210 I. Przestępczość profesjonalna
lubelskich. Sądzony w 1644 r. Stanisław Gułczewski tak zeznawał w tej sprawie: „U Małaczyńskiego jest Piotrek i Jędrzejek, a ten Małaczyński chowa ich na kradzież [...] a oni na niego kradną [...]. Prokopowicz ma Iwanka, który wyraża alias kradnie z kieszenie, który Iwanko ma ojca i matkę i tego Iwanka odkupując, dał za niego złotych 50 tenże Prokopowicz dlatego, że jest dobry wyrażnik". Chłopcy tacy byli utrzymywani także w melinach u Dubiela, Grota i Woyszy1.
Odrębnym rodzajem melin były składy, czyli miejsca, w których towarzystwa złodziejskie i rozbójnicze przechowywały swoje łupy przed ich sprzedażą. Zazwyczaj wzmianki o nich są w zeznaniach bardzo lakoniczne, w rodzaju „u Sobka skład mają [...] - nie chciał u nich rzeczy kradzionych kupować", zazwyczaj bez takiej dodatkowej informacji2. Jedyny nieco obszerniejszy przekaz dotyczący funkcjonowania składu pochodzi z 1568 r. z podkrakowskiego Kazimierza, gdzie Walenty Guńka zeznał, „iż z towarzystwem swym mieli skład na Grabiu u Kaspra Tatarzyka, a ten Tatarzyk miał towarzystwo z Ficzkiem, z Markiem i z Paniczem z Zatora, u którego Tatarzyka są drzwi do komory, a z komory na dwór, a sień bywała zamkniona, a u tych drzwi komornych Ficzek siadał miewając przed sobą rusznicę abo dwie, ale nie wie, jeśli temu Tatarzykowi co dawali. A drugi skład mieli u Stolarza w Chaidudze"3. Można jednak powątpiewać, czy często tego rodzaju składy były aż tak pilnie strzeżone - być może częściej we wsiach, gdzie napad i odebranie zgromadzonego tam dobra było łatwiejsze niż w mieście. Istniały także składy, a raczej tajne schowki, w których ukrywali swoją zdobycz zwłaszcza zbójnicy beskidzcy, o czym będzie mowa poniżej.
Przybliżone choćby określenie średniej liczby melin działających równocześnie w każdym z tych miast jest przedsięwzięciem ryzykownym. Za punkt wyjścia można przyjąć taką próbę podjętą przeze mnie w cytowanej wyżej pracy, gdzie przyjąłem, że w Krakowie liczba melin równocześnie istniejących mogła się wahać od 6 do 10, w Lublinie i Poznaniu od 4 do 84. Obliczenia te podważają dane dla Lublina, gdzie w okresie 1644-1645 działało równocześnie co najmniej 13 takich lokali. Uznałem wówczas, że liczba ta, znacznie przekraczająca szacunki dla dużo większego, stołecznego Krakowa, zapewne nie była typowa dla okresu wcześniejszego. Być może w latach 40. XVII w. nastąpiło w Lublinie nasilenie działań przestępczych, które skłoniło władze miasta do bardziej energicznych działań, owocujących serią procesów i ujawnieniem tak dużej liczby melin. Są to jednak tylko spekulacje. Ponieważ obecnie niektóre meliny zostały usunięte z zasadniczego toku rozważań, gdyż zakres działania ich gospodarzy nie jest całkowicie jasny, dlatego można obniżyć górną granicę liczby tych lokali do 8 w Krakowie i 6 lub 7 w obu pozostałych miastach. Podkreślam raz jeszcze, że są to szacunki bardzo niepewne. Istnieje bowiem możliwość, że to właśnie dane dla Lublina z lat 1644-1645 - dość pewne i być może ogarniające zdecydowaną większość skupiającego się tam wówczas profesjonalnego świata przestępczego - należałoby przenieść na inne miasta (ze zwiększeniem liczby tych lokali w Krakowie), w przekonaniu, że informacje o melinach, które można odszukać w księgach sądowych Krakowa i Poznania są niepełne.
