2Ub i. Przestępczość profesjonalna
Zeznanie złożone w Krakowie w 1604 r. przez Jana Klisieckiego, wspólnika złodziei, dobrze pokazuje działania przestępców po nocnym włamaniu oraz taką właśnie rolę meliniarzy - Śłepowrońskich w murach miasta, Drygunta na Kleparzu i Adama Rączki na Podbrzeziu: „noc beła bardzo ciemna [...] prawie przed trzecią godziną w noc, aż do piwnice kołacze [...] Lesiecki [...] [kazał obudzić Ślepowrońską - MK] a gdym jej zawołał przyszła do niego, której dał szkatułkę z pierścieniami, krzyżyczek i koronki srebrne [...] dawał jej też nożenki srebrne, ale ich wziąć nie chciała i jam mu rzekł daj mnie i dał mi je Marcinek [.„I i dwa pierścionki [...] potym mi ten Naiewajko rzekł chceszli mieć co od nas, pocz z nami, dostaniesz [...] i szedłem zaraz z nimi na Kleparz, wyszliśmy Świętej Anny furtką [...] pójdźmy do Dziganta [Drygunta - MK], chudopachol-ski to gospodarz, tam przyszedłszy gdyśmy kołatali, a chłopiec [...] otworzył nam. Poszliśmy potem zarazem na górę do komory [...] potym sama przyszła i rzekliśmy jej, aby rozświeciła świeczkę, coby nikt nie widział, jeno ona sama, i tak uczyniła, potym Lesiecki [z] zanadrza jął wyjmować klejnoty, potem czarkę srebrną Dzigantowej dawał, która zrazu wziąć jej nie chciała [...] potym wzięła [...] potym zaś krzyżyk dał jej [...] potym ja rzekłem do Lesieckiego dajże mi też co Marcinie z łaski, on zatym dał mi pas srebrny, guzów [...] nie wie jako wiele [...]. Ja też kiedy [mi] dawali te klejnoty, tedy wziąłem kryjomo gdy nie widzieli nożenie [...] i ten kałamarz [...]. Zatym stamtąd od Dzigunta wyszliśmy z domu [...]. Naiewajko chciał do Lwowa, a Lesiecki do Lublina, potem pożegnaliśmy się, oni się udali w Długą uliczkę, a jam nazad chciał iść do Ślepowrońskiego do Miasta, ale już beło zamkniono furtkę [...] poszedłem na Podbrzezie przez most i pod drzewo, które leżało pod mury żydowskimi, schowałem tę resztkę rzeczy, a sam nocowałem u Adama Rączki [...], Nazajutrz rano przyszedłem do Ślepowrońskiej "47.
Meliniarze z reguły byli równocześnie paserami, którzy bardzo często sami namawiali złodziei, by przynosili do nich kradzione przedmioty, a często także starali się kierować złodziejskimi poczynaniami znanych sobie łotrzyków. W 1595 r. sądzony w Krakowie Kasper Mocny zeznał, iż towarzysze jego „u Drigunta na Długiej ulicy Kleparskiej legają [...] [który - MK] mawiał mu nie noś do mnie szat, jedno, pieniądze, bo pieniądze lica nie mają [...] jedno tak bierz, co by się nie dowiedziano"48. A w 1610 r. Jan Magier powiedział: „U Szczuki u Jędrzeja miewali gospodę, przynieśliśmy do niego kobierzec, kurtę, delię, letnik, jedno nam talar dał i mówił nam noście więcej, a ja to w naczynie zaszpuntuję i wywiozę, gdzie indziej poprzedam, a wam nagrodzę zapłacę, aleśmy nie chcieli, bo nam źle płacił"49. W Lublinie w 1639 r. Piotr zeznał
47 ACC, 1101, f. 319-321.
48 AmKaz., K 266, f. 214, 217-219; melina u Drygunta działała także w 1604 i 1607 r.; zob. tamże, K 280, luźne karty bez paginacji; ACC, 1101, f. 349-353, 468-469.
