SZCZEPAN.
Do plackomando? (chowa pałasz) masz glik, ze mię fajer ominął, bobyś się mógł bardzo śpetnego ślusu docekać.
MARCIN.
Powiedzno wasan co tu clices i pocoś tu przysedł?
SZCZEPAN.
Jabym cię prędzej mógł ferherować, ty kne-fliku, co ty mas za racyę do mnie? Ja to was anders, ja mam tu reki być, bom nie tylko tutejsy lancman, ale z tej dominni i z tej chałupy.
MARCIN (uderzony tern).
• O mój Boże... może to oni?... moześ to ty?... a... jakże się oni zowią?
SZCZEPAN.
Szłefan Hahn!
MARCIN.
Eh to nie on, próżnom się radował... ale skoro macie takie przezwisko...
SZCZEPAN.
A bo to widzis, to jest moje auślandzkie przezwisko, po tutejsemu to mię chłopy nazywały Scepon Koguciak.
MARCIN
(chwyta go w ramiona i ściska z największą radością).
O mój Boże, toś to ty kochany bracie!... Nie poznałeś mię to Sceponku?... to ja twój brat Marcinek!