PATRIOTYCZNY RUCH POLSKI
NR 333
15 III 2014 r.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
NOWY JORK, CHICAGO, TORONTO, BERLIN, WARSZAWA.
Patriotyczny Ruch Polski w internecie: www.wicipolskie.org
Drodzy Czytelnicy i Sympatycy!
W naszym biuletynie zamieszczamy teksty różnych autorów, tak „z pierwszej ręki” jak i przedruki, traktujące o najistotniejszych problemach Polski i Świata. Kluczem doboru publikowanych treści, nie jest zgodność poglądów Autorów publikacji z poglądami redakcji lecz decyduje imperatyw ważnością tematu. Poglądy prezentowane przez Autorów tekstów, nie zawsze podzielamy. Uznając jednak że wszelka wymiana poglądów i wiedzy, jest pożyteczna dla życia publicznego - prezentujemy nawet kontrowersyjne opinie, pozostawiając naszym czytelnikom ich osąd.
Redakcja
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Adres kontaktowy Redakcji PRP: PO Box 1602, Cranford NJ 07016 i internetowy: prp1999turobin@gmail.com
1) Wiadomości; 2) Co nieco o kulisach „kolorowych rewolucji”; 3) Żydzi na euromajdanie; 4) Miron Sycz & Kaczyński; 5) „Ten, który zniszczył bunt” - II; 6) Wiwisekcja polskiej demokracji fasadowej - II; 7) Śmierć Poczty Polskiej - I i II; 8) Wiedeńska agencja wskazuje cel; 9) Powtórka z Targowicy?; 10) Kto kogo wybrał i dlaczego?; 11) Biblia - żydowska księga zbrodni - wyssana z palca; 12) Historia kołem się toczy; 13) Kalendarium konfliktu oświęcimskigo III;
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
„Brawa” dla Belgii - Eutanazja dla dzieci uchwalona!
Długa i kręta ścieżka legislacyjna, dobiegła nareszcie końca w Belgii, gdzie parlamentarzyści przegłosowali prawo pozwalające zabijać dzieci w dowolnym wieku, np. czterech lat. Na kanwie tego sukcesu, warto zwrócić uwagę na jego mechanizm i ocenić perspektywy osiągnięcia celu ostatecznego:
Na samym początku udało nam się przekonać ludzi że Boga nie ma. Przekonywanie to, nie przebiegało bez oporów, ale zgranie dwóch czynników: utożsamienie podporządkowania z utratą człowieczeństwa oraz [niejawne] utożsamienie celu życia z doznawaniem przyjemności, pozwoliło nam wyrugować świadomość istnienia Boga.
Człowiek dzięki naszym zabiegom, nie może już uznać, że Bóg istnieje, bo automatycznie byłby mu podporządkowany, a podporządkowanie uważa już za złe. Hierarchia jest zła. A równość uczyniliśmy dogmatem wiary ludzi - i wcale nie bez przyczyny. Przechowywanie w świadomości faktu istnienia Boga, ogranicza człowieka. To zrozumiałe. Zrozumiałe wówczas gdy przekonaliśmy go o jego nieograniczonych prawach do sprawiania sobie przyjemności [co mało istotne], a w następstwie do ostatecznego ustalania tego co jest dobre i złe [co ma znaczenie fundamentalne].
W następnym kroku, pragniemy podkreślić wagę metody. Choć wędka i przynęta zostały przygotowane - mamy tu na myśli niewiarę w Boga - wyciągnięcie ryby na powierzchnię śmierci, wymaga zręczności, a nieostrożny ruch, może spowodować, iż ryba zorientuje się, że jest wyciągana. Stąd metoda ciągnięcia ma równie fundamentalne znaczenie jak samo pierwotne przesunięcie paradygmatu wierzeń. Dlatego powiedzmy wprost: metoda wyjątków, zastrzeżeń i małych kroków - to narzędzie, które winno być stosowane konsekwentnie dalej.
Aby ludzie nie oburzyli się i nie zobaczyli o co nam chodzi, należy regulacje wprowadzać stopniowo przenigdy za jednym razem. Należy ludzi przyzwyczajać. Krok za krokiem. Po drugie należy owe regulacje uzasadniać wyjątkami na tyle wyjątkowymi, by przy bliższym spojrzeniu wzrok i oceny - na skutek emocji - się rozmywały. Należy przykuć uwagę ludzi do owych wyjątków tak iż w głupocie swojej uwierzą, że prawo [a więc regulacje powszechne] winno się stanowić w oparciu o potrzeby wynikające z wyjątków. Po trzecie zaś, należy znieczulać ludzi za pomocą zastrzeżeń towarzyszących naszym zmianom. Że to tylko w wyjątkowych wypadkach. Że to tylko w szczególnych, gdy już nic innego. Ludzie to kupią gdyż tak naprawdę już nic ich nie obchodzi poza napychaniem sobie świadomości różnymi przyjemnościami. Dodając zastrzeżenia, dajmy im wymówkę niezbędną do [niemal] bezbolesnej akceptacji naszych praw.
Eutanazja ma tę zaletę że zmienia wszystkich. Nie jest jak zwykłe zabójstwo, które zmienia zabójcę, czy jak samobójstwo, które zmienia samobójcę. Eutanazja oświeca i zmienia wszystkich. Tego, który umiera [jeśli faktycznie chce odebrać sobie życie], tych co go zabijają i tych co na to pozwalają oraz - uchwalają takie prawo. Użyteczność eutanazji jawi się więc jako ważna, na drodze do osiągnięcia naszego głównego celu [depopulacji społeczeństw gojowskich - admin].
Rysując perspektywy dalszych postępów i sukcesów w naszych staraniach, wypada przypomnieć co jest ich głównym celem. - Naszym wrogom zdawać się będzie, że celem tym jest zwykłe zabijanie ludzi gdzie się komu podoba i jak się komu podoba. Istotnie. Ten cel osiągniemy, gdyż w następnym kroku, wyłączymy zgodę eutanazjowanego na zabieg znoszący jego cierpienia. Bądźmy poważni, trzyletnie dziecko takiej zgody udzielić nie jest w stanie. A Belgia już zalegalizowała eutanazję takich właśnie dzieci. A zatem - zgodnie z metodą małych kroków - eutanazja bez zgody zabijanego, już jest de facto uchwalona. Ale spokojnie, regulacja ta przyjmie postać jawną, zapisaną explicite, obwarowaną oczywiście całym szeregiem zastrzeżeń i dotyczącą stanów wyjątkowych.
Wracając jednak do celu ostatecznego przypomnijmy - iż jest nim zmiana postrzegania siebie przez człowieka. Człowiek musi przestać postrzegać siebie jako ewenement, jako cud [tfu] który wydarza się w tej rzeczywistości. Musi zacząć uważać się za zwierzę, wyjaśnialne i pożyteczne, którego ostatecznym kryterium zachowań jest doświadczanie przyjemności [koniecznie dodatkowo] tu i teraz. Wartość życia zwierzęcia zależy bowiem od hodowcy. Na początek ludzie utożsamią hodowcę ze społeczeństwem. Tak długo jak przydatny jest człowiek państwu i społeczeństwu, tak długo jego życie ma sens. Tak długo jak jest w stanie doświadczać przyjemności, tak długo jego życie ma sens. - Życie jest produkowaniem i doznawaniem. Bo nie ma nic innego. Gdy ludzie ostatecznie w to uwierzą, z brzuchami pełnymi przyjemności, zamkną się ostatecznie na wolność i nieśmiertelność i staną się tym czym mają się stać. Naszymi naśladowcami.
Niech „żyje” więc Belgia, otwórzmy szampana!
==============================
Nasuwa się tu pytanie, czy dzieci żydowskiego pochodzenia też będą podlegały tej ustawie? Ponieważ dzieje się to na terenie Unii Europejskiej i nie słychać „wrzasku” unijnych komisarzy, czyżby pogodzili się z tym, że dzieci żydowskie, których w Belgii nie brakuje, też będą mordowane? Przecież to byłby wielki antysemityzm, a nawet holokaust itd.
Patrząc na „dbałość i zatroskanie” unijnych komisarzy o zdrowie i szczęśliwość swoich poddanych, gdzie ostatnio np. przewodnicząca polityki zagranicznej UE Catherine Ashton widząc „krzywdę” protestujących na Majdanie w Kijowie natychmiast poleciała by podtrzymać ich na duchu i zadbać, aby rząd Janukowycza nie zrobił im najmniejszej krzywdy - to aż dziw bierze że w tej sprawie, gdzie chodzi o zalegalizowanie ustawowe uśmiercania tylu niewinnych dzieci nie zabiera głosu!
Też pytanie, komu ma to służyć i kto za tym stoi?
St. Fiut
# # #
Dorosłe dzieci wychowywane przez homoseksualnych rodziców
Polecamy Szanownych Czytelników uwadze publikację w Kwartalniku Naukowym Fides et Ratio [wydaje UKSW], gdzie pojawił się artykuł prof. Marka Regnerusa na temat dorosłych dzieci wychowywane przez pary homoseksualne: http://www.stowarzyszeniefidesetratio.pl/Presentations0/1406Regnerus.pdf
Problematyka dobrostanu [wellbeing] dzieci jest już od dawna w centrum publicznych debat na temat małżeństwa i spraw rodzinnych w Stanach Zjednoczonych. Ten trend wiąże się przede wszystkim z prawodawstwem stanowym, dotyczy wyborców i przedstawicieli sądownictwa dyskutujących nad prawnymi granicami małżeństwa. W tym kontekście nauki społeczne pozostają jednym z niewielu źródeł informacji przydatnych w dysputach na temat małżeństwa i praw adopcyjnych. Zalecamy przeczytać całość, żeby dowiedzieć się, dlaczego tak się kończy:
Czy dzieci potrzebują matki i ojca pozostających w małżeństwie, aby dobrze wejść w świat dorosłych? Nie, jeśli odniesiemy się do wielu anegdotycznych sposobów, które są znane wszystkim Amerykanom.
Z drugiej strony, istnieje wiele przypadków, także wykazanych w NBSR, w których respondenci wykazali się prężnością psychiczną i dojrzałością, mimo takich przeżyć, jak rozwód, romanse, śmierć czy też powtórne małżeństwa. Ale z NBSR również jasno wynika, że dzieciom najłatwiej odnieść sukces jako dorosłym - na wiele sposobów i w wielu różnych dziedzinach - gdy spędzają całe dzieciństwo z matką i ojcem pozostającymi w małżeństwie, a zwłaszcza wtedy, gdy rodzice pozostają w związku małżeńskim w teraźniejszości.
Jeśli w dalszym ciągu liczba nie naruszonych biologicznie rodzin będzie się zmniejszać w Stanach Zjednoczonych, pokazuje to skalę wyzwań - jakie stoją przed rodziną - a także wzrastającą zależność rodzin od organizacji zdrowia publicznego, federalnej i stanowej pomocy społecznej, oddziaływań psychoterapeutycznych, programów detoksykacyjnych i systemu wymiaru sprawiedliwości
W numerze również obszerny komentarz dr. Andrzeja Margasińskiego: http://www.stowarzyszeniefidesetratio.pl/Presentatio-ns0/14-07Margasinski.pdf
Co spowodowało tak wielkie kontrowersje w związku z publikacją Regnerusa? Otóż, uzyskane przez amerykańskiego autora wyniki okazały się sprzeczne z dotychczasowymi ustaleniami dotyczącymi homoseksualnego rodzicielstwa, wyrażanymi przez Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne. Niejednokrotnie otrzymywano sprzeczne wyniki w danej dziedzinie lub nie powiodła się falsyfikacja pierwszych doniesień.
I dalej czytamy:
Postulat, aby porównywać dzieci wychowywane w stabilnych rodzinach homoseksualnych z dziećmi wzrastającymi w stabilnych rodzinach heteroseksualnych jest słuszny w odniesieniu do idealnego schematu metodologicznego. Jednak nie jest winą badacza, że w dużym, reprezentatywnym, przesiewowym badaniu nie można zebrać wystarczająco dużej liczebności badanych wychowywanych w stabilnych związkach homoseksualnych. To wskazuje raczej na cechę populacji a nie błąd w zbieraniu danych.
Promiskuityzm homoseksualistów potwierdzają zarówno niezależne badania [Diggs, 2012], jak i liczne publikacje autorów homoseksualnych [np.Silverstein i Picano, 2009; Witkowski, 2012; Janiszewski, 2013], nasuwa się pytanie czy zebranie stabilnej grupy par homoseksualnych jest w ogóle możliwe? Postulat analizowania grupy młodych dorosłych wzrastających przez okres całego dojrzewania w stabilnych związkach homoseksualnych wydaje się mocno nierealistyczny.
A tu całość numeru: http://www.stowarzyszeniefidesetratio.pl/Presen-tations0/Fides2013-4.pdf
I co myślicie?
----------------------------------------------------
CO NIECO O KULISACH „KOLOROWYCH REWOLUCJI"
Czyli o stosowanych przez globalistów niemilitarnych metodach podboju suwerennych państw i przejmowania ich ludzkich oraz materialnych zasobów.
„Najlepsza serbska marka - „Otpor”
Byli członkowie ruchu „Otpor” [czytaj „syjonistyczna międzynarodówka” - admin], którego liderem jest Srđa Popović - odegrali jedną z ważniejszych ról w obaleniu serbskiego prezydenta Slobodana Miloševicia w 2000 r. Teraz, połączywszy siły z serbską organizacją pozarządową „CANVAS” [Center for Applied NonViolent Action and Strategies], po raz kolejny pokazali, na co ich stać. Już na Ukrainie.
Poza granicami Serbii po raz pierwszy ta organizacja wykorzystała swoje doświadczenie w Gruzji, w 2003 r. Wtedy, po protestach przeciwko [rzekomo] kradzieży głosów - zmuszono Eduarda Szewardnadze do podania się do dymisji. A kluczową rolę w jego obaleniu odegrała organizacja studencka „Kmara” którą szkolił „Otpor” [a finansował zachód].
W marcu 2003 roku kilku założycieli „Kmara” i członków innych organizacji pojechało do Belgradu. Jeden z liderów organizacji młodzieżowej Gieorgij Kandełaki przyznał, że:
Po naszej wizycie w Belgradzie członkowie „Otporu” kilka razy przyjeżdżali do Gruzji. Podczas drugiej wizyty, została zorganizowana letnia szkoła poza granicami Tbilisi, w której szkoliło się 700 nowych aktywistów.
W 2004 roku „Otpor” pojawił się na Ukrainie, gdzie szkolił ruch „Pora”, jedno z tych ugrupowań, które rozpoczęło pomarańczową rewolucję. Ukraińska organizacja otrzymała 60 mln dolarów w charakterze pomocy ze Stanów Zjednoczonych. Ukraińcy z „Pora” przechodzili szkolenie wstępne w serbskim mieście Novi Sad. Po tych wydarzeniach niektórym członkom „Otporu” zakazano wjazdu na terytorium Ukrainy.
W tym samym roku „Otpor”, już połączony z „CANVAS”, „niósł demokrację” w Libanie podczas cedrowej rewolucji, a następnie zaangażował się w arabską wiosnę. „Otpor” szkolił w Europie w 2011 r. ruch „6 kwietnia” i grupę cywilów, którzy odegrali kluczową rolę w obaleniu Mubaraka. Nic dziwnego, że podczas wydarzeń w Egipcie zostało aresztowanych pięciu członków z obywatelstwem Serbii.
Zdaniem brytyjskiego pisarza Davida Vaughana Icke'a, opublikowanego w 2011 r. w wiedeńskiej gazecie „Presse”, organizacja „Otpor” i CIA byli organizatorami i inspiratorami ruchu „Okupuj Wall Street”. Pojawiły się informacje że weteran „Otporu” Iwan Marowicz kontaktował się z nieznanym wówczas ruchem „Okupuj Wall Street”. Icke uważał, że arabską wiosną, w Egipcie i Tunisie, a także ruchem przeciwko Wall Street sterowano z jednego ośrodka, którego celem nie było obalenie systemu, a wzięcie pod kontrolę sił opozycyjnych.
Teraz członkowie „Otporu” pojawili się na Ukrainie. „Czy związani są oni z wydarzeniami na Ukrainie i tym razem?” - napisał na swojej stronie na Twitterze Julian Assange 3 grudnia 2013 roku. I umieścił link na stronę internetową organizacji, na której widać, że Srđa Popović i „Otpor” aktywnie uczestniczyli w pomarańczowej rewolucji na Ukrainie w 2004 roku, w wyniku której do władzy doszły prozachodnie partie.
3 grudnia 2013 roku deputowany z ramienia Partii Regionów, Oleg Carew, napisał na swoim profilu na Facebooku: „Mój kolega leciał samolotem na Ukrainę i po drodze poznał znanego organizatora puczów i przewrotów Marko Ivkovica. Wsławił się on jako organizator serbskiego „Otporu”, potem była gruzińska „Kmara” i ukraińska „Pora”. Marko próbował zorganizować coś podobnego w Rosji ale został wydalony i otrzymał status persony non grata. Był w Kirgistanie w 2010 roku, kiedy został obalony prezydent Bakijew. Teraz Majdan znajduje się w doświadczonych i dobrze finansowo zabezpieczonych rękach”. Nie bez powodu 3 grudnia 2013 roku Ministerstwo Spraw Zagranicznych Ukrainy ogłosiło Marko Ivkovica personą non grata.
Odnośnie finansowania „Otporu”, organizację wiąże się z finansowymi funduszami Stanów Zjednoczonych „Freedom House”, „International Republican Institute”, USAID i „US Institute of Peace”. WikiLeaks demaskuje jeszcze jednego przyjaciela „Otporu”: „Rozmawiałem z pewnymi ludźmi którzy ich lobbują, żeby otrzymać więcej pieniędzy, takimi jak Michael McFaul z Instytutu Hoovera [obecny ambasador Stanów Zjednoczonych w Rosji”].
Zgodnie z informacjami WikiLeaks, „Otpor” ściśle współpracuje z amerykańską firmą Stratfor, znaną jako „cień CIA”. Serb Marko Papić, geopolityczny analityk Stratfor ds. Europy, pod koniec 2007 r. ściągną ludzi z „CANVAS” w celu uzyskania od nich informacji z Gruzji, Wenezueli i Serbii. „To imponująca grupa. Przyjeżdżają, przeprowadzają jakieś „akcje” w kraju, próbując obalić tzw. reżim. Odpowiednio pokierowani mogą być silniejsi aniżeli grupy bojowe lotniskowców”, ocenia „CANVAS” jeden ze współpracowników Stratfor w poście opublikowanym na stronie WikiLeaks 15 listopada.
Podsumowując na Ukrainie nie może być mowy o żadnych spontanicznych wydarzeniach, które wywołały rewolucję. W każdym proteście można znaleźć ślady uczestnictwa nie tylko „Otporu” a raczej na odwrót, wszystko planuje jeden ośrodek, który próbuje kontrolować cały świat". Milena Cmilianić
---------------------------------------------------------------
ŻYDZI NA EUROMAJDANIE
Żydzi na Euromajdanie. Oficer CAHAL [armia izraelska] i jeszcze 300 żydowskich bojówkarzy zostało instruktorami euromajdanowskiej tłuszczy.
Portal Stowarzyszenia Gmin i Organizacji Żydowskich Ukrainy, którego szefem jest pijarowski menedżer euromajdanu, żyd Josif Eisels, osłaniający żyda Tiahnyboka-Frotmana [wyhodowanego przez szefa Europejskiego Sojuszu Żydowskiego, miliardera i żyda I. Kołomojskiego], opublikował wywiad korespondenta Michaiła Golda z pewnym żydem izraelskim którego autor wywiadu przedstawia jako jednego z głównych ludzi w skomplikowanym systemie samoobrony Majdanu i barykad na Hruszewskiej, nie wymieniając go z nazwiska. Chociaż żydowskie media przedstawiają go jako „gołębia pokoju” to trzeba trzeźwo oceniać sytuację przejęcia protestu, kiedy oficer obcej armii przyznaje się do bezpośredniego kierowania „ukraińskim buntem”.
Poniżej przytaczamy fragmenty z wywiadu tego anonimowego oficera armii izraelskiej [CAHAL] w przekładzie z języka ukraińskiego z żydowskich portali „israel7″ i „news.israelinfo”:
„To co zobaczyłem na początku rozczarowywało, tak wszystko było zdezorganizowane, brak przywódców, spójnej strategii, itp. Wtedy, nieoczekiwanie dla siebie zacząłem częściowo zarządzać przebiegiem tego oporu, chociaż początkowo nie uważałem go za „swoją wojnę”. Organizowałem obronę, budowę barykad a później, na prośbę ludzi, zacząłem dowodzić jednym z oddziałów”.
