-— Niekoniecznie — podeszłam do niej blisko — pachniała wanilią i szyprem. Siałyśmy tak bardzo długo bez
słowa
— Lubię na ciebie patrzeć. I nie chcę zrobić ci przykrości.
— Nie wiem, czy zrobiłabyś mi przykrość, Aniu. Nawet gdybyś nie tylko na mnie patrzyła.
Powoli wyciągnęła rękę i dotknęła moich warg, policzka, szyi. Pociągnęła mnie za sobą i tak poznałam drugi pokój. Pokój wytrawnego kochanka. Ogromne loże na środku, przykryte aksamitną poduszką. Prawdziwy perski dywan. Chińskie, erotyczne sztychy na ścianach. W kącie mały stoliczek na okrągłych lwich łapach i dwa ogromne fotele. Przesiedziałyśmy w nich pół nocy.
— Nie wiedziałam, że kobieta może być tak delikatna, czuła, słodka — mówiłam jej z pełną świadomością, że mówię bzdury.
Nawet nie zadzwoniłam do domu. Potem powiedziałam Karolowi, że mama źle się poczuła. Musiałam do niej pojechać, a że nie ma telefonu...
Nie wiem, dlaczego skłamałam. Przecież nic między nami nie zaszło. Tych kilka muśnięć... A jednak zapragnęłam to ukryć. Oszukiwałam Karola, tak jak kiedyś Stefana.
Rozmowy z Anną. Nie kończące się, ciepłe, jedyne na świecie. Po miesiącu wiedziałyśmy o sobie wszystko. W tak zabawmy dociekliwy sposób badała moją przeszłość, nawet moje dzieciństwo.
— Wyobrażam sobie ciebie jako dziewczynkę w długiej sukience. Taką małą dorosłą z aksamitną buzią.
— Nosiłam przeważnie spodnie, a buzię miałam zadrapaną. Biłam się jak chłopiec.
— A ja byłam okropną małą strojnisią, kłóciłam się z mamą o każdą falbanę u sukienki — mówi Anna.
Śmiejemy się zadowmlone ze swojego wzajemnego wtajemniczenia.
— Patrz, teraz jesteśmy zupełnie inne.
.......
Anna mnie nie uwodzi. Niczego n-ie żąda, nic wymusza, nie wyłudza. Jest szczęśliwa z powodu mojej obecności.
Leżymy na tapczanie objęte, gryziemy orzeszki. Anna opowiada osobie. Jako 16-latka całowała się z chłopakami. Nie było jej am dobrze, ani źle. Pewnie większość dziewcząt ma takie nijakie pierwsze kontakty.
Kiedyś chłopak rozebrał się, a ona poczuła się chora z obrzydzenia. Miała ochotę wymiotować. „Jesteś okropnie brzydki” — powiedziała. Rozzłościła go tak, że omal jej nie uderzył. Pomału urabiała sobie obraz mężczyzn. Nieładnych, głupawych, gburowatych stworzeń.
Wiele dziewcząt zbierało fotosy aktorek. Anna zaczęła kolekcjonować akty. Zebrała całą serię fotografii z „Perspektyw”. W końcu popadła w kłopoty. W maturalnej
klasie pojechała jesienią na wycieczkę. Szkoła zarezero-wała zbyt mało kuszetek. Anna dzieliła jedną z drobną i pulchną blondyneczką. Nie chciała jej zrobić nic złego. Może przytuliła się do niej zbyt gwałtownie, może jakiś gest byt zbyt śmiały. Koleżanka przestraszyła się i narobiła wrzasku na cały przedział. Annę po cichu usunięto ze szkoły. Matka zbiła ją pasem, ale przyjęła tłumaczenie, że tamtej coś się przyśniło. Biedna mama. Uwierzyła, bo chciała uwierzyć. Do nowej szkoły poszła za nią opinia zboczenicy. Postanowiła ratować się za wszelką cenę. Na prywatce pieściła się niemal publicznie ze szkolnym podrywaczem.
— Nigdy nie przeżyłam czegoś równie wstrętnego. Był kanciasty, nieporadny, choć chwalił się, że miał nie wiem ile dziewcząt przede mną. Rozgniatał mi piersi łokciem, dyszał mi w twarz, brzydko pachniało mu z ust i chyba nigdy nie prał skarpetek.
— No, nie, trochę przesadziłam — śmieje się Anna, a ja skrobię ją za uchem jak kota. Śmieje się z zadowolenia. Jest w bardzo obcisłych dżinsach i białym podkoszulku. Dziwne, że można tak wyglądać w tak prostym ubraniu. Jej oczy bez odrobiny makijażu lśnią.
— 17 —