Mistrz Wincenty (tzw. Kadłubek) Kronika polska
Język - łacina
Kultura staropolska zdążyła przyswoić sobie z tego dzieła wątki podaniowe i dziejowe zaprawione „kadłubkowym” morałem politycznym. Przyczyniła się do tego w niemałym stopniu propaganda tych treści poprzez poczytne dzieło Jana Długosza, który je dość wiernie powtarza.
Pozytywizm uznał ją za utwór wielce kontrowersyjny. Podano w wątpliwość nie tylko powagę podań wincentyńskich z kręgu krakowskiego o początkach Polski, ale sam autorytet Wincentego jako dziejopisa. Owszem, człowiek uczony, moralista i prawnik, ale jakże mu daleko do rzetelności.
Później doceniono jej walory erudycyjne - co więcej z czasem okazało się, że jest to świetny europejski pomnik umysłowości i uczoności dwunastowiecznego humanisty. A poza tym, skierowanie uwagi badawczej na kolejne fazy rozwoju samej historiografii - czyli na prahistorię naszej nauki - pozwala wydobyć na światło dzienne i docenić dzieło mistrza Wincentego także jako dziejopisa, przedstawiciela tej szkoły średniowiecznej, która wykład dziejów pojmowała jako zestawienie i objaśnienie przykładów. Dzieło mistrza Wincentego odczytujemy więc dzisiaj z perspektywy historii wpisanej w teraźniejszość, w której sam żył. Nie tylko odpowiednie zdarzenia, ale i towarzyszący im aktualizujący się morał mają dla historyka wartość poznawczą.
Wiadomości o życiu mistrza Wincentego.
Tradycja źródeł. O drugim kronikarzu polskim wiemy nieco więcej niż o Anonimie Gallu, a to dzięki temu, że był biskupem krakowskim i że uczestniczył w wystawianiu dokumentów, raz w charakterze świadka, innym razem jako wystawca.
W samej Kronice imię autora znalazło się jakby mimochodem, gdy wyrażał podziw dla arcybiskupa Piotra, który zdołał doprowadzić do zgody skłóconych książąt (znalazło się ono już w najstarszym rękopisie). <- Rękopis ten, zwany Eugeniuszowskim, jest wierną kopią egzemplarza, dziś już nieistniejącego.
* Dziejopisowie polscy dość dokładnie i prawdziwie opisali pochodzenie królów i książąt polskich, ich czyny oraz wspaniałe i znakomite dokonania.
Dodajmy od razu, że jak na razie, dzieło mistrza Wincentego łatwiej wchodziło w obieg dzięki streszczeniom. Bowiem pełny tekst wymagał już objaśnień erudycyjnych.
Około 1436r. mistrz Jan z Dąbrówki uczynił dzieło Wincentego przedmiotem wykładu uniwersyteckiego.
Przydomek czy przezwisko? Znany przydomek Kadłubek nie towarzyszył, jak widzimy, naszemu autorowi współcześnie ani w najbliższych pokoleniach. Powtórzona w Kronice wielkopolskiej i w Kronice Mierzwy. Sędziwój z Czech opatrzył naszego dziejopisa w swoim Roczniku przezwiskiem: dictus Cadlub (zwany Kadłubem), w innym zaś miejscu poprawnym patronimikiem Cadlubowicz - zgodnie z używanym już w tym czasie Kadlubonis (syn Kadłuba), jeszcze wciąż bez śladu zdrabniania.
Imię Kadłub istniało w średniowiecznej polszczyźnie. Dokumenty poświadczają je co prawda dopiero od 1424r., jednakże wcześniejszą metrykę mają nazwy miejscowe: Kadłubowo i Kadłubowice (k. Płońska na Mazowszu), oraz Kadłub i Kadłubiec (na Śląsku Opolskim) i Kadłubek (pod Radomiem i pod Iłżą). - Dwie pierwsze nazwy są patronimiczne, dalsze trzy dają się wyprowadzić wprost od słowa „kadłub”, oznaczającego pień lub wydrążony pień z drzewa, duże naczynie wydłubane z kłody. Dzisiaj „kadłub” kojarzy się nam tylko z tułowiem (przyrównywanym do pnia). Warto jeszcze przypomnieć słowo „dłubać” - drążyć dziurę w drewnie. Tak czy inaczej, od tych słów wywodzi się imię osobowe Kadłub, będące imieniem przezwiskowym, a w każdym razie używanym wśród ludności pospolitej.
Jeśli przydomek „Kadłub, Kadłubkowy, Kadłubowiec” nie były czczym wymysłem lub czystym nieporozumieniem późnośredniowiecznych komentatorów, to nasuwają się trzy rozwiązania zagadki: 1) ojciec Wincentego nosił to imię, syna więc zwano prawidłowo Kadłubowcem; 2) ojciec Wincentego nosił inne imię i przydano mu przezwisko Kadłub, które potem przeszło na syna w formie zdrobniałej czyli Kadłubek, albo, zgodnie z przekazem Sędziwoja, sam Wincenty to przezwisko otrzymał; 3) przydomek pochodzi od nazwy miejscowej, którą źle zrozumiano jako przymiotnik. Tylko trzecia możliwość nie była dotąd rozważana.
Rodowód i rok urodzenia. Układając biskupowi Wincentemu życiorys Jan Długosz czuł się obowiązany dobrze objaśnić jego kondycję społeczną. Biskup bowiem powinien być w każdym calu nobilis - i z urodzenia, i z obyczaju, i z nauki. Nieszczęsny przydomek był zapewne przyczyną, iż nie wszyscy byli o jego dobrym urodzeniu przekonani. I tak, któryś z pisarzy Katalogu biskupów krakowskich, doceniwszy uczoność naszego kronikarza, zauważył cierpko: „chociaż powątpiewa się w jego rycerskie pochodzenie”, co powtórzyli za nim inni redaktorzy Katalogu, a Jan Długosz pominął. Pośrednio tylko dał on do zrozumienia iż, grubiańskie brzmienie „Kadłubka” nie jest w rodowodzie biskupim stosowne. Użył przeto formy zdrobniałej „syn Kadłubka”. Informacja o posiadłościach dziedzicznych, którymi swobodnie dysponował, stanowi niepodważalną przesłankę co do przynależności Wincentego do rodu rycerskiego. + istnienie bratanków Bogusława i Sulisława potwierdza się w dokumentach. (warto przypomnieć, że sławny palatyn śląski Piotr Włostowic miał brata Bogusława) <- Wincenty - jako syn Bogusława - był bratankiem Piotra Włostowica, a więc też jednym z Łabędziów, i bratem stryjecznym Świętosława komesa, syna Piotra, o którym wspomniał w Kronice, chwaląc zresztą prześwietne jego potomstwo (IV 6), a Śląsk zowiąc świętą prowincją (III 18). To, że jak to jeszcze rozpatrzymy, Wincenty urodził się na Śląsku, ale w Sandomierszczyźnie, niemożliwym tego nie czyni, gdyż Łabędzie mieli posiadłości także i tam.
Do nieubogiego skarbca imion rodzimych doszły - najpierw w kręgu możnych - nadawane na chrzcie imiona archaniołów, apostołów i ewangelistów oraz męczenników chrześcijańskich. Tak właśnie tłumaczy się imię naszego kronikarza, możliwe w Polsce od roku 1145, kiedy to palatyn Piotr Włostowic wyprawił się po relikwie świętego Wincentego męczennika do Magdeburga. Wolno więc sobie wyobrazić, że w orszaku Piotra był ojciec naszego Wincentego, w każdym razie bliski kontakt z nowo założonym opactwem skłonił go do ochrzczenia syna imieniem św. Wojciecha.
Co do daty urodzenia Wincentego skazani jesteśmy na domysły, chociaż pisarze, którzy przyczynili się do otwarcia mu w XVII w. procesu beatyfikacyjnego, byli przekonani, że urodził się w roku 1160 lub 1161. Jeśli przyjmiemy, że świadkował z bratem przy ojcu w 1166 r., a wymagało to już wieku sprawnego, to miał wtedy najmniej 12 lat. Trzeba by więc datę urodzenia cofnąć o lat sześć lub więcej. Krytyka naukowa skłaniała się do przyjęcia wcześniejszej daty ze względu na motywy, których dostarcza nam Kronika. Takim motywem jest przede wszystkim możliwość przysłuchiwania się rozmowom dwóch dostojników kościelnych, Jana arcybiskupa i Mateusza biskupa krakowskiego - osób historycznych, zmarłych około 1170r. Czy jednak dialog ten nie jest swobodną licencją literacką? Autor określił siebie na początku czwartek księgi jako „sługę, który nosił kałamarz z piórem i okrzesywał dymiące łuczywo”. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że Wincenty pisał dla swoich współczesnych i że nie mógł pod osłoną pracy literackiej uzurpować sobie tak dużego zaszczytu przebywania w bliskim otoczeniu tych mężów Kościoła.
Dialog obu dostojników kończy się na omówieniu wydarzeń lat 1166-1170 i zamyka go arcybiskup Jan zachętą do udania się na spoczynek słowami obdormiscamus in Domino - „zaśnijmy w Panu”, gdyż język odmówił im już służby, tak byli zmęczeni po tej biesiadzie (III 31). Ta dość wyraźna aluzja do śmierci odpowiada mniej więcej rzeczywistości: biskup Mateusz zmarł istotnie w 1166 r., arcybiskup Jan w rok albo w kilka lat później. „Trzymać kałamarz” mógł Wincenty jako kilkunastoletni scholarz odbywając naukę w krakowskiej szkole katedralnej u mistrza Amileusza (według Rocznika kapituły krakowskiej zmarł on w 1177r.). Nie będziemy w błędzie, gdy wprowadzimy młodego Wincentego w krąg Gedki, który bezpośrednio po Mateuszu objął biskupstwo krakowskie.
Biskup Gedko i krąg krakowski. Gedko wywodził się z możnego rody Wojsława, piastuna Bolesława Krzywoustego. Wincenty uderzył w wysokie tony, gdy przedstawił wielce świątobliwego (sanctissimus) Gedkę, biskupa krakowian, i to w roli karciciela grzechów monarszych wobec poddanych (winowajcą był Mieszko Stary). Tylko jeszcze biskupa Stanisława Wincenty wyróżnił podobnym przymiotnikiem „prześwięty” (sacerrimus; II 20). W innym miejscu Kroniki Gedko otoczony zostaje nimbem profetycznym, gdy, już po jego śmierci, sprawdzają się jego przestrogi polityczne (IV 16). Pozostałe świadectwa źródeł potwierdzają opinię kronikarza. W zapisce dokumentowej datowanej latami 1166 i 1167 dla katedry krakowskiej Gedko kazał zamieścić kilka wydarzeń historycznych, zapisanych być może jednocześnie w roczniku książęcym prowadzonym na Wawelu: śmierć biskupa Mateusza nastąpiła w tym samym dniu i roku co Henryka, księcia sandomierskiego, Gedko „z boskiego i ludzkiego następstwa” został biskupem krakowskim (divina ac humana successione) i w pierwszym roku po swojej konsekracji, tj. 1167, czynił nadania dla katedry krakowskiej wymienione w dalszym ciągu tej zapiski. W XII w. tylko za rządów Gedki Rocznik kapituły krakowskiej (tj. książęcy) wykazuje wpisy również o zgonach kanoników krakowskich: Hannibala w 1173 r., Amileusza i Walentego w 1177r., Wiberta w 1178r., Bogdana w 1179r. Do takich szczególnych wpisów w zwykłym szeregu informacji o wydarzeniach państwowych i kościelnych można zaliczyć ponadto informację o zgonie braci Gedki: Wojsława i Trojana, w latach 1178 i 1180. Wszystkie te imiona powtarzają się pod datami dziennymi zgony w Kalendarzu katedry krakowskiej. Wpisy członków kapituły świadczą o skrupulatności, wpisy braci - o pozycji rodowej i chyba też politycznej Gedki. Niecodzienny w tym Roczniku zapis daty dziennej jego konsekracji w roku 1167 (19 IV) wolno interpretować podobnie jak u poprzedników jako ślad osobistego udziału w prowadzeniu Rocznika. Wiadomością wprowadzoną do Rocznika przez Gedkę jest również informacja o sprowadzeniu przez Idziego z Modeny relikwii św. Floriana do Krakowa, gdzie je wielce nabożnie przyjmował. Gedko manifestował swoje zgorszenie wobec wyklętego palatyna czy też kasztelana krakowskiego Stefana. Miał on przyprowadzić przed oblicze Mieszka Starego płaczącą wdowę jako symbol krzywdzonej przez tego „namiestnika dzielnicy” (praeses provinciae) ziemi krakowskiej (IV 2). Przemawiał długo nie tylko z elokwencją i patosem, ale i ze znawstwem prawa, co można by uznać za dalszy element objaśniający ewentualny wpływ tego biskupa na temperament i formację umysłową Wincentego. Był też Gedko hojnym fundatorem dla cystersów w Jędrzejowie, Wąchocku, Sulejowie, dla bożogrobców w Miechowie, zbudował kościół kolegialny w Kielcach, przy którym według Długosza ustanowił czterech patronów i sześciu kanoników. Gedko stanął w energicznej opozycji wobec Mieszka Starego i był jednym z autorów zamachu stanu w 1177r., kiedy to Mieszko Stary uchodzić musiał z tronu pryncypalskiego w Krakowie przed młodym Kazimierzem. W tym właśnie klimacie politycznym nasz magister Vincentius rozpoczynał karierę duchownego i pisarza. Tak pojawiło się w 1189r. po raz pierwszy jego imię wśród świadków dyplomu Kazimierza dla kapituły krakowskiej, w którym książę oddawał jej opole Chropy.
Dokument opatowski z 1189 roku. Już Henryk Zeissberg zauważył, że dyktat tego dokumentu żywo przypomina sposób pisania Kadłubka, a podobieństwa te obejmują nie tylko styl, lecz także i terminologie romanistyczną (tj. wyjętą z tekstów prawa rzymskiego) oraz bieg myśli o stosunku monarchy do powierzonych mu rządów (teoria władzy nad społeczeństwem). W 1189r. Kronika nie mogła jeszcze być dziełem gotowym, skąd można było przejąć odpowiednie zwroty, tym bardziej że zauważone zbieżności pochodzą z trzeciej i czwartej tj. końcowej księgi. Mogły one wynikać z niezależnego powołania w Kronice i w dokumentach tych samych paragrafów Digestów i Kodeksu Justyniana. Prostsze jednak i prawdopodobniejsze jest przypuszczenie, że czynił to ten sam pisarz, najpierw w dokumencie, a niebawem w Kronice. Wśród świadków darowizny Chropów dla kapituły krakowskiej (formalnym odbiorcą jest tu św. Wacław, patron katedry) występują przedstawiciele obu stron, dworu i kościoła. + Nie wiadomo było czy Wincenty należy do kancelarii książęcej i jego otoczenia, czy też kapituły.