„Byłem kilka razy na Majdanie, słuchałem nieodpowiedzialnych wypowiedzi przywódców opozycji rozumiejąc, że ludzie mogą popełniać szaleństwa. Co rzeczywiście się stało kiedy po 7 godzinnych negocjacjach ta trójka wyszła na scenę i zaczęła przygotowywać grunt pod kompromis. Naród wypiął się na nich i ruszył w kierunku ulicy Hrusziewskiego zamierzając przystąpić do szturmu, absolutnie bezsensowne z wojskowego punktu widzenia. Służyłem w armii izraelskiej, mam jeszcze pojęcie w kwestii operacji antyterrrorystycznych sam brałem w nich udział i po prostu zrozumiałem, że teraz może polać się dużo krwi. Policzywszy ludzi na barykadach i upewniwszy się, że stosunek sił jest absolutnie nie do przyjęcia w zbliżających się działaniach, zaproponowałem zajęcie pozycji obronnej i wzmocnienie redut. Dzisiaj te barykady wyglądają tak jak powinny wyglądać. Ostateczną pewność co do tego, że jestem właśnie tam gdzie powinienem być, zyskałem po szturmie Domu Ukraińskiego, gdzie ja, mówiąc słowami `Pirkey avot', próbowałem być „człowiekiem na miejscu gdzie nie ma ludzi”. 1 500 osób próbowało przejąć budynek w którym znajdowało się 200 funkcjonariuszy sił bezpieczeństwa, głównie świeżo po przeszkoleniu, i gdyby dorwali się oni do tych chłopaków to krew polała by się i po drugiej stronie. A więc zaczęliśmy proces negocjacji zakończony uwolnieniem Domu Ukraińskiego bez jednego wystrzału i bez rannych”.
„Tylko w moim oddziale jest 4 izraelskich bojowców z doświadczeniem wojskowym, których, tak jak i mnie, wyprowadziło na Majdan pragnienie uniknięcia nikomu niepotrzebnych ofiar. Ja nazwałbym całą naszą grupę „niebieskimi hełmami”, analogicznie do sił pokojowych ONZ. Sytuacja na Majdanie jest dość nerwowa, wielu ludzi chce zemsty za krew ofiar, jeszcze więcej jest zmęczonych bezczynnością opozycji, wszystkie te gorące głowy, są pełne iluzji w kwestii prawdziwych walk i w konsekwencji nie wyobrażają sobie możliwych następstw. Oni także nie myślą o tym, że po drugiej stronie barykad także są ludzie, dlatego nasze działania nie powinny zhańbić Majdanu z „ludzką twarzą”. [W latach 1980-tych Michnik też „wrzeszczał”: „socjalizm z ludzką twarzą” - admin].
„Ja od pierwszych dni obcuję z aktywistami „Prawego Sektora”, UNA-UNSO, ze wszystkimi tymi ludźmi, z którymi w czasie pokoju nie znalazłbym wspólnego języka. A przy tym przedstawiam siebie wyłącznie jako żyda, dodatkowo religijnego. Pod moim dowództwem są już dziesiątki bojowników Majdanu, Gruzini, Azerowie, Ormianie, Rosjanie, którzy nawet nie próbują rozmawiać po ukraińsku, i ani razu nie spotkaliśmy się ze zjawiskiem wzajemnej nietolerancji. Wszyscy oni z wyraźnym szacunkiem odnoszą się do mojego wyznania, już wiedzą co jem, czego nie jem, itp., i to nie wywołuje żadnego odrzucenia”.
„Dobrze zorganizowani ekstremiści to mit” - zapewnia żydowski aktywista euromajdanu.
„Ludzie, którymi ja kieruję są zorganizowani znacznie lepiej niż radykałowie. My reagujemy szybciej i bardziej skutecznie. Pod moim bezpośrednim nadzorem jest 30 ludzi a mogę zmobilizować i 300. Ani OUN, ani „Prawy Sektor” na takie luksusy nie mogą sobie pozwolić” - stwierdza żyd.
Poglądy wyrażone przez anonimowego, „żydowskiego obrońcę Majdanu” są prawie dosłownie takie same jak opinie rabina Pinchasa Rosenfelda, z którym wywiad został opublikowany przez felietonistę kijowskiej gazety żydowskiej „Haadashot”, Michaiła Golda. Rabin dowodzi, że żydzi zobowiązani są do wsparcia „walki o słuszną sprawę”, którą prowadzi naród Ukrainy:
„Naród żydowski powrócił na scenę historii nie po to żeby na niej wypoczywać. Nie trzeba koniecznie stać na czele marszu ale mnie się wydaje, że ważne jest żeby popierać dążenie dźwigające ten naród a z nim całą ludzkość, na nowy poziom”.
I jako podsumowanie przytaczamy słowa tegoż żydowskiego instruktora z CAHAL-u:
„Ja uważam, że obecność żydów na Majdanie to nie tylko uczczenie imienia Stwórcy ale też jest to dialog żydów z przyszłą władzą. To jest to co pozwoli jutro żydom żyć i pracować w tym kraju. I to jest ważka przeciwwaga dla tych którzy krzyczą o „nieżydowskiej sprawie”. Z bożą pomocą, kiedy będę mógł ujawnić swoją twarz, to nikt nie powie, że żydzi stali na boku”.
Data publikacji: 18.02.2014
Na podstawie: http://3rm.info/43534-oficer-cahala-armii-izrailya-i-esche-300-evreyskih-boevikov-stali-voennymi-instruktorami-maydana.html
--------------------------------------------------------------
MIRON SYCZ & KACZYŃSKI
Wczoraj [19/02/2014] w sejmie zawiązała się spóła między posłem PO Mironem Syczecz synem banderowca i J. Kaczyńskim oraz wpadli sobie w ramiona Tusk i JK czyli ciągle w sprawach ważnych działa OS
Apeluję do wszystkich blogerów, którzy wiedzą o co chodzi z euromajdanem, by swoje teksty i różne wpisy na portalach internetowych wysyłali do mediów publicznych i prywatnych jak wiadomościt@tvp.pl - kontakt24@tvn.pl - twoje@tvp.info - i do innych TV. itd. Wysyłajcie do radia, gazet, portali internetowych, mediów toruńskich itd.
MACIE PRZEKONYWAĆ NIE PRZEKONANYCH. NIE PISZCIE SAMI DO SIEBIE TEGO SAMEGO, A WYSYŁAJCIE TEKSTY DO MŁODZIEŻY BY POZNAWALI PRAWDĘ.
Przecież w sprawie Ukrainy chodzi o „terrorystyczny przewrót”, podobny jak w Tunezji, Libii, Egipcie a w Syrii jeszcze się nie udało. Na Ukrainie jest zainstalowanych setki funkcjonariuszy służb specjalnych z Izraela, USA, UE, Niemiec i Polski [mniejszość żydowska wspólnie z mniejszością ukraińską]. Przewrót był przygotowywany od wielu lat. Finansjera zainwestowała już 5 mld $ w euro-banderowców, mają tam swoje gazety, TV, radia, portale internetowe i 15 tys. przeszkolonych ludzi. A szkolenia tych ludzi odbywały się min. w Polsce. Sponsorom „terrorystów-banderowców” nie chodzi o dobro Ukrainy czy dobro nawet samych Ukraińców chodzi im o przesuwania coraz bliżej granic Rosji programu „Osaczania Rosji”, to nie o Ukrainę chodzi, chodzi o zlikwidowanie obecnych władz w Moskwie i doprowadzenia do upadku Rosji, przejęcia ich potężnych bogactw naturalnych, oraz usunięcie przeszkody w budowaniu Nowego Porządku Światowego z jednym antyludzkim „rządem światowym, ustanawianego przez syjonistów.
Światowa mafia finansowa poległa w potyczce z Iranem i Syrią, „winnym” tej klęski jest Putin, nadarzyła się okazja, że zbliżała się olimpiada w Soczi, syjoniści-masoni postanowili uderzyć i w pewnym sensie im się to udaje.
A reakcje „okrągłostołowców” w naszym kraju było widać wczoraj [19-02-14] podczas debaty o sytuacji na Ukrainie w polskim parlamencie gdzie syn oprawcy Polaków Miron Sycz z PO łgał z polskiej Trybuny Sejmowej o sytuacji na Ukrainie a jemu i Tuskowi przyklaskiwał J.Kaczyński, który poparł wystąpienie syna mordercy Polaków na Podkarpaciu! Wczoraj w sejmie „magdalenka” i sprzedawczyki Polski razem, chórem stanęli po stronie dzieci i wnuków banderowców z UPA i OUN którzy jawnie mówią, że jak zainstalują ich mocodawcy na urzędach w Kijowie to Przemyśl i 15 powiatów przyłączą do Ukrainy. „Okrągłostołowcy” wspomagają wszystkie opozycyjne ugrupowania „terrorystyczne” z euro-majdanu i chcą za nasze pieniądze leczyć ich, tylko zapominają, że Naród Polski przymiera głodem a Polacy czekają na wizytę u specjalisty nawet kilka lat a dla międzynarodowych przestępców z obcego kraju miejsca w najlepszych szpitalach się znalazły.
Nadchodzi czas aby w Polsce się zorganizować i jechać z jedną partią, sztucznie podzieloną na kilka. Wczorajsze wystąpienia sejmowe Palikota, Kaczyńskiego, Tuska, Sawickiego, Dorna - to wypociny wprost z ich politycznego szamba. Każdy jak skundlony niewolnik bełkotał coś, tak ażeby było zgodne z zaleceniami swoich mocodawców. Miałem wrażenie, że zdecydowana większość w polskim sejmie to posłowie i rządzący banderowcy, nikt nie zająknął się by przypomnieć jak ci bandyci-zwyrodnialcy z UPA i OUN urządzili polskim dzieciom, kobietom, starcom Holokaust na Wołyniu.
Apeluję do przytomnych Polaków - piszcie i informujcie o prawdziwej sytuacji w Polsce związanej z sytuacją na Ukrainie. Zalew `sorosowych' dukatów robi spustoszenie w tej części Europy. Szykują już plan do obalenia obecnej władzy na Węgrzech o ile wygra tam wybory wiosenne Orban. Zdobycie władzy na Ukrainie przez eur-banderowców - to straszny cios w żywotne interesy narodu polskiego. To znowu odbudowa nad głowami więzi Niemcy-banderowcy wspomagani przez usrael.
Taki scenariusz jest bardzo możliwy. Możliwy jest w takiej konfiguracji powtórka „wołyńskiej” eksterminacji narodu polskiego w Polsce wschodniej. Przyczyniają się do tego m.in. Kaczyński, Buzek, Palikot, Sikorski, nawet i Biedroń z przezroczystym Tuskiem, tchórzem Komorowskim. Płatni agenci z Polski działają w sprawie „nowej” Ukrainy, nie w interesie Polaków czy normalnych przyzwoitych ukraińców ale oni działają w interesie światowej mafii finansistów. Kładą podwaliny pod budowę w Polsce wschodniej `drugiego Kosowa'. Zapamiętajcie tych zdrajców, którzy na euro-majdanie pod flagami euro-banderowców krzyczeli „slawa Ukrainie - herojem sława”, krzyczeli razem z dziećmi i wnukami morderców Polskich dzieci, kobiet, starców na Wołyniu. Zapamiętajcie te wypasione antypolskie brukselskie gęby i gęby z Nowogrodzkiej 84.
Ale jednym z najniebezpieczniejszym gensekiem ukraińskim jest niejaki Paweł Kowal, który dysponuje wielką kasą na budowanie od wielu lat tzw. „demokracji na wschodzie”. To on i Klich [były szef MON] - jest finansowany w ramach swojej fundacji, niemieckimi i syjonistycznymi funduszami na budowe „demokracji” w tej części Europy [patrz fundacja „energia dla Europy].
Polacy, piszcie i apelujcie do dziennikarzy i rządzących, posłów [może jest wśród nich część Polaków - admin] by zaprzestali wtrącania się w niepolskie sprawy ... niech pilnują spraw tych co ich wybrali, niech leczą tych co im pieniądze z swoich podatków płacą, niech zaprzestaną jawnie działać w interesie światowego syjonizmu itd. Trzeba rozbudzać świadomość narodową Polaków, tędy jest najpewniejsza droga, by odzyskać Polskę dla Polaków.
Zygmunt Wrzodak
--------------------------------------------------------
“TEN, KTÓRY ZNISZCZYŁ BUNT” - CZĘŚĆ II (ostatnia)
Jarocin! Sprzedali!
Festiwal w Jarocinie też miał być częścią scenariusza towarzysza Oskina, jednak wydarzenia z udziałem tłumów nie dało się tak łatwo ocenzurować, jak audycji w Polskim Radiu. Komunistyczna władza przegrywała ze spontanicznością młodzieży. W III RP spontaniczność Jarocina, relikt czasu rozkładu PRL, musiała zostać zastąpiona ładem i porządkiem.
1991 rok. Owsiak zostaje wygwizdany na scenie w Jarocinie. „Jarocin! Sprzedali!” - skanduje długo publiczność. Domaga się występu punkowego zespołu Defekt Muzgów. Do Jarocina od lat 80-tych przyjeżdżała zbuntowana publika.
Po 1989 r. Owsiak postanowił wykorzystać swoją komercyjną popularność do zmienienia klimatu festiwalu. W książce „O sobie”, stwierdził w 1999 r.: „Oni byli mi zupełnie obcy, te wszystkie gwiazdy: Armia, Brygada Kryzys, i z tego środowiska ludzie, Kult... po dzień dzisiejszy nie mam z tymi ludźmi żadnego wspólnego języka: dla mnie to jest zupełnie inna filozofia”.
Zacytuje też fragment apelu swojego współpracownika Waltera Chełstowskiego do muzyków „Spróbujmy szukać jakichś innych wyjść, spróbujmy gdzieś szukać jakichś innych partnerów do tego naszego rock'n'drolla. Ludzi, nawet nie z tego świata, niemal z innej branży, żeby nie było wojny między milicją a nami, między nami a ludźmi, którzy piszą o tej muzyce”.
W 1999 r. Owsiak cieszył się ze zwycięstwa nad alternatywą: „Tym ludziom wydawało się, że te szesnaście tys. osób, które przyjeżdżają do Jarocina, to jest wizytówka polskiej muzyki rockowej. A tak wcale nie było ... potem się okazało, że choćby taki zespół Hey sprzedaje z tysiąc razy więcej płyt i Jarocin nie jest mu do niczego potrzebny”.
W książce pokazuje moment, kiedy udało mu się przełamać opory buntowników. To stało się, gdy w czasie Orkiestry udało się zebrać pieniądze na pierwszy sprzęt ratujący dzieci”... „I nagle patrzę, że tych ludzi - którzy wcześniej, jak wchodził zespół Hey, to krzyczeli »wypierdalaj«! - nagle coś ogarnęło. Wszystkich. Mamy to zarejestrowane”.
Buntownicy, których nie potrafiła spacyfikować milicja, poddali się obezwładniającej sile dobra.
Jak jest dziś? Z punktu widzenia nastolatków, cały czas podobnie. Pierwszy wyjazd pod namiot, na który zgodzili się rodzice, bo słyszeli w telewizji jak Owsiak dba o bezpieczeństwo. Pierwsza wyprawa z kolegami w rozkrzyczanym kolejowym przedziale. Pierwsza dziewczyna, pierwszy chłopak. Przestrzeń, niebo, alkohol. Pierwszy bunt w rytmie głośnej muzyki. Cudowne poczucie wolności - tak Przystanek Woodstock zapamiętują setki tysięcy nastolatków. To są uczucia, które rzutują w przypadku wielu z nas - na całe życie.
Polemika z Owsiakiem z pozycji konserwatywnych nie ma sensu, jest kontrskuteczna. Stąd przy okazji kolejnych festiwali Woodstock media z lubością cytują Radio Maryja, Nasz Dziennik czy inne media katolickie narzekające po swojemu na demoralizację, pijaństwo czy wulgarne słownictwo w czasie festiwalu.
Zawsze młodzi ludzie będą jeździć latem na koncerty. Zawsze będą pić na nich alkohol. Zawsze będą łamać konwenanse. Nie na tym polega negatywna rola Owsiaka.
Twierdzę, że akurat o Owsiaku trzeba mówić nie z pozycji konserwatywnych, a wolnościowych, pokazywać jego rolę jako manipulatora, działającego na korzyść establishmentu. Współcześnie, siła manipulacji Owsiaka nie polega na tym, by w czasie Woodstocku te setki tysięcy młodzieży słuchały pogadanek zaproszonych polityków czy celebrytów. Polega na identyfikacji wolności, przygody i buntu z jego osobą.
To nie narzuca jednolitej ideologii, ale wyklucza ostry bunt przeciwko znajomym Owsiaka. Młodzież nie musi uwielbiać obecnych na Woodstocku Komorowskiego, Lisa czy Paradowskiej - tej ostatniej z pewnością większość nawet nie kojarzy.
Ma uodpornić się na bunt przeciwko nim, oni są od Jurka, możemy się z nimi nie zgadzać ale też nie będziemy na nich bluzgać w naszych piosenkach. Zamiast tego, pobluzgamy na tych obciachowych, co do Jurka nie przyjeżdżają, bo nie potrafią się wyluzować.
Owsiak: spalić teczki bezpieki
Sam Owsiak o polityce mówi rzadko, ale zawsze w momentach newralgicznych. W 1993 r., mając lat 21, przecierałem oczy, gdy oglądałem program „Róbta co chceta”, a w nim zdjęcia z rozbitej przez policję manifestacji w rocznicę obalenia rządu Jana Olszewskiego. Szła pod Belweder, gdzie urzędował Lech Wałęsa. Byłem na tej manifestacji, widziałem bicie ludzi i radiowóz wjeżdżający w tłum. A potem „wolnościowego” Owsiaka przestrzegającego przed nienawiścią manifestantów.
„Ta piosenka jest jak hymn!” - krzyczy w czasie jednego pierwszych Woodstocków Owsiak. I ze sceny lecą słowa piosenki „Hipisówka” zespołu Kobranocka, której autorstwo trudno przypisać natchnieniu przez Ducha Świętego:
Modlitw szept w usta wbiegł
O stosunkach, o stosunkach przerywanych
Głupi pech i lęk klech
Na głupotę, na durnotę przekuwany
Wiara w cud, mrowie złud
Które ty opłacasz swoją mrówczą pracą
Dokąd pójść, zewsząd gnój
Zwykły znój, za który nigdy nie zapłacą
„Znów zabierają nam wolność, znów zabijają w nas młodość” - głosi refren, bardzo silnie działający na nastolatków. W czasie, gdy dawna bezpieka rozkrada majątek narodowy, gdy powstają fortuny bezpieczniackich oligarchów, młodzież ma buntować się przeciwko księdzu proboszczowi, bo to była główna śpiewka pierwszej połowy lat 90-tych - czarni zastąpili czerwonych.
Co ciekawe, Owsiak wywieszający na woodstockowej scenie „pacyfę” wiele razy szczególnie uaktywnia się, gdy w grę wchodzą interesy polityków zaprzyjaźnionych z wojskowymi. W 2009 r., znów bronić będzie Wałęsy. „Dość tego szmaciarstwa”. „Jakby co mogę przyłożyć z baśki, czyli trzy razy mocno po pysku” - mówi po ukazaniu się książek Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka oraz Pawła Zyzaka. I ogłasza, że należałoby spalić teczki bezpieki. „Jeśli te sprawy się nie wyjaśniły przez 20 lat, to nie wyjaśnią się przez kolejne 200 lat” - stwierdza w TVN 24.
Gdy trwa IV RP Owsiak krzyczy ze sceny: - Jak was widzę, dostrzegam normalną Polskę. Dziwny ten kraj ale tu jest normalnie.
A na festiwalu pojawia się Tomasz Lis. - Dzisiaj Polska jest pod tym namiotem. Tu jest Polska! - woła. Oni nie będą wam mówić, kto jest prawdziwym Polakiem, patriotą, kto jest dobry, a kto zły! Tu jest Polska! Oni nie będą nas dzielić. Bo jeżeli damy się podzielić, przegramy. Ale my wygramy - zapewnia Tomasz Lis.
Wygrywają. W 2012 r., na Woodstock przyjeżdża Bronisław Komorowski. Rzecznik Woodstocku Krzysztofa Dobies mówi po jego wizycie: „Jedno ze zdań, które zapadło mi w pamięci ze strony Kancelarii Prezydenta, brzmiało tak: - mogłoby nas tu w ogóle nie być. Wy i tak byście doskonale poprowadzili tę wizytę... Bardzo dziękujemy woodstokowiczom, bo to ich postawa, ich nieprawdopodobna wręcz życzliwość do tego zdarzenia, ich niesamowita ... ich piękno w tym, jak rozmawiali, jak przyjęli ... bili brawo, śpiewali sto lat, pozdrawiali ... i tam nie zdarzyło się nic, nic, co byłoby podbramkową sytuacją”.
Historia zatoczyła koło. Rzecznik festiwalu zbuntowanych przemówił bardziej usłużnie niż działacz Komsomołu wobec I sekretarza KPZR. Postulat towarzysza Oskina został zrealizowany z nawiązką.
W czasie tego samego festiwalu policja zatrzymała dwóch przedstawicieli Fundacji ProPrawo do Życia. Demonstrujących z bannerem przedstawiającym zdjęcie zmasakrowanego w wyniku aborcji dziecka z zespołem Downa.
