FOEMA PIASTA OANTYSZKA
Gdzieś tam na tęczach w promienistym złocie,
Gdzie już nie pójdzie nic chęciom opacznie.
Kiedyż się moja taka powieść zacznie? N>
Juzem grób sobie jak ziarnu wyorał —
Ale bierz diabli grób, ciało i morał!
Do rzeczy, panie! Na końcu księżyca Stoi piekielna jakaś szubienica 1 biedne ludzie po śmierci przestrasza Kołysząc trupem brzęczącym Judasza.
Za szubienicą zaś tą o pół ćwierci Mili niebieskiej stoi brama śmierci.
Nie dla tych ludzi, co szli wedle cnoty,
Ale dla krwawej piekielnej hołoty.
A na tej bramie są różne napisy.
Na szabli mojej jak żebrak na kiju,
Przed piekłem mój łeb uchyliłem łysy I czytam: tutaj: Sacre nom de Diu,
Ognistą szablą jakąś grenadiera Wyrysowane stoi w dyjamencie.
Tu inne jakieś straszniejsze przeklęcie:
Carrajo! Goddam! do stu et cetera.
I różne takie, mój panie, rysunki Nosi na sobie ta piekielna wieża,
Żem się pokornie udał do szkaplerza I odmawiałem pobożnie koronki;
A dreszcz mię przebiegł i przejęła skrucha,
Widząc, jak za tą wieżą ogień bucha.
A tutaj do mnie z bramy jakiś człeczek
Krzyknął: „Szlachcicu!” — ja zaś, nie chcąc sprzeczek
Z diabłami, udał, żem ślepy i głuchy,
I litanije trzepię pełen skruchy,
A patrzę zezem; a ten nieboraczek Z ognia wydobył nos krzywy jak haczek I kichnął skrami, i łzy miał na licu;
I znów mię prosi: „Mój panie szlachcicu!
Jeżeli twoja łaska albo czyja,
Niech zmówi za mnie sto Ave Maria;
Jam cenzorował książki i obrazki, in
A teraz w piekle; zowię ślę Sz.n..skL.
A diabeł tutaj mię postawił na to,
Abym nie wpuszczał myśli; a pod stratą Duszy moskiewskiej uczynić to muszę,
Bo choć ją diabeł rwie, mam jeszcze duszę!"
„A! to” — krzyknąłem — „rzecz niesprawiedliwa! Cenzory w piekle palić jak łuczywa?”
A przyznam ci się, żem nie wiedział prawie,
Kogo jaz piekła do nieba wyprawię.
Już się za szkaplerz biorę nieświadomy,
Aż tu w koronkę dwa czerwone gromy!
Aż tutaj szkaplerz i szlachcic się pali.
Uciekam — widzę rzekę — buch! do fali!
Wpadłem, myślałem, że już na dnie leżę;
Lecz te główeczki dziatek jak pęcherze Płyną po wodzie i mnie, starca, niosą. —
O! wy z twarzyczką białą, złotowłosą!
O! wy dzieciątka moje z twarzą młodą,
Jak wy nosili mię nad piekła wodą!
Jak wy dźwigali mię śród tego wrątka!
0 łabędzie wy moje! O dzieciątka!
Próżno mię jakiś chciał wyrwać z powodzi
1 do swej czarnej zapraszał mię łodzi Człowiek, co wożąc mgły zarabia chleba: Odpowiedziałem: „Łodzi mi nie trzeba,
Bo mię tu niosą synaczkowie moi;
Wody nie trzeba — bo mię łza napoi,
Ani rozmowy — bo trupki te bawią,
Ani modlitwy — bo mię one zbawią;
A zaś przed Bogiem nie trzeba wymowy,
Bo za mnie będą mówiły te głowy”.
A wszystkie trupy, co na łodzi stały,
313