Sprawa magisterium. Przytoczona lista świadków nie przesądza o posiadaniu przez Wincentego scholasterii na Wawelu. Nie byłoby wątpliwości co do takiego znaczenia wyrazu magister, gdyby dokument wyliczał pełny skład kapituły - tu zaś mamy tylko prepozyta. Z drugiej strony ten brak pewności nie oznacza, jakoby Vincentus magister nie zajmował się nauczaniem i nie łączył z tym rzeczywiście posiadanego tytułu naukowego. Jeszcze przed opuszczeniem uniwersytetu, studium generale, słuchacz ówczesny musiał zaprawiać się w sztuce uczenia innych. Źródła europejskie ze schyłku XII i początku XIII w. pozwalają wnosić, że już około 1170r. istniały w Paryżu pewne formy nadawania tytułu mistrza przy kończeniu fakultetu nauk wyzwolonych. Równało się to udzielaniu prawa nauczania, venima legendi. Wyższe wydziały, jak prawo i teologia, przejmowały tytuł doktora, na co jednak nie było jeszcze ustalonej reguły. W Bolonii tytułem doktora określano również absolwentów wydziału nauk wyzwolonych. Dopiero w XIII w., po uzyskaniu przez korporacje uniwersyteckie stabilnej osobowości prawnej, dzięki przywilejom i statutom, tytuły bakałarza, magistra, doktora i profesora przyjęły się i stopniowo ustaliły jako nomenklatura uzyskanych w wyższym wykształceniu stopni, nadawanych po odpowiednich rygorach przez grono profesorskie i zatwierdzane przez kanclerza.
W Polsce pierwsze osobistości określone mianem magistra pojawiają się od połowy XII w. Są to magister Folbertus i magister Stephanus z dokumentu fundacyjnego dla cystersów w Łeknie wystawionego w 1153r.
Prawdopodobnie przez jakiś czas nauczał w Krakowie, zapalony dydaktyk i wychowawca jak to wynika z Kroniki. Mógł tez być proszony do współudziału w pracy kancelarii książęcej, wtedy mało jeszcze sformalizowanych, wtedy ekspert w prawie i znakomity stylista. A poza tym jako osoba, do której książę odnosił się z dużym zaufaniem, co także wynika z Kroniki. To dzieło broni równie dobrze tezy o posiadaniu przez Kadłubka tytułu naukowego po zagranicznych studiach wyższych. Bardziej bezpośrednio jednak wynika to z dokumentu Leszka Białego z 1206r., którym zatwierdzał darowizny dla cystersów w Sulejowie Sandomiriensis prepositi magistri Vincentii, a może i z kolofonu w najstarszym, wspomnianym już rękopisie Eugeniuszowskim, kopii egzemplarza poznańskiego z połowy XIII w.
Studia zagraniczne. Sprawę magistru Wincentego i związana z tym kwestię miejsca jego studiów, w Bolonii czy w Paryżu, podniósł do problemu pierwszej wagi *Oswald Balzer w dziele Studyum o Kadłubku*. Nie tylko jego wiedza literacka i filozoficzna, ale nawet i wiedza prawnicza wyraża klimat francuskiego środowiska intelektualnego i sprowadza się do paryskiego studium generale. Wydaje się więc wielce prawdopodobne, że swoje podróże naukowe miał on w 1189r. już poza sobą. Stanisław Kętrzyński datował je na czas około 1183r., kiedy to Wincenty mógł spotkać się w Bolonii z uczonym angielskim Gerwazym z Tilbury. Z Kroniki wynika obecność mistrza Wincentego na zjeździe w Łęczycy w 1180r. (IV 9). Zupełnie możliwe, że Kadłubek nie wyjeżdżał tylko raz jeden. Według Grodeckiego po powrocie ze studiów, a przed objęciem prepozytury w Sandomierzu, to jest w latach 1183-1191 lub raczej 1194, po śmierci Kazimierza Sprawiedliwego, Wincenty prowadził szkołę katedralną na Wawelu.
Pełnił w kancelarii książęcej jakąś funkcję. Nie był ani kanclerzem, ani podkanclerze, więc mógł pełnić tylko pomocnicze zadania, chyba jako kapelan, któremu powierzono zredagowanie dyplomu.
Arcybiskup Piotr i Łabędzie. Pewną rolę w życiu Wincentego mógł odegrać trzeci już dostojnik kościelny - Mateuszu i Gedce - arcybiskup Piotr. (Warte bowiem zastanowienia, dlaczego mistrz Wincenty wychwala go pod niebiosy <dosłownie> w panegirycznym hymnie zamieszczonym w Kronice po opisie wydarzeń roku 1191 (IV 17), kiedy to arcybiskup Piotr zdołał zręczna akcją doprowadzić do zgody Mieszka Starego i Kazimierza Sprawiedliwego po sromotnym wypędzeniu Mieszka z Krakowa).
O arcybiskupie Piotrze nie wiemy prawie nic. Pewnie poświadcza go dopiero zapiska dokumentowa z 1191r., kiedy to jako arcybiskup konsekrował kościół kolegialny N. Marii Panny w Sandomierzu (ten sam, przy którym mistrz Wincenty po śmierci Kazimierza Sprawiedliwego aż po swoją elekcję na biskupa sprawował funkcję prepozyta). Zapiska jest pozbawiona, niestety, wykazu świadków, ale obecność Wincentego na tej uroczystości jest więcej niż prawdopodobna. Piotr zmarł zapewne w 1198r., bowiem 23 marca 1199 występował w dokumentach już jego następca, arcybiskup Henryk Kietlicz.
Z relacji Wincentego wynika pośrednio, że Piotr otrzymał godność arcybiskupa jako stronnik Kazimierza Sprawiedliwego, a nie Mieszka Starego. Ich obu, jak już wiemy, jednał, ale w sytuacji, gdy Mieszko był pokonany, w tymże 1191r. Inaczej było po śmierci Piotra: wtedy to Mieszko Stary dzierżył pryncypat w Krakowie i jednocześnie rządził Wielkopolską. Toteż Henryk Kietlicz objął metropolię gnieźnieńską jako osobistość związana z Mieszkiem Starym. (Zauważmy, że tak samo zwał się przywódca rebelii krakowskiej z 1191r., zmuszony w wyniku niepowodzenia do udania się na Ruś.)
Wart rozważenia jest mało dostrzegany szczegół: dwukrotne jakoby przedstawienie się Wincentego w towarzystwie Piotra: podkanclerzego w dokumencie z 1189r. i arcybiskupa w Kronice.
Dostrzeżono nie bez podstaw, że Piotr arcybiskup mógł być fundatorem lub współfundatorem - wespół z księciem - drogocennych Drzwi brązowych dla katedry gnieźnieńskiej.
Dość powszechne jest przekonanie, że arcybiskup Piotr był z rodu Łabędziów.
Mnich benedyktyński z klasztoru św. Wincentego na Ołbinie podwrocławskim skomponował na cześć palatyna Piotra, tegoż klasztoru fundatora, wierszowany zywot, zwany Carmen Mauri. Mistrz Wincenty sławę Piotra rozpościera na dwa dalsze pokolenia. Oto Jaksa (z Miechowa) i ów sławny Świętosław, którego chwalebne kwitnie dziś potomstwo (Jaxa videlicte et famous ille Swantoslaus, cuius gloriosa hodie viget posteritas, IV 6) byli tymi wielmożnymi, którzy wystąpili przeciwko Bolesławowi Kędzierzawemu, by upomnieć się o dzielnicę dla najmłodszego Kazimierza. Po śmierci Henryka Sandomierskiego w roku 1166 otrzymał on tylko kasztelanię wiślicką i aspirował zapewne do całej schedy sandomierskiej. Bezskutecznie. Dopiero zamach stanu przeciwko nowemu seniorowi Mieszkowi Staremu w 1177r., przyniósł mu nie tylko Sandomierz, ale i całą prowincję krakowską. Chwalebne potomstwo to trzej synowie Świętosława i kolejni potomkowie klasztoru św. Wincentego, komesi Piotr, Włodzimierz i Leonard wymienieni w bulli papieskiej w 1193r. Jaka była ich rola w kręgu stronników Kazimierza Sprawiedliwego, nie wiemy. Arcybiskup Piotr mógł być synem bliżej nieznanego brata Świętosława imieniem Konstanty.
Książę Kazimierz Sprawiedliwy. Dwukrotnie wspomniał on o otrzymaniu od księcia krakowskiego polecenia, aby napisać dzieje Polski. Nie wymienił co prawda przy tej okazji imienia księcia, ale z kontekstu wynika, że nie może chodzić o żadnego innego władcę. Nie wymaga komentarzy, że Kadłubek nazwał go w obu tych zdaniach „ najdzielniejszym z książąt” i „gospodarzem biesiadników” (Prolog, 4 i IV 1), którego rozkazowi nie można się było przeciwstawić. Autor dał do zrozumienia, że i on sam przebywał wiele w otoczeniu Kazimierza, i to właśnie na biesiadach i grze w kości, wśród najbliższych mu rycerzy, przy muzyce i śpiewach. Bo jakże inaczej mógł z taką swobodą opisać nieprzyjemną dla Kazimierza scysję z rycerzem Janem, kiedy ten, przegrawszy partię, wymierzył księciu potężny policzek (IV 5) albo w poufałych kołach opowiadaną rzecz, jak to Kazimierz spijał swoich gości, aby wywiedzieć się od nich, co naprawdę myślą, i w ten sposób ułatwić sobie rządy (IV 5). Przypuszczają niektórzy, że świadkiem gry w kości był Wincenty już wcześniej, w latach 1166-1177 na dworze wiślickim, zanim Kazimierz objął stolicę krakowską we władanie. Kiedy Wincenty otrzymał mandat napisania dzieła historycznego - nie wiadomo. Nie było to chyba jednak możliwe u samego progu panowania Kazimierza jako księcia zwierzchniego, gdyż Wincenty był wtedy jeszcze za młody jak na tak odpowiedzialne zadanie. Miał około trzydziestu lat, jeśli przyjąć, że urodził się około 1150r. Od niego samego dowiadujemy się, jaka co do tego panowała opinia: prawo rozprawiania o dziejach Polski przysługiwało arcybiskupowi Janowi i biskupowi Mateuszowi, bo byli ambo grandaevi - obaj poważni wiekiem. Zlecenie napisania Kroniki otrzymał więc zapewne i Wincenty dopiero jako człowiek w pełni wykształcony, starszy i już wypróbowany w wierności dla swego monarchy. To było możliwe dopiero około 1190r. i z tej też perspektywy zrozumiała staje się swoboda, z jaką Kadłubek kreślił portret Kazimierza i jego gesta.
Pierwszą prezentację Kazimierza społeczeństwu autor włożył w usta któregoś z możnych dostojników, w chwili gdy ważyła się decyzja ściągnięcia juniora do Krakowa i wygnania stamtąd Mieszka Starego (IV 5). Jest to uczenie przemyślane zwierciadło sprawiedliwego władcy, nie pozbawione szczegółów ludzkich i realnych. Oto one: postać przystojna, równowaga ducha, pogoda, dowcip, cierpliwość i rozsądek, umiejętność bratania się z ludźmi niskiego stanu, szczodrobliwość ponad miarę, pracowitość, umiejętne korzystanie z rozrywek dworskich, prostota, spryt w rządzeniu ludźmi, zamiłowanie do muzyki (Kazimierz grał na organach i śpiewał), udział w poważnych rozmowach o teologii i filozofii. W toku dalszego opowiadania zwróci autor uwagę jeszcze na sprężystą energię, waleczność połączoną z brawurą, jednanie sobie miłości poddanych przez sprawiedliwe prawodawstwo (statut łęczycki w 1180r.) , wspaniałomyślność wobec brata i bratanków. Sporo w tym panegiryzmu, ale tak można było pisać tylko o kimś, kogo rzeczywiście miało się wciąż na oku i uwielbiało.
Siedemnastoletnie rządy Kazimierza Wincenty przedstawił w sposób zwarty, jako jeden z bardziej dynamicznie powstałych odcinków Kroniki, typowe gesta władcy. Poza tym wątkiem Kronika nie może być uznawana za gesta (zob. niżej). Znać, że w tym Kazimierzowym odcinku tkwił trzon jego pracy dziejopisarskiej. Jest prawdopodobne, że Kazimierz zdołał jeszcze te karty czytać. Nagły jego zgon podczas biesiady, po wypiciu małej czarki wina, Wincenty mógł oglądać na własne oczy. Wyjątkowo jednak zwięzła jest relacja o tej śmierci i pogrzebie. Autor przeszedł od razu w wysublimowaną sferę chwalby literackiej, wpisując w tym miejscu do Kroniki epicedium, z 58 strof złożony tren na śmierć władcy, alegoryczny spór Wesołości z Żalem, który godzi Sprawiedliwość i Proporcja.
Po śmierci Kazimierza. Mistrzowi Wincentemu dane było mandat spisywania i roztrząsania wydarzeń rozciągnąć dalej, na niespokojne lata regencji księżnej Heleny, gdy Leszek był jeszcze małym chłopcem, gdy Mieszko Stary starał się w bitwie nad Mozgawą z krakowianami trwającymi przy zasadzie pryncypatu dla potomstwa Kazimierza, gdy niebawem niecierpliwy Mieszko innymi sposobami zawładnął tronem pryncypackim aż do swojej śmierci w 1202r., skwitowanej w Kronice dość ironicznie; a potem, gdy wewnętrzne spory wśród możnych nie pozwoliły rozpocząć od razu Leszkowi rządów, oddając je synowi księcia wielkopolskiego, w chwili śmierci princepsa, to jest Władysławowi Laskonogiemu.
Wśród możnych krakowskich przywództwo dzierżyli biskup Pełka (od 1187r.) i potężny palatyn Mikołaj, filar polityki kazimierzowskiej. (Dowodził wyprawami polskimi na księstwo brzesko-włodzimierskie <1182> i Ruś Halicką.)
Imienia przywódcy buntu, kasztelana krakowskiego, autor wzdryga się wymienić <- Henryk Kietlicz.
Do widomej wierności biskupa Pełki wobec Kazimierza nasz kronikarz odnosi się dość chłodno.
Wincenty świetnie przedstawia Mikołaja nie Pełkę. Wydaje się, iż imponowała mu - do czasu - energia, waleczność, władczy temperament, a przede wszystkim wierność dla wszczętych raz poczynań politycznych Sprawiedliwego.
Gdy przeto palatyn Mikołaj zdołał przeprowadzić sojusz polsko-węgierski, wespół z Pełką postawionym tu wyraźnie w jego cieniu, Wincenty uderzył w wielko dzwon, obwieszczając sojusz obu patronów narodowych, św. Stefana i św. Wojciecha (IV 18). W wyniku tego układu powstało królestwo halickie. Jan Długosz ze swoimi domysłami, zaowocował z końcem 1214r. osadzeniem na tronie halickim królewicza węgierskiego Kolomana (syna Andrzeja II) i jego koronacją przed połową 1215r. Koronacji, ale tylko Kolomana, a nie zaślubionej mu Salomei, córki Leszka Białego, wówczas dopiero trzyletniej, dokonał zapewne w samym Haliczu arcybiskup ostrzyhomski w asyście dostojników węgierskich i polskich. Był wśród nich Wincenty biskup krakowski i kanclerz Leszka Iwo Odrowąż. Wnet po uroczystości obaj musieli uchodzić przed księciem nowogrodzkim Mścisławem Mścisławowiczem, który uwięził Kolomana. Dzięki interwencji zbrojnej podjętej w 1219r. przez Leszka Białego Koloman powrócił na tron halicki, tym razem z Salomeą, ale już tylko na dwa lata. Wincenty w tych zdarzeniach więcej nie uczestniczył, jako że rozgrywały się już po jego ustąpieniu z biskupstwa.
