Zbigniew Kiernikowski
Biskup Siedlecki
Rola cierpienia w dopełnianiu się życia człowieka. Spojrzenie w świetle Biblii
w: Wobec cierpienia. Konferencja Stowarzyszenia Psychologów Chrześcijańskich „Psychologia i psychoterapia wobec cierpienia”. Konstancin 21-23 marca 2003 roku, R. Jaworski, A Rusak, W. Simon (red.), s. 11-38, Płock 2004
Wstęp
Temat cierpienia jest powszechnie obecny w Biblii i stanowi zasadniczy składnik orędzia biblijnego. Jest on właściwie tym elementem, którego orędzie biblijne dotyczy, bowiem problematyka cierpienia to przedmiot jednego z podstawowych pytań człowieka. Właśnie w orędziu biblijnym otrzymujemy nań zasadniczą i pewną odpowiedź.
Problematykę cierpienia - także w Biblii - można rozpatrywać w różnych aspektach. Swoją wypowiedź chcę skoncentrować na jednym z nich: mianowicie w kontekście tego, co Słowo Boże ogólnie mówi o cierpieniu, chcę zwrócić uwagę przede wszystkim na funkcję cierpienia w spełniającym się życiu człowieka - stworzonego na obraz i podobieństwo Boga. Będzie to więc ukazanie pozytywnego aspektu cierpienia, co w pełni można zrozumieć w świetle centralnego wydarzenia zbawczego, jakim jest Wcielenie Syna Bożego i Jego śmierć na krzyżu.
Czynię to naturalnie z pełną świadomością, że cierpienie samo w sobie jest czymś negatywnym. Właśnie krzyż Jezusa Chrystusa ukazuje najgłębszy wymiar tej negatywności, która stanowi jakiś brak i jest związana ze złem, z grzechem. Jezus to wszystko przyjął na siebie, przeżył do końca i nadał temu nowy sens.
1. Cierpienie - problem egzystencjalny
Cierpienie - według definicji - to stan psychiczny, który jest reakcją człowieka na ból fizyczny albo psychiczny, spowodowany np. niedomaganiem organizmu, niemożnością zrealizowania wytkniętego sobie celu albo przeżyciem doznanej przykrości. W relacji do Boga cierpienie zyskuje wymiar duchowy, a specyficzny rys nadaje mu chrześcijaństwo.
Cierpienie stanowi stały element naszej ludzkiej egzystencji. Nie jest jednak faktem samoistnym ani też przypadkowym, chociaż bardzo często zdarza się niespodzianie. Jest faktem wkomponowanym w ludzkie życie, w tę egzystencję, którą człowiek przeżywa, a która jest prowadzona przez Boga. Cierpienie, jakiego człowiek doświadcza, ma konkretne przyczyny. Aby poznać cierpienie i rozumieć jego rolę, trzeba sięgać właśnie do przyczyn, do korzeni.
Doświadczenie cierpienia przez człowieka oznacza coś więcej niż tylko doznanie cierpienia samego w sobie czy samego z siebie. Cierpienie w ogóle - podobnie jak każdy najmniejszy ból fizyczny - jest pewnym objawem, informacją, że coś w człowieku nie funkcjonuje dobrze, komunikuje zaburzenia określonej równowagi. Równowaga ta została człowiekowi wyznaczona w akcie stworzenia, natomiast grzech stał się przyczyną jej zburzenia czy wręcz utraty.
a) Cierpienie wynikające z braku zgody na siebie
Ogólnie trzeba powiedzieć, że cierpienie rodzi się wskutek napięcia czy rozdźwięku, jaki zachodzi między stanem, w jakim ktoś się znajduje, a tym, w jakim powinien czy chciałby być. Cierpienie wypływa bowiem z konfrontacji tego, kim się jest i w jaki sposób się jest (egzystuje), z tym, kim się powinno czy chciałoby się być. Można powiedzieć, że zachodzi tu pewne napięcie czy rozdźwięk między tym, do czego człowiek został stworzony, a tym, co ktoś aktualnie przeżywa, co się w nim dzieje (w danej chwili i w określonych okolicznościach, w jego ciele i w jego duchu) oraz tym, czym człowiek sam z siebie chciałby być, co chciałby przeżywać, co widzi jako konieczny przejaw lub warunek swego życia, realizacji czy przeżywania siebie, by mógł czuć się wolnym i szczęśliwym według swoich wyobrażeń.
Cierpienie rodzi się zatem z napięcia między przeżywanym a idealnym - w rozumieniu i przeżywaniu ludzkim - stanem życia.
Istotę cierpienia można też wyrazić z jednej strony jako doświadczenie braku, doświadczenie tego, że czegoś nie można w pełni zrealizować, że w jakiejś dziedzinie przeżywa się fiasko, bankructwo, niemożność wpływu na pewne procesy, a z drugiej strony - jako nieakceptację tej niemocy czy niewydolności. Po ludzku bowiem patrząc, nie można zaakceptować czegoś, co jest „przeciw” człowiekowi, co go niszczy w jego planach, w jego dobrym samopoczuciu, w jego realizacji samego siebie, w jego życiu.
b) Cierpienie w relacji z drugim człowiekiem
Cierpienie oprócz tego, że może być przeżywane i rozpatrywane jako indywidualne, rozciąga się na relacje z drugim człowiekiem. Człowiek bowiem nie został stworzony sam dla siebie, lecz jest zorientowany na drugiego i tylko wtedy może w pełni i harmonijnie przeżywać siebie, gdy jest w poprawnej relacji z innymi gdy jest zdolny do dawania siebie drugiemu i przyjmowania drugiego. Wskutek grzechu została jednak zwichnięta ta relacja, a właściwie przez Boga ustanowiona jej jakość, to znaczy moc dawania siebie drugiemu, przez co człowiek, zdany na siebie, odbiera drugiego bądź jako przedmiot pożądania, bądź jako zagrożenie. Stąd rodzą się wszelkie, spowodowane lękiem przed drugim i chęcią obrony przed nim napięcia, u których źródeł leży pragnienie zachowania własnej samoistności, samowystarczalności czy niezależności.
Wszelkie cierpienia w dziedzinie relacji międzyludzkich spowodowane są niemocą zaakceptowania konsekwencji grzechu (to znaczy odwrócenia się człowieka od Boga - źródła życia i afirmacji). Człowiek znajduje się w stanie, w którym - ze względu na grzech - zasługuje na nieakceptację, ale sam tego stanu nie może przyjąć i potrzebuje akceptacji, stąd też cierpi. Nie znaczy to, że Bóg go nie akceptuje, ale człowiek nie wie, iż Bóg go akceptuje takim, jakim jest, dlatego szuka akceptacji innych ludzi i zmierza do samoafirmacji. W relacjach z innymi powoduje to cierpienie, a przynajmniej stwarza taką okazję. Dlatego - antycypując nasze dalsze rozważania - można powiedzieć, że zbawcze dzieło Jezusa będzie polegało na tym, że stanie On wśród odrzuconych - aż do przyjęcia krzyża. Przeżyje więc cierpienie, to najbardziej absurdalne i niezasłużone, i w tym stanie objawi fakt, że Bóg Jego - jako odrzuconego nie odrzucił. Stąd płynie Dobra Nowina skierowana do ludzi dotkniętych cierpieniem, poczuciem braku akceptacji.
2. Poszukiwanie rozwiązania problemu cierpienia
Cierpienie jest dys-formą, de-formacją egzystencji - czyli jej złą, błędną formą; inaczej mówiąc: jest objawem wynikającym ze złej czy błędnej egzystencji, ze złej koncepcji istnienia, która wkradła się do człowieka. W swoisty sposób osłabia ono chęć (wolę) życia i zaprzecza możliwości życia poprzez doświadczany stan. Czasem prowadzi wręcz do decyzji pozbawienia siebie życia, gdy człowiek z tym napięciem nie może sobie poradzić.
Słusznie więc cierpienie jest odbierane jako skandal (przeszkoda) na drodze do realizacji życia. Dlatego też głębsza refleksja nad cierpieniem musi uwzględniać danie odpowiedzi na pytania o sens życia, o sens i sposób realizacji siebie. Cierpienie w życiu człowieka nie jest bowiem czymś, co może, ale nie musi być - jak jakikolwiek przedmiot czy przymiot, np. posiadane dobra, pieniądze (czy ich brak) lub jakaś cecha temperamentu. Ono po prostu jest obecne tam, gdzie jest człowiek. Jest wpisane w egzystencję człowieka po grzechu - jako nieodłączny jego skutek. Człowiek pyta więc: jaki sens ma cierpienie, skoro jest „przeciw” człowiekowi, przeciw jego (samo)realizacji. Pyta o to, jak może czy jak powinien je odbierać i jak winno ono być przeżywane. Nie da się bowiem uniknąć czy złagodzić cierpienia przez oddalenie go od siebie na jakiś czas.
Rozwiązania problemu cierpienia należy szukać nie tyle na drodze eliminowania cierpienia (chociaż tego wysiłku nie należy wykluczać, a jest on wręcz konieczny), lecz na drodze odkrycia jego sensu, a właściwie sensu życia człowieka, który nie wyczerpuje się tylko w ludzkim wymiarze egzystencji. Właśnie tutaj trzeba szukać odpowiedzi na pytania dotyczące cierpienia. Cierpienie człowieka jest związane z tym (realizowanym właściwie lub niewłaściwie) ponadludzkim wymiarem.