49 AmKr., 864, f. 344. W 1601 i 1602 r. Stanisław z Trzebini ze swoim towarzystwem
kradzione przedmioty nosili i sprzedawali u meliniarzy: Benedykta na Podzamczu, Bernego na Podbrzeziu i Isztwana w Kazimierzu przy ulicy Żydowskiej; tamże, 865, f. 174-176; także AmKaz.. K 266. f. 264._
0 meliniarzu Makowskim (Andrzeju Gulczewskim): „A nas gospodarz wyganiał mówiąc: jam was nie powinien darmo żywić, a wy sobie tylko letko polelki [!] czynicie [...*]. Mówił Makowski Bartkowi, że cokolwiek dostaniesz [...] tedy dc mnie przynoś [...] nie gardzę niczym co natraficie”1. W 1645 r. Jan Podlesiecki zeznał „iżem Woyszy przedał bandolet, którym z sanek [...] wyrwał, a Woysza wiedział, że był kradziony, gdyż mnie prosił o to [...] i mówił cokolwiek dostaniesz przynieś do mnie”2.
Bardzo często gospodarze melin, u których przez dłuższy czas sypiali i żywili się złodzieje, przynaglali ich - niekiedy bardzo zdecydowanie - do podejmowania złodziejskich działań, które umożliwiłyby spłacenie długów zaciągniętych w tym czasie u gospodarza. W 1597 r. w Poznaniu Wojciech Mikołajewski, gospodarz meliny na Grudzińcu, zapewne szlacheckiego pochodzenia, tak mówił o swoich gościach: „bywali u niego szubrawcy [...]. Dawał im piwa co było potrzeba, na karp i do kopy, a czasami jeszcze, gdy do niego przysiedli, choć nic nie mieli, a to z tej ufności, iż wiedział, że złodzieje byli i zapłacić mu mogli, bo mawiali do niego, nie frasujcie się Panie gospodarzu, dostaniemy czego takiego, że się wam to może dobrze zapłacić [...]. Ci tedy liotrowie, Marcin, Praczka i Gardłko wychodzili na kradzież nade dniem, z wieczora i o północy [...]. Przynieśli też grochu, jagieł, kaszy i mięsa więdłego, które im dwa razy warzyć kazali”. W swoim zaś zeznaniu powołany wyżej Gard[e]łko, właściwie Andrzej Kobelka, tak zeznał o tej samej sytuacji: „Wieczór, gdy w noc już chwilę niemałą pili, rzekła do nich gospodyni baczcie te kreski na ścianie coście przepili, idźcież gdziekolwiek, żebyście mi popłacili [...] ale nie chcieli iść, ale napiwszy się pokładli się, aż gdy gospodyni z czeladzią do prania wstała, pobudziła je mówiąc [...] wstańcież, juściby czas, a idźcie dostańcie czego albo idźcie na gęsi"3.
O wiele bardziej energicznie poczynał sobie ze swoim gościem krakowski meliniarz zwany Ślązakiem, o czym w 1580 r. Jan Kozieł zeznał, „iż by był nie kradł, ale go do tego Ślęzak domusił, bo gdy mu był winien gr 4 [...] oddarł go z dwu sukien i z ubrania i wygnał go w noc przed dom, on nie wiedząc co czynić, bieżał jedno w koszuli i przez czapki aż przed Wieliczkę do karczmy [...] ukradł suknię furmanowi i zabrał 6 [?], które przedał za gr 6, idąc stamtąd chwycił konia stojącego przed kowalem u bram [...] i zdjął z niego siodło
1 przedał je za gr 15. Zeznał, iż kiedy co ukradli, to z nim Ślęzak jadał". Można przypuszczać, że niekiedy meliniarz jako ekwiwalent świadczonych w melinie usług otrzymywał pieniężny udział w zdobyczy, tzw. szychtę. W Lublinie w 1645 r. Jan Rusinek zeznał: „Szychtę dałem Małaczyńskiej, Kasprowej Kuglarce
AmL, 141, f. 12-14. „Letko polelki" - w Słowniku polszczyzny XVI wieku, t. 12, Wrocław 1979: „leli poleli”, opieszale, leniwie.
AmL, 142, f. 182. W tymże roku Jan Rusinek dicti Kramarz tak zeznał: „Wudkę znam, który jest kumany, to jest ma sektę z rzezimieszkami i z Woyszą, także Kaspra Kuglarza, u którego złodzieje pijają i cokolwiek ukradną, tam się wszystko ostanie"; tamże, f. 214-215. Paweł Kielewicz zaś zeznał: „U Ludwika [Włocha - MK] wszystkie rzeczy zostawały co się dostawały, który wiedział o tym, że rozbijałem"; tamże, f. 198.
AmP T fi4n f M7v-14n____