Dostali zarzut prezentowania „treści nieprzyzwoitych”. Przy tej okazji hitowej wypowiedzi udzielił „Gazecie Polskiej Codziennie” rzecznik tamtejszej policji Sławomir Konieczny:
„Funkcjonariusze sugerowali organizatorowi, by przeniósł banner w miejsce bardziej ukryte, niewidoczne dla np. dzieci. Nie chciał. To było przyczyną przewiezienia na komisariat”.
Czytaj: demonstruj sobie pan w krzakach, tak żeby nikt nie widział. Bo jak nie, to się do pana przyczepimy i wymyślimy, że masz nielegalny plakat. Wolność a la Jurek Owsiak.
Sympatia do wojskowych, przyniesie zabawne skutki w 2009 r., gdy obecność na Woodstocku promujących wojsko ... zdenerwuje autentycznych pacyfistów. List otwarty do Owsiaka wystosowało stowarzyszenie Młodzi Socjaliści: „Niepokoją nas Pańskie wypowiedzi i działania, nie rozumiemy, gdzie podziała się idea pacyfizmu, wolności i równości. Co oznacza zapraszanie na Woodstock Wałęsy, Balcerowicza i Wojsko Polskie? Sam Mrożek nie powstydziłby się takiego absurdu w którym mówiąc stop wojnie pokazuje się czołgi”.
Lewicowcy apelują do Owsiaka, by przestał udawać kogoś innego, niż jest. „Może jednak warto zdjąć tę kolorową zasłonę z pacyfką, na której wypisane zostały jakże nośne hasła o wolności, równości, miłości i muzyce? A może już czas otwarcie powiedzieć tym młodym ludziom szukającym idei pokoju i braterstwa, że „tego już tu nie ma!?” Nie zmieni się na pewno jedno - Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy nie przestanie grać, będą bite kolejne rekordy sum ofiarowanych przez Polaków [...]. A co się stanie z tymi młodymi, których Balcerowicz zachęca do `dobrego oddawania głosów', Wałęsa do pracy, a Wojsko do służby państwu - nie Pański to problem Panie Owsiak, Pan pomaga chorym dzieciom”.
To znak rozpoznawczy Owsiaka: wcześniej czy później wzbudzi sprzeciw każdej grupy myślącej i ideowej. Dla większości obecnej w mediach karierowiczowskiej młodej „lewicy” z partyjnych młodzieżówek zawsze będzie super, wszak warto się pod niego podłączyć. A gdy pojawia się mało znaczące stowarzyszenie traktujące swoje lewicowe idee serio, natychmiast dochodzi do konfliktu. Bo idee są dla Owsiaka tylko użytecznymi narzędziami do kontrolowania, by bunt kolejnych roczników młodzieży nie wymknął się spod kontroli.
Jeśli jest pacyfizm, to muszą pojawić się czołgi i generałowie, był też hymn o durnocie klech, to muszą pojawić się ... biskupi - abp Życiński i bp Pieronek. Cóż, szansa na zwiększenie frekwencji, wszak nastolatek ma kolejny argument w sporze z rodzicami w sprawie wyjazdu na Woodstock: - nawet biskupi tam są, będziemy się modlić, a nie demoralizować! Każdy sposób na zwiększenie frekwencji, a co za tym idzie siły rażenia dobry.
Jest hasło „Stop przemocy”? W 2003 r Owsiak napada na stragany sprzedawców okularów. - Ja was, k...., załatwię - krzyczy. Sąd skazał go na 1 600 zł grzywny za zniszczenie mienia. W mediach nie ma jakoś czołówek na temat „bandyty Owsiaka”.
Czym jego zachowanie różni się od zachowania atakowanego przez mainstreamowe media gniazdowego kibiców Legii Piotra Staruchowicza? Owsiakowi, ta sprawa tylko pomaga zachować wizerunek buntownika.
Dziękujemy policji, każdy policjant to j...y morderca
Bo jednocześnie Owsiak pilnuje, by buntowników nie stracić. Na tym samym Woodstocku, na którym był Komorowski, wystąpiła legenda muzyki oi!, grupa `The Analogs'. Znana z piosenki „Dzieciaki atakujące policję” ze słowami „Hej, dzieciaki, niech zapłoną serca, każdy policjant to j... morderca”, oraz „P... a era techno”, w której głosi „Nikt nas nie kupi, nikt na nas nie zarobi”.
Zapewne dla wielu młodych fanów tego zespołu jego występ na Woodstocku to bardzo ważne, wzruszające wydarzenie - podziemna dotąd kapela i potężny tłum... Będą o tym opowiadać w szkole, a że Analogsi wystąpili obok tych których na co dzień zwalczają w swych piosenkach? Że Owsiak z tej samej sceny tak zachwycał się „sprawnością służb mundurowych”? Że Tomasz Sianecki ze Szkła Kontaktowego rozmawiał z publicznością: - „Czy policja państwu przeszkadza? - Nie! - Wiedziałem, że taka będzie odpowiedź”?
Być może owi nastoletni słuchacze Analogsów kiedyś zrozumieją, że zrobiono z nich idiotów, ale wtedy to już nie będzie miało znaczenia. Owsiak będzie zajmował się robieniem wody z mózgu kolejnym rocznikom.
A dlaczego niezależne zespoły się godzą uczestniczyć w imprezie, o której wiedzą, że jest ściemą? Występ przed setkami tysięcy ludzi to potężna promocja. Nie wątpię, że Analogsi zarobili.
W ostatnich latach dla „GW” najważniejsza stała się konfrontacja światopoglądowa, chęć przemienienia Polaków, zniszczenia ich tradycyjnych wartości stąd też jej wielkie wsparcie dla Palikota, stąd też niedawna wypowiedź Owsiaka o eutanazji, entuzjastycznie przez Ruch Palikota wsparta. Zapowiedź zabijania staruszków, brzmi mniej odrażająco gdy zbieramy pieniądze na pomoc dla nich. Że, nie przekonamy większości, iż eutanazja to sposób pomocy starszym ludziom, podobnie jak zakup sprzętu rehabilitacyjnego? Nie szkodzi, ważne jest że wprowadzimy ten pogląd jako jeden z uprawnionych, kropla drąży skałę.
Czy III RP padłaby bez Owsiaka?
Zamknięta kasta bogaczy rodem z komunistycznej bezpieki u góry. I zablokowane szanse awansu dla reszty. System III RP bez bezpieczników w rodzaju Owsiaka mógłby się łatwo wywrócić. Wcale nie za sprawą jakichś moherów, tylko młodzieży. Szanse rozwoju i awansu w postkomunistycznym systemie młodych ludzi, przeważnie ograniczają się do możliwości uzyskania pracy sprzedawcy w sklepie. Chyba, że mają dojścia, są z odpowiednich rodzin.
Ale w III RP młodzież nigdy nie zbuntowała się antysysytemowo na masową skalę. Mimo pojawiania różnych mniejszościowych grup wyczuwających, kto naprawdę tym wszystkim kręci. Jak po 1989 r. Owsiak odciął od zbuntowanej młodzieży antyokrągłostołowej opozycji tak dziś pozostawać ma bezpiecznikiem nie pozwalającym urosnąć buntowi do niebezpiecznego pułapu. Kreując własne formy buntu, bezpieczne dla władzy.
Głównymi ofiarami Owsiaka są więc sami buntownicy, którzy w późniejszym wieku odkrywają często, że zmarnowali młodość. Nie na walkę o naiwne ideały a na bunt sterowany przez establishment, którego efektem jest zniszczenie szans własnego pokolenia. Mariusz Kolonko: WOŚP i Woodstock:
---------------------------------------------
WIWISEKCJA POLSKIEJ DEMOKRACJI FASADOWEJ
CZĘŚĆ II
1.7. Rola i miejsce opozycji Parlamentarnej
Pod panowaniem praw o charakterze ustrojowym, w III RP tzw. opozycja parlamentarna, nie spełnia konstruktywnej roli do jakiej jest zobowiązana a właściwie nie spełnia żadnej roli, poza popisami na mównicy sejmowej. Właściwie mogłoby jej nie być, warto zatem zastanawiać się, czy pozostawiając dotychczasowy system, nie udzielić całej opozycji bezpłatnych urlopów, co dla budżetu byłoby wielce pożądane, a na rządzenie państwem nie miałoby żadnego wpływu.
Siłą Sejmu w obecnym systemie, jest koalicja rządząca, przepychająca ustawy „kolanem”, niezależnie od tego czy opozycja jest na sali czy jej nie ma. Opozycja może tylko buntować społeczeństwo przeciw opcji rządzącej, co czyniąc, robi z polityki jarmark a nie spór o racje stanu.
Opozycja, musi z racji prawa i bez łaski, otrzymać swoje „poletko” polityczne w postaci np. przewodniczących stałych i nadzwyczajnych komisji sejmowych oraz rzeczywistego wpływu na tok legislacyjny, wybór i odwoływanie osób funkcyjnych państwa itp.
Sprawi to iż opozycja będzie musiała partycypować w decydowaniu o losach państwa i Narodu a przez to spadnie na nią część odpowiedzialności przed wyborcami. Takie rozwiązanie byłoby „nie na rękę” np. PiS-owi, który moim zdaniem wcale nie dąży do wygrania wyborów lecz do bycia „wieczną opozycją”, która za nic nie odpowiada, a swój grosz z kiesy państwowej otrzyma.
I tak bezproduktywny jarmark polityczny trwa.
1.8 Rola Marszaka Sejmu
Funkcja marszałka Sejmu, jawi się jako dyktatora sejmowego a właściwie „Pana Boga” legislacyjnego. Czyj projekt aktu legislacyjnego marszałek podda pod obrady - będzie procedowany a czyj odłoży będzie odłożony „ad calenda Greca”.
Cóż z tego że ktoś ma [np. prezydent] prawo inicjatywy ustawodawczej, jeśli marszałek może sprowadzić go do roli papieru toaletowego, niezależnie od tego czy jest to projekt obywatelski, rządowy czy prezydencki.
Zakładając że inicjatorzy projektów ustaw, które marszałkowi lub jego mocodawcom nie podobają się, także bywają wartościowe i słuszne, a „zamrożenie” ich należy uznać jako działania antypaństwowe czy wręcz dywersyjne. Dlatego też uznaniowość marszałka w sprawie procedowania projektów ustaw, powinna być natychmiast zlikwidowana.
Wydaje się że projekty ustaw złożone „do laski marszałkowskiej” nie powinny oczekiwać na procedowane dłużej jak np. 3 miesiące.
1.9. Miejsce i zadania stałych komisji sejmowych
Stałe komisje sejmowe, powinny spełniać funkcję szczegółowego nadzoru sejmowego nad poszczególnymi resortami, jako że Sejm „in gremio”, zajmować się tym nie jest w stanie. Trzeba jasno postawić sprawę. Instytucje komisji sejmowych jako emanacja najwyższej władzy są organem nadrzędnym nad ministerstwami [a nie odwrotnie].
To Sejm jako przedstawiciel Suwerena, ma decydować o strukturze rządu a nie premier, uprawiający z zasady „radosną twórczość” organizacyjną na użytek swojej gildii.
Skład komisji sejmowych powinien być stały i reprezentatywny dla układu sił sejmowych.
Posiedzenia komisji, nie powinny zaburzać terminarza posiedzeń plenarnych i odbywać się w czasie, gdy nie odbywają się posiedzenia plenarne Sejmu.
Przewodniczenie komisjom, powinno obligatoryjnie należeć posłom opozycji, bowiem dla należytego spełnienia funkcji kontrolnej - formacja rządząca nie może być sędzią we własnej sprawie. Przewodniczenie komisjom, winno się realizować w ramach obowiązków poselskich i bez dodatkowego uposażenia, a nie jako obciążenie dodatkowe. Nie ma przymusu przewodniczenia.
Obecność członków na posiedzeniach komisji, winna być obowiązkowa. Obecność posłów nie będących członkami komisji oraz innych osób, podczas posiedzeń komisji, tylko w roli obserwatorów za zgodą komisji.
Ministrowie resortów ich zastępcy oraz urzędnicy ministerstw, nie powinni być zapraszani lecz wzywani i stawiać się na każde żądanie komisji. Natomiast nie uzasadniona absencja winna skutkować automatycznym zawieszeniem w pełnieniu obowiązków wezwanego. Przywrócenie do obowiązków możliwe byłoby decyzją Sejmu.
Dla prawidłowego funkcjonowania organów państwa, przywrócenie podporządkowania rządu Sejmowi jest warunkiem kluczowym.
1.10. Powoływanie i funkcjonowanie sejmowych komisji nadzwyczajnych
W sprawach działań mogących wpływać na proces legislacyjny i realizację zadań organów państwa, wyjaśnienia powinny dokonywać komisje nadzwyczajne z uprawnieniami śledczymi. Jeśli przedmiot działania komisji nadzwyczajnej, dotyczy obszaru z zakresu ekipy rządzącej, przewodniczący powinien być wyłoniony z formacji opozycyjnej.
Komisje takie winny mieć uprawnienia śledcze. Osoby wezwane przez komisje w celu złożenia zeznań, winny mieć obowiązek stawienia się i złożenia zeznań. Nie stawienie się winno skutkować wniesienie oskarżenia do sądu powszechnego pod zarzutem utrudniania śledztwa.
Powyższy wymóg, dotyczy w równym stopniu polityków, prokuratorów, sędziów i innych osób wymiaru sprawiedliwości. Prawnicy nie mogą zasłaniać się dobrem śledztwa w czasie przesłuchań.
Przewodniczący komisji nadzwyczajnej, powinien być posłem z formacji nie związanej z rozpatrywanymi problemami. Jeśli pojawią się w tej kwestii wątpliwości zgłoszone publicznie, powinien on zawiesić swą działalność w komisji. Skład komisji i sformułowanie celu oraz zakresu badanej problematyki, byłby ustalane zwykł ą większością głosów poselskich w czasie posiedzeń plenarnych.
1.11. Kluby poselskie
Osoby funkcyjne w państwie [i w samorządach] z nadania wyborczego, spełniają rolę służebną wobec swych wyborców. Tak więc ustanawianie jakiegoś ciała pośredniego między wybieranymi a wyborcami, które zawłaszcza uprawnienia wyborców, jest de facto odcięciem wpływu „demos” na funkcjonowanie władzy. I tu kończy się demokracja.
Kluby [koła] poselskie, samym swym istnieniem jako ośrodki decyzyjne, urągają zasadom demokracji. Objawia się to szczególnie w tzw. dyscyplinie klubowej. Posłowie nawet gdyby chcieli reprezentować interes swych wyborców - nie mogą [z uwagi na swój prywatny interes], są bowiem terroryzowani przez kluby poselskie i głosują za interesem klubowym [partyjnym] a nie swych wyborców. Stawia to pod znakiem zapytania sens przeprowadzania wyborów powszechnych, skoro można poprzestać na wyborach partyjnych członków klubów.
Oczywiście, ten pomysł zostanie oprotestowany jako zamach na demokrację [demokrację typu głowonóg], no bo jak to? Nie byłoby przecież żadnej kontroli nad posłami, chociaż teraz jest taka kontrola i wynikają z tego same nieszczęścia.
Kluby i koła poselskie stanowią zaporę w relacji wyborca-poseł. Stąd też ich istnienie i wynagradzanie dodatkowe przewodniczących klubów [kół] poselskich jest wysoce szkodliwe dla demokracji.
Czyli znów demokracja stoi na głowie.
1.12. Ocena pełnienia funkcji publicznych po wygaśnięciu mandatu
Obecnie osoby funkcyjne w Rzeczypospolitej, nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za swoją działalność w sferze publicznej i tym samym nie różnią się od funkcjonariuszy systemów totalitarnych, czy monarchii absolutnych. Nie zaliczam do odpowiedzialności przed ich mocodawcami partyjnymi, bo jest to odpowiedzialność wykoślawiona.
Taki poseł czy minister, może robić najbardziej karygodne „numery”, mając w pobliżu kości ogonowej swych wyborców, uczciwość, moralność itp. ograniczenia i nic mu nie grozi, premier go obroni, „partyjny führer” pogrozi palcem „nu, nu na liście partyjnej o jeno oczko w dół”. A powinien przynajmniej usłyszeć ocenę swej działalności jako „dobroczyńcy narodu”.
Nie znam zawodu, gdzie pracownik nie odpowiadałby za wykonywanie obowiązków, nawet babcia klozetowa, musi się z obowiązkami liczyć, nawet jeśli rozmiar szkód poniesionych jest równy rolce papieru toaletowego. A taki premier czy inny minister, chodzi w aureoli do końca życia [vide Buzek czy Lewandowski i wielu innych], choć należy mu się 100 lat w średniowiecznym lochu.
A w państwie rzekomo demokratycznym, państwie prawa, prezydent, premier, minister czy poseł, może wyrządzić niepowetowane szkody milionom, nałożyć na kilka następnych pokoleń ciężary i odchodzi na zasłużony dobrze płatny odpoczynek w glorii. A to, że opozycja opszczeka go, to podobno normalne i nikt się tym nie przejmuje. Sprawiedliwość za „kryminałki” też nierychliwa i bezceremonialnie zdąża do przedawnienia.
Należy zatem każdego z odchodzących, poddać ocenie np. Trybunału Stanu, do którego zgłaszane byłyby zastrzeżenia co do wypełniania funkcji ocenianego osobnika. Taki trybunał [czy inne ciało], orzekałoby czy podsądny dobrze pełnił swoją funkcję a jeśli tak, to udzielałoby mu absolutorium. Jeśli nie, to ćwierć emeryturki a nie cała i „wnioseczek o ściganie”. Przynajmniej delikwent pozbyłby się poczucia dobrze spełnionego obowiązku jeśli na to nie zasłużył.
1.13. Ograniczenie uprawnień organów wybieralnych
Jeśli człowiek zobowiązany do wykonywania powierzonych mu obowiązków, wykonuje je niewłaściwie, podlega stosownym konsekwencjom a w przypadku braku poprawy - odwołaniu z zajmowanego stanowiska.
W przypadku posłów [radnych] zasada ta w praktyce nie obowiązuje. Taki przedstawiciel grupy obywateli, może czuć się bezkarnie, nawet działając na szkodę swych wyborców a w najlepszym przypadku nie realizując zadań do których się zobowiązał stając do wyborów. Jak dawno temu oświadczył pewien poseł AWS [Rybicki], że wybór upoważnia przedstawiciela, do wszelkich działań - co należy rozumieć że wyborcy zrzekli się na jego rzecz także z prawa własności.
Jest oczywistym, że bezkarność pozwala beneficjentom wyborów, traktować służbę publiczną jako zarządzanie prywatnym biznesem. Jeśli ktoś szuka źródeł korupcji, to biją one właśnie tutaj.
Niezbędna więc jest możliwość odwołania posła [radnego] przez zebranie podpisów wyborców w ilości otrzymanych w wyborach głosów [nie dopisanych a rzeczywistych].
Pisząc o uprawnieniach do zarządzania dobrami wspólnymi, mam tu na myśli ograniczone rozporządzanie nimi przez funkcjonariuszy wybieralnych. Wydaje się że organa wybieralne, nie powinny zaciągać zobowiązań wykraczających skutkami poza swoją kadencję. Zaciąganie dowolnych zobowiązań w imieniu następców jest z gruntu niemoralne i cuchnie podrzucaniem „zdechłego kota” innym, niezależnie od tego co się obiecywało w wyborach. Czego nie raczyli zauważyć tytułowani profesorami - twórcy reformy samorządowej. Z tak „spapranego dzieła” jak samorząd w III RP, jego twórcy powinni tłumaczyć się codziennie a nie zbierać pochwały.
Dotyczy to zadłużania władz wszystkich szczebli i wszystkich dziedzin a w szczególności zadłużania państwa [samorządów]. W sprawach szczególnych, tylko referenda [w tym szczebel centralny] powinny być uprawnione do odstępstwa od tej reguły.
Wybierając swego przedstawiciela wcale nie uprawniam go, do zrobienia ze mną co tylko mu chora wyobraźnia podpowie.
1.14. Osobista materialna odpowiedzialność osób funkcyjnych w państwie za podjęte decyzje
Czy ktoś zatrudniłby pracownika, który nie ponosi odpowiedzialności za wykonywaną pracę? Pytanie oczywiście retoryczne bo nikt kto kieruje się rozsądkiem takim masochistą nie jest. Lecz my Polacy jakoś tak zwyczajowo, zaakceptowaliśmy to że politycy decydujący o naszym życiu [lub śmierci] odpowiedzialności za swoją działalność nie ponoszą. Mówi się o odpowiedzialności politycznej, to jest takiej, która polega na tym iż nie może taki partacz ponownie objąć lukratywnego stanowiska [jakaż to okrutna kara, prawda?].
Praktycznie odpowiedzialność taka nie istnieje. Procesy przed Trybunałem Stanu ślimaczą się zdążając do nieuchronnego przedawnienia. Zresztą nikt nie jest zainteresowany bo obowiązuje złodziejska zasada, „my nie ruszamy waszych a wy nie ruszacie naszych”.