Stąd każda bezpośrednia walka z cierpieniem czy próba rozumienia cierpienia tylko na płaszczyźnie dotykania samego cierpienia jest rozwiązaniem połowicznym. Jest to walka z objawem, którym jest doznane cierpienie, a nie zawsze dotykanie czy podejmowanie istoty rzeczy w tej materii. Konieczne jest sięganie do korzeni, do przyczyn cierpienia. Podobnie też ma się sprawa ze złem. Trzeba więc sięgać głębiej w tę relację z Kimś, kto cierpienie przyjął, przeżył do końca i pozbawił je bezsensu.
3. Problem cierpienia a relacja do Boga
Człowiek nie jest sam z siebie bytem wystarczającym, dlatego też rozwiązanie tej kwestii nie może przyjść od samego człowieka. Problem polega na tym, że cierpienie - z punktu widzenia tylko ludzkiego - widzi się jako bezsens, jako coś, co przeszkadza realizacji tego pożądanego wymiaru pełni egzystencji, którą człowiek chciałby pojąć i zrealizować sam z siebie, a która w rzeczywistości jest możliwa i realna tylko w odniesieniu do Boga. Dlatego - z punktu widzenia biblijnego, z punktu widzenia człowieka wierzącego - właściwy wymiar cierpienia można uchwycić dopiero w odniesieniu do kogoś, kto nadaje sens egzystencji człowieka. Chodzi tu o odkrycie relacji do kogoś, kto jest bytem absolutnym i kto jest poza cierpieniem, kto nie podlega cierpieniu i nie jest zależny od cierpienia, a kto jednak nie pozostaje obojętny wobec ludzkiego cierpienia i jest gotów je podjąć jako „własne”. Chodzi o relację do Boga, który przychodzi do człowieka dotkniętego cierpieniem i może mu otworzyć pewną drogę, pewną możliwość życia z tym paradoksem, z tą przeciwnością, z tą przeszkodą. Może dać mu nadzieję życia, która przekracza sam mechanizm cierpienia, jego przyczyny i jego racje. To jest oczywiście możliwe tylko i wyłącznie wtedy, gdy człowiek dotknięty cierpieniem przeżywa relację z Bogiem, i jest zależne od tego, w jakiej mierze odczuwa i odkrywa on bliskość Boga. Tylko wówczas człowiek może mieć nadzieję życia, może żyć z cierpieniem w sposób wolny.
Problem cierpienia łączy się więc w sposób istotny z zagadnieniem Boga, i to nie tyle z faktem Jego istnienia, ile raczej z pojmowaniem Go, z Jego obrazem. Fakt cierpienia zdaje się zaprzeczać istnieniu Boga lub tworzy Jego określony obraz. Jak Bóg może pozwolić na cierpienie? I jakim jest Bogiem, skoro dopuszcza cierpienie? Takie i inne pytania formułowano od zarania ludzkości, odkąd człowiek zaczął dokonywać pewnej refleksji nad swoją egzystencją.
Laktancjusz w jednym ze swoich dzieł następująco określił możliwe postawy Boga wobec cierpienia:
Bóg chce wyeliminować cierpienie i zło, ale nie może,
mógłby to zrobić, ale nie chce,
nie chce i nie może,
chce i może.
Wydaje się jednak, że kluczem do zrozumienia problemu cierpienia nie jest „chcieć i móc”, ale egzystencjalna prawda: cierpienie w stworzeniu zaistniało jako kryzys. Bóg nie tyle podejmuje się usunięcia go, ile w Jezusie daje sposób przeżycia. Bóg więc chce i może, ale niekoniecznie musi wyeliminować cierpienie. Może uczynić je „wydarzeniem”, w którym człowiek ma szansę odkryć sens cierpienia, którego doświadcza.
Cierpienia i zła nie można zrozumieć na płaszczyźnie teoretycznej. Nie można też znaleźć ich sensu w nich samych. Można je pojąć jedynie przez odniesienie cierpienia do Boga, a właściwie przez poznanie odniesienia Boga do cierpienia, i przez odkrycie, w jakim stopniu cierpienie zwraca człowieka do Boga.
I. Objawienie o cierpieniu (przed Chrystusem)
1. Biblijne uzasadnienie cierpienia człowieka
Aby mówić o cierpieniu w ujęciu biblijnym, chrześcijańskim, konieczne jest odniesienie treści zawartych w tym pojęciu do Pana Boga, a także do takich rzeczywistości, jakimi są dobro i zło.
a) Cierpienie i śmierć jako skutek grzechu
Objawienie jednoznacznie wiąże cierpienie z grzechem. Cierpienie jest skutkiem grzechu. Ujmując krótko: grzech to szukanie innej formy istnienia (życia) niż ta, która oryginalnie została poczęta przez Boga, czyli innej niż ta, według której Bóg stworzył człowieka i w której go niejako umieścił. Z dynamiki kuszenia opisanej w trzecim rozdziale Księgi Rodzaju wynika, iż grzech jest (inteligentnie i przebiegle przedstawioną przez Kusiciela) propozycją, perspektywą, próbą życia niezależnie od Boga czy obok Boga. Sięgnięcie po owoc z drzewa poznania dobra i zła - co było zarezerwowane dla samego Boga i co pozostaje wyłącznie w Jego prerogatywie - miało otworzyć i otworzyło przed człowiekiem życie niezależne, w którym człowiek jak Bóg będzie znał dobro i zło, to znaczy sam będzie decydował, co dla niego jest dobre, a co złe; stanie się panem perspektyw swego życia. Rzeczywiście tak się stało. Jednakże człowiek odkrył jednocześnie, że pozbawił siebie relacji do źródła życia i stanął wobec tych perspektyw samotny, zdany, skazany na siebie, pozbawiony owej mocy (czy właściwie negujący ją w sobie), jaka była i jest z Boga. Stąd całe napięcie i rozdźwięk.
W opowiadaniu biblijnym jest bardzo głęboko, od strony psychologicznej, rozwinięty problem życia oraz poznania dobra i zła (zob. Rdz 2,8-9.15-17; 3,1-6). Drzewo, które stało w środku ogrodu jako drzewo życia, jako znak pełni życia, wskutek przebiegłości szatana stało się w momencie kuszenia (choć nie o to drzewo chodziło w zakazie danym przez Pana Boga) przyczyną tego, że Ewa wpadła w pułapkę. Pytanie, jakie zadał szatan, było sformułowane bardzo inteligentnie i podstępnie: Czy prawdą jest, że Bóg zabronił wam spożywać z owoców wszystkich drzew tego ogrodu? Ewa odpowiedziała, że wolno im jeść owoce z wszystkich drzew, prócz tego, które jest w środku ogrodu, czyli jakoby chodziło o drzewo życia. To drzewo bowiem - drzewo życia, stało w środku ogrodu (zob. Rdz 2,9). Zakaz jednak nie dotyczył spożywania owoców z drzewa życia, lecz z drzewa poznania dobra i zła (zob. Rdz 2,17). W Ewie jednak, wskutek pytania Kusiciela, zaistniał „mechanizm”, pod wpływem którego zakaz dany przez Boga odniosła do życia, tak jakby Bóg był zazdrosny o sprawę życia, jakby zakazując czegoś człowiekowi, nie chciał mu udostępnić udziału w pełni życia. Odpowiedziała zatem, iż tym zakazanym był owoc z drzewa w środku ogrodu (zob. Rdz 3,3). Dlatego Ewa postanowiła sięgnąć po zakazany owoc, decydując, że to będzie dobre dla życia ich obojga. Uczyniła to mimo obaw, jakie w niej powstały na wspomnienie ostrzeżenia Pana Boga: gdy spożyjesz, umrzesz (zob. Rdz 3,3), gdyż w tym momencie bardziej zawierzyła Kusicielowi, który zapewniał: na pewno nie umrzecie, lecz otworzą się wam oczy i będziecie jak Bóg znali dobro i zło (por. Rdz 3,4-5).
Decydując się na sięgnięcie po owoc, a więc poznanie dobra i zła na własną rękę (poza wolą Boga) Ewa, potem także Adam, wzięli w swoje ręce sprawę własnej egzystencji, jak gdyby byli jej panami, nie będąc jednak nimi rzeczywiście i w całej pełni. W konsekwencji otworzyły im się oczy, poznali dobro i zło, i równocześnie swoją ograniczoność, swoje odcięcie od źródła życia, czyli swoją niemoc, bezradność czy bez-władzę nad własną egzystencją, która była już teraz ich egzystencją, jakby odciętą od Boga.
Możliwość bycia jak Bóg, która wcześniej w kuszeniu fascynowała człowieka, okazała się przerastającą go. Człowiek odkrył, że nie jest Bogiem, że jest tylko stworzeniem, i to stworzeniem, które nie akceptuje swojej relacji do Boga. Człowiek został zdemaskowany przed samym sobą. Negując w sobie relację do Boga, stracił jednocześnie - z punktu widzenia człowieka - możliwość realizacji tego, do czego został stworzony, stracił swoją umiejętność, moc i potrzebę komunikowania się z Bogiem. W tym właśnie zawiera się cały problem cierpienia, ów rozdźwięk między tym, jak ktoś odkrywa siebie, a tym, do czego jest powołany, stworzony. W tym tkwi wszelkie napięcie i rozdźwięk, i tutaj są korzenie odwiecznej rany i cierpienia człowieka.