Wracając do stosunku naszego kronikarza do palatyna Mikołaja, to i pośród dostojników węgierskich przyznał mu on pierwsze miejsce, miał być eubagionum primus (IV 21). Jego siła polityczna przestała mu imponować, jak się zdaje, dopiero wtedy, gdy nieugięcie dopominał się u Leszka Białego jako warunku dla swoich dalszych służb usunięcia palatyna sandomierskiego, a swojego rywala Goworka. Dało to okazję naszemu autorowi do przedstawienia swojego własnego udziału w tym zatargu. Słowa o nim (Goworka) Wincentego mogą rzucić światło na jego pozycję polityczną. W jego oczach stał się pierwszym mężem stanu .
Jak zrozumieć bajkę o głupim gryfie przechytrzonym przez lisicę, rozprawiano już nieraz. Zręczne pióro Wincentego do dziś skrywa przed badaczami historyczny sens tej bajki. Czy chodzi o podtekst analogiczny między Gryfami a Lisami, czy też o ogólną symbolikę zwierzęcą , poprzez którą intelektualiści i artyści czasów romańskich wyrażali umownie, ale nie zawsze jednoznacznie, swoje idee? Gryf, pół orła i pół lwa - to symbol władcy i króla, lis - symbol zmyślności i trzeźwej inteligencji, reptilia czyli gady uważane za twory szatana, również w tej bajce występujące, pożrą zwłoki upokorzonego i pokonanego króla. Czy wolno się domyślać że Wincenty przyrównywał w ten sposób swój własny los do losu Goworka, człowieka wiernego i gotowego do zejścia z pola przeciwnikom? Czy nie tkwi w tej bajce nic więcej poza ostrzeżeniem: uważaj, bo mogą cię przechytrzyć twoi doradcy? Śmierć Mikołaja uprościła sytuację Goworkowi. Ale mistrz Wincenty przerwał pisanie swojej historii, wciąż pęczniejącej w ostatnich rozdziałach faktami i motywacjami, akurat na roku 1202.
Wnikliwa lektura tych kart bynajmniej nie skłania do podzielenia opinii tych badaczy, którzy uważali, iż czwartą księgę Kadłubek pisał dopiero z oddalenia, w zaciszu klasztoru jędrzejowskiego. Dlaczego przestał pisać? Nie śmiemy domyślać się za wiele, mianowicie, że zniszczono mu kontynuację i ewentualne zakończenie. Może zniechęcił się tym, że upór Mikołaja Lisa stanął na przeszkodzie gładkiemu przejęciu berła pryncypalskiego przez Leszka? Może zmęczył się opisywaniem fałszywej uprzejmości dla krakowian ze strony efemerycznego w tym grodzie Władysława Laskonogiego, zbytnio przypominającej mu dawne zabiegi jego ojca Mieszka?
Chciał jeszcze autor zapewne przedstawić swoim czytelnikom lekcję, jaką sprawił panom krakowskim i młodemu Leszkowi Roman, wprowadzony przezeń na powrót na tron halicki w 1198r. Wynika to z aluzji do przyszłej zdrady, która kosztowała Romana życie pod Zawichostem (IV 24) w 1205r.
Prepozytura sandomierska i elekcja na biskupa krakowskiego. Objęcie prepozytury w Sandomierzu nie było jednoznaczne z zupełnym usunięciem się Wincentego z Krakowa, gdyż kolegiata Panny Marii w Sandomierzu była siedzibą członków kapituły krakowskiej. Próbowano dopatrzeć się śladów szkolarskiej pracy mistrza Wincentego w Sandomierzu w przekazie jednego z późniejszych dokumentów mistrzu Salomonie, archidiakonie sandomierskim, i Ugerze Buzaharinusie, którzy w 1238r. byli iuris professores. Należy to tak rozumieć, że archidiakonat sandomierski było godnością dodatkową mistrza szkoły katedralnej krakowskiej.
Tak więc prepozyt sandomierski Wincenty nadal pozostawał w kręgu krakowskim. Jeśli nawet zmniejszył się jego kontakt z dworem książęcym i jego „starapami” po rozczarowaniu spowodowanym zatargiem Mikołaja z Goworkiem, to jednak zajmował nadal należne mu miejsce w hierarchii kościelnej i znajdował się wciąż w centrum jej sprawy. Jeśli na ostatnich kartkach Kroniki zdołał zarysować czarny charakter przebiegłego Władysława Laskonogiego, już to samo mogło postawić naszego pisarza po stronie jego antagonisty i gromiciela, arcybiskupa Henryka Kietlicza, zapewne syna wygnanego stronnika Mieszka, od 1199r. następcy uczonego Piotra. Swoje wyniesienie na stolicę krakowską po śmierci biskupa Pełki, które nastąpiło 11 września 1207r., zawdzięcza księciu. Panujący od pięciu lat w Krakowie młody Leszek zrazu nie skorzystał z przysługującego księciu prawa obsadzenia wakującej stolicy kościelnej. Nie oznacza to jednak, aby Leszek zrzekł się swego wpływu na obsadę biskupstwa. Mogli więc liczyć na sukces ci spośród kanoników krakowskich, których kandydat nie uzyskał większości wotów. Tym sposobem nie został nim Gedko tylko Wincenty.
Elekcję zdołano przedstawić w Rzymie jako nie rozstrzygniętą. Zwolennicy Gedki z góry jakoby godzili się na drugą kandydaturę, gdyby papież uznał za lepszą dla Kościoła. Pełnomocnicy obu stron przedstawili swoich elektów w kurii od najlepszej strony, najważniejszy jednak okazał się wzgląd na księcia i chyba też na dążenia reformistyczne w hierarchii kościelnej, którym patronował Henryk Kietlicz (sam interweniował w Rzymie w sprawie kandydatury Wincentego). Bulla papieża Innocentego III z 28 marca 1208r., dość szczegółowo informuje o przebiegu sprawy. Wincentego w tej bulli określono jednocześnie jako magistra i prepozyta sandomierskiego i ponadto jako „męża przesławnego wieloraką chwałą” dość ogólnikowo, podobnie jak i Gedkę, z pochwałą jego „mądrości i pobożności”. Swojej konsekracji doczekał się mistrz Wincenty dopiero w drugiej połowie 1208r. Wynika to z dokumentu datowanego czwartym, a nie piątym rokiem pontyfikaty w dniu 24 maja 1212r.
Rządy biskupie. O dziesięcioleciu rządów biskupich Kadłubka wiemy niewiele.
Były to lata ostrych zatargów dzielnicowych, antagonizmów rodowych oraz aktywacji kleru, który uzyskał prawo zabierania głosu w sprawach obsady dostojeństw kościelnych i któremu jednocześnie zakazano dawnego obyczaju zakładania rodziny. Jedno i drugie rodziło niesnaski i spory. Sądząc po tym, jak mistrz Wincenty oceniał zatargi i wojny domowe w Kronice, i po tym że źródła nie przekazały ani cienia wiadomości o jakichś jego procesach i sporach, wolno przyłączyć się do tradycji, która widzi w nim pasterza ugody, kompromisu i pokoju. Poza Kroniką nie przeniknęła jednak do naszych czasów ani jedna wzmianka ludzi jemu współczesnych o tym, jak wyzyskiwał swe umiejętności i wiedzę jako biskup, jak manifestował swoje opinie, tak przecież liczne w Kronice, jak się wydaje, przedtem już przerwanej lub zakończonej.
Dokumenty wystawione przez biskupa Wincentego mają rozbudowane formuły wstępne i odznaczają się wyszukanym stylem retorycznym. Czy sam je dyktował, czy też są one pióra jego uczniów i współpracowników, nie sposób stwierdzić. W każdym razie jest w tych formułach coś z „ducha wincentyńskiego”, który zabrzmiał kiedyś w dokumencie opatowskim z 1189r.
Uchodzi za rzecz bezsporną, że w sprawach Kościoła współdziałał z arcybiskupem Henrykiem. Zgodnie z przywilejem posiadanym przez katedrę krakowską występował publicznie zazwyczaj na drugim miejscu, tj. za arcybiskupem. Dokumenty przekazały wiadomość o jego udziale w kilku zjazdach publicznych będących jednocześnie zjazdami kościelnymi: w Borzykowie w 1210r. (zjazd książąt przeciwko Władysławowi Laskonogiemu, uzyskanie immunitetu dla Kościoła); w Mstowie w 1212r. (zakończenie sporu o elekcję biskupa poznańskiego Pawła, zwolennika Laskonogiego); w tymże roku w Mąkolnie, w Wolborzu w 1214r., gdzie odbył się synod prowincjonalny przed zapowiedzianym przez Innocentego IV soborem powszechnym. Odbył się on rok później na Lateranie. Wśród episkopatu polskiego zabrakło jedynie dwóch biskupów, przeciwników reformy kościelnej i zwolenników Władysława Laskonogiego: Gedki płockiego i Pawła poznańskiego. Ponieważ wkrótce potem doszło do wymiany listów pomiędzy kurią rzymską (bulla Innocentego III) a Leszkiem Białym, który oddał się uroczyście pod opiekę papieską (już za Honoriusza III, w 1216 lub 1217r.), jest prawdopodobne, że Wincenty miał na ten akt jakiś wpływ. Mógł też występować w imieniu księcia krakowskiego w rozmowach z episkopatem węgierskim i kurią w sprawie królestwa halickiego, a później asystować przy koronacji Kolomana.
Niespodziewane światło na styl wystąpień publicznych mistrza Wincentego jako biskupa rzuca dokument dla cystersów sulejowskich wystawiony na wiecu w Mąkolnie 24 maja 1212r. Wincenty zatwierdzał w tym przywileju własne darowizny. + korowód uczestników -> najpierw koroboracja informująca o przywieszeniu trzech pieczęci: Henryka arcybiskupa, Gedki i Ogierza, biskupów płockiego i kujawskiego ( własnej pieczęci mógł Wincenty nie mieć przy sobie poza Krakowem), a po niej wyjątkowo długa lista świadków z wymienionymi członkami episkopatu i księciem pomorskim Mściwojem I na czele. Za nim widnieją imienia czternastu opatów i prałatów z różnych miejsc Polski, sześciu własnych kapelanów Wincentego (capellani curie nostre), jeszcze dwóch duchownych, kostusza od św. Michała w Krakowie i kanonika gnieźnieńskiego, na końcu ludzie świeccy, oficjałowie dworu biskupiego, urządzonego co najmniej na kształt ośrodka kasztelanii, jeżeli nie dworu książęcego: komornik, sędzia, koniuszy, wojski, rycerze, giermkowie.
Wolno się domyślać, że biskup krakowski wyruszył na wiec od odległego Mazowsza wraz z własnym orszakiem wojskowym złożonym z ministeriatów. Spośród oficjalistów dworu zapewne nie wszyscy mu towarzyszyli.
Jak się przypuszcza, radzono na nim m.in. o programie fundacji norbertańskich.
Działalność fundacyjna i ojcowizna. Jako darczyńca mistrz Wincenty wystąpił po raz pierwszy będąc już prepozytem w Sandomierzu.
Nadał on wtedy dwie wsie, Czerników i Gojców pod Opatowem, opactwu cystersów w Sulejowie przez pamięć na zbawienie jego fundatora księcia Kazimierza (w 1176r.) i jego małżonki Heleny oraz własnej swojej rodziny. W 1206r. nadanie to zatwierdził Leszek Biały, a kilka lat później Wincenty, już jako biskup, tę konfirmację odnowił, dodając od siebie jeszcze jedną formułę. Wspomniany już przywilej wystawiony na zjeździe w Mąkolnie 24 maja 1212r. jest trzecią z kolei konfirmacją tej darowizny, której elementem dodatkowym jest tu zrzeczenie się praw do rewindykacji tych wsi przez bratanków Wincentego, Bogusława i Sulisława. To oznacza, że były w tych wsiach inne jeszcze działy należące do rodziny Wincentego. W bulli papieskiej, którą Sulejów uzyskał w 1229r. w miejsce Czernikowa wymienione są „dobra okalińskie”. Również w późniejszym kopiariuszu kolegiaty sandomierskiej, który przechował jeszcze jeden tekst dokumentu Wincentego, mowa jest tylko o Okalinie i Gojcowie. Czerników tymczasem już w 1282r. wraz z kluczem dóbr opatowskich był własnością biskupa lubuskiego, a w XVw. stał się przedmiotem transakcji rycerskich. Wynika stąd, że wincentyński dział Czernikowa otrzymał u gospodarzy cysterskich nazwę Okaliny.
W sąsiedztwie Czernikowa i Gojcowa położona była Niekisiałka, wieś, którą Wincenty darował cystersom w Koprzywnicy, również fundacji Kazimierza Sprawiedliwego (1185). Nadanie to znamy dopiero z dokumentu Bolesława Wstydliwego, który zatwierdzał w 1277r. (+ Długosza -> opactwu koprzyńskiemu połowę wsi Karwowa, a jednocześnie drugą połowę tego medietas pro nepotibus suis remansit rezerwował dla swoich bratanków. Tę drugą połowę w czasach Długosza posiadali rycerze z rodu Różyców, których uznał widocznie za potomków i spadkobierców owych bratanków.)
Pierwotna tradycja źródłowa wywodziła biskupa Wincentego z Kargowa k. Stopnicy i Szydłowca. Tak było w dawnym zapisie Nekrologu jędrzejowskiego, wydawałoby się poinformowanego najlepiej (ale kopia, z której Nekrolog ten wydany został drukiem, zupełnie Wincentego pominęła). Kargów widniał też w Katalogach biskupów krakowskich, zanim Długosz nie wprowadził do swojego ich opracowania Karwowa. Zmyliło go, sąsiedztwo z rodowym Wincentego Ojcowem. W innym wszak miejscu zdawał się poprawić samego siebie wymieniając Kargów. Stąd niezdecydowanie kopistów Kroniki, widocznie później też w pismach przedbeatyfikacyjnych. Ale w aktach beatyfikacyjnych opowiedziano się ostatecznie za Karwowem (pozostawiono wszak cytat ze wspomnianego Nekrologu, mimo że nie dawano mu wiary).
O prawdziwości tej tezy pod względem naukowym świadczy tylko kościół romański we Włostkowie, koło Opatowa (uchodzący za fundację Piotra Włostowica) gdzie ponoć Wincenty został ochrzczony. Przemawia on i za Karwowem i za związkiem Wincentego z Łabędziami.
