— Co to takiego?
— Wkładają ci rurkę w dupę i pompują coś przyrządem, kwrv wygląda jak pompka rowerowa.
— I co wyszło z tego?
— No nic wiem. Ale to chyba jej wyobraźnia jest najbardziej chora. Ona żyje w innym święcie. Wiesz, że miała czelność powiedzieć, że to mnie powinni byli zrobić ten kontrast!
— No nie!
— Mówię ci. Powiedziała, że powinni się zająć moim trawieniem. Potem zaczęła mnie szczypać w ramię mówiąc, że powinnam przytyć.
— I co jej odpowiedziałaś?
— Nic pamiętam — Colette skrzyżowała ramiona wściekła — A co mi przyniosłaś? — Podałam jej książkę. — Steinbcck! Ale on jest tak stary jak biblijny potop! Dlaczego miałabym czytać takiego starego idiotę? Teraz czytam tylko podręczniki seksualne. I mogę się kochać ile zechcę! Przestałam mieć miesiączkę już na amen. Oczywiście oni wszyscy tutaj strasznie się tym przejmują. Boją się. Ze nic będę mogła mieć dzieci! Powiedziałam im, że bardzo mnie to martwi. I ci starzy durnie to łyknęli.
śmiałam się z niej, bo wyglądała naprawdę zabawnie kręcąc głową nasadzoną na cieniutką szyję i wymachując patykowatymi rękami. Znowu wyglądała normalnie. Dałam jej papierosy i gumę. Zanim poszłyśmy do toalety, Colette włożyła beret, i okulary przeciwsłoneczne.
— Tc kobiety mają mieć mnie na oku, ale za bardzo się boją, żeby coś powiedzieć.
Kobiety zebrały się na jednym łóżku. Wszystkie miały trwałe ondulacje.
— Prowadź, ochotniku — orzekła Colette. A kobiety patrzyły na nas udając, że tego nie robią. — Karabin załadowany? — spytała
W łazience otworzyła okno i wychyliła się paląc papierosa. Popj sywała się.
—Jak dajesz sobie radę z jedzeniem? Ja musiałam jeść całe tonv tłuszczu. Strasznie przytyłam.
— To dlaczego nie wywoływałaś wymiotów?
— Nie mogłam. Cały czas mnie pilnowali.
— Dla chcącego nic trudnego — Colette przymrużyła oczy i wpatrywała się wę mnie karcąco. Potem zaczęła tariczyć po całej łazicno
[
j Śmiać się jak szalona. — Ma. ha, ha. niech poniesie nas muzyka, jva, ha. Nie nadążasz. ochotniku Jones — powiedziała 1 zacisnęła usta.
ii Przypomniała mi się ta noc, kiedy Colette zaprowadziła mnie do łazienki na najwyższym piętrze, by mi pokazać, jak wywołać wymioty. » Bardzo się starałam wkładając sobie pałce jak najgłębiej w gardło, '' tak jak pokazywała Colette. Mówiła, że muszę się tego nauczyć, że to podstawa. Próbowałam, aż ślina ciekła mi po palcach, a Colette trzymała mnie od tyłu w pasie i naciskała na żołądek. i „Na końcu gardła masz takie coś. Uderz to albo naciśnij" — mówiła.
i „Nie mogę. Naprawdę nic mogę..." — panikowałam drapiąc palcem w gardle. Nawet drapanie paznokciem nic nie pomagało. r. Moją niemoc uznałam wtedy za straszną porażkę. Colette mogła to zrobić, kiedy tylko chciała. Po śniadaniu albo tylko dla hecy, nawet wtedy, gdy nie zjadła za dużo. To było niesamowite, ile zwracała nawet po zjedzeniu pół kromki jazowego chicha.
— Czy wiesz jak się nazywa to, co wisi na końcu gardła? — spytała teraz Colette.
— Nic mam pojęcia — odparłam niecierpliwie.
— Nazywa się języczek.
Colette znowu zaczęła nucić i śpiewać Mistyczną drogę. Musiałam się stąd wydostać. Dym z. papierosa drażnił moje oczy i bałam się, że się zaraz rozpłaczę. W mojej piersi rozszerzał się jakiś wąwóz. Chciałam już pocałować na pożegnanie Colette, gdy rzuciła ml badawcze f spojrzenie i dodała: — Przegrałaś, ochotniku Jones...
Wybiegłam z łazienki, tupiąc po szerokich, wypastowanych scho-; dach. Potknęłam się na ostatnim stopniu i wylądowałam na podłodze | waląc się w brodę. Upaść w miejscu publicznym to była najgorsza rzecz. Wszyscy się na mnie gapili. Wydawało mi się, że nadal słyszę [ Jak Colette śpiewa Mistyczną drogę.
Okropne, prześladujące mnie słowa o byciu młodszym niż słońce i wiatr. O tajemniczym odpływaniu.
Wracałam do centrum miasta ze złożonymi rękami na piersiach B próbując zatrzymać wszystko w sobie. Nie wolno mi się załamać i roz-płakać. Bałam się, że matka zaświadczy o mojej niepoczytalności. 2 Przeszłam obok sądu, potem Grand Paradę aż dotarłam do South Mail.
-133-
1