Po grzechu człowiek nie może nie cierpieć, jest skazany na egzystencjalne cierpienie czy cierpienie z powodu swej egzystencji. Człowiek niejako sam siebie skazał na cierpienie. Jednocześnie to cierpienie okazuje się dla niego jako zło, które go niejako przekreśla w jego egzystencji i którego nie rozumie, a nawet sam nie może i nie będzie w stanie zrozumieć. Z drugiej jednak strony człowiek nie może być rozumiany (pojmowany) bez cierpienia, jako wolny od cierpienia.
b) Wierność Boga wobec zwiedzionego stworzenia
W tak ujętym i rozumianym problemie cierpienia dostrzegamy, że jest ono konsekwencją określonej formy egzystencji „poza Bogiem”, „na własną rękę”, to znaczy projekcji fałszywej egzystencji, fałszywego ustawienia egzystencji, jest konsekwencją egzystencjalnego fałszu, w którym człowiek tkwi.
I tutaj - jeśli patrzymy konsekwentnie - dostrzegamy, że Pan Bóg „nie może” tego zmienić, tzn. nie może tego cierpienia usunąć jako pewnej okoliczności życia człowieka. Więcej, Pan Bóg nie może nawet chcieć tego zmienić, to znaczy zawiesić tego związku między cierpieniem a grzechem człowieka (tzn. próbą życia na własną rękę, bycia dla siebie). Nie oznacza to jednak jakiegoś ślepego determinizmu, lecz jest wynikiem wolnej, ale niezmiennej woli Pana Boga. Pan Bóg nie może chcieć tego zmienić, ale może i chce w to się zaangażować, wejść w to aż do wcielenia się w tę rzeczywistość człowieka.
Gdy mówię, że Pan Bóg nie może chcieć tego zmienić, to w tym znaczeniu, że Pan Bóg nie może zaakceptować i potwierdzić fałszywej (nieprawdziwej, nieodpowiadającej prawdzie) formy egzystencji. Bóg bowiem pozostaje (musi pozostać) wierny sobie i okazuje wierność stworzeniu, człowiekowi. Nie może zaprzeć się samego siebie w swojej wierności. Dlatego Bóg, pozostając wiernym wobec człowieka, wchodzi w sytuację człowieka.
To jest paradoks objawionej, a w szczególności chrześcijańskiej wizji cierpienia, przygotowywanej przez cały okres Starego Testamentu, a spełnionej w Jezusie Chrystusie. Bóg, nie mogąc zaprzeć się samego siebie, a chcąc pozostać wierny swemu stworzeniu, nie neguje relacji między sobą a stworzeniem i nie pozostaje w stosunku do człowieka jakby z zewnątrz. Wchodzi w sytuację człowieka, i to właśnie w tę dotkniętą cierpieniem sytuację człowieka, który stracił właściwą koncepcję swojej egzystencji.
Stąd wynika bardzo istotna prawda - dla nas chrześcijan najważniejsza do zrozumienia - aby właściwie pojmować człowieka w kontekście jego cierpienia. Pan Bóg nie eliminuje cierpienia, lecz sam w nie wchodzi. Cierpienie jest skutkiem grzechu, czyli zaistniałego zła. Pan Bóg to definiuje - to On określa zło, wskazuje na jego skutki. Nie czyni jednak tego bezzasadnie czy fatalistycznie. On pozostaje także wobec tej sytuacji suwerennym Panem i Bogiem. Widać to np. w reakcji Boga bezpośrednio po grzechu człowieka (zob. Rdz 3,14-19). Bóg równocześnie sam angażuje się w tę całą sytuację po grzechu i wchodzi w nią, stając się człowiekiem podległym cierpieniu i śmierci. On sam bierze ją całkowicie na siebie po to, by w tej pomylonej egzystencji człowieka otworzyć inny sposób bycia, który, mimo że przebiega w kontekście cierpienia, nie jest zdeterminowany cierpieniem. Nie będąc sam zdeterminowany cierpieniem, Pan Bóg podejmuje je, poddaje się mu w sposób wolny, aby ci, którzy z natury (z konieczności będącej konsekwencją grzechu) mu podlegają, też mogli je przyjmować już nie tylko jako ślepą konieczność, lecz jako przeżycie swojej sytuacji (conditio), by móc powrócić do pełnej i wolnej relacji z Bogiem - Stwórcą i Ojcem.
Bóg nie działa więc i nie interweniuje na płaszczyźnie przejawów cierpienia, one są bowiem objawami problemu. Bóg nie eliminuje cierpienia, lecz rozwiązuje je dotykając jego przyczyn, działając na całą egzystencję człowieka, dając nowy sposób egzystencji. Bóg nazywa cierpienie po imieniu, staje wobec niego, a ostatecznie bierze je na siebie, tzn. otwiera drogę powrotu stworzenia-człowieka do siebie właśnie przez cierpienie i przez największy wyraz, a jednocześnie kres tego cierpienia, jakim jest śmierć. Dokonuje tego podejmując bolesną (dla Niego niesprawiedliwą) śmierć w swoim Synu, czyli w swoim ciele, przez dobrowolnie zaakceptowaną śmierć kładąc kres tej fałszywej (dotkniętej fałszem) egzystencji i otwierając nowy etap, nową jej formę, w której cierpienie zostaje zasymilowane i pozytywnie wykorzystane.
Człowiek, idąc z Jezusem Chrystusem, otrzymuje zatem poznanie i moc, jak przeżywać cierpienie tracąc siebie właśnie w tej fałszywej (zwichniętej) formie swej egzystencji, czyli przegrywając „siebie” (starego człowieka), by móc odzyskiwać nowy rodzaj egzystencji (zob. Rz 6,4; 2Kor 5,17; Ap 21,4-5), już nie taki, w którym człowiek chce być panem, lecz ten i taki, w którym człowiek uczy się, jest wprowadzany w życie, w koncepcję życia, w którym uznaje za Pana kogoś innego - mianowicie Boga. Rozumie też i akceptuje, iż panowanie Boga przejawia się przez konkretne wydarzenia, działania osób itp. Jest to możliwe właśnie dzięki przyjmowaniu logiki cierpienia i umierania, jak długo pozostaje się w tym ciele. Wówczas człowiek inaczej patrzy na sytuacje czy ludzi, którzy są powodem jego cierpienia. Ten nowy sposób patrzenia jest już antycypacją zmartwychwstania, które oznacza zwycięstwo nad cierpieniem.
Przywołajmy elementy biblijnego opowiadania, gdzie zostaje wyrażone określenie cierpienia ze strony Boga, który zaangażował się po to, żeby to cierpienie podjąć i je przeżyć. Sposób, w jaki Pan Bóg określa cierpienie ukazuje, że nie jest ono związane ze ślepym determinizmem czy działaniem sił zła, niezależnych od Boga. Występuje ono - obrazowo mówiąc - na przestrzeni wolności, jaką Bóg dał stworzeniu, a której stworzenie nadużyło. Bóg zagospodarowuje jednak tę nadużytą przestrzeń wolności swoim wolnym podjęciem konsekwencji tego nadużycia i wprowadzeniem człowieka w zdolność korzystania z tej samej (Jego) wolności. Oto jak opowiadanie biblijne przedstawia reakcję Boga na grzech (zob. Rdz 3,8-24) :
w stosunku do szatana (węża):
- bądź przeklęty
- kładę nieprzyjaźń - zapowiedź napięcia, zmagania
- ono zetrze ci głowę - dokona się zwycięstwo nad głową (logiką) szatana
w stosunku do człowieka:
niewiasty:
- w bólu będziesz rodziła - obarczenie trudem brzemienności
- relacja pragnienia wobec męża
- pewna zależność od męża - on będzie nad tobą panował
mężczyzny:
- trud zabezpieczenia egzystencji, zdobywania pokarmu w nieprzyjaznym środowisku
obojga:
- śmierć - w proch się obrócisz.
Należy zwrócić uwagę na to, że w odniesieniu do szatana - kusiciela Bóg ujmuje skutki jego działania w formie przekleństwa. Definiuje nieprzyjaźń między szatanem i jego potomstwem, czyli między koncepcją szatana a wizją życia człowieka, jaką posiada Bóg. Otwiera ona drogę odkupienia, co stanie się przez Jezusa Chrystusa. Tekst mówi też o Niewieście i Jej Potomstwie i o napięciu, w którym będzie faktycznie starta głowa węża, ale dokona się to pewnym kosztem, wyrażonym w obrazie zmiażdżonej pięty (Rdz 3,14-15). Logika szatana zostanie pokonana, będzie to jednak okupione wolnym podjęciem pewnej straty przez Tego, kto podejmie walkę (konfrontację) z szatanem. Spotkały się tu logika zysku na własną rękę i gotowość poniesienia straty w posłuszeństwie.
