rutne potrzaski w otwartych rezerwatach łowieckich, niejednokrotnie sprawiając zwierzętom straszliwe wielodniowe męczarnie. Gdy wreszcie zjawi się myśliwy, nie chcąc uszkodzić cennego futra nie skróci mąk stworzenia jednym strzałem. Zabije je ciężką pałką lub żelaznym drągiem. Każdy może sobie obliczyć, ile razy powtórzy się ten okrutny proceder, zanim zbierze się dostateczną ilość skór na pięknie skrojony futrzany płaszcz.
Gdy potrzebna jest żywność, w ostateczności można użyć i stalowych potrzasków. W ten sposób trudno jest jednak zdobyć smakowitą dziczyznę, łatwiej o łykowate mięso małych i średnich drapieżników. Na szczęście nie ma przemysłowej produkcji sideł na zwierzynę racicową. Człowiek bez broni radzi sobie za pomocą opisywanych już przez nas wilczych dołów i pułapek.
W normalnych okolicznościach myśliwy nosi ze sobą broń. Zgodnie z tendencją zmierzającą w stronę specjalizacji ustawicznie rośnie ilość jej typów, kalibrów i rozwiązań konstrukcyjnych. Mimo to prawdziwy traper zabiera tylko jedną fuzję i to zawsze tę samą.
Kto pieszo przemierza dalekie szlaki, nie może nosić ze sobą więcej niż jednej sztuki broni palnej. Kto poluje wyłącznie w celu zdobycia żywności, tylko w razie pilnej potrzeby zabija drobną zwierzynę. Kaliber i skuteczność posiadanej broni pozwalają mu zabić zwierzę, z którego uzyska maksymalną ilość mięsa. Przy tym, jak poucza doświadczenie, myśliwy strzela najszybciej i najcelniej, gdy posługuje się zawsze tą samą bronią.
Jaka więc powinna być ta broń? Na tak postawione pytanie nikt nie może udzielić wiążącej odpowiedzi. Zależy to od gatunku zwierząt, które przeważają w danym terenie i najbardziej nadają się do jedzenia. Jeżeli będą to duże zwierzęta, trzeba mieć dość duży kaliber broni. Gdy się uwzględni wielkość naszej zwierzyny, broń musi się nadawać do zabicia każdej sztuki, począwszy od siuty, a skończywszy na tłustym jeleniu. Nie można tak rozerwać pociskiem małego zwierzęcia, żeby dziczyzna nie nadawała się do zjedzenia i odwrotnie, trzeba móc jednym strzałem powalić rosłego jelenia.
W Kanadzie i na Alasce potrzebna jest broń wielkokalibrowa, bo nie ma tam siut, są za to ogromne łosie i potężne niedźwiedzie. I wręcz przeciwnie, w Ameryce Środkowej trzeba się zadowolić względnie lekką bronią, bo żyje tam wyłącznie drobna zwierzyna, podczas gdy w Afryce (na południe od Sahary) traper musi używać broni, z której będzie mógł zastrzelić każde zwierzę, począwszy od smukłej antylopy aż po bawołu afrykańskiego.
Kto poluje głównie w celu zdobycia żywności, nie śni o śrutówce. Zależy mu na tym, żeby jak najmniejszą ilością strzałów zdobyć jak największą ilość dziczyzny. Śrutówka niesie na krótki dystans, bo jest przeznaczona głównie do polowania na zające, króliki i dzikie ptactwo. Naboje śrutowe obciążają ponad miarę nawet wtedy, gdy każdy strzał jest celny, na co nikt nie może liczyć.
Natomiast dobremu strzelcowi wystarczy jedna kula do powalenia wielkiego łosia, a więc do zdobycia od trzystu do pięciuset funtów jadalnej dziczyzny.
W czasie półtorarocznej wędrówki Vilhjalmur Stefansson liczył każdy strzał, a także prawdopodobną wagę każdego zabitego zwierzęcia i w rezultacie na jeden nabój — wliczając w to pudła — przypadło sto dwadzieścia luntów dziczyzny. Najbardziej zaskakujący w jego wyliczeniach jest fakt, że w krainie wiecznych lodów na jeden nabój przypadało więcej mięsa niż na stałym lądzie. Co prawda Stefansson strzelał także do niedźwiedzi polarnych, z których każdy przysparzał jego ekspedycji do tysiąca funtów żywności. W czasie trwania tej długiej wyprawy badawczej sprzed pięćdziesięciu lat, karmił prawie wyłącznie upolowaną zwierzyną nie tylko siebie, lecz także sześciu współtowarzyszy i tyleż psów z zaprzęgu sań, a przy tym zużył tylko tę amunicję, którą zabrał wyruszając w drogę. Miał raptem piętnaście pudełek po dziesięć nabojów. Starczyły one do utrzymania uczestników wyprawy w pełni sił, na trasie wynoszącej siedem tysięcy kilometrów. Ste-lansson używał Mannlichera-Schónauer 6,5mm, według dzisiejszych pojęć broni o wiele za słabej do polowania na olbrzymie niedźwiedzie Dalekiej Północy. Lecz w jego rękach ten kaliber okazał się całkowicie wystarczający.
Broń myśliwego musi być bardzo solidna, żeby mogła stawić czoło wiatrom i słotom. Nie można się ustrzec od silnych sztormów, jest wystawiona więc na deszcze i śniegi oraz na różnice temperatur.
Gdy kilka osób poluje pospołu przez dłuższy czas, powinny one mieć ta-k.( samą broń o tym samym kalibrze. W razie czego mogą się podzielić nabojami. Jeżeli w dwóch fuzjach zostaną uszkodzone dwie różne części, to zawsze z dwóch popsutych da się zrobić jedną sprawną.
Czasami niektórzy myśliwi bardziej się interesują konstrukcją i balistyką swojej broni niż samym polowaniem. Produkcja nabojów i konstrukcja broni wydają się mieć dla nich większe znaczenie niż ich zastosowanie w obwodach łowieckich, gdzie często zdarzają się nieoczekiwane sytuacje. Nie mogę jasno i jednoznacznie stwierdzić, jaka broń jest najbardziej uniwersalna wśród dzikiej natury, ani udzielać porad co do rodzaju amunicji. Jest to kwestia zapatrywań i w znacznym stopniu zależy od osobistego doświad-i zcnia.
Kto przywykł wyruszać z jednostrzałówką, na pewno nie narzeka. Ma nna łatwiejszą i prostszą konstrukcję od karabinka powtarzalnego. Nie posiada magazynka, wyciągacza i innych skomplikowanych części, które na dłuższą metę nie mogą sprostać trudnym warunkom i złemu traktowaniu. Kurz i błoto zakłócają niekiedy prawidłowe funkcjonowanie wielu wystają-i ych części. Gdy wcisną się gdzieś listki, źdźbła trawy lub ziarenka piasku, (o i owo może się czasem zaciąć. Jednostrzałówka nie jest aż tak wrażliwa,
169