lecz tym razem na całym globie, zamykając ostatecznie historię mieszkańców Ziemi z Układu Słonecznego?
Gdybym wierzyła, że tak jest, że im większą wykazuje człowiek zdolność do wymyślenia, opracowania i przekazania złożonych kultur, tym trudniej ominąć mu pułapkę zastawianą przez stworzoną przez siebie kulturę, która osiągnąwszy szczyty swego rozwoju, ostatecznie wiedzie go do zguby — nie podejmowałabym tych wykładów. Rola Kasan-dry może być pożyteczna, jeśli ona sama potrafi zwątpić w trafność swych przewidywań. Któżby się trudził ostrzeganiem przed nieuniknionym nieszczęściem, gdyby wiedział, że przyszłość nie dopuszcza żadnej innej alternatywy, wyklucza skuteczność i zabiegów przeciwdziałających nieszczęściu, i przygotowań do życia w nowym świecie? Im głośniej rozbrzmiewają przewidywania o nadchodzącym końcu świata, tym jaśniej w naszych oczach rysuje się lepszy świat. Trudno jednak zawierzyć nadziei, że człowiek może zniszczyć i rozbić naszą planetę po to, by się osiedlić na jakiejś nowej ziemi. Trudno też przyjąć kompletnie transcedentalną alternatywę, że Bóg ma już nas wszystkich dość i pozwala nam przyspieszyć kataklizmy, byśmy prędzej zaludnili piekło, a wybrańcy prędzej wpuszczeni zostali do nieba.
Gdy przyczyny wielkich katastrof były zupełnie niezrozumiałe, koncepcja Boga, który nawracał przy pomocy ognia i wody, a na ziemi zostawiał tylko plemię wybrane, była do utrzymania. Przywracała siłę tym, którzy w nią wierzyli i pozwalała im przetrwać najcięższe próby losu. Pozwalała człowiekowi żyć i wierzyć w swą siłę i pomyślność, nawet przy niewielkiej szansie ocalenia. Wybrany lud mógł wierzyć, że przetrwa. Człowiek więc zawsze budował dom na zboczach wulkanu i stawiał go na nowo, gdy obracał się w zgliszcza. W stanie Kansas, mieszkańcy każdego miasteczka, które dotąd ominęło tornado, wierzą, że są w szczęśliwszym położeniu niż pozostali, i że ich miasto nigdy nie będzie zniszczone. W wielu amerykańskich społecznościach naukowcy przyłączyli się do protestów miejscowej ludności, domagającej się, by niebezpieczne urządzenia nuklearne budowano zdała od ich osiedli, doskonale zdając sobie sprawę, że gdyby protesty te były zawsze skuteczne, nie dałoby się nigdzie umieścić wyrzutni rakietowych. Lekarz Leo Szilard, pokładając niewiele wiary w gatunek, którego był wybitnym przedstawicielem, proponował system miast — zakładników dla uniknięcia wojny nuklearnej. Liczył, że nic nie powstrzyma amerykańskich miast w energicznym działaniu we własnym interesie, jeśli tylko miasta o określonej wielkości zostaną wybrane za wyłączny przedmiot ataku.
-Żaden z tych stronniczych poglądów na człowieka, głoszących, że jedni są skazani na potępienie, a inni zaliczeni do grona wybrańców, nie da się utrzymać ani w świeckiej, ani w religijnej formie, w świecie zorganizowanym w jedną całość, powiązaną systemami dwustronnego porozumienia. Ani obietnica ucieczki na kolonie kosmiczne, ani doktryna głosząca, że Bóg poświęca wielu, aby wybrać
15