W odniesieniu zaś do ludzi jest to szeroko rozumiane cierpienie - także trud i znój pracy - oraz inny rodzaj relacji między ludźmi. W stosunku do człowieka Bóg określa konsekwencje grzechu w różnych przejawach cierpienia związanych z życiem człowieka (Rdz 3,16-19a). Wszystko zostało niejako zebrane w oświadczeniu: prochem jesteś i w proch się obrócisz (Rdz 3,19b). Grzech pierwszych ludzi wraz z jego konsekwencjami przeszedł na wszystkich: przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć, i w ten sposób śmierć przeszła na wszystkich ludzi, ponieważ wszyscy zgrzeszyli (Rz 5,12). Taka jest egzystencja człowieka - naznaczona swoistą absurdalnością. Człowiek jest powołany do tego, by być „jak Bóg” (ale z Bogiem), a jednocześnie doświadcza, że tak nie jest. Ta paradoksalna sytuacja może być rozwiązana tylko przez śmierć, konieczne jest bowiem zamknięcie tego rodzaju egzystencji.
2. Problem cierpienia na dalszych etapach historii zbawienia
Problem cierpienia przenika praktycznie całe dzieje historii zbawienia. Biblia z wielu różnych punktów widzenia podejmuje problemem cierpienia i zastanawia się, jak go rozwiązać. Autorzy natchnieni podejmują tę kwestię bardzo często i widzą ją jako nieodłączny element egzystencji człowieka.
Od samego początku sam fakt cierpienia człowieka - choroby, niepowodzenia w życiu, nieszczęścia - bardzo mocno i ściśle wiązane były bezpośrednio z jego grzechem. Człowiek cierpiał, dlatego że zgrzeszył on sam albo ktoś z jego przodków. Z powodu swoich grzechów też cały naród izraelski cierpiał niewolę czy wygnanie. Cierpienie zatem jest skutkiem i znakiem oddalenia się człowieka od Boga, od Jego praw i nakazów. Zatem człowiek sprawiedliwy (jeśli nim jest) nie powinien cierpieć, ponieważ Bóg mu błogosławi. Cierpi natomiast niesprawiedliwy. Z czasem kształtuje się jednak odkrywanie innego wymiaru cierpienia, co wiąże się także ze zmianą rozumienia sprawiedliwości człowieka przed Bogiem. Wyrazem tego innego spojrzenia na cierpienie jest m.in. historia Hioba.
W Księdze Hioba cierpienie jest widziane jako konsekwencja - dobrowolnego ze strony Boga - wydania człowieka sprawiedliwego pod władzę szatana. Tutaj cierpienie nie jest bezpośrednio związane z czyjąś winą czy z jakimś błędem, lecz jest okazją do tego, żeby Hiob mógł okazać się sprawiedliwy przed Bogiem na inny sposób, niż był dotąd. Zanim na Hioba spadły nieszczęścia, mogło się wydawać, że Hiob jest sprawiedliwy wobec Boga, dobry, oddany, ponieważ Bóg mu błogosławił. Zachodził więc między nimi pewien aspekt relacji wzajemnej. Jednak nawet na tej pozornie poprawnej płaszczyźnie, gdy człowiek (Hiob) służy Bogu i Bóg mu „odpłaca”, nie ma jeszcze właściwej relacji do Boga. Kiedy Hiob na sobie doświadcza cierpienia, i to cierpienia dotykającego jego samego, doświadczenie to doprowadza go do pewnego kryzysu, do wewnętrznej walki. Hiob odkrywa wówczas, że Bóg - który faktycznie pozwolił na tego rodzaju doświadczenie w jego życiu - jest Bogiem, który wybawia. Wybawia człowieka nie od cierpienia, lecz od fałszywej koncepcji życia: Wiem, Wybawca mój żyje (Hi 19,25); dotąd Cię znałem ze słyszenia, obecnie ujrzałem Cię wzrokiem, poznałem Cię właśnie w moim cierpieniu (por. Hi 42,5).
Księgi mądrościowe bardzo wyraźnie ukazują, że cierpienie czy śmierć weszły w życie ludzi, w historię ludzkości z powodu zawiści diabła (zob. Mdr 2,24). Bóg tego nie zamierzył, bo jest Bogiem życia, nie śmierci: śmierci Bóg nie uczynił i nie cieszy się ze zguby żyjących. Stworzył bowiem wszystko po to, aby było, i byty tego świata niosą zdrowie: nie ma w nich śmiercionośnego jadu ani władania Otchłani na tej ziemi. Bo sprawiedliwość nie podlega śmierci (Mdr 1,13-15). Przynależność do Boga pozwala przezwyciężyć cierpienie i śmierć: dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka - uczynił go obrazem swej własnej wieczności (Mdr 2,23). Kto tego nie pojmuje i działa według swojej koncepcji, myli się i pozostaje w zaślepieniu (zob. Mdr 2,21). Ci, którzy mają odniesienie do Boga, mimo doznania zasadzki ze strony ludzi, cierpienia i śmierci, doświadczają zwycięstwa nad męką i cierpieniem. Ostatecznym uzasadnieniem tego zwycięstwa jest to, że są w ręku Boga, stąd ich pokój i udział w nieśmiertelności (zob. Mdr 3,1-9).
Rozumienie problemu cierpienia ukazuje się w Biblii stopniowo i widać jego rozwój, który od prostego pojmowania: „grzeszysz, dlatego cierpisz”, dochodzi do odkrywania cierpienia, które spada na człowieka niewinnego, cierpienia doświadczanego ze względu na Boga. Widać to w posłannictwie proroków, którzy są prześladowani za to, że dochowują wierności Bogu (np. Jeremiasz), a także w tekstach prorockich. Najgłębiej cierpienie niewinnego ukazują Pieśni o Słudze Jahwe (zob. Iz 42,1-9.21; Iz 49,1-7; 50,4-9; 52,13-53,12). ów Sługa cierpi tak dotkliwie, że jego stan nie wzbudza już współczucia, lecz odrazę. Trudno jest zrozumieć przyczynę tak wielkiego doświadczenia. Cierpi za grzechy, jednak nie on się ich dopuścił, lecz bierze na siebie skutki grzechu ludu - cierpienie ludu. Jest Wybranym Boga, który zrzucił na Niego winy nas wszystkich, a Wybrany świadomie poddaje się takiemu „wybraniu” - sam się dał gnębić. Cierpienie nabiera zatem wartości oczyszczającej, ekspiacyjnej. Sługa Jahwe z Księgi Izajasza jest figurą Jezusa Chrystusa.
II. Wypełnienie w Jezusie Chrystusie
Cierpienie jako skutek fałszywego projektu życia jest nierozerwalnie złączone z egzystencją człowieka po grzechu. Człowiek swoim wysiłkiem może tylko przesuwać granice cierpienia, łagodzić jego przejawy i okoliczności. Nie może jednak wyeliminować cierpienia, może je natomiast podjąć. Może je podjąć decyzją powrotu do Boga, czyli powrotu do właściwego wymiaru egzystencji, do właściwego ustawienia swojej egzystencji. To jest nawrócenie, w którym odkrywa się sens cierpienia.
Naturalnie człowiek sam nie może tego uczynić. To podjął Bóg - Pan egzystencji człowieka. Bóg uczynił to przez Wcielenie, przez podjęcie tej „absurdalnej” egzystencji, czyli życia naznaczonego cierpieniem i śmiercią, aby przez Niego znów pojednać wszystko ze sobą: przez Niego - i to, co na ziemi, i to, co w niebiosach, wprowadziwszy pokój przez krew Jego krzyża (Kol 1,20).
1. Podjęcie sytuacji człowieka w Tajemnicy Wcielenia
Rozwiązanie problemu cierpienia dopełnia się ostatecznie w Jezusie Chrystusie, który wcielił się w sytuację człowieka. Jezus Chrystus wszedł w historię ludzką, podejmując nasze życie właśnie ze względu na śmierć. Paradoksalnie można powiedzieć, że tak jak my rodzimy się po to, żeby żyć (inaczej bowiem byśmy nie zaistnieli), tak Jezus narodził się po to, żeby umrzeć. On podjął ludzką kondycję aż do śmierci. Narodził się - zaistniał w ludzkiej postaci - po to, żeby położyć kres owemu fałszywemu przejawowi naszej egzystencji, czyli szukaniu oparcia w sobie samym w oderwaniu od Boga, które jest przyczyną cierpienia.
Spojrzymy na kilka faktów z życia Jezusa, które ukazują, że obecność Syna Bożego w świecie od samego początku Jego ludzkiej egzystencji jest nastawiona na to, żeby podjąć sprawę cierpienia i śmierci. Przez całe ziemskie życie Jezusa towarzyszy Mu bowiem znak cierpienia, i to nie cierpienia przeciętnego, lecz takiego, które niejako objawia swoją bezzasadność, to znaczy nie ma bezpośrednich racji w życiu samego Jezusa, lecz wynika z faktu przyjęcia przez Niego ludzkiej natury, czyli cierpienia mającego swoje korzenie w doświadczeniu, jakby w dotykaniu owej nie-egzystencji czy fałszywego sposobu egzystencji.
a) Swoi Go nie przyjęli…
Początek ziemskiego życia Jezusa naznaczony jest doświadczeniem nieprzyjęcia Go. Przyszedł do ludzi i nie znalazł wśród nich miejsca: Nie było dla nich miejsca w gospodzie (Łk 2,7). Jezus narodził się niejako „poza” społecznością ludzką, chociaż dla tej społeczności. Naturalnie nie chodzi tu o brak miejsca w hotelu, lecz o całą dynamikę nie-przyjęcia i odrzucenia, jak to stwierdza św. Jan: Na świecie było Słowo, a świat stał się przez Nie, lecz świat Go nie poznał. Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli (J 1,10-11).
