tego optymizmu jest pojedyncze dziecko, świadczące o naszej wzrastającej trosce o każdego człowieka, przydaje on blasku światu, w którym żyjemy. Gdy dowody tego optymizmu dają ludzie społeczności stawiającej domy na zboczach wulkanów — może to być zapowiedź totalnej zagłady. Szukamy więc wyważonej proporcji między jednostkowym optymizmem a niepoprawną, kolektywną ślepotą. Być może najlepszym sposobem ustalenia właściwych proporcji jest wykorzystanie indywidualnej i grupowej historii tych jednostek, które znajdują w sobie nadzwyczajne pokłady optymizmu. Moglibyśmy ich wyposażyć w instrumenty obserwacyjne i prognostyczne i powierzyć im zadanie wyszukania nowych miejsc na wzniesienie miast, lepszych niż, wybierane dotąd, zbocza czynnych wulkanów. I na to właśnie liczę.
Wydaje mi się, że powodem tego, że możemy dziś patrzeć na wszystkie wielkie cywilizacje przeszłości i na kolejne etapy historii naszej kultury jak na szereg powtarzających się pułapek, jest fakt, że ciągle zbyt mało o nich wiemy. Ludzka wyobraźnia rzutuje swe fantazje i obawy na wielką historyczną próżnię, która rozpościera się poza nami, na życie nieznanych nam ludów, które przeżyły swe losy za wysoko wzniesionymi murami swych cywilizacji, dziś już leżących w gruzach, ludów, które śpiewały swym dzieciom kołysanki, których nie potrafimy już zrekonstruować, i ludów, które najczęściej były tak biedne i tak zupełnie nic nie mające, że nie pozostał po nich żaden ślad istnienia. Tak w historii, jak i w nauce, wielkie konstrukcje pozbawione szczegółów nie budzą zaufania i niczego nie uczą. Pierwotna recepcja teorii Darwina wywoływała jedynie rozgoryczenie wśród tych, którzy wierzyli w Boga i sankcjonowała przekonanie, że człowiek jest człowiekowi wilkiem wśród tych, którzy w Boga nie wierzyli.
Każde szczegółowe badanie mechanizmu walki o byt — tej zasady, która delikatnie wprowadza modyfikacje, pozwalając różnobarwnym istotom żyć tłumnie w grotach tropikalnych mórz, a mniej wyspecjalizowanym gatunkom przenosić się z jednego środowiska do innego — z upływem czasu nie wywoływało już tak gwałtownych reakcji wrażliwych jednostek, które wcześniej oburzała sama myśl, że przyrodą rządzi zasada, wedle której największe szanse przeżycia mają okazy najlepiej dostosowane. Dziś teorię instynktu śmierci wśród królików i lemingów możemy zastąpić koncepcją drobnych zmian w systemie wydzielania enzymów, jakimi organizm ich reaguje na zatłoczenie lub brak żywności.
W sformułowaniu celowo przesadzonym można by powiedzieć, że każdy światopogląd wpędzał nas dotąd w pułapkę, gdyż albo patrzyliśmy na ludzkie społeczeństwo jak na bezpośredni odpowiednik natury rządzonej prawem kłów i pazurów, albo cały wszechświat uznawaliśmy za maszynę, którą człowiek kiedyś będzie umiał kontrolować, albo wreszcie samego człowieka uznawaliśmy za twór mechaniczny, zbudowany podobnie do maszyny, i dający się produkować w długich seriach o identycznym wzo-
19