Najważniejszym czynnikiem wyróżniającym meliniarzy (a także i paserów, nieprowadzących melin) spośród ogółu ludzi ze świata przestępczego była ich stabilizacja, a więc względnie trwałe osiedlenie się w mieście w wynajętym bądź własnym domu oraz unormowana sytuacja rodzinna, zwłaszcza legalnie zawarte małżeństwo. Byli to więc stali mieszkańcy miast, formalnie wykonujący rozmaite zajęcia, w przeważającej części związane z rzemiosłem (m.in. krawcy, kowale, rzeźnicy, stolarze i cieśle), także karczmarze, szynkarze i szynkarki, jeden balwierz. Jedynie zajęcia karczmarskie i szynkarskie sprzyjały meliniarstwu, inne zapewne były wykonywane w dość ograniczonym zakresie, stanowiąc raczej przykrywkę do działań przestępczych. One też były głównym źródłem dochodów meliniarzy. TWorzyły je przede wszystkim zyski z paserstwa, pieniądze pobierane od złodziei i rozbójników za gościnę, pożywienie, trunki, a zapewne także za różne informacje i szpiegowanie, także z nierządu - w melinach, które się nim zajmowały. Można przypuszczać, że meliniarze i paserzy byli ważnymi beneficjentami kradzieży i rabunków popełnianych przez odwiedzających ich przestępców. W skardze złożonej w 1604 r. w Krakowie przez Jakuba Bechlera przeciwko meliniarzowi Janowi Dryguntowi czytamy: „Albowiem złodzieje cokolwiek ukradną wszystko u takich gospodarzów, jako to ten i z jego dziewkami, które chowa, przetrawią, przepiją i tamże wszystka kradzież zostaje"5. Nie była to przesadna opinia obserwatora z zewnątrz, bowiem niemal identyczną odnajdujemy w zeznaniu złożonym w 1645 r. w Lublinie przez zawodowego złodzieja Jana Rusinka, zwanego Kramarzem: „Wudkę znam, który jest kumany, to jest ma sektę z rzezimieszkami i z Woyszą, także Kaspra Kuglarza [Godlewskiego - MK], u którego złodzieje pijają i cokolwiek ukradną, tam się wszystko ostanie”. Potwierdziło to wyznanie tego właśnie Godlewskiego: „co się mam przeć, co prawda, że żona moja ze mną nie żyła z niczego innego, tylko z białych głów luźnych, a ze złodziejów"6.
Odmiennie niż w dużych miastach, w których meliny stanowiły dla zawodowych przestępców przede wszystkim miejsce schronienia, sprzedaży zdobyczy i wypoczynku, kształtował się problem melin na obszarach beskidzkich. Tam zbójnicy znajdowali szerokieN oparcie w ludności, która zapewniała im pomoc i schronienie. Towarzystwa - zbierające się okazjonalnie - po napadzie rozchodziły się do najczęściej rodzinnych domów i meliny były na ogół zbędne - chyba tylko jako miejsce, w którym można się zgromadzić lub odpocząć między kolejnymi napadami, także pożywić. Towarzystwa działające całe lato w górach również melin nie potrzebowały, a poza sezonem tę rolę pełniły w pewnym stopniu zimowiska. Było więc ich - w porównaniu do dużych miast - stosunkowo niewiele, Natomiast dość ważnym elementem zbójnictwa w Beskidach byli współpracujący z nimi karczmarze, u których zbójnicy mogli się bezpiecznie gromadzić,
AmL, 141, f. 53v, 145v; tamże, 142, f. 14-15 (cytowany fragment), f. 199, 397.
AmKaz., K 266, f. 178.
Tamże, f. 79; Grabie - wieś między Krakowem a Niepołomicami.
M. Kamler, Świat przestępczy w Polsce..., $. 86-90.
ACC, 1101, f. 349.
AmL, 142, f. 214-215, 343.