J uż od wielu lat Nathusiak, alaskański Eskimos, był najwierniejszym i najbardziej doświadczonym towarzyszem Vilhiamura Stefanssona. Wraz z. amerykańskimi ekspedycjami polarnymi złożonymi z ludności islandzkiej Nathusiak przebył już siedem tysięcy mil Północnego Oceanu Lodowatego i arktycznej tundry. Eskimos był mistrzem w sztuce przetrwania na krańcach, a nawet na dachu świata. Był najlepszym myśliwym swojego plemienia i najlepszym tropicielem. Stefanssona wciąż na nowo zadziwiał}’ fantastyczne zdolności tego dziecięcia natury. W razie jakichkolwiek wątpliwości, jak postąpić w tym lub innym wypadku, biały słuchał rad Eskimosa.
Któregoś dnia mieli wśród zaśnieżonej tundry tak mało żywności, że członkowie ekspedycji zaczęli głodować. Jakkolwiek już od wielu dni nie widać było ni śladu zwierzyny, nie można było powstrzymać Nathusiaka od samotnej wycieczki, by mimo wszystko spróbować wytropić choć kilka pardw. Wyszedł wśród gęstej mgły. Stefansson nie wypuściłby samotnie nikogo innego, ufał jednak, że Eskimos trafi z powrotem do obozu. Już po kilku krokach Nathusiak utonął w szarej mgle.
Wrócił po upływie osiemnastu godzin zadyszany, dźwigając ładunek świeżej dziczyzny. Odkrył w głębokim śniegu tropy karibu, szedł za nimi przez wiele godzin i w końcu upolował zwierzę. Podczas gdy ludzie w' obozie z miejsca zabrali się do jedzenia, żeby zaspokoić głód, Nathusiak całkiem niepostrzeżenie wyruszył w drogę po raz drugi. Zależało mu na tym, żeby ściągnąć resztę zdobyczy, zanim dobiorą się do niej wilki. Po upływie około dziewięciu godzin pogoda poprawiła się i znów była dobra widoczność. Stefansson wspiął się na najbliższe wzgórze. Wprawdzie nie wypatrzył zwierzyny, zobaczył jednak Eskimosa Nathusiaka. Ale Nathusiak nie szedł w stronę obozu, tylko obładowany dziczyzną zmierzał w odwrotnym kierunku. Stefansson wystrzelił w powietrze. Eskimos natychmiast stanął, odwrócił się i ze zdumienia wypuścił ciężar z rąk.
Nie pomylił się, bowiem szedł po własnych śladach, ale po tych śladach, które pozostawił za pierwszym razem, tropiąc karibu. Przywiodły go one w pobliże obozu bardzo daleką, okrężną dziewięciogodzinną drogą. Jednak Nathusiak nie wiedział o tym, bo była mgła. Po ubiciu karibu wracał przez dziewięć godzin, kierując się własnymi śladami. Gdy jednak wyruszył ponownie, żeby przydźwigać resztę łupu, po raz drugi obrał tę samą drogę i chciał wracać po własnych śladach, tymczasem mgła się podniosła. Przy tym z owego miejsca, gdzie upolował karibu, widać było dym obozowych ognisk. Nathusiak był jednak tak głęboko przekonany, że znajduje się
0 dziewięć godzin od obozu, że w ogóle się nie oglądał, tylko wpatrywał w ślady. Jedynie one były dla niego drogowskazem.
Niechaj wystarczy ten zdumiewający przykład. Jeżeli sam niezawodny Nathusiak nie wiedział we mgle, gdzie się właściwie znajduje, każdy inny człowiek byłby kompletnie zagubiony. Nikt nie orientuje się za pomocą „szóstego zmysłu”, ani wykształcony geograf, ani niewykształcony prymitywny człowiek. Każdemu potrzebne są punkty orientacyjne, lub jakiekolwiek inne wskazówki, którymi mógłby się kierować.
W tym wypadku Eskimos kierował się bardzo wyraźnymi wskazówkami, it mianowicie własnymi śladami pozostawionymi na śniegu. Na pewno doprowadziłyby go tam, gdzie chciał dojść, to znaczy z powrotem do obozu.
Jeżeli Nathusiak w różnych innych okolicznościach nigdy nie zmylił właściwej drogi, nie zawdzięczał tego swemu „instynktowi”, tylko świadomej lub nieuświadomionej znajomości licznych pomocniczych znaków orientacyjnych. Jego tropicielskie umiejętności we wszelkich, nawet najtrudniejszych warunkach dlatego wydawały się tak zdumiewające, że nikt nic umiał sobie w’ytłumaczyć, czym kierował się Eskimos. Wszelako dzięki cierpliwemu wypytywaniu i wieloletniej obserwacji Stefansson zrozumiał, co skłaniało Eskimosa do obrania tego bądź innego kierunku. W rzeczywistości nie szło tu o tak zwane natchnienie, tylko zawsze o określone punkty odniesienia. Gdyby inni ludzie umieli rozpoznawać tak niepozorne znaki, też znajdowaliby drogę. Stefansson doszedł w końcu do przekonania, /<- tych niezwykłych zdolności, które opanował Nathusiak, może się wyu-c zyć każdy inteligentny człowiek, o ile zada sobie odpowiednio dużo trudu, l ak więc nawet bez nowoczesnych przyrządów, w każdej okolicy i prawie 'iipcłnie niezależnie od pogody można znaleźć właściwą drogę.
„Wyszkolonym” traperom trudno się zorientować jedynie wtedy, gdy /mr naćka znajdą się wśród pustkowi, w których jeszcze nigdy nie byli. Mo-■ się to zdarzyć po niespodziewanym skoku ze spadochronem lub wtedy, pis latek rozbije się u brzegów nieznanego lądu, a więc w niezwykle rzad-
1 n li wypadkach. Kto jednak wędrował wśród pustkowi jako tropiciel i za-lil.nl/il, może usprawiedliwić niefortunny przypadek jedynie brakiem ostrożni iśi i i doświadczenia.
235