Za Kargowem z kolei przemawia - i to równie mocno jak wpis do Nekrologu w Jędrzejowie - przekaz dokumentu z 1228r., w którym występuje rycerz Sulisław z Kargowa. Ten mógłby być identyczny z bratankiem Wincentego z 1212r.
+ do wszystkich tych danych dorzucić możemy jeszcze jedną uwagę. Miejsce kultu uchodzi w oczach badaczy zazwyczaj za wskazówkę dla rekonstrukcji historycznych w biografii świętych. Odnosi się to jednak do takich okoliczności, gdy na miejscu znajduje się grób czczonej osoby. Nasz Wincenty pochowany został tymczasem w Jędrzejowie.
Nadania mistrza Wincentego dla Sulejowa i Koprzywnicy uchyliłyby rąbka wiadomości o jego stosunkach rodzinnych. Wynikałaby z nich jeszcze jedna informacja pośrednia: o dużych względach dla cystersów. Najstarszym w Polsce opactwu cysterskiemu w Jędrzejowie - z fundacji arcybiskupa Jana - święcił biskup Wincenty nowy kościół romański w 1210r. Wystawiając z tej okazji przywilej biskupi, Wincenty zatwierdził na nowo nadania swoich poprzedników, a od siebie dodał dziesięciny z trzech wsi: Gnieszowic, Wilczyc i Niegosławic. Tekst tego dokumentu dochował się w dwóch późnych kopiach w niezdarnym połączeniu z dawnymi zapiskami biskupów krakowskich: Maura, Radosta i Gedki.
Biskup Wincenty wystawiał dokumenty i dla innych kościołów. W 1214r. przelał na bożogrobców w Miechowie dziesięciny ze wsi Świniarowo, uzyskując na to zgodę kapituły krakowskiej, której członków, wszystkich imiennie, wpisać kazał na listę świadków. Widnieją tu też imiona członków kolegiat Wiślicy, Kielc, Sandomierza i Zawichostu. W 1213r. Wincenty rozstrzygał spór o prawo patronatu nad dwiema prebendami przy kościele w Kijach. Tę, której sam był patronem jako biskup krakowski, przeniósł do kolegiaty w Kielcach wraz z całym jej uposażeniem. Uzupełnił je wsią Podłęże pod Pińczowem. Patronat drugiej w Kijach, też powiększonej, pozostawił komesowi Wojsławowi. Kalendarz katedry krakowskiej z XIII w. zachował wiadomość o nadaniu kapitule dziesięcin z Czchowa. Długosz wynotował ze starych źródeł aż dziewiętnaście wiosek, skąd płacono z nadania biskupa Wincentego dziesięcinę przeznaczoną na światło wieczyste w katedrze. Skrupulatny Długosz nie zapomniał zapisać zaniedbań: biskup Wincenty nie podjął po śmierci biskupa Pełki przygotowań do założenia w Krakowie szpitala św. Ducha. Nic jednak nie wiemy o okolicznościach opóźniania się tej fundacji. Analogiczna wiadomość jest w liście Gerwazego, opata Premontre i generała norbertanów z czerwca 1218r., do Iwona. *z opactwa św. Wincentego we Wrocławiu usunął benedyktynów i na ich miejsce wprowadził norbertanów (pokrzywdzeni benedyktyni procesowali się potem przez kilkadziesiąt lat), patronował współczesnej fundacji żeńskiej w Strzelnie. Wątpliwe więc, aby nasz biskup krakowski okazywał niechęć do norbertanów Gerwazy czynił zapewne aluzję do jakiegoś określonego faktu czy sytuacji, w której spotkał Wincentego albo o której donieśli mu inni.
Istnieje, jak się wydaje, jeszcze jeden ślad działalności Wincentego jako biskupa, trafnie dostrzeżony przez Romana Grodeckiego. Chodzi o przywilej dla górników obcych poszukujących złóż w dzielnicy krakowskiej, wystawiony co prawda dopiero w 1218r., już za biskupa Iwona, i przez księcia Leszka Białego, a wymieniający również ziemie będące własnością biskupa.
Jeszcze w 1217r. biskup krakowski Wincenty widnieje na liście świadków w dokumencie Leszka Białego dla bożogrobców w Miechowie (darowizna karczmy). Książę mówi tu o nim jako o „ojcu moim, u którego uprosiłem zatwierdzenie tak pobożnego dzieła”. (Słowa te zdają się wskazywać, że Wincenty był ojcem chrzestnym Leszka Białego)
Ustąpienie z biskupstwa i ostatnie lata życia. Ostatnim, ale tylko hipotetycznym śladem rządów biskupa Wincentego może być w Roczniku kapituły krakowskiej piękna zapiska o straceniu na rozkaz Konrada księcia mazowieckiego (brata Leszka) w roku 1217 palatyna mazowieckiego Krystyna. Nawet jeżeli nie sam Wincenty to napisał, to wolno przypuszczać, że nadzorował wpisy do Rocznika, prowadzonego co prawda na użytek księcia, ale przy katedrze krakowskiej. Nie zachował się ten rocznik w pierwotnej postaci. Obszerny wypis z czasów Prędoty z około 1266r. przekazał tę zapiskę najwierniej. Jeżeli osoba Wincentego stała rzeczywiście za tą zapiską, to czy wolno przypuszczać, że go coś łączyło z Krystynem, owym rycerzem Mazowsza, co bronił ojczyzny? (zaś pyt retoryczne)
Kolejne pióro w kapitule krakowskiej zanotowało pod rokiem 1218: Wincencius episcopus Cracoviensis cedit. Ivo sucedit. A pięć lat później: Wincencius episcopus Cracoviensis obiit et in Morimundo quiescit. W tym samym czasie wpisano komemorację w Kalendarzu katedry krakowskiej na dzień 8 marca. Jest to wszystko, co przekazali o nim współcześni. Nie wynika z tego nawet, czy łączyło go coś z cystersami w Morimundzie, czy Jędrzejowie. O profesji zakonnej wspomni dopiero w XV w. Sędziwój z Czecha, dodając w swoim roczniku: „i został zakonnikiem”. Tak również Jan Długosz w Katalogu (quinque annis sub regulari observanti Deo militans), i ponadto w Rocznikach królestwa polskiego. Pochowano go pośrodku chóru kościoła klasztornego. Późniejsi autorzy podają, że kiedy w 1633r. dokonano otwarcia grobu Wincentego, nie udało się stwierdzić, czy strojem trumiennym był habit cysterski; miał natomiast paliusz.
Nic nie wiadomo ze źródeł współczesnych, jak biskup Wincenty spędził, już to jako rezydent, już to jako mnich, ostatnich pięć lat swojego życia. Przypuszczano dawniej, że w ciszy klasztoru pisał czwartą księgę swojej Kroniki i śmierć nie pozwoliła mu jej dokończyć. Dzisiaj zaczyna przeważać opinia, że czwarta księga nie mogła być pisana z oddalenia, po wielu latach. Obejmuje ona wydarzenia lat 1177-1202 i rejestruje ich aktualny wydźwięk, wypracowany piórem z wielką żywością, zapewne jeszcze przed objęciem biskupstwa.
Czy miał naturę kontemplacyjną i pociągała go surowa asceza u cystersów, czy porwał go czyjś przykład, np. biskupa halberstadzkiego Konrada z Krosigk, który w 1211r., już jako cysters w Sittichenbach przebywał w Polsce w charakterze rozjemcy w sporze między arcybiskupem Henrykiem a Władysławem Laskonogim? Czy też przykład mistrza paryskiego Alana z Lille (zm. 1202), które ostatnie lata życia spędził w Citeaux, a może przykład bliższy, arcybiskupa Bogumiła, który zrzekł się godności, by wieść żywot pustelniczy? Czy zmusiły go do tego zewnętrzne okoliczności i zniechęcił się do kierowania diecezją, aby schronić się w murach opactwa, któremu on sam poświęcił kościół w 1210r., nadawał dobra, i gdzie mówiono po francusku, gdyż Jędrzejów był filią Morimundu, językiem, który był mu bliski z czasów studiów? Historia nie da na to pytanie odpowiedzi pewnej. Możemy tylko rozważać okoliczności, ewentualnie wyeliminować te, które wydają się mniej realne.
Wbrew poglądom niektórych badaczy należy odrzucić rzekomą intrygę następcy mistrza Wincentego, Iwona Odrowąża. U źródła tej tezy tkwi niedokładny odczyt zapisów rocznikarskich pod r. 1218. Iwo do kariery biskupa się nie kwapił, a w chwili gdy Wincenty słał do papieża prośbę o zwolnienie z biskupstwa, Iwo przebywał w Paryżu i ślubował wstąpić do kanoników regularnych św. Wiktora. Stamtąd ściągnięto go w sierpniu 1217r. do Krakowa, a przed powrotem wyprosił u papieża zwolnienie ze ślubu. A kiedy papież Honoriusz III proponował mu w 1219r. następstwo po arcybiskupie Henryku, Iwo odmówił przyjęcia tej godności. Pierwsze lata swoich rządów na stolicy krakowskiej poświęcił wielkim akcjom donacyjnym i budowniczym (cystersi, sprowadzanie dominikanów) uszczuplając z rozmachem swoje włości rodowe. W 1223r. osiągnął dyspensę papieską na złożenie urzędu i włożył strój kanoników św. Wiktora, ale apelacja kapituły krakowskiej powstrzymała to odejście. Nie na długo, gdyż w 1229r. Iwo odszedł ze świata na zawsze. Wydaje się bardziej prawdopodobne, że mistrz Wincenty jako biskup miał z Iwonem kontakty przyjazne, że go sam protegował (może wysyłając na studia zagraniczne i polecając na stanowiska kanclerza u boku Leszka Białego). Mógł nawet upatrywać w nim odpowiedniego po sobie następcę. Elekcja odbyła się prawdopodobnie już jesienią 1217r., kiedy Iwo powrócił do Polski z Paryża i z Rzymu. Wraz z własną dyspensą do ślubu mógł on przywieść zgodę papieża na cesję Wincentego.
Dla curriculum vitae Wincentego wynika z powyższego, że rezygnację swoją zgłosił wiosną lub latem 1217r., a jesienią lub najdalej na początku 1218r. przeniósł się do Jędrzejowa. Przyjął go tam opat Teodory, następca Wiarda. Pobożna tradycja, ale i niektóre uczone dociekania każą wierzyć, że przyjął również jego profesję zakonną.
Rok 1217 uchodzi za krytyczny w polskich stosunkach polityczno-kościelnych. Przypuszcza się, że nowy (po Innocentym III) papież Honoriusz III źle ustosunkował się do zadłużonego w kurii arcybiskupa Henryka. Całe jego stronnictwo mogło się znaleźć w cieniu. Po swojej ugodzie ze stryjem Władysławem Laskonogim z 1216r. Władysław Odonic znowu znalazł się na wygnaniu. Jeśli przyjmiemy, że biskup Wincenty przez cały czas współdziałał z arcybiskupem Henrykiem, to obecnie rzeczywiście mogło go ogarnąć ostateczne zniechęcenie. A może zmogła biskupa Wincentego jakaś choroba uniemożliwiająca sprawowanie rządów? Nie wiemy, czy i w jaki sposób mogła się na nim sprawdzić sentencja św. Ambrożego, którą niegdyś zapisał w Kronice: „Bronią biskupa są łzy i modlitwy” (III 8). Dożywając swoich dni osiągnął według tradycji nie więcej niż 63 lata. Uwzględniając możliwość utożsamienia go z synem komesa Stefana, dodać mu wolno około 10 lat życia. Ewentualność urodzin około 1150roku czyniłaby go starcem przeszło siedemdziesięcioletnim.
Pamięć pośmiertna i kult. Mnisi Jędrzejowscy zrazu nie najlepiej zadbali o pamięć po mistrzu pióra, którego pochowali w swoim konwencie z honorami, przed wielkim ołtarzem. Były znane do XVII w. aż dwie komemoracje jego zgonu: pod dniem 8 marca i pod dniem 4 kwietnia, ale egzemplarz jędrzejowskiego Liber mortuorum z tegoż stulecia, jaki się dochował, pomija osobę Wincentego zupełnie. Żywociarz jego, Szymon Starowolski, uznał datę kwietniową za bardziej wiarygodną, jako że wyczytał ją w starszym egzemplarzu nekrologu. Jednakże dzień 8 marca podał już współcześnie, tj. w XIII w., Kalendarz katedry krakowskiej, i ta data uznana została za oficjalną w aktach beatyfikacyjnych, znalazłszy się także na współczesnej Starowolskiemu tablicy nagrobnej. W dniu 26 kwietnia 1633r. odszukano miejsce pochówku mistrza Wincentego i po dokonaniu oględzin w obecności Fryderyka Szembeka, superiora jezuitów w Krakowie, szczątki jego złożono do nowego grobowca, tym razem już nie pod posadzką, lecz in pariete (w ścianie) kościoła, 19 sierpnia tegoż roku. W protokole tych czynności czytamy, że o identyfikacji grobu przesądził paliusz biskupi, prawie cały zachowany, insygnium przysługujące biskupom krakowskim. Wymiary szkieletu pozwalają stwierdzić, iż był to mąż słusznego wzrostu o wysoko sklepionej czaszce. Nowy grobowiec wyposażono w obszerne epitafium, napis skromniejszy umieszczono w miejscu dawnego pochówku.
Na synodzie prowincjonalnym w Warszawie w listopadzie 1634r. episkopat polski włączył Wincentego w poczet świątobliwych Polaków godnych wyniesienia na ołtarze i wysłał w tej sprawie suplikę do Stolicy Apostolskiej. Na kolejne wystąpienia różnych osobistości Święta Kongregacja Obrzędów odpowiedziała dopiero w grudniu 1680r. formalnym wszczęciem procesu beatyfikacyjnego. Toczył się on z przerwami i nie bez trudności. Szukano świadectwa życia świątobliwego w Kronice i w dokumentach. Ale skuteczniejszym okazało się świadectwo dawności kultu. W Nekrologu jędrzejowskim pod 7 marca można było przeczytać łacińską zapiskę o jego promotorze. Szymon Starowolski ogłaszał w 1642r. Żywot Wincentego już z relacjami o wysłuchanych prośbach i cudach. Staraniom cystersów i dostojników kościelnych wysokiego wsparcia dostarczały supliki królewskie: Jana Kazimierza (1649), Jana III Sobieskiego (1681), Augusta III (1761, 1762). Ostatni akt procesu beatyfikacyjnego rozegrał się w latach 1763-1764. Zdołano wykazać ponad stupięćdziesięcioletnią tradycję kultu miejscowego z ośrodkiem w Jędrzejowie. Bezpośrednio po orzeczeniu Kongregacji Obrzędów kultu błogosławionego zatwierdził papież Klemens XIII 18 lutego 1764r.
Źródła historyczne i zapożyczenia literackie.