Świadomość braku odpowiedzialności za czyny, demoralizuje nie tylko przestępców bowiem jak wiadomo „okazja czyni złodzieja” nie pytając o stan moralności. Inaczej mówiąc, politykowi nie powierzyłbym opieki nawet nad swoją jedną złotówką [gdybym ją miał], a niestety na mocy założeń ustrojowych III RP, powierzono takim ludziom mój los, zdrowie czyli życie, moje mienie, wychowanie moich potomków, sprawiedliwość i inne egzystencjalne problemy obywateli.
Na odpowiedzialność za czyny popełnione w imię ogółu, składa się ocena czynów i sankcje. Jak pokazuje życie, rządzący nami od wielu lat, swoje obowiązki wykonują niechlujnie a raczej pozorują ich wykonywanie, przy okazji odwalając prywatne „fuchy”.
Problem oceny polityków po zakończeniu kadencji, podniosłem w innym miejscu, pozostaje tylko kwestia sankcji za udowodnione błędne działania. Kodeks karny, ujmuje co prawda część przestępczego repertuaru polityków ale nie jest w stanie skodyfikować szkodliwych działań pełniących funkcje z wyboru. Zresztą prawo zbyt szczegółowe jest martwe w momencie jego stanowienia, natomiast przestrzeń nie skodyfikowaną w prawie pozytywnym - musi obligatoryjnie wypełniać duch prawa. Duch naszego prawa, niestety błąka się po manowcach, bowiem III RP nowych duchów nie potrzebuje, wystarczą laudacje duchów Gieremka, Kuronia, Mazowieckiego i miejmy nadzieję iż Bartoszewski niebawem duchem zostanie.
Lecz w prawie, musi się znaleźć odniesienie do niestaranności wypełniania obowiązków osób funkcyjnych z wyboru. Mam tu na myśli takie uchylanie się od obowiązków, niestaranność, pochopność, nieuzasadnione dysponowanie mieniem publicznym, podejmowanie działań nie wynikających z potrzeb społecznych itp.
Przy okazji odnoszenia się do odpowiedzialności „wybrańców”, można zasygnalizować konieczność obciążenia odpowiedzialnością za nieodpowiedzialne decyzje, innych funkcjonariuszy państwa, którzy to swą niekompetencją, lekceważeniem obowiązków, „dolegliwościami” doprowadzili do szkód materialnych lub moralnych. Jeśli podejmuje się decyzje „w imieniu Rzeczypospolitej”, to błędne decyzje czynią szkody, wyrządzają krzywdy i podważają jej autorytet.
Każdy funkcjonariusz państwa na swoim odcinku, decyduje o charakterze państwa, nadając mu kształt organizacji antyobywatelskiej lub proobywatelskiej.
1.15. Jednolity system wynagradzania osób sprawujących funkcje publiczne z wyboru
Znając ułomności natury ludzkiej w odniesieniu do dóbr materialnych, rozsądek podpowiada by nie pozostawiać ich bez ochrony, skazując je na zawłaszczenie. Szczególnie nie jest wskazane powierzanie pieczy nad „gęsim stadem, lisowi”. Bo zawłaszczenie, może odbywać się tak z naruszeniem praw, jak też drogą przejęcia jako mienie „boskie a niczyje” lub nie chronione. Niby to mamy prawny zakaz przywłaszczania nie swego mienia, ale dotyczy to tylko aktu końcowego. Prawo, niestety nie penalizuje działań w efekcie których mienie społeczne czy państwowe można uznać za niczyje. Mam tu na myśli praktykowane nagminnie w Polsce, doprowadzanie obiektu pożądania do stanu upadłości i kupowania go jako bezwartościowy za złotówkę.
Status mienia niczyjego w naszej tradycji ma mienie wspólne a oddane go we władanie, osobom wyniesionym do władzy, stwarza pokusę traktowania go, jako własność. Dzieje się tak jeśli brak unormowań w tym zakresie.
Kultura prawna, zna pejoratywne znaczenie pojęcia „sędziego we własnej sprawie”, które jak się wydaje, winno odnosić się do wszystkich dziedzin kultury euro chrześcijańskiej. I w jakimś sensie jest. Na sędziego piłkarskiego nie powołuje się trenera grającej drużyny. Prezydent nie nadaje sobie orderu, lekarz nie leczy członków własnej rodziny.
Jednak zwyczaj, jakby implantowany z obcej kultury, zawarowany w prawie, upoważnia posłów i inne osoby funkcyjne, do decydowania o swoim wynagrodzeniu. Dla jasności, przypomnieć się godzi że nie są oni ani bogami mieszkającymi na Olimpie przy ul. Wiejskiej, ani nawet tytanami czy herosami, są takimi samymi obywatelami jak reszta i tylko dzięki machinacjom znaleźli się na miejscu uprzywilejowanym i przyznali sobie status nadludzi.
Gdy większość społeczeństwa polskiego żyje na skraju ubóstwa, jego reprezentanci pławią się w dostatku co w sposób oczywisty deformuje postrzegany przez nich obraz rzeczywistości i tym samym ich działania czyni chybionymi [zakładając ich dobrą wolę, którą jednak trudno dostrzec].
Nie ma innego sposobu przywrócenia im rzeczywistych proporcji postrzegania świata, jak uzależnienie ich wynagrodzenia od wynagrodzenia najuboższych.
Najstosowniejszym byłoby ustalanie wysokości wynagrodzeń w wielokrotności najniższego uposażenia. Myślę że podziałałoby na polityków pobudzająco.
1.16. Aktywność posłów
Podstawowym obowiązkiem posła [senatora, radnego] jest wszechstronne rozpoznanie problemu poddanego pod dyskusję, pod kątem interesu jego wyborców oraz udział w głosowaniu nad projektem w sposób zgodny z oczekiwaniami wyborców. Bo w końcu po to są wybierani.
Tymczasem posłowie nie muszą interesować się rozpatrywanym projektem, o czym świadczy śladowa ilość posłów na sali posiedzeń plenarnych, nawet przy rozpatrywaniu bardzo ważnych projektów. Nie muszą bo nie obliguje ich do tego prawo. Nie usiłują, bo nie muszą poznawać różnych aspektów problemu i dociekać, co jest dobre dla grupy obywateli, czy państwa, rozważać racje i podejmować decyzje, co oczywiście jest ciężką pracą. Wolą wynajdywać sobie znacznie atrakcyjniejsze zajęcia, niż „łamać sobie głowy” w miejscu, gdzie bije serce państwa.
Krótko mówiąc, posłowie bumelują a pozwala im na to instytucja pn „dyscyplina partyjna głosowań”. Wódz partyjny decyduje za posłów, co jest dobre, a co złe dla ich wyborców, tych wyborców nie pytając [przecież wie lepiej].
Posłowie nie uczestnicząc w debacie, przystępują do głosowania nie mając pojęcia o tym nad czym głosują, czyli mózgi mają w sejfie u Prezesa. Tak wygląda parodiowanie wykonywania funkcji przedstawiciela wyborców. Czyli ktoś celowo postawił posłowanie na głowie by nie psuło „szyków starszym i mądrzejszym” [zapożyczone od Michalkiewicza].
Po to aby zlikwidować antydemokratyczną praktykę dyscypliny partyjnej, czyli po prostu maszynki do głosowania, należy zakazać oficjalnego zrzeszania się w klubach poselskich, zaprzestać finansowania partii z budżetu i wprowadzić ograniczenia a w końcu zakazać, funkcjonowania partii wodzowskich, jako embrionalnej postaci totalitaryzmu. Systemy totalitarne, które tak ochoczo krytykujemy jako przestępcze [komunizm, faszyzm] wyrastały na bazie partii wodzowskich. W końcu „Tusku”, Kaczyńskiemu, Millerowi, Palikotowi i innym, ambicji „wodzowskich” nie brakuje.
1.17. Finansowanie partii politycznych
Jednym z wynaturzeń ustroju III RP [zapożyczonej zresztą od bardziej „spokracznionych” demokracji], jest finansowanie z budżetu działalności niektórych partii politycznych. Jeśli już tak miałoby być, to finansowane winny być wszystkie partie a jego wysokość winna być uzależniona nie od wyniku wątpliwej uczciwości wyborów lecz od ilości członków partii.
Tak uczciwie rzecz biorąc to partie polityczne winny płacić podatki państwu za to że udostępnia im pole do działalności jak każdemu podmiotowi gospodarczemu i uzyskiwać bliżej nieokreślone korzyści.
Tymczasem nasze partie polityczne, siłami klubów poselskich postanowiły dokonać napadu na kasę państwa i same sobie przyznać, niczym nie uzasadniony przywilej opodatkowania na swoją rzecz państwa [czyli obywateli]. Bardziej niż narzędzie polityczne takie działanie przypomina ściąganie haraczu z podmiotów rozrywkowych, przez organizacje przestępcze, lub działalność sutenera.
Oficjalne uzasadnienie, finansowania partii politycznych z budżetu państwa, brzmi jak argument przedszkolaka. Trzeba dostarczyć partiom pieniędzy by nie sięgały po finansowanie „nielegalne” [czytaj przestępcze]. Ten argument, jest wręcz groteskowy [bo jeśli nie dacie pieniędzy to je ukradniemy albo kogoś obrabujemy. Jeśli ktoś stawia nas przed taką alternatywą - jest to po prostu argument „bandziora”. Czyli nasze prawo stanowi banda zbirów. Komentarz zbyteczny.
Jest oczywiste że partie [pozostając przy oficjalnym nazewnictwie] na swą działalność potrzebują funduszy. Jeśli partie są masowe - zasilają ich budżet składki członkowskie wpłacane dobrowolnie. Członkowie takiej partii ochoczo wnoszą składki, jeśli partia realizuje ich postulaty. Jeśli jednak realizuje inne zadania, trzeba jak w PZPR składki wymuszać.
CDN
Cezary Rozwadowski [15 luty 2014]
----------------------------------------------------------------
ŚMIERĆ POCZTY POLSKIEJ - CZĘŚĆ I
Poczta Polska poczuwa się do obowiązku wspierania rodzimej kultury i tradycji, czego wyrazem, są liczne serie pięknych znaczków kótre budzą zachwyt nie tylko filatelistów. Na zdjęciu reprodukcja specjalnego, kolekcjonerskiego wydania z okazji 600-lecia bitwy grunwaldzkiej.
Przez media przebiegła właśnie, jak zwykle bez głębszych refleksji, trochę śmieszna wiadomość, że od 1 stycznia 2014 r. listy z sądów i prokuratury będziemy odbierać np. w ... sklepie rybnym albo w kiosku z gazetami, albo w butiku. Tak naprawdę jednak nic śmiesznego w tej informacji nie ma.
Ministerstwo Sprawiedliwości wystawiło do przetargu za pośrednictwem Centrum Zakupów dla Sądownictwa w Krakowie potężną usługę, czyli dostarczanie w ciągu najbliższych dwóch lat wszelkich sądowych i prokuratorskich przesyłek. Wartość tej skomplikowanej usługi to ok. 500 mln zł. Poczta Polska stanęła do przetargu, lecz go przegrała z nikomu [?] nie znaną, młodą, ale dobrze się nazywającą firmą - Polska Grupa Pocztowa.
Państwowy moloch przegrał z prywatną firmą - świetnie to brzmi! - To się nazywa prawdziwy kapitalizm i prawdziwa konkurencja. Dokładnie w tym też duchu reprezentanci PGP przedstawili swoje zwycięstwo mediom. Niewielu zastanowił fakt, że PGP zamachnęło się na usługę wartości 500 mln zł, mając roczny obrót na poziomie zaledwie 27 mln i nie dysponując siecią placówek w przybliżeniu choćby porównywalną z siecią, jaką ma firma państwowa. Nie tylko nie mają praktycznie żadnej sieci, ale też stosownej do skali przedsięwzięcia liczby zatrudnionych oraz odpowiedniego majątku. Zgodnie z wymogiem przetargu jego zwycięzca powinien wykazać się własnymi placówkami w każdej gminie w Polsce. `Prywatnej' firmie pomogła w tym przypadku Krajowa Izba Odwoławcza, która powinna zajmować się prawidłowością dokonywania przetargów. Zawyrokowała ona, że Grupa - nie musi posiadać stosownej sieci placówek, bowiem wystarczy, iż zapewni zleceniodawcę, że taką sieć zorganizuje w trakcie realizacji umowy. Innymi słowy zgodziła się ażeby PGP najpierw mogła kasować, a potem realizować.
Krajowa Izba Odwoławcza poszła na ogromne ryzyko zawalenia się tak ważnego segmentu usług pocztowych, jak dostarczanie oficjalnej korespondencji prokuratorskiej i sądowej. Skalę tego ryzyka uświadamia fakt, że obywatel nie ma prawa tłumaczyć się przed sędzią lub prokuratorem że przesyłki nie otrzymał! Nie odebrał w terminie? Nie ma to znaczenia, uznaje się ją za doręczoną. Ale KIO stwierdziła autorytatywnie, że nie można wymagać od podmiotu stającego do przetargu, ażeby dowód nadania sądowych lub prokuratorskich przesyłek miał dla niego moc urzędową. To tak, jakby powiedzieć, że obowiązek urzędowego dostarczenia pisma spadł na jego odbiorcę! A na końcu pewnie policjanci będą zamieniani w listonoszy...
Kimże jest owa Krajowa Izba Odwoławcza? Otóż nie jest prawdziwym sądem i nie ma żadnych uprawnień do dokonywania interpretacji prawnych obowiązujących w państwie ustaw. Warto wszakże zapamiętać, że jej członków w całości powołuje premier. Może to dlatego jej orzeczenie uznano za święte...
=======================================
ŚMIERĆ POCZTY POLSKIEJ - CZĘŚĆ II (ostatnia)
Zwolnionych może zostać kilka tysięcy osób
Wszystko wskazuje na to, że Poczta Polska S.A., potężna firma zatrudniająca blisko 90 tys. ludzi, na naszych oczach - prawdopodobnie została skazana na śmierć. Zatrudnienie może stracić kilka tysięcy osób a sama Poczta zostanie rozbita i przejęta przez podmioty zagraniczne, o czym alarmuje miesięcznik „WPIS”. [...]
[...] Ale czy Ministerstwo Sprawiedliwości zna wystarczająco polskie ustawodawstwo i wiedziało, że takiego przetargu w ogóle nie ma prawa organizować? Tak tłumaczy przewodniczący pocztowej „Solidarności” Bogumił Nowicki:
Według prawa Poczta Polska S.A. jest operatorem wyznaczonym na okres 3 lat, pierwszy rok już minął, ale mamy jeszcze dwa lata by świadczyć tego rodzaju usługi. Do takiego przetargu doszło zatem zupełnie nie wiedzieć czemu. Jest to rzecz nie do pomyślenia np. w Niemczech, we Francji czy w Hiszpanii; tam nikomu nie przyszłoby do głowy, żeby korespondencję należącą do państwa powierzyć jakiejś prywatnej spółce. Chciałem zwrócić też uwagę na rzecz niezwykle istotną. Otóż przykładowo we Francji czy w Hiszpanii zagwarantowane narodowej poczcie okresy funkcjonowania jako operatorowi wyznaczonemu, wynoszą kilkanaście lat. U nas ustalono zaledwie 3 lata. Nikt oprócz „Solidarności” nie podejmował próby walki z tym. W parlamencie temat został oczywiście wycięty przez obecnie rządzącą koalicję i uznano że te 3 lata to i tak jest już fantastyczny okres. Niemcy, nie mogą wejść na rynek hiszpański czy francuski, bo te rynki są przez ich własne kraje ustawowo bronione, a tymczasem - za ich wschodnią granicą otwiera się duży, fajny rynek i na dodatek będący tak blisko. Rocznie jest u nas do przejęcia 1,5 mld euro obrotów i mimo olbrzymiego budżetu poczty niemieckiej, jest to jednak dla nich łakomy kąsek. [Dla kogo może być ten kąsek? W związku z tym warto tu przytoczyć wypowiedź niemieckiej minister obrony Ursuly von der Leyen z 30 stycznia 2014 r. W tym dniu, pani minister podejmowała izraelskiego ministra Moshe Ya'alona w Berlinie: „Jest to pierwszy zagraniczny gość jakiego podejmuje na stanowisku ministra obrony. Pokazuje to szczególne relacje pomiędzy naszymi krajami” - podkreślając „szczególne stosunki” Niemiec i Izraela.
Dodała także, że tematem ich rozmów ma być sytuacja na Bliskim Wschodzie: „zależy mi by dowiedzieć się jak sytuacje postrzega mój kolega z Izraela”. Natomiast minister Ya'alon powiedział: Izrael i Niemcy to „dwie demokracje”, które hołdują tym samym wartościom, mają wspólne interesy i stawiają czoła tym samym zagrożeniom. Pochwalił także współpracę obu krajów a szczególnie zbrojenie Izraela przez Niemcy które określił mianem „dbania o bezpieczeństwo Izraela”.
Wniosek: że także sprawa prywatyzacji Poczty Polskiej może mieć też wspólny cel - „blokady informacji listownej a też większej infiltracji treści w listach” - Admin].
Poczta Polska na pewno nie funkcjonuje idealnie [choć nie tak tragicznie jak np. włoska] i wiele jest tam do naprawienia. Czy jednak naprawi się cokolwiek odbierając firmie ponad pół miliarda złotych wpływów? Podobnie sprzedaż polskiego zakładu pracy nie przyniosła korzyści sprzedawanej firmie a historia Fabryki Samochodów Osobowych jest tu tego sztandarowym przykładem. Najczęściej kończy się to likwidacją zakładu. Ludzie tracą pracę, a samorządy i państwo wpływy z podatków. Zyskuje tylko rząd, ale też chwilowo, bowiem uzyskane z prywatyzacji nędzne grosze są wpływem jednorazowym. Natomiast Poczta Polska odprowadza do budżetu 200 milionów zysku rocznie!
Poczta Polska jest niezwykle solidnym płatnikiem wszystkich danin, jakie obowiązują przedsiębiorstwo i jego pracowników - podkreśla przewodniczący pocztowej „Solidarności” Bogumił Nowicki. W Poczcie Polskiej w ogóle nie ma miejsca na szarą strefę. Jesteśmy płatnikiem CIT-u, płacimy dywidendę oraz ZUS; składkę rentową i składkę chorobową, miesiąc w miesiąc od potężnej grupy pracowników.
Co natomiast państwo zyska od zwycięskiej w przetargu Polskiej Grupy Pocztowej? Kolejną, wielką porcję - tysiące - umów nazywanych śmieciowymi [z którymi premier ostatnio podobno postanowił walczyć]. PGP bowiem zatrudnia teraz na gwałt - ale przecież nie na etaty, lecz doraźnie - doręczycieli. Inną sprawą jest jakość pracy tych ludzi jako quasi-listonoszy oraz zakres ich odpowiedzialności. Tymczasem doręczyciel Poczty Polskiej z mocy prawa podlega stosownej kontroli, nie może być osobą karaną, musi zachować tajemnicę doręczenia korespondencji, podlega konsekwencjom służbowym. Nic z tych rzeczy nie obowiązuje w przypadku kioskarza czy sklepikarki, którzy by dorobić parę groszy, podejmą się obsługi korespondencji sądowej i prokuratorskiej. Kolejną konsekwencją będzie też, wyrzucenie na bruk paru tys. pracowników PP S.A. Kolejnych tysięcy, trzeba tu dodać, albowiem zatrudnienie w Poczcie Polskiej zmalało w ciągu ostatnich lat ze 120 tys. do 86 tys.
To była jedna z podstawowych usług Poczty Polskiej. Jeżeli my tracimy rocznie ćwierć miliarda złotych, to tego nie da się nadrobić jakimś innym instrumentem biznesowym - mówi przewodniczący pocztowej „Solidarności” Bogumił Nowicki. - Jedynym sposobem, żeby utrzymać czy poprawić wynik, jest pozbycie się stosownej grupy pracowników. Trzeba będzie zwolnić kilka tysięcy ludzi. Czyli, ci pracownicy już nie będą mieli ze swojej strony odprowadzanych składek na ZUS, w tym chorobowej, która przynależy każdemu normalnemu pracownikowi zatrudnionemu na umowę o pracę.
W rozmowie z przewodniczącym Nowickim rozważany jest jeszcze inny wariant przypominający sytuację w zdemontowanych, w sposób bezprzykładny, Polskich Kolejach Państwowych. Mamy w przedsiębiorstwie b. dużo różnych wewnętrznych segmentów - tłumaczy Bogumił Nowicki:
Np. logistyczny, czyli samochody, bez których tych usług nie da się wykonać; jest kilka centrów ekspedycyjno-rozdzielczych w Polsce itp. Każdy taki segment można z powodzeniem wyłączyć z przedsiębiorstwa, pozamieniać na samodzielne spółki, a później te samochody czy te centra mogą świadczyć usługi, na rzecz przeróżnych innych podmiotów, które przyjdą na nasz rynek, obojętnie czy to będą podmioty rodzime, czy to będą podmioty zewnętrzne.
