wzbudzał zaufanie”1. Wałęsa interweniował m.in. w sprawie uruchomienia „Tygodnika Solidarność”. Obiecał, że gdy tygodnik się ukaże, zlikwiduje inne pisemka, biuletyny „uprawiające politykę”. Rakowski pisze: „Wówczas, siedząc z nim przy okrągłym stole, przyjmowałem jeszcze za dobrą monetę to, co na ten temat od niego usłyszałem. Dopiero w następnych miesiącach miałem się przekonać, że do zobowiązań, jakie wobec nas w różnych sprawach brał na siebie Wałęsa, nie należy przywiązywać żadnego znaczenia [...]. Spotykając go i słuchając tych nieustannych ja, ja, ja, odnosiłem wrażenie, że w bardzo szybkim tempie przyswajał sobie przekonanie, że jest wodzem wielkiego formatu. Wydaje mi się, że wpadł w sidła zarozumiałości. Inna sprawa, że zarówno krajowi, jak i zagraniczni cmokierzy dzień w dzień utwierdzali go w tym przekonaniu [...] Nie mogę tu uwolnić się od podejrzeń, że rozmawiając z nami był przekonany, iż potrafi nas przechytrzyć. O swej chytrości mówił przecież niejeden raz”2.
Można się zgodzić z Rakowskim, że u Wałęsy w 1981 r. w związku z jego szybkim awansem społecznym i politycznym pojawiły się cechy pewności siebie, zarozumiałości i egocentryzmu. Świadczy o tym częste posługiwanie się zaimkiem „ja”. Było to wszakże „ja” publiczne Lecha. Czy miał prezentować się swoim partnerom rząd owym jako słaby przywódca, który mało może zrobić w swym obozie, który musi utrzymać się na fali rewolucyjnej?
Wałęsa na pewno po sierpniu 1980 r. uwierzył w siebie, w swoją gwiazdę i stał się w pewnym sensie zarozumiały. Świadczą o tym jego wypowiedzi o ospałych doradcach, jego zapewnienia o wielkim wpływie na masy. Ale te cechy kształtowała w nim nowa rola, musiał się w nią wpisywać takimi atrybutami, gdyż inni tylko czekali na jego słabości, potknięcia i wahania.
Jeśli chodzi o niedotrzymywanie obietnic, to Rakowski zbyt wiele wymagał od Wałęsy jako partnera. Wałęsa był partnerem słabszym i musiał nadrabiać obietnicami, pochlebstwami, dowcipem. Nie mógł nie obiecywać wicepremierowi okiełznania prasy podziemnej, ale przecież nie było w jego interesie jej likwidowanie, wyciszanie i osłabianie własnych pozycji.
Rakowski sam będąc makiawelistą w rokowaniach, wymagał od partnera, by był świętym Franciszkiem.
Wałęsa zresztą w swych wypowiedziach podkreślał, że w pertraktacjach: „Nieważne, kto siedzi naprzeciw mnie, ważne jest, żeby go przechytrzyć, wykolegować i wygrać to, co jest możliwe do wygrania”.
Jeśli można Wałęsie nadać miano makiawelisty, to trzeba dodać, że był makiawelistą świadomym i w imię takich wartości, jak wolność i demokracja.
13 grudnia generał Jaruzelski obwieszcza wprowadzenie stanu wojennego w Polsce. Czołowi działacze „Solidarności” zostają internowani. Wałęsa zostaje przewieziony do Warszawy, a następnie do Chylić. Odbywa rozmowy z ministrem Cioskiem, generałami i księdzem Orszulikiem. Domagano się od niego odcięcia od estremistów w związku.
Odwiedza go w tym czasie żona i dzieci. Do maja przebywa jako internowany w Otwocku, a potem helikopterem zostaje przewieziony do Arłamowa w Bieszczadach. Odwiedza go znowu żona, przywożąc m.in. nagrania demonstracji robotniczych. Zamiast Lecha żona przymuje w Gdańsku dziennikarzy, kontaktuje się z działaczami. Lech znosi internowanie w miarę dobrze, słucha audycji zagranicznych.
Władze dają mu względny spokój. Odczuwając, że wytwarza się pewien impas, Wałęsa pisze list do generała Jaruzelskiego, w którym proponuje spotkanie i poważne przedyskutowanie interesujących tematów. List podpisuje jako kapral Lech Wałęsa. W tydzień później generał Kiszczak odbywa rozmowę z Wałęsą w Arłamowie; w związku z nią uchyla się decyzję o internowaniu. 14 listopada Wałęsa wraca do Gdańska i staje się „osobą prywatną”.
31
M. Rakowski, Czasy nadziei i rozczarowań. Książka i Wiedza, Warszawa 1985, s. 77.
Tamże, s. 79-80.