w liczne zabawy. Ale przyjrzyjmy się tym dzieciom z bliska i osobno: jakie są one zawzięte w tym, co czynią, jakby okrutne i zapamiętałe, ale bardziej patrzące do wewnątrz niż zwracające uwagę na współpartnerów.
Dzieciństwo znaczyć można było czymś, co było, i czymś, czego brakowało: pusta kołyska mogła znaczyć wspomnienie dzieciństwa, czekanie na dziecko, ale również — exitus. Tak jak puste krzesło u van Gogha nie znaczyło krzesła.
Literaturze dla dzieci i ikonografii adresowanej do dzieci takiego dy-chotomicznego obrazowania dziecka i dzieciństwa, którym romantyzm i modernizm przydały wTalor tragiczności, jest oczywiście brak. Ilustracje w książkach i czasopismach dla dzieci powielają i strzegą idylli dziecięcej czystej i nieskalanej, a jest nią krąg rodzinny, krąg trzypokoleniowy: ciepło uczuć wzajemnych i umiarkowany dostatek, który oznacza zabawki na Gwiazdkę, tort urodzinowy i domowe zwierzęta do własnej dyspozycji. Taką była idylla nazywana biedermeierowską, wiktoriańską, mieszczańską lub drobnoszlachećką. Jednym z ulubionych motywów obrazkowych tego szczęścia i wewnętrznego ładu był portret rodziny. Najchętniej upozowany we wnętrzu kameralnym — dookoła stołu. Artur Grottger — późniejszy malarz narodowych i romantycznych poliptyków
— w swoim okresie wiedeńskim malował obrazki so gemutlich, „odgrywające swe anegdoty — jak pisał Eołoz Antoniewicz — dookoła okrągłego stołu salonowego i w pobliżu fortepianu” 10. I bardzo trafną czyni uwagę Mieczysław Porębski, że w Grottgerowskim cyklu Polonia odnajdziemy identyczne scenerie: „wnętrze zacisznego dworku, mieszczan-., skiego saloniku, gwiazdkowy nastrój cichej, zasypanej śniegiem wioski” n. Ta idylla, w której są i dzieci, okaże się rychło iluzoryczna: „okno zostanie wyłamane, firanka zerwana, szyba rozbita kulą, stojąca na parapecie doniczka wywrócona” 12. Będzie to jeszcze jedna zraniona idylla polskiego losu. Ale w biedermeierowskim obrazku „dla dzieci” dramatyczny wektor ma inny kierunek i inny wymiar: doniczkę na parapecie wywrócił niegrzeczny kotek, który wyskoczył oknem do ogrodu. Cała rodzina przy stole, częściej w pokoju stołowym niż w saloniku, powtarza układ do obrazu. Z czasem coraz częściej jest to porządek wertykalny, zatrzymany, z oczami skierowanymi na obserwatora z zewnątrz
— na aparat fotograficzny. Natomiast naturalność poruszanego portretu pragną uchwycić romantycy. W Obrazie rodzinnym Fryderyka Overbecka dziecko trzyma w wyciągniętej do widza ręce metalową trąbkę, jakby pragnęło mu ją podać. W Portrecie rodzinnym Johanna Zoffany dzieci i dorośli zostali uchwyceni w „naturalnym” geście. Jego portrety były na swój sposób mieszczańskie — piszę Michael Levey — „Nawet jeżeli odtwarzają rodzinę królewską, rzucają wiele światła na ówczesny obyczaj, kiedy to całe rodziny gromadziły się przy herbacie lub zasiadały pod drzewami i tak kazały się malować” 13. Możni i wielcy tego świata
186