Bardzo znamienne jest to, że Bóg przychodząc do ludzi, wchodzi jakby do obozu tych, których chce ratować. Staje po ich stronie, chociaż jednocześnie wie, że to ratowanie ich będzie polegało na tym, iż zostanie przez nich odrzucony. Przychodzi bowiem po to, aby przeżyć wśród ludzi i dla ludzi owo odrzucenie, by otworzyć przed nimi drogę innego pojmowania siebie i swojej egzystencji, by dać im szansę nawrócenia. On nas zbawił przez przyjęcie odrzucenia, byśmy zostali uzdrowieni od cierpienia, które ma swoje korzenie w szukaniu przez nas akceptacji na własną rękę. Przyniesione i spełnione przez Niego zbawienie nie polegało na Jego obecności pośród nas, lecz na przeżyciu przez Niego - dla nas i ze względu na nas - odrzucenia, cierpienia aż do śmierci. Tu jest cały paradoks. Musieliśmy więc naprawdę okazać się wobec Niego takimi, jakimi jesteśmy, a On na to się zgodził, by swoi Go nie przyjęli. Następnie zaś tym, którzy Go poznali i przyjęli - to znaczy tym, którzy Go przyjęli jako Odrzuconego, jako tego Męża doświadczonego cierpieniem - dał moc stania się dziećmi Boga (zob. J 1,12).
Bardzo często podejmuje się wysiłek, żeby człowiek przyjął Boga, czy jakąś prawdę o Bogu, a jednocześnie pozostał „nietknięty” w swojej egzystencji i dalej żył sam dla siebie. I tu tkwi problem. Uleczenie człowieka nie spełni się tylko przez przyprowadzenie go do Jezusa, lecz przez taki kontakt z Nim, że człowiek pozna, zrozumie i przyjmie konieczność swojej przemiany, przemiany swojej egzystencji. „Błąd” bowiem, z którego wynikają ostatecznie wszelkie cierpienia, nie tkwi w okolicznościach życia człowieka, lecz w nim samym. To jest właśnie błąd w nas, nasz egzystencjalny błąd. Człowiek musi przed Bogiem przeżyć kryzys. Kryzys idący tak daleko, aż człowiek uzna: „to ja odrzuciłem Boga, stanąłem przeciwko Bogu, ja Go krzyżowałem”, i jednocześnie pozna, że to właśnie wtedy Bóg mu przebaczył i go przyjął oraz dał mu moc stawania się na Jego wzór, to znaczy stawania się kimś, kto również może być odrzucany i może przebaczać. To jest ostatecznie dar Ducha Świętego.
Myślę, że można postawić tezę, iż kto ma w sobie ten problem właściwie ustawiony czy - przynajmniej w części - rozwiązany, ten ma klucz do życia. Chodzi o zrozumienie Jezusa Chrystusa właśnie w tym, że przyszedł do swoich, a swoi Go nie przyjęli, i nie zostali odrzuceni. On nie odrzuca tych, którzy Go nie przyjęli, bo przyszedł po to, żeby być Odrzuconym. On zgodził się na to, aby ci, którzy odrzucają, patrząc na Odrzuconego, mogli poznać siebie, by mogli poznać, że są tymi, którzy odrzucają oraz że to właśnie oni potrzebują przemiany. Jezus w odrzuceniu, jakie przeżył, umożliwia człowiekowi przemianę. Odrzucenie kogoś drugiego, niezdolność wejścia w jedność z drugim, jest dla człowieka powodem cierpienia. Jezus to cierpienie przyjął na siebie po to, żeby przez przebaczenie wprowadzić ludzi w podobną logikę - aby patrząc na Tego, którego przebodli (por. Za 12,10; J 19,37), mogli się nawracać i trwać w komunii.
Dopiero na tle Wcielenia możemy widzieć pozytywną rolę rozdźwięku między tym, co ktoś przeżywa, a tym, do czego jest powołany, czyli rolę cierpienia. Tak widziane i rozumiane cierpienie staje się twórcze, staje się zbawcze.
b) Proroctwo Symeona
Inne wydarzenie, które wskazuje na podjęcie przez Syna Bożego cierpienia, to proroctwo wypowiedziane w świątyni przy ofiarowaniu Jezusa o Jego przeznaczeniu oraz słowo do Maryi, Matki Jezusa: Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu (Łk 2,34-35).
To proroctwo objawia rolę Jezusa, który zmieni relacje między ludźmi, zmieni ich relacje do rzeczywistości, co wyraża obraz upadku i powstania oraz fakt, iż to wywoła sprzeciw - czyli konfrontację, która ma doprowadzić do zwycięstwa Boga w człowieku, pozornie wbrew czy przeciw człowiekowi. Nadto słowa proroctwa skierowane do Maryi ukazują również koncepcję życia, według której trzeba objawienia tego znaku sprzeciwu oraz cierpienia - nawet niezasłużonego, jak to było w przypadku Maryi - by człowiek mógł poznać siebie. Trzeba tego miecza, który przenika serce, żeby wyszły na jaw zamysły serc wielu.
c) Ucieczka do Egiptu i rzeź niewiniątek
Kolejnym momentem wskazującym na obecność cierpienia w początkach życia Jezusa jest ucieczka do Egiptu, aby spełniły się słowa Pisma: Z Egiptu wezwałem Syna mego (Mt 2,15; Oz 11,1) Dzieje się to w kontekście rzezi niewiniątek (Mt, 2,13-18).
W tym miejscu - przy okazji ucieczki do Egiptu - trzeba wskazać na kolejny paradoks (paradoks w paradoksie). Jezus przyszedł po to, żeby podjąć cierpienie. Wiedział, że to Go czeka. Jednak Pan Bóg w swoim zamyśle przeprowadzenia tego etapu historii zbawienia spowodował, że Bóg-Jezus stał się solidarny z człowiekiem także w ucieczce przed cierpieniem, chroniąc siebie, swoje życie. Gdybyśmy mieli odwagę do końca tę myśl poprowadzić, to musielibyśmy powiedzieć, że w ten sposób Bóg w Jezusie uciekającym do Egiptu, wcielił się także w sytuację niepokoju człowieka o siebie, o własne życie. Szukanie ratunku w Egipcie w języku biblijnym wskazuje na postawę odchodzenia od woli Boga, a więc grzeszenia. Ten fakt pokazuje, że Jezus tak dalece solidaryzuje się z człowiekiem, iż choć sam jest bez grzechu - ucieka do Egiptu, szuka ratunku w Egipcie. Bóg poszedł tą drogą, żeby się objawiło, że wzywa swego Syna z Egiptu (zob. Oz 11,1), czyli z sytuacji zniewolenia. Podobnie Bóg wezwał i wyprowadził z niewoli egipskiej swój lud wybrany (Wj 3,8nn; 16,6; 20,2; 29,46), a potem wzywał go z miejsca ucieczki i odwodził od poszukiwania w Egipcie niewłaściwego ratunku (zob. np. Jr 42,15-19; 43,2.7; 44,12).
Bardzo istotne jest dla nas odkrycie, iż nie jesteśmy ludźmi znikąd i nie jesteśmy też ludźmi, których cele są ograniczone tylko do zaspokojenia bieżących potrzeb i mają wyznaczony cel. Jesteśmy ludźmi, którzy są w drodze. Chodzi o poznanie i życie świadomością, że nie osiągnęliśmy jeszcze swojego życiowego dopełnienia czy doskonałości. Potrzebna jest nam ta świadomość, że zostaliśmy wezwani z Egiptu, to znaczy z terenu grzechu. I właśnie dlatego, byśmy mogli do tego się przyznać i to zobaczyć, Bóg posłał swojego Syna do Egiptu. Ten bardzo mały epizod w życiu Jezusa mówi bardzo wiele. Muszę sobie uświadomić, że nie ma w moim życiu żadnej sfery, żadnego zabłąkania, żadnego pola czy miejsca ucieczki (co zawsze jest w pewien sposób związane z grzechem, czego symbolem jest Egipt), w którym nie mógłbym spotkać wracającego z Egiptu Syna Bożego, wtedy z każdego terenu mogę powracać i kierować ku temu, co jest wyzwoleniem, pokojem itp.. Tę rzeczywistość a co wyobraża właśnie Ziemia Obiecana, do której Bóg prowadzi swoją mocą.
Bardzo istotne jest, że to również zostało opłacone cierpieniem, rzezią niewiniątek. Tu też okazuje się, że Pan Bóg może tak aranżować realizację swoich planów - ponieważ On jest Panem życia - iż może poświęcić czyjeś życie dla ratowania życia kogoś drugiego. Poświęcił życie niewinnych dzieci dla ratowania swojego Syna po to, żeby ten Syn przeszedłszy drogę człowieka stał się ratunkiem dla wszystkich.
d) Działalność publiczna
Jezus w swojej działalności publicznej uzdrawiał, leczył choroby wśród ludu, podchodził do cierpienia jako Ten, kto okazuje litość, współczuje, pochyla się nad cierpieniem ludzi, by im w tym cierpieniu ulżyć. Cuda, które czynił, były konkretnym wyrazem wyzwolenia człowieka spod cierpienia i zła i przywróceniem mu pełnej godności, tzn. pełnej harmonijnej egzystencji, aby przywrócić go do społeczności, by cieszył się życiem i możliwością bycia dla innych.