Tradycja polska i obca. Charakter i walory średniowiecznego dziejopisa mierzą się jego stosunkiem do zastanych źródeł pisanych. Wincenty ani razu nie cytował dosłownie Anonima Galla, który go obsłużył faktami aż do 1113r.; zastąpił własnym popisem poetycznym i retorycznym nawet i te fragmenty, których treść powtarzał najwierniej, jak np. okoliczności urodzin Bolesława Krzywoustego (II 22). Styl Anonima, zwłaszcza proza rymowana, najwidoczniej zupełnie nie odpowiadał jego formacji literackiej. Już wiemy, że i wątku Gallowego nie trzymał się zbyt skrupulatnie. Pogallowy przekaz dziejów Wincenty znał z opowiadań biskupów, rycerzy oraz członków rodziny książęcej. Mógł tę tradycję wzmocnić świadectwem roczników i dokumentów. Zapiski roczne prowadzono wówczas, przy katedrze krakowskiej. Były dla niego zbyt lakoniczne, a data roczna zbędna. Dokumenty, od połowy XII w. już liczniejsze, aczkolwiek jeszcze o dość surowych formułach, były też dobrym źródłem, ale i one też naszego kronikarza nie interesowały: dotyczyły nadań i przywilejów dla katedr i klasztorów. Raz tylko autor zacytował tekst dokumentowy, mianowicie statut łęczycki. Listy i mowy - to co innego. Nie wiemy jednak ile, w nich fikcji i inwencji naszego retora. Układał je Wincenty według najlepszych reguł i wzorców Cycerona i Kwintyliana, a także wyposażał w terminy i paragrafy prawa rzymskiego. Ważne akty państwowe, zwłaszcza sukcesyjne, opatrywał wiadomością o sporządzeniu dokumentu (testament Bolesława Krzywoustego i testament Bolesława Kędzierzawego), ale tylko go streszczał.
Duże znaczenie dla świadomości narodowej - jego historia starożytna to początki narodu, nie dynastii.
Nie ma tu jeszcze legendy eponimicznej o praojcu narodu Lechu, który wzorcem czeskim pojawi się dopiero w Kronice wielkopolskiej, ani powiązania etnogenezy z biblijnymi Jafetydami, którzy mieli przejść właśnie przez Panonię. Ten wątek wprowadzi sto lat po Wincentym kronikarz francuski zwany Mierzwą. Tymczasem nie erudycja biblijna, ale klasyczna kazała Wincentemu wyprowadzić naród polski z wielkiej rodziny ludów starożytnych, bez większej precyzji geograficznej, o którą zadbają dopiero późniejsi kronikarze. Źródłem tych kombinacji był dla autora Pompejusz Trogus, a raczej jego empirator Justyn (dokonał skrótu jego Historiae Philippicae, potem zaginionych <- anegdoty, Aleksander Wielki, korzystał również z: Juliusza Waleriusza. Pośrednictwem mógł być Frutolf z Michelsbergu - Kronika świata. Utwory o Aleksandrze Macedońskim stanowiły sui generis literaturę sensacyjno-podróżniczą epoki). Wymienione w historii Aleksandra miasto Carantas (Carantus) dało podstawę quasi-etymologiczną do wyciągnięcia słowiańskiej Karyntii do cyklu krakowskiego.(+siostra Cezara Julia przyniosła w posagu Lestkowi III Bawarię. Nie wiadomo skąd czerpał „wiedzę” Wincenty. + motyw gonitwy i podstępu Lestka II -> starożytna geneza + da się ją sprowadzić do traktatu Jana z Salisbury (1159)).
Podanie ludowe - przyswojone jako podanie o założeniu miasta <do takiej tradycji zdaje się nawiązywać Kronika książąt polskich z XV w. i Długosz>.
Historie o smokach były tak rozpowszechnione od najdawniejszej starożytności i tak rozmaite, że Kadłubek mógł miejscową tradycję łatwo skojarzyć z którymś wątkiem literackim. Co też uczynił. Pozostawił na boku wzór starotestamentowy (Lewiatan w Procesie Izajasza 27, 1; hipopotam i krokodyl w księdze Hioba 40, 15-32; 41) i wzór apokaliptyczny (Bestia pierwsza i druga w apokalipsie św. Jana 13, 1-18), do których to wzorów nawiązywała często symbolika romańska w jego czasach. Nie spodobały mu się też schrystianizowane po większej części historie o smokach oparte na traktacie Physiologus (II w. n. e.) i jego rozlicznych przeróbkach, gdzie smok był symbolem zła moralnego. Tak np. już w VI w. Wenancjusz Fortunatus zapisał, jak to biskup Paryża Marceli unieszkodliwił węża-smoka przy pomocy stołu i pastorału. Śladem rzeczywistych wierzeń były w Paryżu jeszcze w późnym średniowieczu ofiary i obrzędy mające przebłagać potwora (mogły być Wincentemu ewentualnie znane). Innym, dopiero od początku XII w. znanym przykładem jest legenda o św. Jerzym, który przebił smoka włócznią lub mieczem. Smok nie ma w tej legendzie cech realistycznych, pozostał tylko symbolem zła moralnego i pogaństwa, od którego bohater uratował króla, królewnę i poddanych. Tu zaś nie ma nalotu chrześcijańskiego czy też ogólnie biorąc sakralnego, choćby takiego jaki nieco dalej otacza królowę Wandę. Potwór zostaje pokonany sprytem i i podstępem przez człowieka. Wincenty mógł też naturalnie trawestować swobodnie mity greckie o zagładzeniu Minotaura przez Tezeusza i Meduzy przez Perseusza, ale to pozostaje nieuchwytne. Marian Plezia wskazał na inną możliwość ewentualnego zapożyczenia, odnalazłszy podobną do krakowskiej historię we wschodnich wersjach Pseudokallistenesa Powieści o Aleksandrze Wielkim. Zauważmy jednak , że dla Kadłubka w Krakowie nie istniało morze, nie namnożył aż tylu trucizn, nie nazwał też potwora „bogiem” ani nie łączył z demonami jak autorzy trzech wersji tej legendy. Tymczasem wersja pierwotna (grecka Pseudokallistenesa i łacińska Juliusza Waleriusza) podawała, że Aleksander kazał zabić smoka który z morza straszył robotników budujących Aleksandrię, i nad jego grobem postawił świątynię. Jest to więc także motyw sakralny.
W XII w. smok stał się lubianym motywem sztuki i literatury. Rycerze krzyżowi rozwieszali jako wota po kościołach różne curiosa ze wschodu, a wśród nich na i całe skóry krokodyle. Nie było więc w czasach Wincentego wcale trudno o materialne ani literackie skojarzenia dla historii, w którą obrosła podwawelska Smocza Jama; ani też o wątek który nie zdążył nasycić się treścią sakralną. Obok pochwały przemyślności i sensacyjnego posmaku w historii miasta, mistrz Wincenty dodał jeszcze jeden element: ta historia pobudziła jego pióro do dłuższego wykładu o dobru obywateli i cnotach panującego. Weszła nie tylko do sagi królewskiej, ale i państwowej.
Podobnie jak ze smokiem ma się rzecz z postaciami Kraka i Wandy. Jeśli nawet nie ma żadnych szans na dowodzenie ich historycznego istnienia, to są przecież pod Krakowem dwa wielkie starożytne kopce, według archeologów usypane w VII i VIII w., i dają one jedną szansę lokalnej genezie podań krakowskich. Do naszych przecież czasów dochowały się relikty obrzędowości ludowej dookoła tych olbrzymich mogił, rzekomo Kraka i Wandy.
Epizod Wandy -> Lemannorum tyrannus według Długosza prototyp cesarza gocki Rytygier, + zrobił z niej siostrę Libuszy (podania czeskie). Według Wincentego poddani Wandy nazywali się Wandalitami i nazwę Wandalus nosi polska rzeka Wisła. Dopiero później kronikarz wielkopolski doda że Wanda rzuciła się do Wisły, zaś jej imię wytłumaczy od „wędy” (wędy na wielbicieli). Stanisław Kętrzyński skojarzył tezę o pobycie mistrza Wincentego na studiach w Bolonii z pojawieniem się określenia Wisły Vandalus w dziele tamtejszego profesora Gerwazego z Tilbury, Otia imperialia. Oswalda Balzera uderzyła szczególnie sztuczność i samego imienia Wandy, i też tezy o Wandalach. Wanda stała się fikcją, tak samo jak Dakowie i Bastarnowie, Aleksander pod Krakowem, Cezar, Lestkowie. Kazimierz Kumaniecki wykazywał, że znów mamy przed sobą wynik kontaminacji różnych wątków antycznych, natomiast Gerard Labuda zwrócił uwagę na fabularne źródła nordyckie, z którymi Wincenty mógł zapoznać się w Paryżu. Z tej perspektywy krytyczno-literackiej wydają się udane spostrzeżenia Jakuba Hammera o analogii pomiędzy historią podaniową pióra słynnego twórcy historii króla Artura, Galfreda Geoffrey z Monmouth, w Historia regum Britanniae, czytanej już koło 1180r., a podaniami Wincentego. U Horacego znalazł Hammer określenie najlepiej charakteryzujące ich oby: splendide mendaces - „wspaniale kłamiący” lub mendaciter splenditi - „kłamliwie piękni”.
Exempla. Cokolwiek byśmy powiedzieli o podaniach wincentyńskich, czy to uważając je za próbę naiwnego odtworzenia starożytnych dziejów Polski, czy to za metaforę literacką, to jednak pozostaje ona w sferze dziejopisarstwa, a nie czystej fikcji. Drugą płaszczyznę kompozycji dzieła stanowią tu przykłady i sentencje. Pozbierane z różnych źródeł w cały bukiet bynajmniej nie tylko ku ozdobie, miały pouczać, dostarczać racji, czasami bawić. Tym sposobem wchodził nasz kronikarz na nowe drogi rozumienia zadań dziejopisarskich, jakie we Francji torował Jan z Salisbury, to jest łączenie opowiadanych zdarzeń każdorazowo z refleksją, podobieństwem, przykładem. Współczesny Janowi Piotr Komestor, z przydomek „Zjadacz” (książek), autor poczytnej Historia scolastica, zwał takie przykłady incidentia, czyli „przerywnikami”.
Prawo. Wincenty znał wszystkie części kodyfikacji justyniańskiej: Institutiones, Digesta, Codex. W słownictwie widać jeszcze pewien wpływ Kodeksu Teodozjańskiego i Epitome Juliana. Powołań z prawa rzymskiego jest sto kilkadziesiąt. Traktat Wincentego zawiera znacznie mniej powołań z kodyfikacji prawa konicznego, tj. kościelnego, i to niemal wyłącznie z Dekretu Gracjana, który był w tym zakresie od połowy XII w. tekstem podstawowym. Jest tych powołań u Wincentego tylko 37 (według Balzera) i to tylko z pierwszych dwu części; trzecia, z wykładem liturgii, autora nie interesowała. Autor chętnie podkreślał zgodność obu praw między sobą (bo też kodyfikacja Justyniana dotyczy już sytuacji chrześcijańskiej w Cesarstwie). To kwalifikuje mistrza Wincentego raczej na legistę niż na kanonistę. W sposobie cytowania Balzer dostrzegł manierę francuską (paryską), a nie bolońską - koronny argument za miejscem studiów mistrza Wincentego. Zresztą Paryż w drugiej połowie XII w. pozostawał pod wpływami Bolonii, mistrzowie zaś i słuchacze odbywali podróże i porównywali poziom wykładów na obu uniwersytetach. W czasie, który był również czasem studiów mistrza Wincentego, w latach 1170-1190.
Orzeczono, że Kadłubek myślał kategoriami prawa. Ten kierunek erudycji nie jest w Kronice bynajmniej jedyny. Gdy cytował ścisłą terminologię romanistyczną (np. civis, cliens, proncipalis maiestas), gdy przytaczał szersze fragmenty jako motywacje postepowania politycznego (m.in. II 28,29; IV 2,3), gdy zestawiał instytucje rodzimego prawa zwyczajowego z literą kodyfikacji rzymskiej (np. adopcja i arrogancja w związku postrzyżynami, II 7) - Wincenty zawsze pozostawał historykiem i moralistą. Jego nauki nie są nigdy werdyktem sędziego, nie prowadził też propagandy za wprowadzeniem w życie instytucji tego prawa. Najczęściej wybierał z ksiąg prawa formuły i słownictwo ze względu na ich celność i lakoniczność, tak samo jak cytował wyjątki z poetów, z prozaików i z Biblii. Model państwa polskiego i obowiązków obywateli ma więc szerszą niż sama norma prawna podstawę erudycyjną. Mistrz Wincenty jest w tym humanistą.
Pismo Święte i Ojcowie Kościoła. Jak każdy wykształcony człowiek swojej epoki, Kadłubek formułował swój język na księgach Starego i Nowego Testamentu oraz na pismach Ojców Kościoła. Jego pióro unikało na ogół majestatycznej prostoty składni i szyku języka biblijnego; ulegając innej modzie przekładał brzmienie i obfitość frazy klasycznej. Jak na utwór średniowieczny stosunkowo niewiele jest w Kronice powołań z Pisma Świętego: według obliczeń Balzera tylko 87, i to dość lakonicznych, gdyż autor, jak się zdaje, zakładał u czytelnika znajomość wzmiankowanych fragmentów. Więcej jest tu zwrotów przytaczanych jako loci comnunes (zwroty obiegowe, topika) i jako przysłowia (np. „jakby najemnik, a nie jak pasterz”, III 11; „miłość mocna jak śmierć”, II 27 i in.). Najchętniej cytował Stary Testament, i to Psalmy, Księgi Królewskie, Księgi Przysłów. Powołane epizody to przykłady walki o sprawiedliwość i boje w obronie ojczyzny, a towarzyszą im analogiczne epizody opisane przez pisarzy pogańskich. Jedne i drugie wzmacniają wydźwięk patriotyczny komentarza do wydarzeń narodowych. Zwraca uwagę, że ilekroć nasz autor opowiadał o biskupach, to przechodził niejako w inny, odpowiedni dla nich konwenans literacki: o dostojnikach duchowych wypowiadał się więc językiem Pisma Świętego. W tych fragmentach wyrażeń biblijnych i powołań jest najwięcej.
Niezwykle brzmi w dziele Wincentego, od emocji religijnych dalekim, fragment relacji Mateusza o cudownych zjawiskach nad ciałem ofiary gniewu królewskiego, biskupa Stanisława (II 20). Jest on wypełniony iście kaznodziejskim uniesieniem i wyraźną nutą kultu. Dopiero od niedawna zaczynamy pojmować symbolikę posiekanego, według tej relacji, na najdrobniejsze cząsteczki ciała męczennika, która znajduje swój odpowiednik w epizodzie opowiedzianym przez Piotra Komestora, w poczytnej Historia scolastica, o rozsiekaniu na trzysta części zwłok króla Nabuchodonozora i rzuceniu ich trzystu sępom na pożarcie - po to, aby nie wstał z martwych. I w opowieści Wincentego czyhają krwiożercze ptaki, aby dokończyć dzieła nienawistnych ludzi. Ciała biskupa strzegą jednak cztery orły, symbol mocy Boga, który sprawił, że ciało męczennika znaleziono „nie uszkodzone, nawet bez śladu blizn”.
