Było to za czasów mej manii samoprześladow-czej. — Żyłam w bezwzględnej duchowej samotności, jak łódź od okrętu oderwana od społeczeństwa, które mnie wydało, obca zarówno jego najliczniejszym i najmarniejszym, jak i jego szczupłym i wytwornym grupom, — a zbyt niedojrzała i ciemna, by stworzyć własną lub żyć w świadomym z gromadą rozbracie. — Dziś jest on dla mnie jasnym — i gdy spojrzę wstecz, w gehennę mojej młodości, — to w przyczynach tych mąk niewysłowionych nie ma dla mnie tajemnic. — Widzę siebie, dzikie źrebię stepowe, z żywiołowym instynktem wolności, nie znoszące uzdy, bodaj tkanej z pajęczyn, i jeżące się niepohamowanym buntem pod najlżejszym dotknięciem tresury; — widzę siebie, dzikie, wolne, głos własnej natury jedynie rozumiejące źrebię — zagnane na rozległe, lecz pełne ogrodzeń pastwisko społeczne, między ukla-syfikowane kojce i przegrody, ciskające się co krok o drewna płotów, — wpadające między zgorszone stada, wypędzane zewsząd połączoną siłą kopyt i rogów, — tratujące zboża i winnice, — gnane batem pastuchów to w jeden opłotek, to w drugi, — sadzące przez rowy, kopce, karki, — darem-
331