Jednakże trzeba sobie jasno uświadomić, iż Jezus nie zapobiegł cierpieniu ani go nie wyeliminował. Jezus nie uzdrowił też wszystkich. A kiedy uzdrawiał, nie uzdrawiał dla samego uzdrawiania. Uzdrawianie na etapie działalności publicznej Jezusa miało charakter tylko przechodni, gdyż ukierunkowywało człowieka na coś innego, mianowicie na spotkanie z Uzdrawiającym.
Misja Jezusa wobec cierpienia ludzi ostatecznie nie polegała i nie polega na uwolnieniu ich od cierpienia, chociaż to też się dokonywało i dokonuje, lecz na podjęciu cierpienia jako drogi powrotu do Boga, albo inaczej: do właściwego wymiaru egzystencji człowieka, w którym zacznie on żyć w harmonii z Bogiem. Wtedy cierpienie może być inaczej odbierane i przeżywane, i chociaż - jak długo człowiek pozostaje w ramach ziemskiej egzystencji - nie zniknie ono całkowicie, to jednak nie jest już tylko cierpieniem, bezsensem, de-formacją egzystencjalną człowieka czy brakiem tej egzystencji. Staje się co prawda bolesnym, ale uszczęśliwiającym, konstytutywnym ustawieniem człowieka we właściwej relacji do Boga Stwórcy i Odkupiciela. To nie mogło dokonać się inaczej jak przez cierpienie i mękę Syna Bożego. Cierpienie tak przeżywane niejako znika czy staje się pozytywnym przeżyciem, nawet gdy fizycznie jeszcze dotyka człowieka.
2. Tajemnica pojednania człowieka z jego historią. Czas męki
Mękę Jezusa zapowiada bardzo wymownie epizod w domu Szymona Trędowatego. W enigmatycznym geście kobiety namaszczającej Jezusa na Jego pogrzeb (tak ten gest zinterpretował sam Jezus - zob. Mk 14,3-9) bardzo wyraźnie zostaje ukazana pozytywna rola śmierci i cierpienia, w które Jezus wchodzi. To wejście Jezusa w mękę jest bowiem widziane jako wydarzenie ważniejsze, niż niesienie bezpośredniej pomocy ubogim, nadto zostaje odniesione do głoszenia Ewangelii. Tej pozytywnej roli nie przekreśla fakt, że pozostaje ono cierpieniem bolesnym, czego dowody mamy w dalszych wydarzeniach, jak np. modlitwa w Ogrójcu (Mk 14,32-42).
a) Jezus - Sługa Jahwe
W Jezusie spełnia się to, co było zapowiedziane w Pieśniach o Słudze Jahwe (zob. Iz 42,1-9; 49,1-7; 50,4-11; 52,13-53,12). Przywołajmy fragment czwartej Pieśni:
Po udręce i sądzie został usunięty; a kto się przejmuje Jego losem? Tak! Zgładzono Go z krainy żyjących; za grzechy mego ludu został zbity na śmierć. Grób Mu wyznaczono między bezbożnymi, i w śmierci swej był [na równi] z bogaczem, chociaż nikomu nie wyrządził krzywdy (hbr.: lo hamas aszah) i w Jego ustach kłamstwo (hbr.: lo mirmah bepiw) nie postało. Spodobało się Panu zmiażdżyć Go cierpieniem (Iz 53,8-10).
Należy zwrócić uwagę na fakt, że działanie prześladowców - a nimi jesteśmy wszyscy, którzy zbłądziliśmy jak owce, obracając się każdy ku własnej drodze (zob. Iz 53,6) - względem Sługi Jahwe doprowadza do „sprzątnięcia” Go. Dokonało się to w sposób gwałtowny i niesprawiedliwy. Chociaż On nie wyrządził nikomu krzywdy/gwałtu (hbr.: lo hamas aszah) i nie było w Jego ustach podstępu/fałszu (hbr.: mirmah). Gwałt i podstęp (fałsz) to dwie twarze grzechu.
Zniekształcenie człowieka - a stąd jego cierpienie - ma swe korzenie w samym grzechu pierwszych ludzi, jak to rozważaliśmy wcześniej. Tam bowiem dokonał się podstęp ze strony kusiciela. Owocem tego grzechu okazał się wkrótce gwałt na człowieku: zabójstwo Abla przez Kaina (zob. Rdz 4,1-11). Ten proces podstępu i gwałtu potęgował się, jak to dalej widać w pieśni zemsty Lameka (zob. Rdz 4,23-24). W takim kluczu toczą się dzieje ludzkości.
Tej sytuacji nie można naprawić inaczej jak przez to, żeby nie dać się zwieść, nie odpowiedzieć gwałtem na gwałt, lecz przyjąć ten gwałt na siebie i w ten sposób zakończyć błędny krąg, proces podstępu. Żeby to jednak mogło się stać, potrzeba kogoś, kto przyjąłby ten gwałt do końca, do śmierci. To dopiero stanowi moment zwrotny. Izajasz wyraża to słowami:
Spodobało się Panu zmiażdżyć Go cierpieniem. Jeśli On wyda swe życie na ofiarę za grzechy, ujrzy potomstwo, dni swe przedłuży, a wola Pańska spełni się przez Niego. Po udrękach swej duszy ujrzy światło i nim się nasyci. Zacny mój Sługa usprawiedliwi wielu, ich nieprawości On sam dźwigać będzie. Dlatego w nagrodę przydzielę Mu tłumy, i posiądzie możnych jako zdobycz, za to, że Siebie na śmierć ofiarował i policzony został pomiędzy przestępców. A On poniósł grzechy wielu, i oręduje za przestępcami (Iz 53,10-12).
Sługa Jahwe nie da się zwieść przez pozorne ratowanie siebie i nie przyjmie postawy gwałtu wobec kogoś drugiego. On godzi się być ofiarą podstępu przyjmie gwałt na siebie. Jezus podjął rolę Sługi Jahwe. Okazało się to w całej pełni w misterium krzyża, chociaż przenikało całe życie Jezusa.
b) W Nim zamieszkała cała „pełnia”
Można wskazywać na różne momenty i aspekty męki Jezusa, wydaje się jednak, że doświadczenie gwałtu najpełniej wyraża wołanie: Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił? Są to słowa Psalmu 22, które wypowiada cierpiący, umierający na krzyżu Jezus. Ilustrację i wyjaśnienie tego doświadczenia Jezusa możemy znaleźć w Liście do Kolosan, w którym czytamy, że w Chrystusie zamieszkała cała pełnia (Kol 1,19; 2,9). Dochodzimy tutaj do bardzo ważnego momentu, jakim jest kwestia interpretacji terminu pełnia. Istotne jest rozumienie tego, jaką pełnię ma na myśli autor, mówiąc, iż ona cała zamieszkała w Tym, który jest Pierworodnym spośród umarłych i który jest Początkiem nowego porządku. Niewątpliwie chodzi o zamieszkanie w Nim pełni bóstwa. Gdyby jednak tylko o to chodziło i gdyby w Nim była tylko pełnia bóstwa, to jak mogłoby się w Nim, przez krew Jego krzyża, dokonać pojednanie? Otóż w Chrystusie zamieszkała także pełnia tego, czym okazała się egzystencja człowieka po grzechu.
Przyjął On w sobie Pełnię Bóstwa, ale przyjął też pełnię braku relacji stworzenia do Boga, czego wyrazem jest Jego krzyż i spodobało się Bogu, aby w Jezusie zaistniała pełnia tego kontrastu: z jednej strony pełnia bóstwa a z drugiej pełnia braku.
Sformułowanie cała pełnia jest więc otwarte na to wszystko, co możemy nazwać pełnią braku obecności Boga, patrząc z pozycji człowieka po grzechu. Chrystus, jako Pierworodny spośród umarłych, stał się najbardziej „umarły”, aby właśnie ten moment egzystencji człowieka przemienić.
Stanął pierwszy w całej linii umarłych, grzeszników, czyli tych, którzy na skutek grzechu weszli w kondycję, w sytuację śmierci. I tam, jako Pierworodny spośród umarłych, stał się jednocześnie Głową nowej rzeczywistości, Kościoła, to znaczy Tym, który uzdalnia ludzi do przyjęcia tej konsekwencji grzechu, jaką jest cierpienie, odrzucenie, śmierć, i daje im nowe życie. Jako „najbardziej umarły” stał się początkiem nowej egzystencji. Człowiek po grzechu nie może znieść tego braku Boga, który mu się należy, i dlatego stale sobie produkuje „boga”. Chrystus w swojej cielesności natomiast zaczął istnieć jako „czysty” przed Bogiem, w sensie akceptacji braku, jako konsekwencji grzechu i dlatego Bóg mógł Go wypełnić całą pełnią.
c) Doświadczenie opuszczenia - pełni braku
Egzystencję człowieka charakteryzuje fakt, że po grzechu nie może on, czy nie chce przyjąć i znieść miłości Bożej takiej, jaka ona jest, i nie może znieść bliskości Boga takim, jaki On jest. Odczuwając jednak potrzebę Boga chciałby, aby był On taki, jakim Go chce widzieć sam człowiek - co prowadzi do idolatrii, czyli uczynienia sobie „boga” według własnego zapotrzebowania i wyobrażenia. Dlatego Jezus na krzyżu przeżył dla nas opuszczenie, aby „pozostając” w tym opuszczeniu, otworzyć nowy etap w historii człowieka - doświadczenie, że Bóg nie opuszcza, nawet jeśli znalazł się w ekstremalnie negatywnej sytuacji, jaką był krzyż. Dlatego ważne jest zrozumienie, iż w Jezusie Chrystusie zamieszkała cała pełnia tego, co wyraził On na krzyżu słowami Psalmu 22: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? (Mk 15,34).
