Berty, starsza zaś, stanąwszy koło mnie, przez chwilę mówiła coś cicho do swej towarzyszki.
Następnie, korzystając z przywilejów, jakie daje maska, zwróciła się do mnie tonem starego przyjaciela, rozpoczynając rozmowę, która w najwyższym stopniu wzbudziła mą ciekawość. Wspominała miejsca jakichś naszych dawnych spotkań na dworze i w wytwornych salonach, drobne wydarzenia, o których dawno zapomniałem, a które jednak pozostawiły w mej pamięci ślad, ożywały bowiem natychmiast, gdy tylko czyniła do nich aluzje.
Ciekawość, kim jest owa dama, rosła we mnie z każdą chwilą. Znajomość mego życia, jaką wykazywała, była dla mnie całkowicie niepojęta. Ona tymczasem zdawała się bawić, wystawiając mą ciekawość na próbę, obserwując, jak gubię się w domysłach i jak za wszelką cenę staram się dociec prawdy.
W tym czasie młoda dama, do której matka zwróciła się raz czy drugi, nazywając ją dziwnym imieniem Millarca, z równą łatwością i wdziękiem nawiązała rozmowę z mą siostrzenicą.
Przedstawiła się, mówiąc, że matka jej to inoja znajoma z dawnych lat. Mówiła o tym, jak maska na twarzy ośmiela, tonem przyjaciółki pochwaliła suknię Berty, dała zręcznie do zrozumienia, że znajduje się pod przemożnym wrażeniem jej urody. Rozbawiła Bertę żartobliwymi uwagami o gościach zapełniających balową salę i śmiała się serdecznie wraz z nią. Była tak pełna werwy i humoru, że w krótkim czasie obie dziewczęta były w serdecznej przyjaźni. Wówczas nieznajoma uchyliła maski, ukazując twarz wyjątkowej wprost urody. Ani ja, ani moja siostrzenica nie widzieliśmy jej dotychczas. Lecz choć ujrzeliśmy ją po raz pierwszy, twarz ta była tak ujmująca, tak miła, że nie sposób było nie poczuć ku niej żywej sympatii. Tak się też stało z mym biednym dzieckiem. Nigdy nie widziałem przypadku tak nagłego oczarowania. Zresztą i nieznajoma - jak się zdawało - od pierwszego wejrzenia oddała swe serce bez reszty na usługi mej siostrzenicy.
Ja tymczasem, korzystając z praw balu maskowego, postawiłem starszej damie kilka śmiałych pytań.
- Pani, zaintrygowałaś mnie w najwyższej mierze; czyż to nie dosyć? - rzekłem, śmiejąc się. - Niechże i ja na koniec uzyskam równe prawa! Wyświadcz mi łaskę, proszę, zdejmując z twarzy maskę!
- Cóż za nierozsądna propozycja - odparła. - Oczekiwać ustępstwa od kobiety? A zresztą skąd pan wie, że mnie pan rozpozna? Lata robią swoje.
- Jak pani widzi - odparłem, skłaniając się z uśmiechem niepozbawionym, myślę, lekkiej melancholii.