Kiedy powstanie kilkadziesiąt różnych spółek, kilkadziesiąt zarządów, rad nadzorczych - wszystko zgodnie z zasadami prawa handlowego - to w tych radach i tych zarządach zasiądą osoby związane z obecną władzą. Powstanie równocześnie potężny bałagan, chaos nie do ogarnięcia, właśnie taki, jaki mamy obecnie na kolei. W takiej sytuacji Polacy przyjmą z ulgą i z zadowoleniem, że na ten nasz niewdzięczny rynek wejdzie poczta ”niemiecka” i uzdrowi sytuację.
Może jednak dojść do innego rozwiązania. To oczywiście tylko przypuszczenia. Otóż zarząd Poczty Polskiej S.A. wystąpił do sądu okręgowego przeciwko decyzjom Krajowej Izby Odwoławczej. Co się stanie, gdy Poczta Polska wygra? Czy jej konkurent - Polska Grupa Pocztowa popadnie w lament? Nie, ale PGP sama może wystąpić na drogę sądową i zażądać odszkodowania. W świetle prawa będzie im się należało za poczynione inwestycje czy utracone zyski, mowa o kwotach w milionach złotych. A zapłaci za to podatnik.
Leszek Sosnowski
----------------------------------------------------------
WIEDEŃSKA AGENCJA WSKAZUJE CEL
Wprawdzie już ucichły echa burzy w szklance wody, jaka się rozpętała po napisaniu przeze mnie o „chwilowo nieczynnym obozie zagłady w Oświęcimiu” ale dzięki życzliwości Czytelników dopiero teraz zapoznałem się z publikacją p. Agnieszki Stelmach, która na portalu PCh24.pl opublikowała artykuł zatytułowany „Żydzi z optymizmem patrzą na Polskę”. Autorka przytacza wyniki badań przeprowadzonych w 2012 r. na grupie 5 847 Żydów w wieku powyżej lat 16. Otóż 66 procent indagowanych uważa że antysemityzm jest „poważnym problemem”. Do tego stopnia, że z niektórych krajów, takich jak np. Francja, bardzo wielu Żydów chętnie by gdzieś wyemigrowało, ale, po pierwsze - nie bardzo wiadomo gdzie, bo wszędzie jest podobnie a po drugie, to największym problemem jest antysemityzm w sieci, a na to żadna emigracja nie pomoże. Żydowscy komentatorzy przytaczają nawet najbardziej skandaliczne antysemickie komentarze z sieci, np., że „Żydzi mają zbyt wiele władzy w gospodarce, polityce i mediach”, albo że „wykorzystują bycie ofiarą holokaustu dla własnych celów”.
Nawiasem mówiąc, opinia, jakoby Żydzi wykorzystywali bycie ofiarą holokaustu dla własnych celów wydaje mi się niesłuszna w tym sensie że ci, którzy holokaust dla własnych celów wykorzystują, żadnymi ofiarami holokaustu nie są. Ofiary bowiem albo nie żyją, albo - jak zauważa korespondent „Najwyższego Czasu!” z Tel Awiwu Kataw Zar - przeważnie dożywają swoich dni w niedostatku, co by świadczyło że raczej niczego nie wykorzystują” - ale poza tym te przykłady utwierdzają mnie w przekonaniu, że w środowiskach żydowskich, a także wśród ormowców politycznej poprawności, antysemityzm jest nagminnie mylony ze spostrzegawczością. Możliwe że z punktu widzenia żydowskich interesów byłoby znacznie lepiej, gdyby ludzie nie byli nadmiernie spostrzegawczy, ale czy aby na pewno można od nich tego żądać?
Dotychczas jeszcze nikt tego wyraźnie nie potwierdził, ale przecież kiedyś musi być ten pierwszy raz - a skoro musi, no to właśnie się zdarzył. Oto wiedeńska Agencja Praw Podstawowych - paneuropejskie gestapo, utworzone w celu monitorowania mniej wartościowych europejskich narodów - czy się przypadkiem nie bisurmanią w sposób nie zatwierdzony przez starszych i mądrzejszych, poruszona wynikami wspomnianych badań wysunęła pomysł, by państwa członkowskie Unii Europejskiej „rozszerzyły podstawę prawną do ścigania przestępstw z nienawiści i przestępstw popełnionych z pobudek antysemickich w internecie” oraz by powołały „specjalne jednostki policji które by monitorowały i ścigały przestępstwa z nienawiści w sieci”, no i oczywiście - by „wprowadzić środki w celu - zachęcenia użytkowników do zgłaszania na policję wszelkich antysemickich treści”.
A co to są „antysemickie treści”? Otóż jeszcze gdy wiedeńska Agencja praw Podstawowych nazywała się Europejskim Centrum Monitorowania Rasizmu i Ksenofobii, to znaczy w 2005 r., przygotowała nową definicję antysemityzmu, którą gazeta „The Jewish Daily Forward” nazywa „roboczą”. Ta „robocza” definicja obejmuje również wszelką krytykę Izraela. Teraz lepiej rozumiem, dlaczego pan red. Terlikowski po odbyciu spowiedzi przed redakcją „Gazety Wyborczej” złożył w imieniu portalu „Fronda” deklarację lojalności wobec Izraela. Najwyraźniej, musiał skądś się dowiedzieć o nowej definicji, podczas gdy ja jeszcze tkwiłem w mrokach definicji dotychczasowej. To oczywiście zmienia postać rzeczy i wychodząc naprzeciw oczekiwaniom p. Rumińskiego, który w tej sprawie do mnie napisał, przestaję uważać pana red. Terlikowskiego za „bęcwała”. Przeciwnie - będę go odtąd uważał za osobę bardzo czujną, ostrożną, przewidującą i zapobiegliwą.
Zresztą to nie jest w tej sprawie najważniejsze, bo skoro Agencja Praw Podstawowych sugeruje nie tylko wspomniane „rozszerzenie”, nie tylko powołanie specjalnych formacji policyjnych do tropienia i zwalczania antysemitów ale również wydzielenie środków gwoli zachęcenia donosicieli do donoszenia, to nie ulega wątpliwości że wszystkie te przedsięwzięcia muszą przynieść oczekiwane rezultaty może nie tyle w postaci złagodzenia nastrojów uznawanych za „antysemickie”, bo jak wiadomo, każda akcja rodzi reakcję - ale z pewnością w postaci rosnącej gwałtownie liczby skazańców - bo przecież postulowanej operacji prześladowczej trzeba będzie nadać jakieś pozory praworządności, a skoro tak, to bez niezawisłych sądów się nie obejdzie.
Z tą gwałtownie rosnącą liczbą skazańców - a w skali Europy mogą to być dziesiątki a może nawet setki tysięcy - trzeba będzie coś przecież zrobić, w jakimś miejscu ich izolować. Dotychczasowy system penitencjarny może takiej fali nie dać rady wchłonąć, a w tej sytuacji trzeba będzie zastanowić się nad jakimś alternatywnym rozwiązaniem. A takim rozwiązaniem mogłyby być obozy koncentracyjne których rozmiary powinny uwzględniać wzrost liczby skazanych za antysemityzm również wskutek pojawienia się wspomnianej reakcji na energiczną akcję delatorską, policyjną i sądową. W sytuacji, gdy Europa znajduje się w kryzysie finansowym i gospodarczym, rozpoczynanie urządzania nowych obozów koncentracyjnych chyba nie byłoby wskazane zwłaszcza, gdy przy stosunkowo niewielkich nakładach, można by doprowadzić do stanu używalności infrastrukturę już istniejącą. Środki na ten cel można by pozyskiwać ze sprzedaży mienia skonfiskowanego osobom skazanym za antysemityzm według nowej, „roboczej” definicji, a także z ich produktywizacji przy rozbudowywaniu wspomnianej infrastruktury sposobami, jak się to kiedyś określało - „gospodarczymi”. Jeśli w dodatku weźmiemy pod uwagę liczbę i aktywność organizacji pozarządowych oraz indywidualnych bojowników przeciwko rasizmowi, ksenofobii, homofobii i antysemityzmowi, to nie ulega najmniejszej wątpliwości, że również nie byłoby problemu ze skompletowaniem załóg, które z pewnością potrafiłyby utrzymać tam pożądany poziom surowości. Dlaczego w tej sytuacji nie patrzeć na Polskę z optymizmem? Przecież wszystko przed nami!
Stanisław Michalkiewicz
------------------------------------------------------------
POWTÓRKA Z TARGOWICY? FUNKCJONARIUSZE OBCYCH SŁUŻB BĘDĄ W MAJESTACIE PRAWA DZIAŁAĆ W POLSCE
Funkcjonariusze obcych służb specjalnych i sił bezpieczeństwa będą w majestacie prawa działać w Polsce w celu „zapobiegania przestępczości” (!) - wynika z ustawy o tzw. bratniej pomocy, uchwalonej przez Sejm. Ustawa de facto daje polskiemu rządowi prawo do wezwania posiłków w celu stłumienia buntów niepokornych obywateli przeciwko władzy.
10 stycznia polski Sejm większością 286 głosów [przy sprzeciwie 140 posłów] przegłosował ustawę o udziale zagranicznych funkcjonariuszy lub pracowników we wspólnych operacjach lub wspólnych działaniach ratowniczych na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej [druk sejmowy nr 1066 z 18 stycznia 2013 r.]. Awantura o komisję śledczą w sprawie weryfikacji WSI oraz kłótnie o gender zaabsorbowały większość mediów do tego stopnia, że ustawa nie stała się przedmiotem publicznej debaty w mediach głównego nurtu [zgodnie z planem - admin]. „Najwyższy Czas!” przeanalizował treść uchwalonych zapisów.
Obcy w Polsce
W artykule 1 uchwalonej ustawy czytamy: „Ustawa określa zasady udziału zagranicznych funkcjonariuszy we wspólnych operacjach lub wspólnych działaniach ratowniczych na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej prowadzonych przez funkcjonariuszy lub pracowników Policji, Straży Granicznej, Biura Ochrony Rządu lub Państwowej Straży Pożarnej”.
W tymże zapisie nie ma jeszcze nic złego, bo współpraca tych służb może być pożądana np. w zakresie ścigania nielegalnych imigrantów [Straż Graniczna], wizyt polityków [BOR] czy gaszenia pożarów przygranicznych lasów [Straż Pożarna]. Jest jednak punkt trzeci tego samego artykułu, w którym czytamy: „Służby, o których mowa w ust. 1, prowadzą wspólną operację lub wspólne działania ratownicze z zagranicznymi służbami odpowiadającymi im zakresem kompetencji, chyba że szczególny zakres prowadzonych działań wskazuje na potrzebę udziału także innych służb”.
Tych „innych” nie zidentyfikowano, więc mieści się tam zarówno Izba Celna innego państwa jak i służba specjalna. Nie jest również napisane, na czym polegać ma „szczególny zakres prowadzonych działań”, gdyż pod tym zapisem można zrozumieć zarówno poszukiwanie zaginionego dziecka, jak i wspólną operację antyterrorystyczną. A można też rozumieć współpracę w celu aresztowania elementów wywrotowych.
Artykuł 2 ustawy definiuje „wspólne operacje” jako „wspólne działania prowadzone na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej z udziałem zagranicznych funkcjonariuszy lub pracowników państw członkowskich Unii Europejskich lub też innych państw stosujących dorobek Schengen”. Mogą one być prowadzone [ustęp 1 punkt a] „w formie wspólnych patroli lub innego rodzaju wspólnych działań, w celu ochrony porządku i bezpieczeństwa publicznego oraz zapobiegania przestępczości - prowadzone przez funkcjonariuszy lub pracowników Policji, Straży Granicznej lub Biura Ochrony Rządu”.
Najważniejsze jest sformułowanie o „zapobieganiu” przestępczości, a nie o wykrywaniu jej sprawców. Nie wiadomo również, co kryje się pod sformułowaniem - „innego rodzaju wspólnych działań”. Niestety, zapis o „innym rodzaju wspólnych działań” w celu „zapobiegania przestępczości” to sformułowanie tak mętne, że może się pod nim kryć wszystko.
Dla przykładu: uprowadzenie obywatela Polski i wymuszanie na nim torturami zeznań na temat kolegów z organizacji politycznych z pewnością będzie „innym rodzajem działań” usprawiedliwionych „zapobieganiem przestępczości” czyli możliwości popełnienia przez nich przestępstwa [nie wiadomo jakiego - może chodzić np. o jazdę pod wpływem alkoholu].
Artykuł 2 ustęp 1 punkt b mówi z kolei, że „działania takie mogą być prowadzone w związku ze zgromadzeniami, imprezami masowymi lub podobnymi wydarzeniami, klęskami żywiołowymi oraz poważnymi wypadkami, w celu ochrony porządku i bezpieczeństwa publicznego oraz zapobiegania przestępczościp - rowadzone przez funkcjonariuszy lub pracowników Policji, Straży Granicznej lub Biura Ochrony Rządu”. - I znowu nie wiadomo co oznacza „podobne wydarzenie”. Może to być zarówno manifestacja antyrządowa jak i akcja protestacyjna w zakładzie pracy.
Z wnioskiem do innego państwa, o przysłanie do Polski swoich funkcjonariuszy można wystąpić, gdy „ze względu na charakter zdarzenia, uzasadniającego przeprowadzenie takiej wspólnej operacji lub wspólnego działania ratowniczego użycie wyłącznie sił i środków krajowych jest niemożliwie lub może okazać się niewystarczające” [pkt. 3] bądź też w sytuacji gdy w `zdarzeniu uzasadniającym przeprowadzenie wspólnej operacji, w szczególności w imprezie masowej lub innym podobnym wydarzeniu, przewiduje się udział znacznej liczby obywateli innych państw'. Także ten zapis można interpretować w dowolny sposób. Tym bardziej że nie wiadomo, jakie cechy musi nosić zdarzenie, aby zostało uznane za „uzasadniające przeprowadzenie wspólnej operacji”. I nie wiadomo również, co oznacza określenie „znaczna liczba” odnoszone do ilości cudzoziemców.
Artykuł 4 ustawy mówi, że z wnioskiem o „bratnią pomoc” występują komendanci główni służb, o ile zagraniczni funkcjonariusze mają przebywać w Polsce nie dłużej niż 90 dni, wszyscy pochodzą z krajów Schengen i jest ich maksymalnie 200. Jeśli zaś jeden z tych warunków nie zostanie spełniony [liczba funkcjonariuszy lub długość pobytu], o wezwanie „bratniej pomocy” wystąpić może minister spraw wewnętrznych. W wypadku gdyby chciał wezwać agentów spoza Schengen, ich liczba nie może przekroczyć 20. Jest jednak również podpunkt 3 tego artykułu, który mówi, że z wnioskiem o „bratnią pomoc” występuje Rada Ministrów, jeżeli funkcjonariuszy ma być więcej niż 20 lub pochodzą spoza Schengen [albo jedno i drugie].
Choć nieszczęsny artykuł 4 mówi, że spoza UE można też wezwać funkcjonariuszy - tylko do działań ratowniczych, to jest i podpunkt 5, a za nim podpunkt 6, w których czytamy, iż można od tego zrobić wyjątek, jeśli „przeprowadzenie wspólnego działania ratowniczego jest niezbędne dla ratowania życia lub zdrowia obywateli albo zapobieżenia szkodom w mieniu w znacznych rozmiarach”.
A zapobiegać takim szkodom można choćby poprzez tłumienie manifestacji patriotycznych z okazji np. 11 listopada. Z tego artykułu wynika, że Rada Ministrów może wezwać zawsze z tego państwa, z którego chce, taką liczbę osób, jaką chce, w dowolnym celu. Nie jest jasne również sformułowanie „działania ratownicze”, albowiem nie odnosi się ono tylko do działań następujących po klęskach żywiołowych.
Jak u siebie
Artykuł 8 tej ustawy mówi: „Zagraniczni funkcjonariusze lub pracownicy, biorący udział we wspólnej operacji lub wspólnym działaniu ratowniczym korzystają z ochrony prawnej przewidzianej dla funkcjonariuszy publicznych”. To oznacza dwie rzeczy.
Po pierwsze: Rzeczpospolita gwarantuje obcym funkcjonariuszom możliwość leczenia za pieniądze polskiego podatnika w resortowych szpitalach. Po drugie: atak na danego funkcjonariusza będzie traktowany, jak napaść na jego polskiego kolegę i zagrożony będzie karą więzienia. Z kolei artykuł 9 daje obcym prawo do noszenia swoich mundurów i do wwiezienia na terytorium Polski broni i amunicji. Sprawa bezprecedensowa, bo żadne państwo świata obcym obywatelom na takie rzeczy nie pozwala. Mają również prawo do używania broni i amunicji w celu odparcia ataku na siebie lub „w celu przeciwdziałania czynnościom zmierzającym do bezpośredniego i bezprawnego zamachu na życie”, przy czym za czynność zmierzającą może zostać uznane nawet sięgnięcie do kieszeni po chusteczkę do nosa. Kolejny przepis art. 9 daje „przyjezdnym” prawo do zatrzymywania kierowców, kontrolowania dokumentów, stanu technicznego pojazdów i kontroli bagażu [sic!].
Zdrada stanu
10 stycznia 2014 r. 286 posłów PO, PSL, SLD i Ruchu Palikota dopuściło się zdrady stanu polegającej na zalegalizowaniu działań obcych służb specjalnych na terenie Polski, gwarantując równocześnie funkcjonariuszom tych służb, szereg przywilejów. Przepisy ustawy są tak niejasne że de facto dają rządowi prawo do wykorzystania tych funkcjonariuszy według własnego widzimisię. Np. do zatrzymywania niepokornych obywateli lub do tłumienia antyrządowych manifestacji. Tego zresztą trzeba się spodziewać po działaniach rządu w związku z wykonywaniem tej ustawy. Tak zdradzieckiej ustawy nie było w Polsce od czasów Targowicy.
Leszek Szymowski
-------------------------------------------------------------------------------
Artykuł ten był już publikowany na łamach Biuletynu, ale warto przypomnieć jeszcze raz czytelnikom o micie narodu wybranego, jaki jest wtłaczany, szczególnie po drugim Soborze Watykańskim - katolikom poprzez Kościół katolicki.
KTO KOGO WYBRAŁ I DLACZEGO?
Drugi Sobór Watykański jest swego rodzaju cenzurą czasową która jak „nożem odciął” zmieniła stosunek rzymskich Ojców Kościoła do Żydów. Nawet laicy bez trudu dostrzegają w Kościele zmiany, idące w kierunku powrotu kościoła katolickiego „na łono judaizmu” (jak sądzę przy założeniu, że jest on religią a nie doktryną społeczno-polityczną, jaką jest w istocie).
Próby uwolnienia odpowiedzialności Żydów za ukrzyżowanie Jezusa, eliminowanie z liturgii katolickiej elementów uznanych przez aktywistów żydowskich za antysemickie (trwa właśnie batalia o pieśń „Ludu mój ludu, cóżem ci uczynił...), popularyzacja określenia „naród wybrany” przez modlitwy zestawione na tą okoliczność. Wyczuwam że dobór fragmentów Starego Testamentu, czytanych w czasie mszy, podkreślających owo „wybraństwo” - wpisuje się w ten trend. Wszystkie te wiadome symptomy świadczą o realizacji strategii umizgiwania się Kościoła Katolickiego do Żydów, zresztą bez wzajemności. Niestety ta zabójcza strategia nie tylko nie łagodzi napięć na linii Żydzi-reszta świata a jedynie ich rozzuchwala i uprawnia do żądań coraz to nowych ustępstw.
Jeśli kapłan zaleca wiernym cytuję: „Módlmy się za naród wybrany”, oznacza to polecenie akceptacji tej tezy na zasadzie wiary, wydane z piedestału Kościoła Powszechnego. Modlitwa o nawrócenie grzeszników, a tym Żydów, mieści się w kanonie naszej wiary, ale użycie sformułowania „naród wybrany” w trybie kategorycznym, brzmi tak samo mocno jak „naród święty”. I to jest ten „robal”, który toczy organizm Kościoła, wprowadzając dezorientację i zasiewając wątpliwości, czyli działający na szkodę wspólnoty katolickiej.
To że nasz Bóg nie jest rasistą, wie chyba każdy bez uzasadniania (z wyjątkiem Żydów). W naszej ludzkiej ułomnej logice, nic nie przemawia za tym, aby Bóg wybrał „ten” naród aby go mocniej kochać, czy większym szczęściem obdarzać - to oznaczałoby akceptację przez Boga rasizmu czyli nienawiści do pozostałych ludzi. Coś tu nie pasuje.
Myślę że jeśli już, Bóg takiego wyróżnienia dokonałby, to dlatego że „ten” naród, ze wszystkich narodów świata był najdalszy od woli Boga, i najbardziej potrzebował nawrócenia. Lekarz nie przychodzi do zdrowego człowieka lecz do chorego.
