— A czy trzeba leżeć potem?
— Jak będę na mieście, to wyślę telegram, że twoja mama jest chora, i tak to ty poleżysz ze dwa dni.
— Nie chcę.
— Dlaczego?
— Bo... nie. Bo takich żartów się nie robi.
Pauza.
— Bo ja widzę co nocy twoją mamę.
— Głupia.
— Niech będzie głupia.
— Śni ci się.
— Nie, widzę.
— Głupia.
— Bałam ci się mówić, ale teraz to jest wszystko jedno.
— Jak widzisz?
— Przychodzi taki biały duch i się nachyla nade mną. I czuję ja chłód i wiem na pewno już, że to jest twoja mama. Przekłada rondle, tak, jak to ona zawsze robiła, wyjmuje spodki, wkłada je z powrotem i zawsze zapomni choć jednego spodka włożyć.
Aureola przesunęła się.
— Jak wstaję rano, to pokazuję zawsze Meduzie.
— A nie boisz się?
— Gdzie tam.
On przełknął ślinę i zaczął się bać trochę, bać pytania, które zada.
— No, to powiedz mi, jak myślisz, dlaczego do mnie mama nie przychodzi?
Ona zbladła, wyraźnie, nawet w świetle świecy. On nie patrzył na nią, tylko skrobał scyzorykiem kuchenny stół. Odpowiedziała bardzo wolno, jąkając się:
— Widzisz, ty... ty jesteś chłopak wykształcony i ty nie wierzysz w takie babskie rzeczy... (słuchał z napięciem i nadzieją) to może twoja mama nie chciała cię straszyć... albo myślała, myślała, że ty... (tutaj dusiła się), że ty nie potrafisz żyć z tą wiadomością... że się dzieją takie rzeczy. (Ostatnią część zdania wypowiedziała jednym tchem.)
Nadzieję diabli wzięli, napięcie rosło. Położyła swoją rękę na jego ręce.
— Słuchaj, słuchaj, ja byłam głupia, że ci to powiedziałam. Ty jesteś nerwowy. Twoje myśli niepotrzebnie się będą koło tego plątać. Ja wiem, jak to jest. Mój wuj zwariował z tego. Ja bardzo lubiłam twoją mamę. Nikt, nawet tata nie wiedział, jak szła na operację. O tym trzeba albo zapomnieć, albo...
Woda w imbryku zaśmiała się i z sykiem wyskoczyła na blachę. Aureola spadła z hukiem na ziemię.
Pisane w Teheranie, Bejrucie i Tel Awiwie, skończone w grudniu 1948 r.