O tej samej godzinie co poprzedniego dnia poczułam takie same objawy. Chciałam wstać i wezwać pomocy, ale już nie mogłam dojść do drzwi. Jak przez mgłę słyszałam, że zegar wybił trzy kwadranse po ósmej, rozległy się kroki, otworzyły się drzwi. Ale nic nie widziałam, nic nie słyszałam. Tak jak poprzedniego dnia padłam na łóżko i tak samo odczułam dotkliwy ból w szyi. Obudziłam się znów
0 północy, ale jeszcze słabsza i bledsza niż poprzednio.
Nazajutrz ta straszliwa historia powtórzyła się od początku. Byłam już zdecydowana, mimo całego osłabienia, zejść do Smerandy, gdy jedna z kobiet weszła do pokoju, wymawiając imię Gregoriski. Zaraz też ukazał się i on sam. Chciałam wstać na jego powitanie, ale opadłam z powrotem na fotel. Spojrzawszy, Gregoriska krzyknął i chciał rzucić się ku mnie, ale zdołałam wyciągnąć w jego stronę ramię.
- Po co tu przyszedłeś? - zapytałam.
- Niestety - odparł - przyszedłem się pożegnać! Przyszedłem powiedzieć, że opuszczam ten świat, który stał mi się nieznośny bez twojej miłości i widoku. Wstępuję do klasztoru w Hango.
- Pozbawiony jesteś, Gregoriska, mojego widoku - powiedziałam - ale nie mojej miłości. Kocham dę, niestety, nadal! I głęboko boleję, że ta miłość staje się niemal występkiem.
- Mogę więc mieć nadzieję, że będziesz modliła się za mnie, Jadwigo?
- Tak. Nie zdołam jednak modlić się już długo - dodałam z uśmiechem.
1 Co d jest? Dlaczegoś taka blada?
- Widać Bóg lituje się nade mną i wzywa do siebie!
Gregoriska zbliżył się do mnie, ujął za rękę, której nie miałam siły cofnąć i patrząc badawczo, rzekł:
- Ta bladość nie jest naturalna, Jadwigo. Skąd ona pochodzi?
- Gdybym ci powiedziała, pomyślałbyś, że to szaleństwo.
- Nie, nie, powiedz, Jadwigo, błagam cię! Jesteśmy w kraju niepodobnym do żadnego innego, w rodzinie niepodobnej do innych. Powiedz, powiedz wszystko, błagam!
Opowiedziałam mu wszystko - o dziwnej halucynacji, jaka mnie nawiedzała w domniemanej godzinie śmierci Kostaki, o grozie, odrętwieniu, lodowatych dreszczach i wyczerpaniu ścinającym mnie z nóg, o szmerach kroków, jakie słyszałam;
0 tym, jak otwierały się drzwi, a wreszcie o dojmującym bólu, a potem bladości
1 coraz to większym osłabieniu.
Sądziłam, że moja opowieść wyda się Gregorisce początkiem szaleństwa i kończyłam ją trochę onieśmielona. Tymczasem zaś przeciwnie, spostrzegłam, że słuchał jej z głęboką uwagą. Gdy przestałam mówić, zastanowił się przez chwilę.