Motyw orła strzegącego ciała należy do języka hagiografii i w czasach Wincentego utrwalił go w spiżu artysta na Drzwiach Gnieźnieńskich. Można też wskazać na starsze korzenie starotestamentowe tej symboliki, np. w Księdze Wyjścia 19,4. Podobnie tłumaczy się symbolika świateł, jakie jaśniały nocą nad ciałem, np. w Księdze Psalmów 139 (138) 11.
Ale Wincentego pociągnęła, tak jak w innych rozdziałach, nie legendarna cudowność i teologia, lecz moralistyka, jaką dało się wyłożyć szeroko na kanwie konfliktu króla z biskupem. Ten klejnocik egzegezy błyszczy przeto w Kronice własnym światłem. Może nie posuniemy się za daleko, wysuwając przypuszczenie, że mistrz Wincenty sięgnął w tym miejscu do przechowywanego w Krakowie starszego zapisu o męczeństwie biskupa Stanisława, być może pióra samego biskupa Mateusza, z okazji przeniesienia jego szczątków do nowego grobowca, kiedy to skomponowano epitafijny czterowiersz i wpisano doń słowa o zasłudze męczeństwa. Uczoność Mateusza w teologii poświadcza jego list wystosowany do Bernarda z Clairvaux około 1147r.
Niewiele jest u Wincentego patrystyki, bo stwierdzono dotąd tylko dziewięć sentencji z pism Ojców Kościoła: Jana Chryzostoma homilia do św. Mateusza o sprawiedliwości i miłosierdziu (III 3), św. Ambrożego De officiis ministrorum (trzykrotnie: II 3; III 8; IV 5), św. Hieronima Adversus Jovinianum i homilia do proroka Ozeasza (II 7), św. Augusta De sermone Domini i Quaestiones (II 7); jest też jeszcze drobny wyimek z żywotu św. Antoniego (Atanazego III 17). Na uwagę zasługuje, że sentencja z Quaestiones Augustyna dopuszcza możliwość użycia podstępu w wojnie sprawiedliwej. Towarzyszą jej przykłady pogańskie.
O ile wątki biblijne niejednemu dziejopisowi służyły do odtwarzania najdawniejszych dziejów własnego narodu i stanowiły korzeń chronologiczny rocznikarstwa (w tzw. kronikach świata), o tyle u naszego pisarza, dają one jedynie tło egzemplaryczne. Inaczej mówiąc: nie wywiódł on Polaków z rozproszenia narodów spod wieży Babel i nie zaliczył wyraźnie do Jefetydów; nie uważał ksiąg Starego Testamentu za źródło do historii starożytnej tej części Europy, w której leży Polska. Nie wykorzystał też dziejopisarsko pism patrystycznych dotyczących historii.
Auctores: erudycja klasyczna. Wiemy już, że inaczej postąpił z takim np. Pompejuszem Trogiem (tj. Justynem), zestawiając z jego Historii pewne fakty. Tego samego autora powołał w innej formie, przytaczając różne anegdoty jako materiał egzemplaryczne. Tym sposobem znalazły się w Kronice np.: Semiramida i królowa scytyjska Tomyris, podboje Gallów, królowie perscy Dariusz i Kserkses, historia króla baktryjskiego Eukradytesa, jego syna i ojcobójców oraz wnuka (przez autora samodzielnie amplikowana). Ta ogromna dawka wątków porównawczych/gawędziarskich ukazuje, że nasz erudyta poruszał się po tekście Justyna z całą swobodą, co zresztą szczególnie zaintrygowało badaczy. Wiemy, że autor ten był na liście autorów czytanych pod koniec XII w. w najlepszych ośrodkach łacińskiej kultury literackiej, jak w Paryżu i w Orleanie. Zmniejszy się ich popularność u intelektualistów XIIIw.
Ponadto można wyróżnić tutaj m.in. Boecjusza, Cycerona, Horacego, Owidiusza, Plutarcha, Seneka, Wergiliusza; z późniejszych jeszcze Izydora z Sewilli, ale tylko marginesowo. Sam autor wymienił ze starożytnych m.in.: sofistę Lykofrontosa (II 28), Klistenesa, ucznia Arystotelesa (III 1), Demostenesa (III 26) (+szczegóły przytaczane przy ich imionach nie dały się sprawdzić. To samo co do info o zapadnięciu się świątyni Apollina w Rzymie (IV 12) <- odniesienie do proroctw sybillińskich).
Wincentyno cytuje złote myśli i przykłady, to dostosowuje do swojego tekstu wyrażenia i figury, to sam układa mowy i wiersze na wzór klasyków, to wreszcie powołuje pewne nazwy (np. przyrodnicze według Pliniusza) czy pojęcia (np. według Makrobiusza). Wincentyńska lista autorów dobrze się mieści w kręgu humanistów XII w. we Francji i odpowiada erudycji najambitniejszych, którzy w swoich traktatach, komentarzach, utworach poetyckich, listach i kazaniach chętnie powoływali się na utwory starożytnych, tych zwłaszcza, jak np. Cyceron, Owidiusz itp., którzy zostali niejako na nowo odkryci przez poszerzoną znajomość swojego dorobku i przez nowe komentarze humanistycznej erudycji doszły pieśni wagantów i rozmaita szkolarska twórczość okolicznościowa. Jak dotąd zwróciły uwagę dwa wyraźne nawiązania w Prologu do pieśni znanych ze zbioru Carmina Burana.
Większość „klasyków” przejmowała charakterystyczną dla starożytnych postawę i prześledzenie takiego np. motywu, jak idea ojczyzny, sformułowana w Disticha Catoni w haśle „Pugna pro patria” i rozwijana w pismach dwunastowiecznych (np. Piotra z Blois i Piotra Cantora), może być dla tej postawy znakiem rozpoznawczym.
Zastanawiano się czy mistrzowi Wincentemu mogło wystarczyć jakieś florilegium z autorów klasycznych (wypisy przykładów lub zbiór sentencji). Pytanie jest bezprzedmiotowe, gdyż takich florilegiów pod określonymi tytułami dochowało się do naszych czasów niewiele, trudno więc sprawdzić jakąkolwiek zależność. W praktyce każdy gramatyk mógł sporządzić sobie pomoc naukową w formie florilegium, mniej lub bardziej obszernego. Mógł więc sporządzić je sobie również Wincenty. Ważniejsza jest przesłanka, iż wskazuje on tak mistrzowskie opanowanie klasycznych regół gramatyki, retoryki, dialektyki (czyli elokwencji), a ponadto jeszcze i zasad metrycznych w licznych swoich wierszach, że mógł się tego nauczyć tylko przez czytanie i komentowanie całych utworów, a przynajmniej dużych ich fragmentów. Kadłubek wyrastał ponad poziom przeciętnej znajomości autorów starożytnych czytywanych w przeciętnej szkole katedralnej w ramach trivium. Swoje popisy umiejętności retorycznych i wersyfikacyjnych poszerzył ponadto o te formy, które były dorobkiem jego epoki, np. forma hymnu stroficznego, leonin, cursus kadencji rytmicznych według aktualnej wówczas mody.
*Jeden z jego bodźców i wzorców -> Polikratyka Jana z Salisbury.
*Kadłubek popisał się tu i ówdzie słowami greckimi, np. w Prologu, chętnie też stosował grecyzmy (stanowią one u niego wręcz manierę i nadają indywidualne piętno jego łacinie. Wielokrotnie są to grecyzmy utworzone samodzielnie, zgoła wprost z polskiego). Najprawdopodobniej wykorzystał Grecyzm Ebarda z Bethune.
*Commentarii in Somnium Scipionis i Saturnalia Makrobiusza przekazały średniowieczu późnostarożytną wersję platonizmu i stoicyzmu (neoplatonizm) z jej wyobrażeniem kosmosu i duszy człowieczej.
Komentarze do Scypiona Makrobiusza dostarczyły Wincentemu inspiracji, gdy kreślił wizerunek Kazimierza jako księcia sprawiedliwego. To tam znalazł wykład o czterech kategoriach cnót: politycznych, oczyszczających, ducha oczyszczonego i egzemplarycznych; zacytował dwie pierwsze aby obok tego przytoczyć jeszcze wykład o współdziałaniu natury z łaską na podstawie Alana z Lille.
*Kontaminacja - spożytkowanie kilku tekstów na raz.
*Odnośniki do Makrobiusza (jeszcze) - ślady znajomości kosmologii neoplatońskiej oraz symbolika liczb-> 7,8.
Moderni: moraliści i dialektycy. Od Alana, moralisty, teologa i humanisty w jednej osobie, który cieszył się przydomkiem Doctor universalis, mistrz Wincenty przejął dosłownie definicję cnoty: Virtus est habitus mentis bene constitute (II 24). Ma ona interesujące, Wincentemu zapewne dobrze znane, odniesienia do Wilhelma z Conches w komentarzu do Chalcydiusza (czyli do platońskiego Timaiosa) według formuły charakterystycznej dla szkół Gilberta de la Porree i Abelarda.
Po całej Kronice autor porozsiewał swoje uwagi o wartości i randze poszczególnych cnót, zwłaszcza kardynalnych, do których cała nasza cywilizacja, od czasów stoików począwszy, zalicza roztropność, sprawiedliwość, umiarkowanie i męstwo (tzw. quadriga virtutum). Cnotami kardynalnymi wykazywali się wincentyńscy dobrzy władcy, owe „złote filary ojczyzny” (aureare patriae columnae, Prolog, 2), będące nadto wielkoduszno oraz prostocie czy też pokorze nie obcy (dyscyplina etyki pojmowana nie tyle doktrynalnie ile jako osobne odgałęzienie filozofii dopiero się zrodziła, próbowano ją godzić z moralistyką chrześcijańską. *Zastanawiano się nad naturą grzechu <-Abelard. Rozbudowywano rozłożyste „drzewa genealogiczne” całych rodowodów cnót i w opozycji do nich - grzechów <np. traktat Rudolfa zwanego Żarliwym +okoliczności postępowania człowieka> Abelard -> roztropność - matka wszystkich cnót <Wincenty z niego czerpał>
Bernard z Clairvaux. Wielokrotnie podnoszono związek mistrza Wincentego z cystersami a jego dzieła z piśmiennictwem cysterski, szczególnie św. Bernarda z Clairvaux. Znakiem rozpoznawczym dla tej formacji teologicznej i literackiej jest uznanie dla cnoty pokory, humilitas. Po wszystkim, co powiedziano wyżej, Wincenty moralista jawi się raczej jako ten, który chwali nie tyle ascetyczną pokorę, ile prostotę w obcowaniu z ludźmi, przyznawanie się do niskiego pochodzenia, nie gardzenie ubóstwem - a to wszystko miało cechować ludzi wyniesionych na tron, powołanych do rządów dla dobra obywateli, i nie ma nic wspólnego z teologią. Dostrzeżono też wpływ mistycyzmu, mylonego nieraz z samą tajemniczością albo symbolizmem. Mistycyzm Bernarda z Clairvaux, tego który ostro występował przeciwko scholastycznym nowinkarzom, a szczególnie przeciw Abelardowi , w wywodach mistrza Wincentego praktycznego zastosowania nie znalazł. Przekładał bowiem rozumowanie, nawet w sprawach etyki, i stawiał na pierwszym planie cele doczesne.
Wcale to nie oznacza, by Wincenty do pism Bernarda nie zaglądał, by takie - skądinąd obiegowe - wyrażenie nie mogło trafić do jego Kroniki, tak jak wyrażenie innego uczonego teologa Hugona Pd św. Wiktora (oculus rationis, II 28). Dotyczy to np. dwukrotnego nawiązania do drugiego listu św. Bernarda w przykładach o zwierzętach (II 28) i w aforyzmie a zdziwieniu i zdumieniu (III 17).
Św. Bernard powoływał się obficie na autorów klasycznych, gdyż takie było jego - w tymże dwunastym wieku - wykształcenie. Nic więc dziwnego, że jego ścieżki pisarskie zbiegły się z twórczością innych współczesnych intelektualistów. Znamienną rozbieżność z naszym Wincentym stanowi brak u Bernarda Makrobiusza i Justyna.
Pisarze anglonormandzcy. Filozofia polityczna - niewątpliwy mistrz Jan z Salisbury. Wincenty mógł go poznać osobiście, a zapewne czytał jego pisma, zwłaszcza traktat Policarticus sive de nugis curialium et vestigiis philosophorum, będący nie tylko wykładem nauk o sprawowaniu władzy i porządku społecznym, ale również moralitetem o życiu dworskim. Mogły spodobać się Wincentemu pochwały biesiad łączonych z intelektualną konwersacją, liczne przykłady i wierszowane sentencje. To stąd zapewne wziął pomysł przyrównania rozmowy Jana i Mateusza do uczty (III 31) i przedstawienia księcia krakowskiego w scenerii uczty (IV 5; IV 19). Do Polikratyki nawiązuje też przeciwstawianie władcy prawnego tyranowi, którego poddani mają prawo usunąć; zachęta aby monarcha kierował się rozumem, oględnością, przemyślana taktyką wobec podwładnych; uznawanie zgodności ius divinum i ius civile, korzystanie pełną garścią z terminologii rzymskiej, z res publica na czele.
Nie licząc wspomnianego już w innym miejscu Galfreda z Monmouth, wolno jako prawdopodobnych mistrzów i wzorce Wincentego wymienić jeszcze trzech Anglików: Gilarda z Kambrii (Walii), Waltera Mapa i Aleksandra Neckmana. Z Giraldem, rówieśnikiem Wincentego, łączy go analogiczna dynamika stylu i zaangażowanie w sprawy publiczne, a przede wszystkim zrozumienie zadań dziejopisarskich: „aby potomności dostarczyć raczej zasmakowania treści niż opowiadania dziejów”. Jedno ze swoich licznych pism Girald ułożył w formie dialogu (De Menevensi ecclesia). Wykładał prawo w Paryżu i chwalono go za nadzwyczajną biegłość.
Dzieło Waltera Mapa De nugis curialium, czyli tak jak i utwór Jana z Salisbury traktujące o rozrywkach dworzan, wyraża zupełnie inne poglądy, gdyż przyrównywał on dworzan, surowo do piekła. I tu analogiczna jest jednak postawa literacka wprowadzająca do tekstu postaci Aleksandra Wielkiego, Juliusza Cezara, Katona, Homera. Noże nie byłoby to warte uwagi, gdyby nie rzadka figura teatralna w retorycznym prologu do III księgi De nugis curialium: autor jako ubogi poeta - pauper poeta - wstydzi się występować w teatrze, zupełnie tak samo jak nasz Wincenty. Jest tu tylko podobieństwo myślowe, nie ma dosłowności.
