więc i sam wybrałem się do lasu, bo w lesie jest zaciszniej, a na polu wietrzysko wieje i dmucha ile siły. Wywiał mi wszystkie piórka ptasie, które sobie uzbierałem na pie-rzynkę. A tak się na nich dobrze spało!
Zaledwie zszedłem na ziemię, od razu mnie wiatr zauważył.
- Spacerów ci się zachciało! - szumiał i gwizdał przeciągle. - Ja ci pokażę, jak się spaceruje w listopadowy ranek!
Najpierw okręcił mnie kilka razy w kółko, a potem popędził prosto ku lasowi. Tak mnie przewiał do ostatniej kosteczki, że kiedy dostałem się wreszcie między drzewa, zaraz skoczyłem w pierwszą z brzegu kupkę zeschłych liści, które zebrały się między korzeniami dębu. Skoczyłem i jak nie wrzasnę z bólu:
- Ajajaj! Co tam tak kluje?
Pod liśćmi coś się poruszyło i groźnie fuknęło:
- Fu! A to co znowu? Czego tu chcesz?
Nie mogłem odpowiedzieć od razu. Jęczałem tylko trzymając się za pokłute siedzenie. Spod liści wysunął się długi ryjek i wyjrzały małe, bystro patrzące oczki.
- Fu, co to za dziwne zwycząje, żeby porządnym zwierzętom przeszkadzać w spaniu?
Zadrżałem na widok zwierzęcia wychodzącego z kryjówki. Cale było najeżone kolcami. Teraz już wiedziałem, o có się tak pokłułem!
- Kto ty jesteś? - spytałem jak mogłem najgrzeczniej.
- To ja powinienem się spytać, kto ty jesteś - odburknął - skoro nie proszony włazisz do mojej zimowej sypialni!
- Ja jestem Kosmatek, ludek z bajki - przedstawiłem
26