- To ty, dziadku? - zapytało.
- Ja - odparł głuchy głos - przyniosłem ci jataganek.
- Ale ja nie mogę wyjść, ojciec zabronił!
| Nie musisz wcale wychodzić, otwórz tylko okno i pocałuj mnie!
Dziecko wstało, słychać było, jak otwiera się okno. Wówczas przywoławszy wszystkie swe siły na pomoc, wyskoczyłem z łóżka i zacząłem walić w ścianę. W mgnieniu oka Jerzy był już na nogach. Zaklął siarczyście, jego żona głośno krzyknęła i oto cała już rodzina zebrała się wokół leżącego bez przytomności dziecka. Gorcza zniknął tak samo jak poprzednim razem. Wspólnym wysiłkiem ocuciliśmy chłopca, lecz był bardzo słaby i z trudem oddychał. Biedactwo nie wiedział, jak to się stało, że zemdlał. Zdaniem matki i Zdenki dziecko przestraszyło się, kiedy zastano je z dziadkiem. Nie odzywałem się słowem. Chłopiec uspokoił się jednak i wszyscy, oprócz Jerzego, położyli się z powrotem.
Tuż przed świtaniem usłyszałem, jak Jerzy budzi żonę i jak zaczęli rozmawiać szeptem. Przyszła też do nich Zdenka i usłyszałem, jak ona i jej szwagierka płaczą. Dziecko leżało martwe.
Nie będę opisywać rozpaczy rodziny. O to jednak, co się stało, nikt nie oskarżał starego Gorczy. W każdym razie nie mówiono o tym otwarcie.
Jerzy milczał, lecz w wyrazie jego twarzy, zawsze nieco mrocznym, było teraz coś przerażającego. Przez dwa dni stary nie pojawiał się. Trzeciej nocy (po pogrzebie dziecka) usłyszałem kroki wokół domu i starczy głos, który zawołał młodszego wnuka. Wydało mi się też przez chwilę, że stary Gorcza przywarł twarzą do okna, nie mogłem jednak dojść, czy to miało miejsce w rzeczywistości, czy też było tylko grą wyobraźni, tej nocy bowiem księżyc schował się za chmurami. Uważałem jednak za swój obowiązek opowiedzieć o wszystkim Jerzemu. Wypytał chłopca, ten zaś odpowiedział, że rzeczywiście słyszał, jak go dziadek wołał i że widział, jak zaglądał do okna. Jerzy surowo przykazał synowi, aby go obudził, gdyby starzec pojawił się znowu.
Wszystkie te okoliczności nie przeszkadzały mi wcale darzyć Zdenki tkliwością, która wzmagała się coraz bardziej.
W ciągu dnia nie miałem sposobności porozmawiać z nią sam na sam. Kiedy zaś zapadła noc, serce ściskało mi się na myśl, że wkrótce trzeba będzie odjechać. Izbę Zdenki dzieliła od mojego pomieszczenia sień, która z jednej strony wychodziła na ulicę, z drugiej zaś na podwórze.
Gospodarze moi położyli się już spać, mnie zaś zachciało się raptem pójść powałę-sać dookoła domu, aby się trochę rozerwać. Wychodząc do sieni, spostrzegłem, że drzwi do pokoju Zdenki są uchylone.