Girlanda i Waltera przytaczamy tylko w celu wzmocnienia hipotezy o środowisku, w którym studiował Wincenty. Ze znacznie większą dozą prawdopodobieństwa wolno przyjąć u mistrza Wincentego, że miał jakiś kontakt z pismami i działalnością dydaktyczną Aleksandra Neckama. Był on autorem traktatu De naturis rerum i zbioru bajek Novus Aesopus et Novus Avinaus. Możliwe jest, że Wincenty słuchał jego wykładów, jeżeli faktycznie studiował we Francji. Pod jego kierunkiem mógł rozbudzić w sobie uwagę i zainteresowanie obserwacją zwierząt, roślin, drogimi kamieniami, organizmem człowieka. Dotąd nie stwierdzono u Wincentego bezpośrednich przejątków z poczytnego Lapidariusa pióra Maboda z Renes z XIw., który zresztą miał naśladowców. Mistrz Aleksander łączył z obserwacjami przyrodniczymi zawsze morał dla człowieka i jego zachowania się w społeczeństwie. Do traktatu przyrodniczego De naturis rerum Aleksandra Neckama mogą u Wincentego sprowadzać się: parokrotne przypomnienie, jak sprawują się pszczoły wobec swojego króla, przykład bazyliszka zabijającego samym wzrokiem i sępa gubiącego nieuważnie swoją zdobycz. Zupełnej pewności jednak mieć nie możemy. A poza tym Neckam miał o wiele bardziej klasztorną mentalność <-inny morał.
Integumentum. Na osobną uwagę zasługuje kompozycja poetycka na śmierć Kazimierza Sprawiedliwego, składająca się z 58 strof (IV 20), w której wiodą ze sobą spór postaci alegoryczne: Wesołość, Żal, Wolność, Roztropność, Sprawiedliwość i Proporcja (Harmonia). Dzisiaj już dalecy jesteśmy od upatrywania w tym utworze bezpośrednich odniesień do zwyczajowych obrzędów weselnych w Polsce za czasów Kadłubka. Jeżeli są pewne aluzje, to mają one ogólny wydźwięk. Cała kompozycja została bowiem osnuta wokół - przysłowia chyba - o pomieszaniu się wesołości ze smutkiem i żałobą; motyw ten zresztą pojawia się już Anonima Galla. Kazimierz zmarł nagle pośród radosnej wrzawy biesiadnej po zakończeniu zwycięskiej wyprawy wojennej. Tragizm nagłej śmierci autor uczynił przedmiotem wielopłaszczyznowej, symbolicznej i udramatyzowanej konstrukcji literackiej. Jest to znana jego czasom, w pewnym sensie typowa, a przecież oryginalnie pomyślana, alteractio, czyli spór poetycki. Ma ona zastąpić pieśń żałobną i pełni rolę starożytnego epicedionu, a przecież bardziej przypomina dialogi przeznaczone dla teatru. Daje się zestawić z Alana z Lille De planctu naturae (forma + brak akcentu religijnego)
Sens w tych wincentyńskich strofach jest ukryty i zawoalowany, wieloznaczny, miał być próbą pogodzenia sprzeczności które do pogodzenia się nadają, bo taka jest ich natura. Nie wszystko jeszcze w tym długim utworze żałobnym rozumiemy, wymaga on jeszcze wnikliwej uwagi w związku ze średniowieczną wypowiedzią alegoryczną, metaforą i dramatyzacją. Jedno już wiemy, że mistrz Wincenty posłużył się tym rodzajem wypowiedzi, który mistrzowie z Chartes określają mianem integumentum, a więc jakby „płaszcza” poetyckiego, albo też involcurum , „opakowania”. Terminy te cieszyły się uznaniem aż po wiek XIII i przyjęło się nimi określać wypowiedzi o ukrytym znaczeniu pochodzące spoza egzegezy Pisma Świętego, gdzie interpretacje tekstu były rozwijane według ustalonych od wieków reguł i miały własne nazwy (historice, allegorice, trupologice, anagogice).
Zasada integumentum mogła dostarczyć Wincentemu pewnego oparcia w komponowaniu wątków podaniowych: szukał w nich przecież znaków, prefiguracji i związków dla działań i okoliczności czasów historycznych i sobie bliskich.
Bajka. W czwartej księdze, gdzie mniej jest cytatów literackich zaznaczyło się aż pięć bajek: o drzewach, które wybierały króla (IV 5); o wilkach i pasterzach (IV 12); o kiełbiach, wielorybie i szczupaku (IV 19); o gryfie i lisie (IV 26).Bajka pierwsza pochodzi ze Starego Testamentu (Księga Sędziów 9,8-15), druga z Izydora z Sewilli i ma za źródło Demostenesa. Dla trzech ostatnich nie odnalazła się żadna podstawa literacka. Tematem tych bajek jest wybór króla i stosunek do władzy. Tej treści aluzje zamyka też w swoich bajkach Aleksander Neckman, ale posłużył się przykładem innych zwierząt, np. żabami i ptakami zwanymi reguli. Nie wiadomo, skąd wziął Wincenty przykład o uranidach, czyli „seponach”, które to ptaki wzlatują tak wysoko, że nie mogą stamtąd sfrunąć. O samotniczych zwyczajach innych ptaków czytamy w księdze Physiologus, ale inaczej. Raz jeden nawiązał w tym miejscu autor do teorii żywiołów (eter) i do teorii ruchu wykładanej według Arystotelesa.
W tym samym czasie, kiedy mnożyły się adaptacje traktatu Physiologus w postaci różnych bestiariuszy, przyszła też pora na wzrastającą popularność bajki zwierzęcej. Powstał Ysengrim, historia o wilku (1148) i Roman de Renard, historia o lisie przecherze (1180). Zbiór bajek starożytnych Aleksandra Neckama nie był u schyłku XII w. jedyny. Rywalizował z nim m.in. Nowy Ezop Waltera Anglika (ok. 1177) Przerabiano bajki z jedenastowiecznego zbioru Romulusa Nilantinusa, gdyż nie odpowiadały już wymogom środowisk dworskich.
*łzy krokodyle (I 5) zauważono najdawniej w bestiariuszu francuskim klerka Wilhelma z 1210r. przeróbce jakiegoś dawniejszego bestiariusza.
Język i styl. Mistrz Wincenty obrał styl poważny (stilus gravis) i górnolotny (grandiloquenes) stosownie do podniosłego przedmiotu swojego pisania. Nad wyraz elokwentną prozę urozmaicił wstawkami poetyckimi, popisując się dodatkowo wielorakimi umiejętnościami wersyfikacyjnymi. Jego wypowiedź literacka wypełniona metaforyką (tropy) i ozdobnością retoryczną (colores) uformowała się ponad wszelką wątpliwość wedle reguł północnofrancuskich poetyk (artes dictandi). Warto dodać uwagę, o niezwykłej swobodzie, z jaką Wincenty poruszał się wśród słownictwa łacińskiego. Owa precyzja i ów twórczy stosunek pisarza do wyuczonej latinias dodaje jej - paradoksalnie - lekkości, doznawanej wszak tylko przy wnikliwej lekturze oryginału.
Historia badań.
Troska o zachowanie i powielanie tekstu w takiej postaci, w jakiej pozostawiła go potomnym ręka autora, zawsze stanowi niezbędny warunek dla obiektywnych i skutecznych inicjatyw poznawczych. Mimo że od śmierci mistrza Wincentego dzieli najdawniejsze dochowane egzemplarze pełnego tekstu Kroniki kilka pokoleń, można stwierdzić, że skopiowano go bardzo starannie. Spośród około trzydziestu dochowanych egzemplarzy największą wartość mają dla badań krytycznych trzy rękopisy: rękopis Eugeniuszowski z XIV w., wywodzący się z Poznania i przechowywany w Wiedniu; rękopis Jana Fabra, biskupa wiedeńskiego z XV w., pochodzenia śląskiego, również w Wiedniu; rękopis hr. Kuropatnickiego z XIV w., bliski poprzedniemu, do czasów ostatniej wojny w Warszawie, spalony w 1944 i szczęściem zachowany w odpisie.
Streszczenie
K S I Ę G A P I E R W S Z A.
1. Wprowadzenie. Narrator (Wincenty) mówi, o rozmowie Mateusza i Jana, na temat legendarnych początków Polski. Od nich (czasów) cnota biła takim blaskiem, że znamy je do dzisiaj. Dialog. Jan: Kordus (nie ma serdecznego przymierza między purpurą a łachmanem), Alkibiades (nic nie jest z przyrodzenia tak wspaniałe, żeby spojrzenie zaślepionej zazdrości nie mogło tego urzec), Diogenes (lepiej cieszyć się czcią w samotności niż doznawać lekceważenia w poufałym obcowaniu).
2. Potępiają Alkibiadosa, średnio Diogenesa, Kordus mądry - odnosi się to do nich.
Są powołani po to by głosić słowo boże (w zamku) + dbać o dobre imię ojczyzny. Nie są do beztroskich zabaw itp.
3. piszę się bo - popiska, $, konieczność. Nic z tych rzeczy go nie pociąga (sława, $, „lubienie” pisania).
4. Robi to jedynie z polecenia (jest to słuszne)
Wszystko to co teraz (waleczne czyny) jest odbiciem przeszłości.
Opisywanie uważa za ogromną odpowiedzialność +(chyba?) że jest do tego niegodzien. Podejmuje wyzwanie.
Ważne żeby tylko byli przy nim mu przychylni. Uważa, iż dzięki nim trud pracy jest mniejszy.
Nie można osądzać (dzieła) nie znając. Jeżeli pochwała jest mała, to niech nagana będzie jeszcze mniejsza.
P R O L O G
1. 3 ludzi którzy wstydzili się wystąpień publicznych: Kordus (ubóstwo, żeby jeszcze bardziej się z niego nie śmiali), Alkibiades (strach przed urokami), Diogenes (coś z mądrością <?>).
„My bowiem dzisiejsi jesteśmy i nie masz w nas sędziwej wiedzy wczorajszości”.
2. Mateusz: im starszy tym mądrzejszy i roztropniejszy.
Opowieść starca o dawnych ludziach, którzy cenili kraj. Nie dążyli do panowania i posiadania. Byli odważni i wielkoduszni. Podbili wszystkie ludy z tej strony morza, a nawet duńskie (+ wtrącili do więzienia ich króla Kanuta). Wybór kary - albo stała danina, albo mężczyźni mieli zapuszczać warkocz (brak męstwa). Sprzeczali się co do wyboru, więc narzucono im obie. Jan: bardziej ich bolało poddaństwo niż zniewaga. „Rozsądniej jest dbać o dobre imię niż ochraniać bogactwa” (choć te zdobyte niesławnie nie zasługują na to miano). Wnuk króla skierował swoją zemstę ma swoich, bo nie mógł na wrogach. Dakowie pokarani zostali za gnuśność - źle walczyli z Polakami i Bastaranamii. Kara - podczas snu kłaść głowę tak gdzie są nogi + usługiwanie żonom. Dopóki nie zmyją hańby nabytej na wojnie.
3. Mateusz - wtedy rządzili wszędzie Gallowie. Dużo ich wybiliśmy = przymierze (dzielili się po równo łupami) => Gallowie - Grecja; my od kraju Partów po Bułgarie & kraj Karytntii. Po walkach z Rzymem zajęli (ich?) miasta + wybrali księcia Grakchusa. Zgnuśnieli od przybytku i przez kobiety. Ci mężniejsi zostali otruci, reszta poddała się tubylcom.
Żadna oręż ich nie pokonała, zrobiła to gnuśność niewielu.
4. Jan: Potwierdza prawdziwość tej legendy. Mówi on, iż Gallów było tak dużo na swych ziemiach, że musieli wyruszyć na obczyznę. Część trafiła i podbiła Rzym, część osiadła w Pnonii + wiele wojen z sąsiadami. Prawdopodobne że toczyli wojnę również z tym plemieniem - „ Albowiem nie uciszą się bez walki dwa z przeciwka płynące nurty i nie mogą długo znosić sąsiedztwa lew z tygrysem”.
5. Mateusz: Zaczęli wtedy chcieć panować - Grach poszukuje sojuszników. Porównuje naturę do państwa, stara się pokazać że kraj musi mieć króla. Obiecuje im, że jeżeli go wybiorą to nie będzie zachowywać się w stosunku do nich jak król. „wierzy, iż zrodzony nie sobie jest, lecz światu całemu”. Został wybrany. Ustanawia prawo (narodziny prawa obywatelskiego).Sprawiedliwość zaczęła sprzyjać nie tym najmożniejszym, lecz odwrotnie. Początkowo nie wszystko mogło się dostosować, ale była reguła która na to nie pozwalała i karała. Doprowadził on Polskę do świetnego rozkwitu. Jego syna nie wybrano na jego następcę, gdyż drugi został zhańbiony bratobójstwem.
Opowieść o smoku wawelskim (całożercy). Jeśli nie dostarczano mu ofiary zabijał ludzi. Grakch był tym zmartwiony - tajna obrada. Namawia ich do obrony (mówi że to jest ich obowiązek, im to przystoi) „dobro obywateli, obronione i zachowane, do wiecznych wchodzi triumfów. Nie należy bowiem dbać o własne ocalenie, ilekroć zachodzi wspólne niebezpieczeństwo”. Uważają to za chlubne zadanie, byliby rozczarowani gdyby niemieli tego zrobić. Nie mogli wygrać = musieli to zrobić podstępem. Podłożyli skórę bydlęcą napchaną siarką. Całożerca zginął.
Po tym zdarzeniu młodszy napadł i zgładził brata - wspólnika zwycięstwa i królestwa (postrzegał go teraz jako rywala, nie wspólnika). Kłamie że zabił go potwór, udaje rozpacz, ojciec mu wierzy (za bardzo cieszy się z pokonania smoka). Przejmuje władzę po ojcu, lecz niebawem zbrodnia wychodzi na jaw - karą jest wieczne wygnanie.
6. Jan: Dziwi się że syn jest tak zły, skoro ojciec jest tak dobry, + porównanie do przyrody.
Żądza władzy jest wszędzie. Najchętniej gości u tych, którzy znajdują się najwyżej. Odwołanie do starożytności - Dionizjusz.
Cztery córki namiętności: zachłanność bogactwa, żądza zaszczytów, ubieganie się o czczą sławę, łaskotliwa lubieżność.
Po Grachu nie pozostał żaden ślad mimo że był tak znakomitym władcą?
7. Mateusz: Nie. Od niego założono miasto (na skale całożercy) Gracchovia (+nie zaprzestano obrzędów pogrzebowych póki go nie skończono)/ Niektórzy nazywają je Krakowem <- od krakania kruków, które zleciały się nad ciałem potwora.
Lud tak go kochał, że powierzyli rządy jego córce Wandzie. Była piękna (aż okrutni łagodnieli) i mądra (aż najmądrzejsi się dziwili). Aż pewien tyran Lemański zamiast podbić kraj (jego pierwotny zamiar) uległ i odstąpił od walki (powód - uroda, coś na wzór bogini) + zakochał się w niej, następnie zabił.
Od niej ma pochodzić nazwa rzeki Wandal (stanowiła środek jej królestwa), a jej poddani Wandalami. Nie wyszła za mąż (ważniejsze państwo), nie zostawiła potomka. Później długi okres bezkrólewia.
