skanuj0078

skanuj0078



KRÓL OLCH

Ewa czekała kwadrans. To się zdarzało bardzo rzadko, i dlatego była niespokojna.

W końcu przyszedł z miną pokorną, zbyt pokorną.

—    Dlaczego się spóźniłeś?

—    Nie pocałuję cię, mimo że mi się chce okropnie, bo byś to uważała za podejrzane.

—    Dowaliłeś się do jakiejś dziewczyny?

—    Tak.

—    Tego nie można było zrobić kiedy indziej?

—    Nie, ona jest rzadko sama na ulicy i trudno ją spotkać.

—    Pewno ktoś z mojej szkoły.

—    Tak.

—    Ala z IV-A?

—    Tak.

—    Słuchaj, to jest głupia historia. Ona jest o trzy klasy niżej i nie jest na tyle inteligentna (on pokręcił głową) — powiedzmy... dorosła, aby to zrozumieć, jak należy. Będzie plotkować na całą szkołę. Ona wie, że my chodzimy razem.

—    Nie bój się. Już ja jej to wybiję z głowy.

—    No, dobrze, na kiedy umówiłeś się?

—    Na środę, na czwartą po południu. Wtedy, kiedy ty ze Stanisławem.

—    Ze Staszkiem.

—    Ale należy go odróżnić od mojego brata.

—    Jak chcesz. Mnie jest wszystko jedno.

Działo się to w okresie, gdy Emil zaczął wydobywać się ze swojej miłości jak z narkozy, jak półutopiony z wody, i nie można powiedzieć, żeby był bardzo przytomny. Nie znaczy to również, że kochał mniej Ewę.

Ale jego stosunek do niej stracił objawy choroby nerwowej, neurozy przymusu i strachu. Czuł się jak chory, który po rocznym pobycie w łóżku, próbuje chodzić. Więc spróbował.

Była pewna czternastoipółletnia smarkula, która nazywała się Ala. Jej koleżanki opowiadały, że jest zarozumiała, że się puszcza, że jest anormalna, że udaje i zmyśla itd. To wystarczyło, aby się Emil nią zainteresował. Była w typie Ewy, ale przesadna w swojej rasowości, w nieludzkiej prawie linii nóg, elastyczności chodu, która byłaby na miejscu u klaczy, w gracji ruchów, które by były normalne u kotki, w typie twarzy, na który mogłyby sobie pozwolić (ostatecznie) królowa Berenike, dwunastoletnia prostytutka z Maroka lub św. Magdalena.

Emil napisał do niej list, możliwie podstępny, składający się z dwóch zdań, który by ją skłonił do przyjścia pewnego dnia o czwartej po południu na róg dwóch ulic.

Gdy przyszedł (1605), ona oglądała wystawę sklepu, w której było duże lustro, tak że mogła widzieć, co się dzieje za nią. Był jeszcze daleko od niej, gdy obróciła się na pięcie i podeszła do niego krokiem dziewczynki, która nie bardzo chętnie wita się z wujem. Powiedziała:

163


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
44204 skanuj0067 ona należy do ciebie. Kiedy wydaje się osobista, tak jakbym ja była tym. kto może j
niescioruk4 Beata Cytowska Sytuacja rodziców ću r. i ponuje im, tak jak to się zdarza wciąż w naszy
OSTATNIA WIECZERZA OSTATNIA WIECZERZA Rozpoczęła się wieczerza. Była to wieczerza ostatnia i bardzo
P1010220 26 Zbigniew Kloch mającej (jak to się zdarza gdzie indziej) istotę problemu. Autorka stawia
skanuj0020 174 Magdalena Podsiadło cząstek”. Mimo to opuszcza Brooklyn i przenosi się na Manhattan.
skanuj0022 (74) Mój pierwszy obrusTen obrus to propozycja dla pań, które dopiero uczą się

więcej podobnych podstron