeń bloku, drugi poziom to sojusznicze i wasalne wobec Moskwy i Pekinu kraje Eurazji, natomiast trzeci - sojusznicy z Ameryki Łacińskiej i Afryki. W obrębie neokomunistycznego bloku występuje podział na strefy wpływów Rosji Sowieckiej (Europa, Ameryka Łacińska) i ChRL (Azja i Strefa Pacyfiku oraz Afryka). Proces rekonstrukcji bloku komunistycznego nabrał szczególnej dynamiki w trakcie ostatnich dwóch lat, podczas których udało się ten blok skonsolidować i rozszerzyć o wiodące kraje europejskie (Niemcy, Włochy i Francja) i „scastryzowane” kraje Ameryki Łacińskiej. Związek Europejski, a w zasadzie Związek Eurosowiecki jest z tej perspektywy po prostu zachodnią częścią omawianej formacji geopolitycznej pod przywództwem Rosji Sowieckiej.
W kontekście „operacji Smoleńsk”, warto zwrócić uwagę na święto sowieckiej pobiedy, 9 maja 2010 r., podczas którego na pierwszy plan wysunięci byli przywódcy Rosji Sowieckiej, ChRL i Niemiec: Putin, Miedwiediew, Hu i Merkel; była to oficjalna proklamacja odnowionego Imperium Zła, ubrana oczywiście w propagandową komunistyczną celebrę.
Z drugiej strony mamy systematycznie rozbijany Sojusz Zachodu (pojęcie to wprowadził Golicyn w „Nowych kłamstwach w miejsce starych…”). Bardzo ważną część - Europę z Niemcami i Francją - udało się de facto włączyć do bloku neokomunistycznego poprzez specyficznego rodzaju finlandyzację i osiągając okrążenie ze strony neokomunistycznych krajów Ameryki Łacińskiej oraz nowego wroga w postaci części świata islamu. Na obszarze dwóch metropolii dokonywana jest niszcząca subwersja tamtejszego systemu politycznego i społecznego za pomocą dialektycznej strategii „nożyc” o dwóch ostrzach: liberalizmie realnym i neokomunizmie skrojonym na miarę świata zachodu.
Światowa sytuacja geopolityczna i geostrategiczna, której częścią jest Polska (niestety nadal będąca Peerelem i częścią reaktywowanego bloku sowieckiego, który to stan Drugi Katyń wzmocnił) w ciągu najbliższych 5-10 lat będzie się kształtować wedle potrójnego scenariusza: (a) dalsza ekspansja neobolszewii metodami wojny informacyjnej i operacji aktywnych, z lokalnym użyciem działań wojennych i terroru, z kolei w przypadku choćby częściowego odrodzenia kulturalnego, cywilizacyjnego i politycznego Zachodu, co oznaczałoby powstrzymanie „obamizacji”, (b) nowa „zimna wojna”; być może w jakiejś formie skorygowanej o spojrzenie na Moskwę i Pekin „doktryny Bush'a”, gdzie stronami ją prowadzącymi będą: skonsolidowany „Sojusz Zachodu” ze rdzeniem w postaci osi angloamerykańskiej i sojusznikami: Izraelem, Turcją, powoli remilitaryzującą się Japonią, Arabią Saudyjską i skonsolidowany blok neokomunistyczny, z osią Moskwa-Pekin jako centrum. Być może od razu po drugim Katyniu amerykańskie specsłużby rozpoczęły „tajną wojnę” przeciwko Rosji Sowieckiej, wobec niemożności choćby próby otwartej konfrontacji, próbują jednocześnie osiągnąć kontrofensywę na froncie wewnętrznym, w walce z czerwonym „koniem trojańskim”. Wydaje się niestety, że taki stan może się utrzymywać nawet w wypadku całkowitego przejęcia władzy przez Republikanów; prędkość, z jaką USA będą mogły doprowadzić swoje imperium zewnętrzne do stanu choćby z kadencji Busha będzie po prostu zależeć od ogólnego bilansu zniszczeń w polityce zagranicznej i obronnej USA, jakich dokonał „reset” administracji Obamy.
Niestety, bardzo możliwy, jeśli nie nieuchronny jest też wariant bardziej pesymistyczny: (c) trzecia wojna światowa, która - jak zwrócił uwagę Komentator mojego bloga, tj111 - nie musi mieć charakteru tak samo totalnego jak dwie poprzednie wojny światowe. W tym kontekście przytoczę fragment komentarza unukalhai, Komentatora znanego w blogosferze ze zdolności do snucia głębokich, rzeczowych i wielopłaszczyznowych analiz:
(…) jak mogą przeciwdziałać USA ociosywaniu ich z pozycji hegemona. Czy w ogóle dowolny rodzaj podjętego przeciwdziałania może być w obecnych uwarunkowaniach jak i tych i symulowanych na najbliższe lata, skuteczny.
Bo moim zdaniem, wojna jest tez rozwiązaniem korzystnym dla USA. Byle w miarę szybko wywołana, póki USA dysponuja jeszcze przewaga strategiczno-logistyczną nad dowolnym potencjalnym rywalem.
(…) Z jakiejś części obecnych wpływów USA , tak czy siak, muszą ustąpić .
Lepiej to uzyskać w ramach bodaj rozejmu walczących stron i określeniu linii demarkacyjnych pomiędzy ich strefami wpływów, niż w procesie wymuszonego oddawania domen, nad którymi traci się stopniowo (…), ale coraz szybciej kontrolę.
Tak czy siak, III wojna to kwestia już bliskiego czasu.
A Smoleńsk 2010 to początek porządkowania i przygotowywania przedpola przez Moskwę na głównym szlaku tranzytowym.
Przypomina mi to wydarzenia zwane "Praska Wiosna", gdy agent KGB, A. Dubczek, sprowokował przemieszczenie olbrzymiej masy wojsk Układu warszawskiego pod granice Niemiec i Austrii, czyli w serce Europy. Do czego pretekstem było antysocjalistyczne prowadzenie sie Czechosłowacji. A to była podgotowka do inwazji Sowietów na Europę. Żeby nie Kukliński i jeszcze jeden "kret" w Sztabie Układu Warszawskiego, Breżniew wydałby rozkaz do ataku.
Ale to całkiem juz inna historia.
C.D.N.