°wstahców 25A
166
4 — Niemcy
Oświecenie i wczesny romant^jflH
Ogólne i naczelne znamię greckich arcydzieł malarstwa i rzei.-^-by widzi pan Winckelmann w szlachetnej prostocie i spokojnej-^' wielkości tak postawy, jak i wyrazu. „Podobnie jak głębia mo-1 rza — powiada on 1 — pozostaje zawsze spokojna, choć powieJJzch-S nia nie wiem jak się sroży, tak i wyraz w posągach Greków uka» żuje przy wielkich namiętnościach duszę wielką i stateczną.
Ta dusza objawia się w twarzy Laokoona i nie tylko w jego^ twarzy, mimo że cierpi on tak gwałtownie. Ból, który objawia się;; we wszystkich mięśniach i ścięgnach ciała i który widz xtiema$J zdaje się odczuwać już na widok boleśnie wciągniętego brzuch^^ nie patrząc nawet na twarz i inne części; ten ból — powiadanej nie zdradza się wszakże żadną gwałtownością czy to w twarzy28| czy w całej postawie. Nie wydaje on straszliwego krzyku, jśjjćra śpiewa Wergiliusz o swym Laokoonie; nie pozwala na to rozwar^® cie ust; to raczej trwożliwe i stłumione westchnienie, jak opisuwq& Sadolet. Boleść ciała i wielkość duszy rozłożył artysta równomier^B| nie w budowie całej postaci i niejako wyważył. LaokoO:$ cierpi,'^; lecz cierpi tak jak Sofoklesowy Filoklet; niedola jego prz< naszą duszę, ale pragniemy umieć znosić niedolę tak jak ten ki mąż.
Wyraz tak wielkiej duszy wyrasta znacznie ponad twory pięlgS nej natury. Artysta musiał odczuwać w sobie samym tę' siłę|| ducha, jaką wyraził w marmurze. Grecja posiadała artystów|| i mędrców w jednej osobie i więcej niż jednego Metrodora, Mąfl drość podawała rękę sztuce i tchnęła w jej posągi dusze więcćfj niż pospolite itd.”
Uczynione tu spostrzeżenie, że ból Laokoona nie objawią w twarzy z taką gwałtownością, jakiej by należało się spodziew po jego intensywności, jest zupełnie słuszne. Bezsporne jest 1 nież, że właśnie z tego, co pseudoznawca gotów byłby uważać nieumiejętność naśladowania natury, za niemożność osiągni
prawdziwego patosu bólu, że właśnie z tego — powiadam — promieniuje mądrość artysty.
Ośmielam się być innego zdania jedynie co do podłoża, które pan Winckelmann daje tej mądrości, i co do powszechności reguły, którą z tego podłoża wywodzi.
Przyznaję, że naganne spojrzenie, jakie pan Winckelmann rzu-* ca przy okazji na Wergiliusza, początkowo mnie zaskoczyło; następnie zaś porównanie z Filoktetem. Od tego chcę wyjść, a myśli moje spisać w takim właśnie porządku, w jakim się rozwijały.
„Laokoon cierpi jak Sofoklesowy Filoktet”. Jakże on cierpi? Dziwne, że cierpienie jego wywarło na nas tak różne wrażenia^ Skargi, krzyk, dzikie przekleństwa, którymi boleść Filokleta napełniła obóz i przeszkodziła w składaniu ofiar, we wszelkich świę-r tych obrzędach, rozlegały się nie mniej przeraźliwie i na dzikim ostrowiu i one to właśnie spowodowały wypędzenie tam bohatera. Jakież to tony goryczy, żałości, rozpaczy, którym poeta w swoim naśladownictwie kazał również rozbrzmiewać w teatrze. —- Dostrzeżono, że trzeci akt tej sztuki jest nierównie krótszy od pozostałych. Widać stąd, powiadają krytycy*, że starożytnym niewiele zależało na jednakowej długości aktów. I ja tak sądzę; lecz w tym wypadku wolałbym się oprzeć na innym przykładzie. Żałosne wołanie, zawodzenie, urywane <k, 5, <peu, d-Tcmai, co uot, pot** ; całe wiersze wypełnione owy mi Trawa, Trawa***, z których składa się ten akt, a które deklamować należało z zupełnie innymi akcentami i przerwami, niż to bywało w zwykłej mowie, czyniły ten akt w trakcie przedstawienia niemal tak długim, jak i inne akty. Czytelnikowi, który widzi go na papierze, wydaje się on daleko krótszy, niż wydawał się ongiś słuchaczom.
Krzyk jest naturalnym wyrazem fizycznego bólu. Wojownicy Homera ranieni padają nierzadko z krzykiem na ziemię. Zadraśnięta Wenus krzyczy głośno****; nie dlatego, ażeby poeta chciał ją scharakteryzować przez ten krzyk jako rozpieszczoną boginię
| Brumoy Thsat, des Crees, cc. s, s. 89.
M Ach, ach, och! Biada, biada rei!
Von der Naehahmunę der griechlschen WerJce in der Mahlerey hauerkunst, s. 21, 22.