Jest to bardzo trudny moment i nie wszyscy go rozumieją. Jego istota jest zaś następująca: w nikim nie okazała się bardziej i nie została bardziej przeżyta nieobecność Boga, jak właśnie w Jezusie Chrystusie. To jest szokujące, a jednocześnie bardzo istotne. Jezus Chrystus - chociaż nie był grzesznikiem, lecz tylko wziął na siebie naszą sytuację grzesznika - wypowiadając te słowa przeżył ten stan opuszczenia i nie zrobił żadnego gestu, żeby zostać nie-opuszczonym. Nikt z ludzi nie przeżył nieobecności Boga w tak czysty sposób jak Jezus Chrystus.
d) Owoc wydania się Jezusa
W tym wszystkim cierpienie i zło nie mają żadnej pozytywnej roli - same w sobie ani same z siebie. One są złem, skutkiem grzechu, skutkiem tego, że człowiek został zwiedziony.
Bóg nie zamknął na ten fakt oczu, lecz w Osobie swego Sługi wziął tę całą rzeczywistość na siebie, aby człowieka uwolnić/uzdrowić. Nie przez wyjęcie go z jego sytuacji cierpienia, lecz przez uzdolnienie go do „skorzystania” z cierpienia, tzn. przeżycia właściwie swej conditio humana post peccatum. To jest zbawczy plan pozwalający na przylgnięcie człowieka do Boga, do Jego woli. Kto wchodzi na taką drogę i zaczyna to właściwie przeżywać, nie przeżywa tego tylko dla siebie, lecz staje się także znakiem, sakramentem, skutecznym narzędziem naprawy tej sytuacji u innych.
Kluczem do odczytania tej funkcji jest znaczenie ekspiacyjne bądź też dynamiczne, „nowostworzeniowe”. W przypadku ekspiacji zakładamy jakby miało coś „zmienić się” w Bogu (przeproszenie, przebłaganie Boga). W znaczeniu dynamicznym zaś chodzi przede wszystkim o egzystencjalną przemianę człowieka.
W drugim sposobie rozumienia planu zbawienia akcent położony jest na zmianę, jaka zachodzi w człowieku, który w świetle wydarzeń Sługi Jahwe rozumie swoją sytuację i w oparciu o Niego (który usprawiedliwi wielu) otrzymuje moc wejścia w tego rodzaju przeżycie, koncepcję życia, i tak wrócić do Boga, który zawsze jest ten sam i tak samo - niezmiennie - wierny. To jest odkrycie planu Boga w człowieku, obrazu Boga.
III. Chrześcijanin wobec cierpienia
1. Postawy wobec cierpienia i zła
Ujmując schematycznie problem relacji do zła, można wskazać, że istnieją trzy zasadnicze postawy wobec zła. Dwie pierwsze są postawami naturalnymi; stanowią pewien odruch, naturalną reakcję człowieka, który widzi zło lub go doświadcza. Pierwszy, najbardziej pierwotny sposób reagowania na zło, to ucieczka od zła. Drugi to próba pokonania czy zwalczenia zła. Jednakże zło nieprzebaczone powoduje powstanie nowego zła. To są dwie postawy, na które stać człowieka i do których człowiek i społeczeństwa się uciekają.
Istnieje jednak trzecia postawa - właśnie ta otwarta przez Jezusa Chrystusa, tylko Jemu właściwa, droga podjęcia tego cierpienia, podjęcia skutków grzechu, łącznie ze śmiercią. Zdolność, gotowość i moc brania na siebie skutków zła, które zabija, staje się twórcza w tworzeniu nowej relacji z tymi, którzy zabijają. To jest paradoks, ale my wierzący wiemy, że to jest właśnie centrum całego Misterium Jezusa Chrystusa i to jest centrum wszystkich sakramentów czy to będzie Chrzest, czy Eucharystia, my żyjemy z Czyjejś śmierci i żyjemy po to, żeby móc umierać dla kogoś. Na ile mamy w sobie tego rodzaju jakość, na tyle nasze cierpienie, jakiekolwiek by ono było, uzyskuje zupełnie nowy wymiar, jest twórcze, płodne. Taka postawa stanowi specyficznie chrześcijańską odpowiedź na zło. Nie jest ona przykrojona do możliwości naturalnych człowieka, lecz opiera się na mocy Chrystusa. Ci, którzy przyznają się do Niego, są - podobnie jak On - zorientowani na gotowość brania zła na siebie. Chrześcijanin - dzięki Ewangelii i mocy Chrystusa - ma moc bycia zabijanym przez zło, które jest skutkiem grzechu drugiego człowieka, aby objawiać życie dla drugiego, to jest tym specyficznym przepowiadaniem - Dobrą Nowiną (zob. np. 2Kor 4,7-14).
2. Celebrowanie tajemnicy cierpienia w Eucharystii
Tę Tajemnicę brania na siebie skutków zła celebrujemy w Eucharystii. Eucharystia jest właśnie wydawaniem się Jezusa za grzechy, jest na odpuszczenie grzechów, czyli - możemy powiedzieć - na likwidację grzechu, w sensie przyjmowania na siebie grzechu, ciągu grzechów, logiki grzechu. Nie jest to tylko ryt, lecz uzdolnienie człowieka do uczestnictwa w Tajemnicy, którą celebruje. Ci, którzy biorą udział w Eucharystii, jeśli ją celebrują jako chrześcijanie, nie celebrują jej w jakiejś „swojej intencji”, żeby ich jakieś określone zło ominęło (chociaż tak bywa), lecz przede wszystkim, żeby otrzymać moc wchodzenia w Tajemnicę Jezusa Chrystusa, a więc być otwartym na przyjmowanie zła i świadczyć przebaczenie dla jednoczenia. Jeśli w uczestnikach Eucharystii nie ma tej gotowości wchodzenia w Tajemnicę odkupienia przez branie skutków zła na siebie, to przeżywaniu Eucharystii grozi pogańska instrumentalizacja. Chrześcijanie sprawują Eucharystię, żeby mieć moc bycia znakiem odkupienia dla innych, żeby zło nie uderzyło w kogoś innego, lecz raczej w nich samych, którzy właśnie z Eucharystii czerpią moc przetwarzania zła (zob. Rz 12,21).
Chrześcijanin, zakorzeniony w Jezusie Chrystusie, spożywając chleb eucharystyczny i pijąc z eucharystycznego kielicha, otrzymuje - na podobieństwo Jezusa - moc wchodzenia w Tajemnicę Paschalną i brania na siebie skutków grzechu, a tym samym stawania się narzędziem odpuszczania grzechów. Nie chodzi tutaj o sakramentalne, ale egzystencjalne odpuszczenie grzechów. Chrześcijanin ma moc bycia pośród grzechu świata, pośród skutków grzechu jako aktywny czynnik odgrzeszający. Dlatego Eucharystia, tak rozumiana, stanowi źródło całego życia chrześcijańskiego i jego szczyt; nie dla kultywowania zachowawczej koncepcji życia, lecz dla propagowania życia misyjnego: ewangelicznego i ewangelizującego, czyli niosącego ludziom Dobrą Nowinę o przebaczeniu grzechów.
Chrześcijanin czerpie życie z Jezusa Chrystusa, aby tracąc je w świecie, nieść życie światu. Tym samym jest on dla świata znakiem nadziei. Jest to nadzieja misyjna, gdyż przekracza wszelkie ludzkie schematy i horyzonty; jest to nadzieja oparta na mocy otrzymanego nieskończonego przebaczenia i wyrażająca się w przebaczeniu, po ludzku nieobliczalnym, albo przynajmniej w gotowości niesienia takiego przebaczenia - nieprzewidywalnego ludzką wyobraźnią i niewykonywalnego ludzką mocą, spełnianego jednak mocą Eucharystii. Eucharystia wprowadza w płodne życie tam, gdzie jest śmierć i umieranie, żeby objawiło się Nowe Przymierze na przebaczenie - właśnie tam, gdzie jest zło i jego działanie. Nikt sam z siebie tego nie potrafi. W każdym jednak może to się stać w oparciu o Eucharystię, przez uaktualnienie tego, co stało się po raz pierwszy w chrzcie. Tam, gdzie właściwie jest celebrowana i przeżywana Eucharystia, tam objawia się moc misyjności Kościoła, tam kształtuje się moc ewangelizacji. O takie właśnie chrystianizowanie naszej religijności chodzi.
Kto tak przeżywa swoje życie, staje się światłem dla innych. W ten sposób może sam doceniać swoje cierpienia, co więcej, może doceniać niesłuszne i niesprawiedliwe cierpienia, tzn. cierpienia przez niego samego niezasłużone/niezawinione.