Potwierdzeniem tego domniemania, może być opisany w Biblii kataklizm (datowany na 1851 r. p.n.e.), jaki Bóg zesłał na Sodomę i Gomorę (miast leżących w dolinie Siddim), będącymi siedliskami rozpusty, niemoralności, grzechu, bezbożności (Gen., 18, 20; 19, 24). Ta kara boża nie dotknęła ani Egipcjan ani Asyryjczyków ani dzikich Hetytów, lecz ludu Izraela. Dlaczego? No chyba dlatego że zasłużyli na taką zapłatę bo wszechwiedzący Bóg, skrzętnie odnotowuje wszystkie uczynki.
Informacja o Sodomie i Gomorze nie jest łgarstwem propagandowym, bowiem przedstawiciele „narodu wybranego”, sami wystawili sobie tak niepochlebną opinię a przez to w jakimś sensie autentyczną. Zresztą Stary Testament jest pełen opisów niewiarygodnych wręcz niegodziwości (oczywiście z przedstawicielami „narodu wybranego” w roli głównej).
Zastanawiając się dlaczego Żydzi sami z własnej woli, przypisywali swoim przodkom takie bezecności, doszedłem do wniosku że, oni po prostu opisywanych czynów występnych, nie uważali (tak jak i dziś) za coś niewłaściwego a raczej, jako zgodne z normami moralnymi. A opisując dzieje swych protoplastów, żydowscy skrybowie zanotowali - jak to praprzodek Abram, wypożyczył swą żonę a pramatkę Żydów - Sarę, do użytkowania faraonowi egipskiemu który wypłacił mu za to należność w niewolnikach, bydle i nieruchomościach (Rdz 12/14-20). Gdyby to było uznawane za naganne w mniemaniu spisujących Pięcioksiąg, zapewne pominięto by ten mało chwalebny fragment. Nie wypada więc dziwić się dzisiaj czynom Żydów ukształtowanych na starotestamentowej tradycji.
Żydzi ze swych upodobań, które osiągnęły apogeum w Sodomie, nie dali się uleczyć - nawet Synowi Boga, który prawdę im rzekł „...Wy z ojca diabła jesteście ...i pożądania ojca waszego czynić chcecie. On był zabójcą od początku i w prawdzie się nie ostał, bo nie ma w nim prawdy; gdy mówi kłamstwo, z własnego mówi, gdyż kłamcą jest, i ojcem jego” (J 8,44) - zamiast udowodnić że tak nie jest po prostu go ukrzyżowali.
A zatem co powiedział Jezus Żydom? A no, powiedział mniej więcej tak: „Jesteście duchowymi dziećmi szatana, on jest waszym Bogiem on was wybrał do realizacji swej woli którą realizujecie przez kłamstwo i zabójstwo”.
Jeśli więc, Ojcowie Kościoła katolickiego, stawiają znak równości między naszym Bogiem a Bogiem żydowskim, tylko dlatego że obydwie wiary są monoteistyczne, to powstaje wątpliwość: „któremu Bogu służą? (bo służbę dwu panom wykluczyć należy z definicji służby).
Wprawia nas w stan irytacji, reklamowane natrętnie ze wszystkich stron, wybraństwo narodu żydowskiego, jako nie mające jakiegokolwiek uzasadnienia logicznego ani teologicznego a jedynie mityczne. Nie zastanawiamy się, gdzie znajduje się źródło takiej uzurpacji, skupiając swą uwagę na skutkach praktycznych jej uznania.
Oczywiście fakt wybraństwa ma wynikać z Pięcioksięgu. Załóżmy że istotnie wynika ale dalej rodzi się pytanie, kto nadał księgom starego Testamentu formę literacką. Wątpliwości nie może mieć nikt, nawet Żydzi, że dokonali tego żydowscy skrybowie i to co najmniej 1 000 lat później, bo już w czasach niemal historycznych o tym, co wydarzyło się w czasach tak zamierzchłych. Oczywiście przy braku możliwości weryfikacji, wypisywali co uważali za pożyteczne dla Żydów. O kim pisali żydowscy skrybowie? Wiadomo, cały Stary Testament, jest o mitycznych dziejach Żydów i ich przodków. A dla kogo pisali? Dla Żydów.
Zatem już na „starcie” wiadomo: Żydzi pisali o Żydach dla Żydów, stając się niejako sędziami we własnej sprawie. Jeśli pisali tak wiarygodnie jak T. Gross [sądząc z cech genetycznych byli tak samo obiektywni], „wybraństwo Żydów” jest tak samo prawdopodobne jak pomieszczenie 1600 „grossowych” Żydów w jedwabieńskiej stodole (chyba 9x11m).
A teraz do rzeczy. Gdzie jest początek tego mitu o „narodzie wybranym” który w sposób bezpośredni ma przełożenie na współczesne relacje między narodami. Jak wspomniałem, źródła te biją oczywiście w Starym Testamencie.
Oto one: „Będę błogosławił tym, którzy ciebie błogosławić będą, a tym, którzy tobie będą złorzeczyli, i Ja będę złorzeczył. Przez ciebie będą otrzymywały błogosławieństwo ludy całej ziemi ...staniesz się błogosławieństwem”, z Księgi Rodzaju (Rdz 12,1-4a).
Według Starego testamentu Abraham żył 300 lat po potopie, a Pan wysłał go na wędrówkę do Kannanu, a potem do Egiptu, kiedy miał on 70 lat. I to wówczas Bóg wygłosił powyższe słowa.
Jakiej narodowości był Abraham? Urodził się w Ur w Mezopotamii. Bóg mówiąc o roli Abrahama nie używa określenia „lud Izraela”, bo takiego ludu wówczas nie było ale „wybraństwo” już było. Z tego wniosek iż o miano narodu wybranego, mogliby ubiegać się nie tylko Izraelici ale także inni Semici tj. Edemici oraz Izmaelici (dzisiejsi Arabowie), jako że wszyscy są potomkami Abrahama.
Abraham z syna Izaaka i Rebeki, miał wnuka Jakuba. A tenże Jakub zwany Izrael (co się wykłada „walczący z Bogiem”), ożeniwszy się z córką swego wuja, spłodził 12 synów, dając początek 12 plemionom Izraelitów. To właśnie Jakuba uważa się za ojca Izraelitów. A że tych 12 synów Jakuba urodziło się ze związku kazirodczego (z siostrą cioteczną), to sądząc po owocach, nawet nie dziwi bo czymże może zaowocować kazirodztwo. Zresztą Sara, żona Abrahama była jego siostrą z tego samego ojca, choć od innej matki. Tradycja to tradycja.
I dalej, już o wnuku Abrama:
„Wyruszył Jakub z Beer-Szeby i ruszył do Haranu. Trafił na miejsce, gdzie miał nocować, ...i na tym miejscu zasnął. I śniło mu się, że na ziemi stoi drabina, której szczyt sięga niebios ... Oto zaś staje nad nim Bóg...” i mówi „Ja jestem Pan, Bóg Abrahama i Bóg Izaaka. Ziemię, na której leżysz, oddaję tobie i twemu potomstwu. A potomstwo twe będzie tak liczne jak proch ziemi, ty zaś rozprzestrzenisz się na zachód i na wschód, na północ i na południe; wszystkie plemiona na ziemi otrzymają błogosławieństwo przez ciebie i przez twych potomków. Ja jestem z tobą i będę cię strzegł, gdziekolwiek się udasz; a potem sprowadzę cię do tego kraju. Bo nie opuszczę cię, dopóki nie spełnię tego, co ci obiecuję”. (I Mojż. 28, 10-13). „...Ocknął się ze snu Jakub ... Nic innego, jeno dom to boży, i brama do nieba. Wstał Jakub o świcie, wziął ów kamień, który sobie podłożył pod głowę, ustawił go jako pomnik i nalał oliwy na jego wierzch. I nazwał miejsce to Betel (Dom Boży)”. (I Mojż. 28, 16-18).
I teraz jesteśmy już „w domu”. O tym że Bóg wybrał Jakuba i jego potomków po to aby inne ludy otrzymały błogosławieństwo przez nich - Jakubowi po prostu się śniło. A zatem miano „naród wybrany” jest niczym innym jak majaczeniem sennym, przywidzeniem, fatamorganą, która to znika wraz z przebudzeniem. A ileż to każdy z nas miał snów? I gdybyśmy z każdego wyciągali wnioski i ogłaszali je jako aksjomat, nie różnilibyśmy się niczym, od pustynnych nomadów sprzed 3 000 lat. Zresztą podobno i dziś są specjaliści od tłumaczenia snów. Może oni coś wiedzą na temat sennych rojeń Jakuba.
Swoją drogą dziwne, dlaczego Bóg wzdragał się przed ukazaniem się Jakubowi na jawie lecz użył do tego snu i to jeszcze w miejscu odludnym i nocą. Jest to oczywiście wybieg eliminujący ewentualnych świadków - pustynia, noc, sen, cóż może być bardziej nieweryfikowalnego i trudnego do zakwestionowania. Krótko mówiąc sprzeciwiamy się przywilejowi narodu wybranego, czyli czemuś co nigdy nie istniało poza snem, ale jaki ma w tym interes Kościół, to już tajemnica hierarchów. Ich tajemnicą też zapewne zostanie jakie to wartości chcieli przekazać wiernym, włączając powyższy cytat ze Starego Testamentu do liturgii Mszy Świętej w II niedzielę Adwentu.
Abym nie czuł się samotny w prezentowaniu tez, kwestionujących przywilej przypisywany sobie przez Żydów, bycia „narodem wybranym”, odwołam się do innych opinii.
„Rękopisy z Qumran” odnalezione w 1952 nad Morzem Martwym tłum. Witold Tyloch, Wyd. Książka i Wiedza, sporządzone ok. 200 lat pne w odczytanych fragmentach o Żydach jerozolimskich mówią tak: „... i nie będzie dla nich ocalenia, gdyż od początku świata Bóg ich nie wybrał i już zanim go ustanowił, poznał ich uczynki, wzgardził krwawymi pokoleniami...” (IV Dokument Damasceński DD, Cairo Document, str. II poz. 6-8, ISBN 83-05-12908-X.
Rewolta żydowska która w 70 lat po narodzeniu Chrystusa, objęła okolice Morza Martwego, przyniosła zagładę arcypokojowej wspólnoty Esseńczyków w Qumran. Nie mieli żadnej broni, nie byli oni skonfliktowani z rzymskimi okupantami a tylko ze wspólnotą żydowską Jerozolimy i wycięcie w pień Esseńczyków przez legiony rzymskie, jest niemal nieprawdopodobne. Bardziej prawdopodobna jest zemsta kapłanów Świątyni Salomona.
Profesorowie Roderick Grierson z Harward University oraz Stuart Munro-Hay z uniwersytetu berlińskiego, specjaliści od historii Bliskiego Wschodu, piszą: „...Każdy, kto wcześniej znał tylko wersję biblijną, może poczuć się nieswojo. Okazuje się, że Izraelici wcale nie byli Narodem Wybranym, który uciekał z egipskiej niewoli, do Ziemi Obiecanej, byli nieczystym ludem, wypędzonym ze świętej ziemi egipskiej, ponieważ nie byli godni na niej przebywać”. („Arka Przymierza”, str. 254, przekład Agnieszka Kowalska i Kamil Omar-Kuraszkiewicz. Wyd. „Amber” Sp. zo.o., 00-108 Wa-wa, ul. Zielona 39).
Sam Jezus, który dla nas jest autorytetem [historycznym a nie jako zjawa senna) nigdy nie użył sformułowania „naród wybrany”. Ba Nowy Testament w wersjach jeszcze nie przeinaczonych wg. poprawności, nie zna takiego określenia narodu żydowskiego.
Żeby nie zanudzać czytelnika poprzestanę na już napisanym tekście, ale gdyby potrudzić się jeszcze co nieco, można byłoby wzbogacić powyższe argumenty przeciw używaniu pojęcia „naród wybrany”. Gdyby ktoś zechciał dalej czytać cytowaną wyżej księgę, dowiedziałby się, że to nie Bóg zawarł „układ” z Jakubem lecz to Jakub postawił Bogu warunki a Bóg zgodził się na nie, przez aklamację czyli milcząc. W czasach nowożytnych też takie sytuacje miały miejsce, kiedy „Mówił dziad do obrazu, a obraz do niego ani razu”.
Dzisiaj też każdy może na takich warunkach jak Jakub, takie przymierze z Bogiem zawrzeć: „ja uznam cię za swego Boga jeśli pomożesz mi zostać prezydentem” i jeśli Bóg nie trzaśnie natychmiast piorunem w „wybranego”, to znaczy warunki przyjął. No ale nie róbmy sobie jaj z poważnych problemów, nawet jeśli na jaja wyglądają.
Ja rozumiem że Żydom trudno będzie pogodzić się z utratą etykietki narodu wybranego, przynoszącego wymierne, choć pośrednie korzyści materialne ale nie ma innego racjonalnego wyjścia. Chyba że za źródło wiedzy naukowej uznamy mity greckie, Iliadę i Odyseę oraz starotestamentowe alegorie.
Kończę dwoma pytaniami na które każdy powinien sobie odpowiedzieć:
# czy strona przedstawiana w roli „boskiego narodu” nie czerpie z takiego układu pewnych profitów w postaci różnych uprzywilejowań?
# czy taka postawa kościoła nie wpisuje się w rolę globalizacji duchowej narodów katolickich? [zresztą zbieżnej z globalizacją fizyczną, jaka odbywa się na naszych oczach].
Wniosek z powyższego może być tylko jeden: - Dopóki kościół będzie głosił o „wybraństwie” narodu żydowskiego, dopóty katolicy nie podniosą się z kolan!
Tomasz Koziej, 25 lutego 2008 r.
============================================
Co niektórzy używając rozumu i słysząc na mszach katolickich rzekomą prawdę objawioną o wybraństwie narodu żydowskiego, zaczynają się zastanawiać nad źródłem tego aksjomatu. Analiza Biblii, historii Żydów jak i obecnej sytuacji na świecie - że to nie jest naród wybrany przez Boga, a raczej przez Szatana, dla upodlenia gatunku ludzkiego. Ta oparta na mało wiarygodnych podstawach, historia „wybraństwa” potrzebna im była [i jest] do wywarcia na narodach nieżydowskich strachu przed „narodem bożym”. Co oczywiście ułatwiało im ekspansje i podporządkowywanie sobie innych narodów a przede wszystkim przejmowanie kontroli nad naszym globem. Pełna kontrol nad nami Ziemianami jest im potrzebna do zrealizowania swojej misji na naszym globie.
Prawie każdego to nurtuje, mnie też. Po przybyciu do Stanów Zjednoczonych w latach 1980-tych, gdzie wszelka literatura jest dostępna, zacząłem przeglądać, szczególnie stare książki, czytając dowiadywałem się ciekawych historii przede wszystkim na temat religi. Pamiętam moje zdziwienie czytając o „pierworodnych chrześcijanach” [nazwa pierwszych chrześcijan]. Wtedy nie przywiązywałem takiej wagi do tych wydarzeń, traktowałem je jako ciekawostki.
Obecnie, patrząc na to co robią z wiarą katolicką i porównując z tym, co kiedyś czytałem ... wszystko przemawia za tym, że była to prawdziwa wiara a przede wszystkim prawdziwi chrześcijanie, która długo nie trwała - do czasów Nerona [Nero Claudius Caesar], a konkretnie od czasu kiedy po zamordowaniu swojej matki i żony Oktawii w 62 r. pojął żydówkę Sabinę Poppeę, czy została mu „wręczona” przez żydowską partię zielonych, która w tym czasie miała potężne wpływy w cesarstwie rzymskim. Od tego czasu zaczęły się prześladowania „pierworodnych chrześcijan” ... Tacyt pisze, że „oskarżeni chrześcijanie byli rzucani wygłodniałym psom na pożarcie oraz krzyżowani i podpalani”.
Ta partia zielonych obwoziła Nerona i Sabinę Poppeę w pierwszym powozie przypatrując się płonącym na krzyżach chrześcijan.
Obecnie jest bardzo trudno znaleźć te informacje. Na Wikipedii są podane tylko wybiórczo niektóre fragmenty. Ale jeśli ktoś chce się „pobawić” i poświęcić trochę czasu to może poskładać te „klocuszki”, i dojść do właściwych wniosków. Bo, jak już niektórzy zauważyli historia prawdziwa jest bardzo umiejętnie niszczona a szczególnie to, co dotyczy żydów. Dokładnie czyszczą a mają w tym wprawę. Widać, że prawdy się panicznie boją. Ale jeszcze dużo materiałów dotyczących starej historii, jest przechowywanych w prywatnych zbiorach.
Prześladowania chrześcijan trwały do IV wieku, kiedy to religia została oficjalnie zalegalizowana [320 r.] przez cesarza Konstantyna Wielkiego w porozumieniu z sanhedrynem a być może nawet z nakazu sanhedrynu, jak głoszą niektóre legendy, w których zawsze jest część prawdy.
I Sobór Nicejski został zwołany w 325 roku gdzie po analizie zebranych pism pozostawiono jedynie cztery, które dziś są zwane ewangeliami. Oczywiście, te pisma zostały dostosowane do potrzeb cesarskich, jak np. „bezwzględne posłuszeństwo władzy” ... a ponadto żydowscy skrybowie, którzy pracowali dla cesarza też dołożyli to, co było im niezbędne - „naród żydowski narodem wybranym przez Boga”. W ten sposób religia katolicka zwana obrządkiem rzymskim została ustanowiona religią - jako jedyną religią urzędową tego cesarstwa.
Obecnie Żydzi zachłyśnięci sukcesem II Soboru Watykańskiego, poczynają coraz śmielej „modernizować” Kościół katolicki - na modłę judaistyczną. Pomimo pewnej kontroli nad nim do II soboru watykańskiego, jednak nie zawsze mogli sobie pozwolić na wprowadzanie swoich „nowinek”. Były czasy jak np. za papieża Innocentego III [1198-1216], który zarządził aby żydzi nosili na ubraniach żółte koło, by móc odróżnić ich od reszty społeczeństwa, jako wrogów kościoła: [histmag.org/In-nocenty-III-despotyczny-teokrata-czy-uniwersalistyczny-marzyciel-7481].
Po II Soborze Watykańskim, gdzie zapadły groźne dla Kościoła katolickiego decyzje ... wymiany Nowego Testamentu na Stary Testament, co obecnie jest widoczne „gołym okiem”, gdzie podczas Mszy świętej jest czytany Stary Testament, a Mojżesz i Abraham [Moses, Abram] są wymieniani na równi z Chrystusem.
Niektórzy twierdzą, że żydzi nie opanowali jeszcze Kościoła katolickiego ponieważ usilnie go zwalczają. Tak, tak to wygląda, ale zapominają przy tym, że żydzi zawsze prowadzili i prowadzą politykę obstawiania obu stron. Kościół jako wiarę [nauczanie] - przejęli całkowicie, wystarczy uczestniczyć we mszy świętej i dokładnie obserwować - gdzie na środku nad rzekomym ołtarzem Chrystus wisi na [lince] a tabernakulum jest ukryte na zapleczu, i co najważniejsze, ciągłe czytania i nauczanie ze starego testamentu - co utwierdza wiernych iż żydzi są narodem wybranym. Tym samym katolików formuje się na judaistów. - A więc co do wiary i nauczania wiernych mają już opanowane do perfekcji, i z tego powodu się nie obawiają Kościoła katolickiego. Natomiast, obawiają się Kościoła jako organizacji, który zrzesza miliony wiernych.
Więc Żydzi, mając tysiące lat doświadczenia, to i na „zimne dmuchają”, bo gdyby np. pojawił się Ktoś obdarzony wielką haryzmą, stając na czele tej potężnej organizacji [Kościoła] i przemówił [nakazał] odrzucić biblię żydowską, a chwycić za „miecz”, wtedy, możliwe że ich plan [„misji”] przejęcia naszego globu pod swe panowanie, spełzł by na niczym. A jest to całkiem możliwe, chociażby ze względu na rosnącą świadomość narodów a z drugiej strony widoczne już, nadciągające zagrożenie dla świata i ludzkości z ich strony. Dlatego zwalczają Kościół katolicki i rozbijają na małe kościółki, sekty bo mała organizacja nie jest już na tyle groźna.
Pamiętam, jako młody chłopak, zapytałem proboszcza, w mojej parafii, o stary testament, bo słyszałem że taka biblia jest. Odpowiedział: „Młody człowieku nie bierz tego do ręki, bo to jest szatańska księga”.
Niestety, jak ognia z wodą nie połączysz, tak i wiary Chrystusowej z judaizmem nie połączysz. Przecież Wiara Chrystusowa powstała, właśnie ... z potrzeby walki z szatańskim judaizmem...
