nim spodziewać”. Pogląd o koniecznej monstrualności wyglądu, odpowiadającego straszliwym czynom, był dość powszechny. Volta podaje, że kiedy kilka miesięcy później Ardisson, pchnięty uczuciem czystej nostalgii, uciekł ze szpitala, aby odwiedzić swe rodzinne miasteczko, mieszkańcy zabarykadowali się w domach - jakby nadciągała jakaś dzika bestia20. On sam natomiast podkreślał, że charakter miał czuły i kierował się zawsze przekonaniem, że nikomu nie należy sprawiać cierpienia.
Doktorzy Belletrud i Mercier opublikowali przyrzeczenie, które sobie złożył po zobaczeniu na ulicach Muy trzyipółletniej, żywej i pociągającej dziewczynki: „Obiecałem sobie, że ją posiądę, kiedy będzie martwa”21. Wiadomość o tym, że ciężko zachorowała, sprawiła mu wielką przyjemność, jakby dziecko dało mu jakiś tajemniczy znak22. Gdy umarła, Ardisson wykopał zwłoki i przyniósł do siebie. Traktował je z najwyższą troskliwością, w ciągu dnia, gdy mógł, przerywał pracę, by je odwiedzić, a wieczorem kładł się obok i spokojnie zasypiał, jak pisze Volta, „jak dziecko z nową lalką”23. Nosił też w torbie zmumifikowaną głowę innej dziewczynki, która mu się szczególnie podobała. Villeneuve i Degaudenzi uważają, że Ardisson - podobnie jak Gilles de Rais - zachowywał szczątki ludzkie, by zachwycać się nimi24. Uprawiał zatem to, co nosi nazwę delectatio morosa w śmierci.
W Muy było średnio cztery lub pięć zgonów na miesiąc. Ardissona interesowały tylko kobiety - wszystkie, w każdym wieku. Ten straszliwy Don Juan umarłych wieczorem, po pogrzebie, kierował się na cmentarz. Tam wyjmował z grobu trupa, przeżywał orgazm, kładł zwłoki na miejsce, wracał do