Zakończenie
Biblijne ujęcie cierpienia pozwala spojrzeć na tę rzeczywistość, na stałe napięcie wynikające z braku pełni realizacji, jako na to, co samo w sobie będąc negatywnym doświadczeniem, uzyskuje funkcjonalną wartość, znaczenie - o ile daje człowiekowi drogę powrotu czy zwracania się do prawdziwej PEŁNI życia, gdzie już nie ma śmierci, cierpienia, płaczu … ani ciemności nocy (zob. Ap 21). Zanim jednak to się dopełni, potrzebne jest trwanie i wytrwanie pośród uciemiężenia i udręczenia (Ap 7,13-17). Dlatego cierpienie, ucisk, prześladowanie itp. mają sens w życiu człowieka wierzącego dla niego samego, dla jego otoczenia, dla całej społeczności. Nie znaczy to, że chrześcijanin, tutaj na ziemi nie może czy nie doświadcza żadnej radości. św. Paweł mówi nawet o radości w cierpieniach za braci (zob. Kol 1,24).
Wydaje się jednak, że w naszym przeciętnym wychowaniu, czy to kościelnym czy rodzinnym, za mało zwracamy uwagę na chrześcijański wymiar cierpienia. Dążymy często do wychowania ludzi tak, jakby cierpienia nie było. Taka jest bowiem nasza intencja - żeby cierpienie nie istniało.
Cierpienie jednak jest i będzie nam towarzyszyć zawsze. Trzeba zatem samemu mieć te sprawy uporządkowane, przeżyte, zdefiniowane i pomagać innym wchodzić w cierpienie. Człowiek wierzący zdaje sobie sprawę z tego, że jego życie na ziemi bez cierpienia byłoby życiem niepełnym, bo chociaż cierpienie jest czymś złym, jednak człowiek go potrzebuje do tego, żeby się nawracać. To jest wielka wartość. Życie bez krzyża życie czcze, zamknięte dla siebie, bezpłodne. Człowiek wierzący, ze względu na Chrystusa ma władzę nad cierpieniem, ma moc przyjęcia go, nie ucieka od niego ani go nie eliminuje. To nie znaczy, że nie może on szukać pomocy, ulgi w cierpieniu itd., ale wie, że cierpienie musi być obecne w Jego życiu.
W spotkaniach z ludźmi nieraz odkrywam, że chcą oni mieć kontakt z Jezusem Zmartwychwstałym, ale nie interesuje ich kontakt z Jezusem Ukrzyżowanym. Bardzo trudno dojść do tego, że podstawowa relacja z Jezusem Chrystusem, który Zmartwychwstał, jest jednocześnie relacją z Jezusem Ukrzyżowanym. Relacja tylko z Jezusem Zmartwychwstałym jest fikcją, jest niedostępna, nierealna. Dla chrześcijanina jest najważniejsza ta prawda: cierpienie, które jest złem, które jest bolesne, które może człowieka niszczyć, w Jezusie Chrystusie otrzymuje wymiar twórczy, zbawczy. Ma ono wymiar ekspiacji w sensie stwarzania na nowo człowieka. Człowiek może dzięki temu patrzeć inaczej na siebie i na to, co wokół niego się dzieje, także na tych, którzy mu czasem wyrządzają cierpienie.
D.J. Simundson, Suffering, w: The Anchor Bible Dictionary, vol. 6, Doubleday, New York-London-Toronto-Sydney-Auckland 1992, s. 219-225.
Zob. F. Bujak, Cierpienie, w: Encyklopedia katolicka, t. 3., Lublin 1979, kol. 476; S. Grabowska, Cierpienie, w: (red. A. Zuberbier) Słownik teologiczny, Katowice 1998, s. 92.
Zob. G. Davanzo, Sofferente/malato, w: Nuovo Dizionario di Spiritualità, Roma 1979, s. 1498. W dalszej części tego paragrafu odwołuję się jeszcze do tego opracowania.
Zob. Z. Kiernikowski, Dwoje jednym ciałem w Chrystusie, Warszawa 2000, s. 35nn; tenże, Eucharystia i jedność, Częstochowa 2000, zwł. s. 13-16.
Laktancjusz (Lucius Caecilius Firmianus Lactantius, ok. 250-330), pisarz teolog i apologeta chrześcijański. Był nauczycielem syna cesarza Konstantyna. Jego najważniejsze dzieło to Podstawy nauki Bożej (Divinae institutiones).
Zob. A. Bonora, Male/Dolore, w: Nuovo Dizionario di Teologia Biblica a cura di Pietro Rossano, Gianfranco Ravasi, Antonio Girlanda, Cinisello Balsamo (Milano) 41991, s. 870-887.
Zob. więcej na ten temat w: Z. Kiernikowski, Dwoje jednym ciałem w Chrystusie, Warszawa 2000, s. 65nn.; Tenże, Eucharystia i jedność, Częstochowa 2000, s. 21nn.
Zob. Gordon J. Wenham, Word Biblical Commentary, vol. 1, Genesis 1-15, Waco, Texas 1987, s. 77-84.
Zob. Cierpienie, w: Praktyczny Słownik Biblijny, Warszawa 1994, s. 192-194.
G. Ravasi, «Le lacrime da nessuno consolate»: il giusto sofferente in Giobbe e Qohelet, w: Il giusto sofferente, Bologna 1996, s. 85-95.
L. Mazzinghi, «Dio non ha creato la morte» (Sap 1,13). Il tema della morte nel libro della Sapienza, w: La morte e il morire, Bologna 1995, s. 63-75.
S. Virgulin, Geremia: il giusto perseguitato, w: Il giusto sofferente, Bologna 1996, s. 73-84.
M. Masini, Il Servo del Signore. Lectio divina dei armi del profeta Isaja, Milano 1998.
Ta idea jest żywo obecna w pierwotnym kerygmacie. Świadczy o tym m.in. przemówienie Piotra po Zesłaniu Ducha Świętego (zob. Dz 2,21nn)
Zob. Z. Kiernikowski, Eucharystia…, s. 87 i 140.
Zob. R. E. Brown, The Birth of the Messiah, A Commentary on the Infancy Narratives in Matthew and Luke, An Image Book - Dubleday, 1977, s. 451-466.
Zob. Egipt, w: Encyklopedia biblijna, Warszawa 1999, s. 247-248.
Jest to dla nas prawda trudna do zrozumienia i przyjęcia, dlatego że my absolutyzujemy życie - nasze życie. Możemy spojrzeć na to inaczej, gdy uświadomimy sobie prawdę, że to Pan Bóg jest „gospodarzem” życia (zob. 1 Sm 2,6).
L. Manicardi, L`omicidio è fratridio (Gen 4,1-16), w: La morte e il morire, Bologna 1995, s. 11-25.
M. Dattoli, Il Cristo sofferente in Paolo, Roma 1992, s. 74-95.
Zacytowane pierwsze słowa Psalmu 22 sugerują - według praktyki tamtych czasów i tamtego środowiska - że chodzi o treści całego Psalmu. Zob. G. Rossè, Il grido di Gesù in croce, Roma 1996.
Lettera ai Colossesi. Introduzione, versione, commento, J-N. Aletti (red), s. 100-104.
Ernst, Pleroma und Pleroma Christi, Regensburg 1970, s. 71-105.
W tym tkwi problem akceptacji Mesjasza - ukrzyżowanego Syna Bożego, z czym mają niepokonywalną trudność wierzący Żydzi.
R.E. Brown, La morte del Messia. Dal Getsemani al sepolcro. Un commentario ai Racconti della Passione nei Quattro vangeli, Brescia 1994, s. 1175-1202. Szerzej na temat egzystencjalnego przeżycia opuszczenia jako okazji do wyzwolenia, zob. także: Z. Kiernikowski, Świadectwo doświadczenia wierności Boga w sytuacjach kryzysowych. Analiza wybranych fragmentów Psalmu 22, w: Wyzwolenie w Chrystusie jako zasada działań pastoralnych wobec osób o orientacji homoseksualnej II. Materiały z II Konferencji Międzynarodowej Lublin-Dąbrowica, 20-22 października 2000 roku, Krościenko 2001, s. 96-131.
Jezus Chrystus przyszedł właśnie po to, żeby przeżyć do końca tę konsekwencję grzechu, jaką jest dla grzesznika doświadczenie nieobecności Boga. Jezus ten próg przeszedł. Człowiek, gdy znajduje się w sytuacji opuszczenia, sięga zazwyczaj po wszelkiego rodzaju rekompensaty, surogaty obecności kogoś.
Stale mamy na myśli zło nie w kategoriach moralnych, lecz egzystencjalnych.
Przejawia się to w różnego rodzaju alienacjach, których wzrost obserwujemy na co dzień.
Może dokonywać się to przez zapobieganie czy łagodzenie skutków zła lub przez zwalczanie przyczyn, co - ze względu na wolną wolę człowieka - łatwo prowadzi do gwałtu i przemocy wobec tego, od kogo (uważa się, że) pochodzi zło. Kończy się to często zwalczaniem zła przemocą, która zazwyczaj rodzi kolejne zło. Efektem tego są różnego rodzaju obozy koncentracyjne, ale też takie domy i tacy rodzice, w których „zło” (pozornie) się nie dzieje, ale łatwo dzieje się poza ich domami czy poza zasięgiem rodziców. To jest stłumienie, represja zła. Zło wypierane gwałtem łatwo gwałtem się odbija.
A. Feuillet, Il Pane di vita, Milano 1999, s. 109-125; I. Biffi, Il Corpo dato e ill Sangue sparso. Profilo di teologia Eucaristica, Milano 1996, s. 133-135.
Na to wskazuje zapowiedź Nowego Przymierza, np. w Jr 31,34.
1
18 stycznia 2006