8. Jan: Przytacza podobny przykład ze starożytności -> królowa Asyryjczyków Semiramis, która podaje się za swojego syna (ma on objąć władzę) gdyż uważa go za niedojrzałego. Dokonała wielu wielkich rzeczy. Wspomina że takowych kobiet było więcej + „tak bardzo podziwiam w niewieście męską przedsiębiorczość, jak i u mężów stałość wypróbowanej wierności”. Chociaż teoretycznie nie przystoi żeby kobieta rządziła, to najważniejsze żeby dobrodziejstwa zmarłych umarły u potomnych.
Podaje przykłady tyranów sycylijskich: Anaksylaus - przekazał władzę niewolnikowi Mykalowi (był pewien jego wierności). Lud się na to zgodził (łącznie z jego synami) gdyż tak kochali zmarłego władcę. Teraz jest inaczej - „wiara nie rodzi wiary”, a jeżeli nawet to szybko umrze. Panuje cześć dla panów podstępna niż wierna. Przyjaźń jest wymierzana korzyścią.
9. Mateusz: Mówi, że Polską niekiedy też rządzili ludzie niskiego pochodzenia itp., ale dokonali oni chwalebnych rzeczy. Podaje przykład gdy Aleksander Wielki próbuje ściągnąć od nas trybut - wpierw dobrze ugaszczają posłańców (są nimi), a następnie wypłacają im należność (są również kwestorami skarbca), „należy się bowiem cesarzowi, co jest cesarskiego”, by nie posądzono ich o obrazę majestatu.<- ironia - najpierw porachowali im kości, później zdarte skóry wypchano trawą morską. Odesłano je wraz z listem, w którym go karcą (jest zbyt zachłanny i nie zasługuje w związku z tym na miano władcy). + „wiedz zaś, że Polaków ocenia się podług dzielności ducha, hartu ciała, a nie podług bogactw”. Grożą mu że nie zapłacą, i że mogą go zniszczyć + nazywają go potworem. Aleksander jest wściekły. Pragnie zemsty na tych którzy to zrobili. <- żołnierze, którzy do nas wyruszyło zmarło podczas bitwy, zostało zabite lub wzięte do niewoli. Aleksander wściekł się jeszcze bardziej. Otacza kraj, zwycięża i niszczy wszystko. Przegrał przez podstęp jednego człowieka <- drewniane tarcze maluje tak żeby wyglądały na srebrne i złote, wynosi je na górę żeby bardziej błyszczały. Argyraspidzi (wojska Aleksandra) biorą je za wojsko przeciwnika i chcą z nim walczyć, szukają ich (tarcze już ów człowiek spalił) myślą że uciekli. Pomysłodawca każe oddziałowi ukryć się i przygotować zasadzkę. Pierwszą część dorwanych wojsk nieprzyjaciela zabijają w całości i wkładają ich zbroję i udają ich i zabijają resztę. To samo robią w obozie Aleksandra + donoszą królowi że powstał bunt (zrobili go niby ci którym udało się przeżyć. Ten im pomaga. W sumie więcej ich zginęło z rąk Macedończyków niż polaków. Kiedy Aleksander zrozumiał co zrobił odszedł w niesławie. „Tak ustąpił ciemiężca i o trybucie ucichło”.
10. Jan: Uważa to za dość dziwne, aczkolwiek wierzy w to. Przytacza „fakt historyczny” czyli listy Aleksandra Wielkiego (jest ich 200). W jednym z nich napisał on do Arystotelesa, że wygrywa wojnę z Lechitami. Arystoteles na to że odkąd wspomniane wyżej wydarzenie miało miejsce (to z posłańcami) jego chwała zmalała.
Gdyby nie opowiadanie nigdy by o tym nie wiedział. Dziwi się zuchwałości owych mężów.
Mówi również jaką zniewagę uczynili mu Koryntianie, aczkolwiek nawet wtedy nie był on tak rozwścieczony jak przez Lechitów.
Wspomina że sam Aleksander wypróbował kiedyś podobny trik - przywiązał gałęzie do ogonów wołów by przeciwnik (było ich więcej) myślał że nawet las idzie za nimi.
11. Mateusz: tego który przyczynił się do zwycięstwa Polaków uczyniono naczelnikiem, a następnie (dzięki licznym zwycięstwom) królem. Dano mu imię Lestek, gdyż zwyciężał dzięki sprytowi.
12. Jan: dla niego cnota u człowieka nisko urodzonego nie jest niczym dziwnym „wszystkich cnót żywicielką jest pokora” + porównanie do natury. Mówi również, że ludzi niższego stanu częściej się „zagradza” niż nagradza (uważa się że tam nie ma cnoty). Aczkolwiek jeżeli jest silna to wszyscy ją dostrzegą.
Porównanie do starożytności - Sosentes wodzem Macedończyków (pomimo tego, że starali się o niego inni, lepiej urodzeni), bo poskromił Gallów. Podczas wojny kazał wojsku składać mu przysięgę nie jako królowi lecz wodzowi. Uniknął w ten sposób zazdrości, a nie poniżył najwyższej godności.
13. Mateusz: Mówi o drugim Lestku (imię z innego powodu). Czas bezkrólewia - Polska pogrążona z tego powody w chaosie. Decyzję mieli podjąć zwykli, uczciwi prosty ludzie, którzy nie brali udziału we współzawodnictwie. Wszyscy musieli złożyć przysięgę - ubodzy - nie dadzą się przekupić, zastraszyć i mądrze wybiorą; bogaci - nie będą protestować kiedy wybór oświadczą. Porównują królestwo do winnicy, konie do ludu który ją niszczy. Wymyślają zadanie - kto pierwszy dojedzie do słupa zostanie królem. Wszyscy ćwiczą itp., jeden wierzy w pomoc Wulkana (bóg ognia, patron kowali) i całe pole obsadza żelaznymi kolcami i zaznaczając miejsca gdzie ich nie ma (dla siebie). W tym samym czasie dwóch chudopachołków przeprowadza taką samą rywalizację między sobą (ten który przegra ma zwać drugiego królem) i postanawiają zrobić to tam gdzie faktycznie mają się odbyć zawody. Poprzebijali sobie stopy. Gdy odkryli podstęp umieścili gwoździe również tam gdzie ich nie było i udawali że nic nie wiedzą. Odzywa się w nich próżność - każdy potajemnie przed drugim obmyśla plan. W dniu zawodów 2 ludzi ma szczególną nadzieję na zwycięstwo - ten od oszustwa i inny który podkuł konia żelaznymi podkowami. Inny stoi za nimi i wzdycha, gdy wszyscy ruszają (na kolce) on jedzie w naokoło (śmiali się z niego). Pierwszy dojechał ten podkuty żelazem, ale wszyscy uznali go za sprawce spisku i skazali go na rozszarpanie, wygrał tamten co z niego się śmiali.
14.Jan: „Wolałbym ze śmiesznego stać się dostojnym niż z dostojnego śmiesznym”. Porównanie do antyku - Dariusz zwycięża dzięki rżeniu konia + dowcipnemu pomysłowi Stratona (<- wielu go wyśmiało). -> niewolnicy Tyryjczyków zdradzają i mordują panów, zajmują ich domostwa i zamierzają wybrać króla (ten który pierwszy zobaczy wschód słońca. Jeden tylko nie zabił swojego pana (był starcem). W dniu zawodów wszyscy patrzą na wschód ten jeden na zachód (pan go pouczył). Wygrał. Wtedy zrozumiano jak więcej wiedzą ludzie wolni aniżeli niewolnicy. Dlatego królem uczyniono starca i jego potomków.
15. Mateusz: Inny człowiek, który lubił walczyć z ludźmi. Walczył wpierw z nieprzyjaciółmi a gdy wygrywał zagarniał ich majątek. Aż zabrakło mu przeciwników. Wtedy zaczął ze swoimi, lub też zapraszał ich do siebie na walki między sobą. Wolał „popaść w niedostatek z powodu hojności niż mieć obfitość wszystkiego przez skąpstwo”. Zawsze pomagał potrzebującym. Nie brakowało mu trzeźwości (siostra uczciwości, przyjaciółka roztropności) - przy jego stole nie wolno było żądać i wymagać ni więcej ni mniej jak nakazuje uczciwość i wymaga natura. Dbał o to by podobać się z powodu umysłu, nie ciała. + niezwykła pokora. Ze względu na swoje pochodzenie zawsze gdy -> siadał na tronie ubierał się w łachmany (strój królewski pod podnóżkiem); siadał na podnóżu ubrany jako król (strój nędzarza wysoko na tronie).
16. Jan: „Króla bardziej pokora zdobi, niż znacznym czyni purpura”. Tego kogo nie wyróżnia nie można uważać nawet za człowieka. Odwołanie do Grecji - w h kiedy wybierano cesarza wpierw umieszczano go w wykutym grobowcu później na tronie. Jednemu dziecko stojące cały czas mówiło: panie ty umrzesz - przypominało mu aby nie był wyniosły, lecz taki jak ci co go wybrali.
17. Mateusz: Lestek III. Niezwykłe wyczyny - 3 razy pokonał Juliusza Cezara w bitwie, obali rządy Krassusa (Party) + wlał mu do ust złoto i rzekł: „złota pragniesz, złoto pij!”. Rozkazywał wielu krainom np. Getom i Partom, a także tymi poza nimi. Cezar żeby się z nim pojednać oddaje mu siostrę Julię za żonę. Dał jej duszy posag - Bawarie. Założyła dwa miasta - od Juliusza Lubusz, od Juli Lublin. Cezar rozłościł tym senat przez co próbował jej to później odebrać. Została przez to odprawiona. Lestek zostawił tylko syna Pompiliusza. Jego nałożnica zajęła miejsce królowej. Zmieniła nazwy wymienionych miast. Miał z nią (i z innymi kobietami) 20 synów, którym wyznaczył tyleż stanowisk (ziem), a Pompiliusza ustanowił królem wszystkich. Bracia tak go kochali i szanowani iż na następcę wybrali jego młodego syna.
18. Jan: Pochwala takie postępowanie. Odwołuje się do Erotyma, króla Arabów, który miał 700 synów z nałożnic i dzięki temu pokonał dotąd niepokonanych. Pragnie żeby nasi dokonali tego samego.
19. Mateusz: Pompiliusz za życzliwość odpłaca nienawiścią, za przyjaźń podstępem, za przywiązanie mordem, za wierność oszustwem, tyranią za posłuszeństwo(„upojony powabami pewnej trucicielki”). Najbezwstydniejsza z niewiast podpowiadała mu tak. Mówiła mu by nie ufał takiemu spokojowi (+ porównanie do przyrody). Nie może być spokojny, gdyż jeszcze nie miał do czynienia ze złem, a według niej czyhało ono nań wszędzie. Mówiła że będzie bezpieczny dopiero gdy pokona swoich braci (ilu stryjów tyle zasadzek). Według niej oni tylko udają mu przychylnych (zaś porównanie do natury). Uważa że będą się domagać tronu dla siebie samych, gdy tylko nadarzy się ku temu okazja. Kłamie że tak naprawdę nazywają go „igraszką losu”, „kukłą”. Argumentuje to tym, że często mu wspominają o wielkości przodków, aby on sam narażał się na spotkania z wrogami, nie aby go ćwiczyć w czynach bohaterskich + uważają że skoro jest chłopcem to powinien się bawić, zabawiają go błahostkami (nie po to aby dobre czynić mu rady i uczynić roztropniejszym) by robić sobie z niego żarty, albo żeby odwlec spełnienie jego młodzieńczych życzeń. Uważa że to oni są śmieszni. Każe mu wybierać czy „chce być niewolnikiem czy wolnym, swoim czy cudzym, raz szczęśliwym czy zawsze pożałowania godnym”. Każe mu postępować z nimi jak z latoroślą - te fałszywe pędy należy odcinać. Pod wpływem tej przemowy udaje chorego i wzywa do siebie przyjaciół niby dla zasięgnięcia rady. Każdemu z osobna kłamie i w wielkiej tajemnicy mówi że umiera i każe mu wybrać następcę tronu i mówi że pragnie być nieśmiertelnym w pamięci. Wszyscy płaczą (szczerze bądź też udają). Nawet obłudna kobieta zaczęła szczerze lamentować z tego powodu. Podczas obrzędów pogrzebowych król organizuje ucztę dla stryjów, a po niej każe im przyjść do siebie z pucharami by wzajemnie się pocieszali. Mówi że dzięki temu umilą mu koniec jego życia. Pociesza królową, że póki żyją oni, ona nie będzie samotna. Wzywa najprzedniejszych przyjaciół, najbardziej zaufanych, aby i nich nasza pamięć w jej żyła osobie. Oni mu przysięgają, że pamięć o nim nigdy nie zaginie. Stwierdził że gdy napije się z puchara będzie mógł wstać i pożegnać się ze wszystkimi a następnie oni się z niego napiją (zrobiony on był na rozkaz królowej tak aby tylko wyglądał na pełny, a gdy się dmuchło wtedy robiła się normalna ilość tego co tam jest) w środku był zabójczy napój. Wszyscy wierzyli że to normalny trunek bo król już się go „napił”. Po wypiciu odsyła ich, kłamiąc że jest senny. Tyran odmówił im nawet pogrzebu mówiąc że pokarała ich boska ręka, ponieważ niby wczoraj chcieli pogrzebać żywcem przyjaciela. Wraz z ich śmiercią upadła chwała Polski. Bratobójca zgnuśniał i stał się rozpustnikiem i opływał się we wszelakich rozkoszach. Pierwszy był do ucieczki, ostatni do walki, tchórz kiedy trzeba było walczyć, a gdy nie największy pyszałek. Robił wszystko co było przeciwne cnocie. Przeto zginął nikczemnie - z trupów których nie pozwolił zagrzebać wylęgły się myszy, które go następnie ścigały wszędzie gdzie się nie udał, aż wreszcie dopadły jego, jego żonę i 2synów w wierzy i zagryzły.
20. Jan: Starożytność - „podobnie Abderydzi opuścili ojczyznę z powodu mnóstwa żab i myszy. Tak i Filistyni z powodu plagi wrzodów na pośladkach odesłali synom Izraela Arkę ze złotymi podobiznami zadków i myszy. Za osobliwy haniebny czyn osobliwa spotkała gohańba”. Z powodu czego zawsze pragnął być szczęśliwym uczyniło go nieszczęśliwym. Wszystko przez tą kobietę. Takie coś zawsze wynik z częstego poufalania się z niewiastami. Mówi że czytał o tym Sardanapal (miał jeszcze gorszą babę). Raz przebrał się za kobietę by przebywać wśród kobiet (miał taką suknię która rozpruwała ich). Gdy jeden z namiestników go zobaczył stwierdził, że takiemu nie godzi się bycie posłusznym. Poddani przez to wypowiedzieli mu wojnę. Przegrał i zbudował dla siebie stos, na którym spalił siebie i swoje bogactwa (w tym jedynie naśladując męża). Panowanie obejmuje Arbaktus, godniejszy bardziej pochwały niż nagany, gdyż nie dążył do zagarnięcia władzy, lecz dlatego że wydźwignął ojczyznę z upadku.
1