I już wróbel bez wahania skacze... w farbkę, tę do pra
Wraca pani Kazimiera. Przeciąg; okno się otwiera, a że chla dziś na dworze, lepiej okno zamknąć może? I zamknęła. Spn prosta. Tylko...
— Jak się stąd wydostać? Jestem teraz uwięziony! Kręcę się wszystkie strony, lecz na oknie miejsca skąpo. Wpadłem, ach,; śliwka w kompot!
A nad balią sporo pary, mgłą zachodzą okulary. Spojrzy pracz no tak, tak! Koło szyby skacze ptak na niepewnych, sztywnych kach. Ptak niebieski! To papużka, miły ptaszek Małgorzatki Jasia. Pewnie z klatki im się wymknął.
Szybkim ruchem ściąga fartuch i z fartuchem goni ptaka. Nie i żartów! Przykrył wróbla wielki fartuch, Kazimiery fartuch w kral| Ona idzie w stronę klatki, wpuszcza ptaszka i zawraca, bowiem i ka na nią praca.
Nie spostrzega, nie rachuje, że nic w klatce nie brakuje; że papu modre obie siedzą grzecznie tuż przy sobie, bo już taki zwyczaj że ogromnie się kochają.
— Żonko droga, przetrzyj oczy: dobrze widzę? Ptak tu m czył?
— Tak, mężulku mój serdeczny. Wtargnął do nas. Pfuj! grzeczny!
— Też niebieski, lecz zbyt ciemny. Szafirowy. Nieprzyjemny.
— To nie kuzyn, nie ma mowy!
., — Ty! Umykaj, pókiś zdrowy!
Tak to skrzeczą dwie papużki. A pod wróblem gną się nóżki, I
46