Tomasz Koziej
======================================
Poniższy tekst jest potwierdzeniem, że nie ma żadnego dowodu naukowego na wybraństwo rasy żydowskiej przez Boga
BIBLIA - ŻYDOWSKA KSIĘGA ZBRODNI - WYSSANA Z PALCA
Roman Frister
Nie ruszajcie mitu
Archeolodzy podważają same podstawy Biblii. Pan Bóg nie przekazał Mojżeszowi Dekalogu, naród Izraela nigdy nie był w egipskiej niewoli, a mury Jerycha, nie rozpadły się na dźwięk trąb, Jerycho było miastem nieobwarowanym, pierwsza monoteistyczna religia nie ma swoich korzeni na Górze Synaj, a wielkie królestwa Dawida i Salomona - to legenda dostosowana do potrzeb teologii.
Telawiwski dziennik “Ha´aretz” opublikował poważny artykuł znanego archeologa, autora dzieł o historii starożytnego Bliskiego Wschodu, prof. Zeeva Herzoga, który twierdzi, że sto lat badań archeologicznych w Palestynie, Syrii, Egipcie i Mezopotamii nie potwierdza biblijnego opisu wydarzeń. Poważne autorytety z tej dziedziny, archeolodzy i historycy, powiadają niemal jednogłośnie, że w kołach naukowych od dawna dyskutowane są rozbieżności między archeologicznymi wykopaliskami a tekstem Księgi nad Księgami. - Niestety, wokół wniosków które należałoby wysnuć, panuje ogólna zmowa milczenia, mówi prof. Israel Finkelstein z uniwersytetu w Tel Awiwie. Społeczeństwu trudno jest rozstać się z mitami, które przez liczne pokolenia kształtowały jego światopogląd.
Jednym z najbardziej wiarygodnych źródeł historycznych są egipskie papirusy i inne wykopaliska znad Nilu. Żadne z nich nie wspomina ani niewolniczej pracy Żydów, ani fascynujących dziejów Mojżesza. Starożytni Egipcjanie wspominali jedynie obcych pasterzy, którzy w okresach suszy wędrowali ze swoją trzodą na pastwiska w delcie Nilu.
Natomiast w Księdze Wyjścia znajdujemy szczegółowe sprawozdanie zarówno z pertraktacji Mojżesza z faraonem jak i z wędrówki Izraelitów przez pustynię Synaj - w drodze do Ziemi Obiecanej. Mimo iż archeolodzy brytyjscy, amerykańscy i niemieccy usilnie szukali od połowy XIX stulecia jakichkolwiek śladów tejże wędrówki, nie dokopali się niczego. Nie udało się również ustalić gdzie znajduje się Góra Synaj, na szczycie której Jahwe przekazywał Mojżeszowi kamienne tablice z dziesięcioma przykazaniami.
Kiedy więc powstała pierwsza monoteistyczna religia? Tego nikt nie wie. Prof. Zeev Herzog wspomina wykopaliska z XVIII wieku przed naszą erą, gdzie odnaleziono starohebrajskie napisy “Jahwe i Oszrat” oraz: “Jahwe i jego Oszrat”. - Czyżby były to dwa bóstwa, czczone przez ówczesny lud? Herzog wyciąga stąd daleko idący wniosek: wszystko co napisano jest wymysłem autorów tekstu uwiecznionego setki lat później i podporządkowanego ściśle określonej ideologii.
Profesor Herzog nie ma praw wyłączności do tego stwierdzenia. Już pod koniec ubiegłego stulecia powstała w Niemczech szkoła biblijnego krytycyzmu a jej czołowa postać, Julian Wellhausen, rzucił wyzwanie ówczesnym archeologom, na ogół ludziom głęboko wierzącym, którzy - jego zdaniem - organizowali wyprawy archeologiczne do Ziemi Świętej głównie po to, aby znaleźć w terenie potwierdzenie prawd.
Wellhausen dowodził, ze zmiennym powodzeniem, że historiografia biblijna sformułowana została dopiero podczas niewoli babilońskiej, a więc po pierwszym wygnaniu Izraelitów z Jerozolimy, za czasów Nabuchodonozora [początek piątego wieku przed naszą erą. A niektórzy współcześni mu badacze dziejów posunęli się jeszcze dalej, pisząc, iż historia Izraelitów, począwszy od Abrahama, Izaaka i Jakuba, nie była niczym innym jak sztuczną rekonstrukcją wydarzeń która służyć miała założeniom natury teologicznej.
Rzecz zrozumiała, iż taka analiza historii musiała spotkać się z ostrym sprzeciwem społecznym. Godziła ona w samą istotę wiary opartą na starym testamencie. Bulwersowały one przede wszystkim fundamentalistów chrześcijańskich. W tym kontekście warto tu przypomnieć sprawę zwojów odkrytych w 1947 r. w jaskiniach Kumranu nad Morzem Martwym.
Dokumenty spisywane były w okresie od trzeciego stulecia p.n.e aż do roku 68 n.e. znalezione zostały przez beduińskiego pasterza i sprzedane izraelskiemu archeologowi Jigalowi Jadinowi, późniejszemu szefowi ekspedycji archeologicznej na Masadę. Przez dziesiątki lat Izraelski Instytut Archeologiczny wzdragał się przed udostępnieniem znalezisk zagranicznym naukowcom.
[...] Dopiero w ostatnim dziesięcioleciu publikacje Uniwersytetu w Cincinnati przełamały zmowę milczenia. Ale, podobnie jak teorie Juliana Wellhausena w XIX w. i Zeeva Herzoga u progu trzeciego milenium, teksty te - ze zrozumiałych względów nie wzbudziły powszechnego zainteresowania.
Opisy kraju podbitego w ciężkich walkach, prowadzonych z boskiego nakazu, stanowią podstawę ideologii religijno-narodowych osadników na Zachodnim Brzegu “co nam Bóg nadał nie może być oddane Arabom...”. Również tzw. fundamentalizm chrześcijański podpiera się biblijnymi starotestamentowymi wersetami i stąd poparcie liderów tego ruchu, udzielane izraelskiej religijnej prawicy. Nic dziwnego, że rozprawa profesora Herzoga wywołała falę głośnych protestów nie w gronie ludzi nauki, lecz przede wszystkim wśród polityków. Bo jeśli Ziemia Obiecana nie została zdobyta w krwawej walce, to skąd się na niej wzięli wyznawcy Jahwe i jakie mają do niej prawo?
Jednym z pierwszych naukowców, którzy próbowali zmierzyć się z wersją biblijną, był niemiecki badacz starożytności Albrecht Alt. Alt opierał swoją krytykę Starego Testamentu na sprzecznościach wykrytych w samej Księdze Jozuego. - Herzog twierdzi, że prowadzone przez dziesięciolecia prace wykopaliskowe nie dowiodły istnienia licznych miast warownych, rzekomo zdobytych przez Izraelitów. Jego zdaniem, wszystko co znaleziono to groby i szczątki ceramicznych naczyń - świadczące - iż na terenie dzisiejszego Zachodniego Brzegu i dzisiejszej Jordanii istniały, przypuszczalnie już od wczesnej epoki żelaza, setki małych osiedli. Dwaj amerykańscy naukowcy Georg Mandenhall i Norman Gottwald, autorzy tzw. teorii socjologicznej, doszli do przekonania, że pierwsi osadnicy na tej ziemi to wieśniacy, potomkowie Kananejczyków, którzy szukali schronienia przed wyzyskiem i okrucieństwem ówczesnych regionalnych władców.
“Wiele lat poszukiwań w Jerychu nie wykryło istnienia murów obronnych, które, ponoć rozpadły się na dźwięk trąb” - pisze prof. Herzog. “Także dokładny opis zdobycia miasta Ai nie znalazł potwierdzenia w pracach archeologów”.
Pierwsza Księga Królewska przedstawia zjednoczone mocarstwo Dawida i Salomona jako apogeum politycznej i militarnej mocy narodu Izraela w czasach starożytnych: “Salomon panował od Rzeki [Eufrat] do kraju Filistynów i do granicy Egiptu”. Źródła egipskie natomiast, wspominają Izrael tylko raz, w czasie panowania faraona Merneceptaha [1208 p.n.e.] jako małe, lenne państewko. Co więcej - twierdzi Zeev Herzog - sto pięćdziesiąt lat wykopalisk w Jerozolimie, nie przyniosło żadnych dowodów istnienia potężnej stolicy królestwa, w okresie wspomnianym w Starym Testamencie. A znane nam wykopaliska potwierdzają istnienie obwarowanej wielkiej Jerozolimy w 722 r. przed narodzeniem Chrystusa. Wydaje się, że Jerozolima uzyskała swój centralny status dopiero wówczas, po upadku jej północnego rywala Samarii. Pisarze biblijni przypisali ten fakt sytuacji znacznie dawniejszej.
Josi Sarid, izraelski minister edukacji z ramienia lewicowej partii Meretz, polecił szefom departamentu pedagogicznego zbadać treść dysertacji naukowej Zeeva Herzoga. - Jeśli okaże się, że to teoria, która oparta jest na rzetelnych badaniach, dobrze, ażeby znalazła się w podręcznikach licealnych. Młodzież winna poznawać wszystkie aspekty naszej historii - mówi minister. Jest jednak wątpliwe, czy pozostali uczestnicy nowej koalicji rządowej, wśród nich, ministrowie reprezentujący partie religijne, umożliwią umieszczenie podobnych „obrazoburczych” teorii, w programach szkolnych. W tym jednym wyjątkowym przypadku rabini znajdą chyba społeczne poparcie. Większość Izraelczyków, nawet ateistów, uważa Stary Testament za skałę i opokę swojej narodowej tożsamości. Bo przecież nowoczesne Państwo Izrael nie jest niczym innym jak odrodzoną kontynuacją Dawidowego królestwa. Najlepiej wyraziła to Naomi Szemer, popularna pieśniarka izraelska, patriotka, której pieśń o Jerozolimie stała się niemal drugim hymnem Izraela: “Mówią mi, że Biblia jest tylko mitem. Nawet jeśliby tak było, mit ten, istotniejszy jest dla nas od wszystkich starych kamieni”.
# # # #
Powyższy tekst, zasługuje na szczególną uwagę z tego względu, że to żydowski naukowiec i badacz podważa żydowskie “brednie objawione”. Czyli potwierdza to, o czym piszę od dawna: żydowska “biblia” to oszustwo i wymysł chorej fantazji. Nie istnieje żydowski monoteistyczny Jahwe.
Nie było “egipskiej niewoli”, Synaju i przekazania “dekalogu”. A to wszystko jest wymysłem żydowskich kapłanów-oszustów, którzy jednego z politeistycznych bożków wykreowali na jedynego boga Izraela. Nie było biblijnego “stworzenia świata”, raju, potopu, Abrahama, Mojżesza, “proroków”.
Tym bardziej konieczne wobec niezaprzeczalnych dowodów na wielkie oszustwo z żydowską biblią, jest odżydzenie umysłów ludzi z tych oszukańczych żydowskich bredni - należy uwolnić świat z kajdan żydowskiej nadjordańskiej dżumy wszelkich odprysków!
opolczyk
-------------------------------------------------------------------------------------------------
HISTORIA KOŁEM SIĘ TOCZY
Wszelkie podobieństwa do sytuacji i osób są zupełnie przypadkowe i nieistotne.
Od 1897 r. wydawane są tzw. Protokóły Mędrców Syjonu. Pragnę przypomnieć, że od ich pierwszego ujawnienia upłynęło ponad 100 lat. Czy są prawdziwe czy też nie, nie jest to tematem poniższego tekstu. Zajmuję się jedynie ostatnimi tj. w okresie jednego pokolenia, co znam z własnej obserwacji, dziwnymi zmianami w Kościele Katolickim.
Poniżej, gwoli przypomnienia, tekst z "Mędrców" dotyczący religii chrześciańskiej [za moto.gda.pl].
"Powiadają, że mnóstwo żydów przystępuje do chrztu. To wcale nie szkodzi. Ochrzczeni posłużą nam właśnie i będą dla nas stopniami, po jakich wejdziemy na drogi nowoodkryte, obecnie jeszcze nam nie znane; albowiem neofici trzymają się zawsze nas i mimo chrztu ich ciała, duch i umysł zostają prawie zawsze żydowskimi.
Nadejdzie czas - za sto lat najpóźniej - że żydzi będą przechodzili na wiarę chrześcijańską, lecz w skutku połączeń fizycznych, chrześcijanie będą starali się zostać żydami, ale wówczas Izrael z pogardą ich odepchnie.
Naturalnym dla żydów wrogiem jest Kościół chrześcijański, powinniśmy zatem ze wszystkich sił naszych zaszczepiać weń - wolnomyślność, sceptycyzm, niewiarę, schizmę, a podniecać wszelkie kłótnie i swary pomiędzy rozmaitymi sektami chrześcijańskimi. W logicznym porządku rzeczy, a zacznijmy od księży, głośmy przeciwko nim otwartą wojnę, otaczając ich podejrzeniami i drwinkami, śledząc pilnie i wyjawiając skandal ich prywatnego życia.
Powinniśmy się starać pozyskać wpływ na młodzież. Pretekst postępu cywilizacji, pociąga za sobą - równouprawnienie wszystkich religii, a zatem wystarczy najzupełniej do wykreślenia nauki religii z programu chrześcijańskich szkół. Żydzi zaś, potrafią otrzymać katedry nauczycielskie, we wszystkich tychże chrześcijańskich szkołach i zakładach wychowania. Wypłynie stąd że religijne wykształcenie, zostać musi w zakresie domowego wychowania; a ponieważ, na to nie starczy czasu w największej części familii chrześcijańskich, rzecz naturalna, że duch religijny stopniowo upadać będzie, aż do zupełnego zatracenia.
Wywłaszczenie Kościoła z posiadłości ziemskich sprawi to, iż w krótkim bardzo czasie posiadłości te, jako należące do rządów, przejdą w nasze ręce za pożyczki, jakich tymże rządom czynić nie przestaniemy a wszystkie te okoliczności wyjdą na naszą korzyść i potęgę, do której dążymy". ad rem.
II Sobór Watykański nic nie mówił o wprowadzeniu języka narodowego do liturgii, stało się to dziwnie szybko po Soborze. Potem nagle, wprowadzono nową mszę świętą, na zasadzie przymusu, a zupełnie zakazano Mszy Świętej, odprawianej od ponad 400 lat tzw. Trydenckiej. Dlaczego i komu ona przeszkadzała łącznie z zawartymi w niej modlitwami? Czyżby byli ludzie, którym modlitwa, czyli słowo, aż tak przeszkadzało?!
Każdy przeciętnie wykształcony człowiek znał, lepiej lub gorzej, mszę odprawianą po łacinie. Łacina była międzynarodowym językiem kościelnym. Wszyscy katolicy, w każdym zakątku świata mogli brać udział w takiej mszy.
Z niewiadomych powodów, odstąpiono od tej ponad 400 letniej tradycji i dokonano rozbicia Kościoła na małe kościoły narodowe. Oczywiście, pod szeroko nagłaśnianym pretekstem lepszego zrozumienia treści Mszy Świętej przez wiernych. Tak jakby to księża nie mogli wyjaśniać tej treści na lekcjach religii czy też nawet w czasie kolęd lub innych spotkań.
Poprzez wprowadzenie języka narodowego nie tylko rozbito jedność Kościoła Powszechnego ale także utrudniono bezpośrednie kontakty pomiędzy poszczególnymi księżmi. - Po łacinie księża mogli się porozumiewać bezpośrednio; proboszcz z polskiej parafii mógł rozmawiać np. z księdzem z USA. Obecnie w językach obcych, które nie są powszechnie znane nie tylko w Polsce ale też w innych krajach, np. przeciętny Anglik nie zna żadnego innego języka, bo i po co? w większości krajów porozumie się po angielsku.
Księży, którzy chcieli stać na straży tradycji odsądzano od czci i wiary.
Jak już to, podano w innym tekście, nie po to 'postępowy robotnik" Edward Gierek, otrzymywał wielomilionowe pożyczki [ok. 10 miliardów dolarów] by je przekazywać do wielkiego brata [budowa rurociągu, celulozowni zabajkalskiej, wojny w Afganistanie] ale za to że w 1974 r. zlikwidował naukę historii w szkołach zawodowych do których uczęszczało ok. 80% młodzieży.
Po 25 latach już mało kto wie, co to był sobór Trydencki i msza zwana trydencką.
Jak mogli biskupi polscy tak szybko się zgodzić na zmianę języka mszy świętej, pozostanie na pewno tajemnicą przez następne 100 lat.
Potem, Kościół otrzymał nowy demokratyczny cios. Zamiast Prymasa odpowiedzialnego za swoją trzodę, powstało jakieś tam kolegium, w którym, tak jak w każdej bolszewickiej partii, nikt nie jest za nic odpowiedzialny. Innymi słowy zgodnie z zasadami `demokracji' a wbrew nauce i doświadczeniu 2 000 lat, rozmyto odpowiedzialność na bliżej nieznane istoty. I zrobiono to wbrew nauce P. Jezusa mówiącego, że jeden Piotr będzie jego następcą, a nie wszyscy apostołowie. Ale jak widać łasych na splendor jest dużo a do odpowiedzialności niewielu.
To był drugi cios zadany Kościołowi i rozbijający jego jedność. Już prof. Kotarbiński pisał cyt: "w więzach organizacji prawdę diabli wezmą". Nie trzeba być specjalnie bystrym, aby wiedzieć, że stworzenie kolegium nie tylko nie wnosi nic dobrego do organizacji, ale jest wprost czynnikiem rozkładającym daną organizację. Ci sami ludzie, którzy tak krzyczą o demokracji, jednak w wojsku, policji, na statkach czy też sali operacyjnej opierają się na jednym odpowiedzialnym i decydującym osobniku. Gdybyśmy zastosowali zasady demokracji np. na sali operacyjnej, to głos sprzątaczki, czy salowej miałby taką samą wartość jak operującego. Ciekawe ilu pacjentów chciałoby być w ten sposób operowanych?
Trzeci, i być może ostateczny cios Kościołowi Katolickiemu zadaje się obecnie; kadencyjność proboszczów. Jest to prosty krok w kierunku rozbicia Kościoła na maleńkie sekty. Jakiż proboszcz będzie się opierał biskupowi jeżeli wie że ten po kilku latach może go zmienić na innego. Przecież w ten sposób otwiera się furtkę, ba mało powiedziane, otwiera się szerokie wrota do wszelkiego rodzaju nieprawidłowości. Wystarczy tylko prześledzić kadencyjność w samorządach czy też partiach. Jak widać przykłady innych nic nie uczą. Jaki to proboszcz, zagrożony wyrzuceniem z probostwa nie będzie starał się robić wszystkiego, by się na nim utrzymać? Nie potrzeba do tego dużej wyobraźni. Przecież ksiądz Jerzy Popiełuszko, także działał wbrew woli biskupa, a ks. Suchowolec, czy Jankowski?
Historia także przytacza całą masę prostych proboszczów działających tak że po latach uznawano ich za świętych. Natomiast stosunkowo mało biskupów zostało świętymi.
I jeszcze parę ciekawostek. Po pierwsze hierarchia episkopatu jest jedną z instytucji w Polsce, która zwalczała wszelkimi sposobami ujawnienie agentów bezpieki nie wspominając już zupełnie o agentach Informacji wojskowej. Dlaczego? Jednocześnie bardzo silnie przeszkadzała wszystkim. Którzy chcieli takie listy publikować. Trzeba przyznać że w tym temacie działała ręka w rękę z takimi instytucjami jak Gazeta Wyborcza - Michnika-Szechtera, TWN - a też z Polsat.
Obecna hierarchia kościelna, także nie zabiera głosu ile przechrzt [neofitów] jest wśród niej, pomimo tego, że listy takowe w internecie "chodzą" i ludzie pamiętają. Bardzo ciekawy jest referat Księdza Chrostkowskiego na ten temat.
I na zakończenie podam prosty przykład czym się różni chrześcijaństwo od rozmaitego rodzaju sekt, protestanckich czy też innych.
Przed około 1 000 lat Amerykę Północną i Południową zamieszkiwało po około 50 milionów Indian. Potem gdzieś od XVI wieku rozpoczęła się tzw. kolonizacja. Amerykę Północną kolonizowali dobrzy protestanci [tzw. anglosasi bazujący na starym testamencie - admin] a Południową okrutni Katolicy. Po ok. 400 latach możemy obserwować skutki tych kolonizacji. Protestanci wymordowali wszystkich Indian do "gołej ziemi" - tak, że obecnie rodowitych mieszkańców tych ziem możemy spotkać tylko w rezerwatach. Natomiast ci okrutni katolicy ze swoją straszną inkwizycją stworzyli w Ameryce Południowej kilkanaście państw narodowościowych - opracowano im język i pismo. Indian możemy spotkać, zarówno w Peru, w Boliwi jak i Chile czy też w Meksyku żyjących normalnie na wolności. Ciekawe jest także to, że większość filmów utrwala dokładnie odwrotny obraz historii.
I co tu dalej mówić o równości religii!
Dr Jerzy Jaśkowski
Za: http://www.deportacje.eu/index.php?option=com_content&view=article-&id=3&Jtemid=4
---------------------------------------------------------------------
KALENDARIUM KONFLIKTU OŚWIĘCIMSKIEGO
Marzec 1983 - Wrzesień 1998
CZĘŚĆ III
3 maja 1998 - ks. Stanisław Musiał powiedział, że oświęcimski „Krzyż ustawiono po cichu, w pośpiechu, metodą konspiracyjną”, a intencją tych, którzy go tam postawili było „nadanie temu skrawkowi ziemi i przyległemu doń klasztorowi statusu sakralnej nietykalności”. Jego zdaniem przeniesienie krzyża ze Żwirowiska w inne miejsce nie było by „w żaden sposób profanacją tego symbolu religijnego”.
4 czerwca 1998 - wiceprzewodniczący Światowego Kongresu Żydów, Kalman Sultanik zażądał, aby obozy w Oświęcimiu były eksterytorialne i nie podlegały władzom RP. Wcześniej Sultanik stwierdził, że krzyż ze Żwirowni powinien być przeniesiony, gdyż „Polska to obiecała”.
12 czerwca 1998 - jeden z księży w Oświęcimiu, powołując się na zdanie ordynariusza diecezji bielsko-żywieckiej, zasugerował dziennikowi „Rzeczpospolita”, że biskup nosi się z zamiarem przeniesienia krzyża ale nie ma obecnie atmosfery do podjęcia takich działań.
12 czerwca 1998 - wiceprzewodniczący Światowego Kongresu Żydów i członek Międzynarodowej Rady Muzeum Oświęcimskiego, Kalman Sultanik po raz pierwszy powiedział, że „teren Oświęcimia i Brzezinki powinien być eksterytorialny. Terenem obozów powinna zarządzać komisja międzynarodowa, np. pod auspicjami organu UNESCO”.
14 czerwca 1998 - grupa osób, m.in. Kazimierz Switoń, podjęła decyzję o rozpoczęciu protestacyjnej głodówki na terenie byłego klasztoru sióstr karmelitanek. Protest ten, pomimo aż 42 dni trwania, był niemal przez cały czas pomijany w serwisach informacyjnych.
19 lipca 1998 - pikieta Społecznego Komitetu Obrony Krzyża przed siedzibą bielsko-żywieckiej kurii biskupiej w Bielsko-Białej. Kiedy pod kurią trwała manifestacja obrońców krzyża, bp Rakoczy, zapytany o to, czy krzyż może zostać usunięty, odpowiedział: „No pewnie, że może!”. Obecni na konferencji prasowej obrońcy krzyża usiłowali uzyskać od biskupa jakieś dodatkowe wyjaśnienia, zapytali: „Dlaczego zostały usunięte krzyże z Brzezinki pod osłoną nocy?”. „Z wami nie będę rozmawiał” - odparł Biskup. Biskup Rakoczy mówił również, że w sprawie krzyża decyzję podjęto „bardzo dawno temu już w czasie rozmów genewskich, słynnych deklaracji, że na miejscu krzyża zostanie zbudowany pomnik z elementem wyraźnym krzyża, prawda, pomordowanym tam ludziom, więc była sprawa, powiedzmy sobie karmelu, krzyż w jakimś sensie związany jest z karmelem”.
21 lipca 1998 - zaproszony przez obrońców krzyża, ks. Edward Wesołek z Bractwa Św. Piusa X wraz gronem tradycyjnych katolików z całej Polski udał się do Oświęcimia. Mile przyjęty, ks. Wesołek poprowadził modlitwy i wygłosił krótkie kazanie pod papieskim krzyżem.
25 lipca 1998 - na prośbę abpa Kazimierza Majdańskiego i bpa Zbigniewa Kraszewskiego po 42 dniach głodówkę przerwano. Nieopodal krzyża papieskiego członkowie gliwickiego Duszpasterstwa Ludzi Pracy ustawili 3 metrowy krzyż i 50 małych inicjując tym samym akcję stawiania nowych krzyży na Żwirowisku. Duszpasterz pielgrzymów, o. Siemiński powiedział: „Chcieliśmy zaznaczyć, że w naszej ojczyźnie jesteśmy gospodarzami i będziemy bronić naszej godności w sposób moralnie dopuszczalny”.
27 lipca 1998 - biskup Gerard Kusz z Gliwic, zaniepokojony faktem, iż pielgrzymi z jego diecezji postawili na Żwirowni kolejny krzyż - powiedział: „Gdyby biskup został zapytany o krzyż, to opinia byłaby negatywna”. Podobnie zareagował arcybiskup katowicki Damian Zimoń: „Jest to niepotrzebna manipulacja, tego typu działania są mi zupełnie obce”.
2 sierpnia 1998 - Przewodniczący Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów - ks. Andrzej Zuberbier powiedział w rozmowie z „Tygodnikiem Powszechnym”, że Kościół „musi się też liczyć z drugą stroną, dla której krzyż nie jest znakiem nadziei ani zbawienia”.
4 sierpnia 1998 - abp Józef Życiński [był żydem i ateistą przyp. KC] powiedział, że „Polacy muszą sobie uświadomić, że żydowska teologia cierpienia różni się od chrześcijańskiej”.
9 sierpnia 1998 - na łamach „Tygodnika Powszechnego”, ks. Stanisław Musiał SI w gwałtownych słowach domagał się usunięcia krzyża: „Najwyższy czas, ażeby Kościół w Polsce przebudził się i zabrał głos w sprawie nadużywania symboli religijnych do poza religijnych celów [...]. Tak naprawdę, nie ci są przeciw Krzyżowi Chrystusowemu, którzy domagają się przeniesienia czy usunięcia krzyży ze żwirowiska nieopodal obozu w Auschwitz, lecz ci, którzy te krzyże tam postawili i ci, którzy opowiadają się za ich pozostawieniem. Krzyż Chrystusa to nie zaciśnięta pięść. A tym są krzyże na żwirowisku w Auschwitz. Z woli ich budowniczych i sprzymierzeńców. Zaciśniętymi pięściami przeciw”.
Związek Gmin Wyznaniowych Żydowskich uważa, że „działania o charakterze anarchistycznym, takie jak ustawianie bez porozumienia krzyży na terenie byłego obozu, nie mogą przynieść nic dobrego i nie powinny być tolerowane”. Jak zwykle swoją „otwartością i tolerancją” popisał się publicysta „Gazety Wyborczej” i „Midrasza” - Dawid Warszawski. Pisze on, że krzyż „Obraża i rani, gdyż jest jasne że w tym celu zostały tam wzniesione. [...] Obecność krzyża - symbolu chrześcijaństwa którego półtora tysiącletnie nauczanie nienawiści do Żydów przygotowało w Europie grunt pod Zagładę - w miejscu, gdzie zagłada się dokonała, rzecz jasna raniłaby nas nadal”.
2 sierpnia 1998 - w komunikacie muzeum holocaustu Yad Vashem, co podała agencja Reutera w dniu 3 sierpnia br., a co nie było wówczas cytowane w Polsce, stwierdzono wyraźnie: „uzgodniono, iż żaden pomnik nie powstanie“ [„it was agreed that a tombstone would not be erected”].
4 sierpnia 1998 - rabin nowojorski Avi Weiss zapowiedział swój przyjazd do Polski, aby protestować przeciwko postawieniu krzyża na Żwirowisku, i obecności kościoła obok byłego obozu w Brzezince.
6 sierpnia 1998 - Izrael zwrócił się w środę do Polski, by podjęła działania w celu usunięcia krzyży na Żwirowisku. „Sekretarz gabinetu premiera, Danny Naveh poprosił ambasadora RP Wojciecha Adamieckiego, by podjął starania w celu usunięcia krzyży w obozie zagłady Auschwitz-Birkenau, które naruszają charakter miejsca wymordowania milionów Żydów“ - głosi oświadczenie biura premiera Izraela Benjamina Netanjahu.
6 sierpnia 1998 - oświadczenie kardynała Józefa Glempa w sprawie krzyża. Kardynał napisał, że „Krzyż nie jest własnością Kościoła katolickiego ale jest związany z chrześcijaństwem, a jako symbol jest czytelny i uznany w cywilizacji zachodniej jako znak ofiary miłości i cierpienia. Do tak pojętego znaku i jego obrony ma prawo nie tylko Episkopat, ale wszyscy, którzy z wiarą ten krzyż przyjmują. [...] Krzyż powinien stać, bo tu ginęły tysiące chrześcijan, a w tym także Żydów chrześcijan. Ziemia ta jest polska, a wszelkie nakładanie innej woli jest odbierane jako ingerencja w suwerenność. [...] Jako przyczynę wzrostu eskalacji napięć wskazuje się na p. Świtonia i jego grupę która określa się jako obrońcy krzyża w Auschwitz. Trzeba w imię prawdy powiedzieć, że ten zespół powstał nie z fantazji, ale z powodu ciągłego i wzrastającego molestowania przez stronę żydowską o jak najszybsze usunięcia krzyża. Niewspółmierna do zagrożeń inicjatywa p. Świtonia i otaczających go osób wskazuje na daleko idące emocje społeczne, których nie da się rozładować zaraz i w sposób radykalny. [...] Sprawa musi znaleźć pozytywny finał pod warunkiem, że ludzie na usłudze jednostronnego rozwiązania sprawy, jak np. ks. Musiał, nie będą jątrzyć apodyktycznymi osądami”.
8 sierpnia 1998 - wypowiedź Prymasa dezawuuje abp Henryk Muszyński, który powiedział, że „kompromisowe rozwiązanie sprawy krzyży w Oświęcimiu, jest przede wszystkim, zadaniem hierarchii. Spotykamy się w tym celu na konferencji Episkopatu 26 sierpnia w Częstochowie. A więc na razie krzyż papieski stoi i będzie stał. Uważam, że najpierw trzeba uporządkować jego otoczenie, czyli coś zrobić z krzyżami ustawianymi teraz na Żwirowisku jako instrument walki”.
10 sierpnia 1998 - muzeum holocaustu Yad Vashem skierowało list do prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, premiera Jerzego Buzka i marszałka senatu Alicji Grześkowiak w którym zażądało oficjalnie przeniesienia krzyży umieszczonych na Żwirowisku. „Jest to prowokacja i pogwałcenie porozumienia międzynarodowego według którego w tym miejscu nie będzie się umieszczać żadnych symboli religijnych, ideologicznych i politycznych”, napisano w liście do władz RP.
11 sierpnia 1998 - prymas Glemp wycofał się ze swego stanowiska z 6 sierpnia. W nowym oświadczeniu, skierowanym do biskupów, Kardynał napisał: „Przed kilkoma dniami wypowiedziałem się na temat podjęcia na nowo dialogu o obecności krzyża na żwirowisku w Auschwitz. Chciałem wtedy zwrócić uwagę aby, wobec nasilenia emocji pod wpływem oświadczeń ze strony rządu izraelskiego, złagodzić napięcia i wskazać na szerszą płaszczyznę dialogu dotyczącą krzyża. Jak się okazało wypowiedzi po stronie Izraela nie miały charakteru, który im wstępnie przypisywano. Fala emocji jednak nie obniżyła się. Przeciwnie, wzrasta i to już nie na fundamencie wiary. Widzę tu, dwa niepożądane zjawiska: pierwsze to zmniejszanie wymowy krzyża-symbolu przez dostawianie dalszych krzyży i krzyżyków; drugie to przejmowanie akcji stawiania krzyży często przez zespoły nieodpowiedzialne. Żwirowisko przez to zatraca swoją powagę. Apeluję do wszystkich zainteresowanych tą sprawą o zaprzestanie dostawiania krzyży na żwirowisku. Zwracam się uprzejmie do wszystkich czcigodnych Braci Biskupów; aby starali się powstrzymać wzrost tej niekościelnej akcji”.
11 sierpnia 1998 - Ośrodek Szymona Wiesenthala zwrócił się do rządu RP o usunięcie wszystkich krzyży z terenu Żwirowiska. „400 tysięcy członków Simon Wtesenthal Center domaga się zatem ze strony rządu polskiego szybkiej akcji na rzecz przywrócenia terenom obozu śmierci w Auschwitz charakteru cichego lecz potężnego przypomnienia jak nieludzcy byli ludzie wobec siebie nawzajem oraz zapewnienia, by pamięć półtora miliona zamęczonych tam Żydów nie była więcej poniżana w miejscu ich morderstwa” - czytamy w liście skierowanym do władz RP.
12 sierpnia 1998 - sześcioro członków Izby Reprezentantów Kongresu USA wysłało do premiera Jerzego Buzka list z apelem o usunięcie krzyży oraz kościoła z terenów byłego obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu-Brzezince. List był m.in. efektem zabiegów radykalnego rabina nowojorskiego Avi Weissa.
12 sierpnia 1998 - „trwałe rozwiązanie problemu wymaga poszanowania prawa do używania w miejscach kaźni symboliki, zgodnej z tradycją ofiar nazistowskiej represji”, - napisał premier Jerzy Buzek do przewod. Rady Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie Milesa Lermana. Jest to odpowiedź na list M. Lermana w sprawie konfliktu o krzyże na Żwirowisku.
15 sierpnia 1998 - Prymas Józef Glemp w kazaniu na Jasnej Górze, powiedział, że w sprawie krzyży w Oświęcimiu, „Episkopat nie uczyni niczego, co byłoby uchybieniem miłości ewangelicznej i sprawiedliwości wobec mordów zadawanych przez hitleryzm niewinnym obywatelom wielu krajów”. Nie zapomni także „o honorze i miłości Polaków do swojej ojczyzny, respektując praworządność państwową w solidarności wszystkich narodów i regułach partnerskiego dialogu“.
15 sierpnia 1998 - w Oświęcimiu, w święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, w 78 rocznicę „Cudu nad Wisłą” księża z Bractwa św. Piusa X odprawili Mszę św. oraz ustawili drugi co do wielkości krzyż [po krzyżu papieskim] na Żwirowisku. Po Mszy św. ks. Karl Stehlin poświęcił wszystkie nowe krzyże ustawione na Żwirowisku.
17 sierpnia 1998 - Jan Turnau w „Gazecie Wyborczej” bije na alarm: „Do obrońców krzyża dołączyli lefebryści czyli przeciwnicy Papieża”. „Gazeta Wyborcza” na 1, 2 i 4 str. Oczernia Bractwo Św. Piusa X, przeciwstawiając mu jednocześnie „pozostające w łączności z Rzymem” Bractwo Św. Piotra.
18 sierpnia 1998 - kilkudziesięciu rabinów z Izraela zwróciło się do Ojca Świętego z przesłaniem, aby swoim autorytetem wspomógł wysiłki na rzecz rozwiązania konfliktu o krzyże w Oświęcimiu. Naczelny rabin Polski Pinchas Menachem Joskowicz, stwierdza, że teren byłego obozu Auschwitz-Birkenau powinien być eksterytorialny.
19 sierpnia 1998 - Urząd Rejonowy w Oświęcimiu wypowiedział w środę Stowarzyszeniu Ofiar Wojny umowę dzierżawy terenu Żwirowiska byłego obozu w Oświęcimiu. Stowarzyszenie od 1993 r. dzierżawi teren Żwirowiska którego właścicielem jest Skarb Państwa. Rzecznik prasowy Urzędu Ochrony Państwa przyznał publicznie że UOP podjął działania operacyjne w sprawie konfliktu o krzyże w Oświęcimiu.
22 sierpnia 1998 - amerykańska organizacja „Shalom International”, skupiająca ponad 500 organizacji żydowskich z 16 krajów, wezwała do międzynarodowej akcji bojkotu Polski. Prezes tej organizacji, Bob Knust w komunikacie napisał: „Nasz, międzynarodowy bojkot, skierowany przeciw obelżywym atakom na naszą ”świętą ziemię” - jest tworzony przez tych wszystkich, których dotknęła straszna polityka, trywializacja, rewizjonizm oraz próby `chrystianizacji' i `watykanizacji' holokaustu”.
23 sierpnia 1998 - tygodnik „Wprost” przestrzega przed Bractwem Św. Piusa X, które „chętnie przejęłoby struktury i zwolenników Radia Maryja”.
23 sierpnia 1998 - ks. Karl Stehlin udzielił wywiadu „Tygodnikowi Siedleckiemu” na temat konfliktu wokół Oświęcimia. Ks. Stehlin zapytany, dlaczego Bractwo Św. Piusa X zdecydowało się postawić swój krzyż na Żwirowisku powiedział: „Postawienie krzyża symbolizuje poparcie dla obrony symbolu naszej religii jakim w tym wypadku jest tzw. papieski krzyż, jest wyrazem naszej woli na rzecz obrony wiary katolickiej, która jest, naszym zdaniem, zagrożona przez usunięcie bardzo ważnych znaków związanych nierozerwalnie z tożsamością narodu polskiego”.
25 sierpnia 1998 - na temat krzyży w Oświęcimiu, w siedzibie Sekretariatu Konferencji Episkopatu Polski w Warszawie rozmawiali kardynał Józef Glemp i premier Jerzy Buzek. „Rząd i Episkopat mają wspólny pogląd co do sposobu rozwiązania konfliktu w Oświęcimiu” - powiedział minister Wiesław Walendziak.
25-26 sierpnia 1998 - zebrała się na Jasnej Górze Rada Stała Episkopatu. W jej skład wchodzą: prymas Józef Glemp, wiceprzewodniczący abp Henryk Muszyński, sekretarz generalny bp Piotr Libera, kard. Franciszek Macharski, abp Tadeusz Gocłowski, abp Józef Michalik, abp Juliusz Paetz, abp Damian Zimoń, abp Józef Życiński, bp Alfons Nossol i bp Kazimierz Ryczan. „Akcja stawiania krzyży na Żwirowisku została podjęta bez zgody właściwego biskupa diecezjalnego a nawet wbrew jego woli. Zarówno ksiądz prymas, jak i biskup miejsca i inni biskupi wzywali do dialogu i poszanowania innych przekonań” - głosi oświadczenie Rady Stałej Episkopatu Polski. Biskupi stwierdzają w nim zarazem, że samowolne stawianie krzyży na Żwirowisku „nosi znamiona prowokacji i jest niezgodne z powagą należną temu szczególnemu miejscu”. „Zorganizowana w ten sposób akcja godzi zarówno w pamięć pomordowanych ofiar; jak i w dobro Kościoła i narodu a także boleśnie rani odmienną wrażliwość naszych braci Żydów” - piszą w oświadczeniu biskupi. „Niech wasze przywiązanie do krzyża - wyrazi się w pełnych czci działaniach wskazanych przez władzę kościelną” - apelują biskupi. Wyrażają też ufność, że nowo postawione krzyże znajdą godne miejsce w naszych parafiach i świątyniach. - Nawiązując do dokumentu Watykańskiej Komisji ds. Kontaktów Religijnych z Judaizmem, biskupi piszą, że Kościół „jest związany z narodem żydowskim szczególnymi znakami duchowego dziedzictwa Rada Stała Episkopatu zwróciła się też z prośbą do Żydów w „imię Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba, który dla nas chrześcijan jest także Bogiem Jezusa Chrystusa o kontynuowanie dialogu, ażeby „wspólnie przelana krew naszych Ojców i Dziadów, Braci i Sióstr, dopomogła nam do tego, by imię Boga mogło być przez nas wspólnie uwielbione”.
26 sierpnia 1998 - pomimo oświadczenia Rady Stałej Episkopatu na Żwirowisku ustawiono kolejne 4 krzyże. Abp Muszyński zapowiedział, że 14 września, w święto Podwyższenia Krzyża w polskich kościołach odbędą się nabożeństwa ekspiacyjne za niewłaściwe rozumienie teologii krzyża.
26 sierpnia 1998 - „Polakom nie można odebrać prawa do upamiętniania ich męczenników w sposób zgodny z ich wiarą i tradycją” - napisał szef Kancelarii Premiera Wiesław Walendziak w liście do sześciu kongresmenów amerykańskich, którzy 12 sierpnia skierowali list do Premiera w sprawie krzyży. Przypomniał też, że obóz Auschwitz-1, obok którego stoi krzyż, był przeznaczony głównie dla Polaków. Podkreślił, że na Żwirowisku, w miejscu znajdującym się poza obozem, hitlerowcy rozstrzelali w 1941 r. 152 Polaków. Walendziak stanął też w obronie kościoła sąsiadującego z murem byłego obozu w Brzezince. Wskazał że żydzi nie mieli zastrzeżeń do usytuowania kościoła ani podczas jego budowy ani w momencie konsekracji w 1985 r. „Rozbiórka kościoła parafialnego dla ponad 5 tys. mieszkańców Brzezinki, byłaby nie do przyjęcia nie tylko dla Polaków, ale również dla katolików na całym świecie, niezależnie od ich narodowości” - podkreślił minister. Walendziak przypomniał, że rząd Jerzego Buzka usunął z terenu dawnego obozu krzyże i Gwiazdy Dawida postawione tam przez harcerzy.
CDN
Opracował Sławomir Cenckiewicz [uzupełnił zdjęciami i krótkim komentarzami Krzysztof Cierpisz 2011-11-29]
-------------------------------------------------------------------------------------------------
1
„PATRIOTYCZNY RUCH POLSKI” NR 333, 15 MARZEC 2014 R.