dę i odprowadziła mnie przez cały podjazd aż do saiw du. Ujęła obie moje dłonie i podziękowała za odwieda - Cieszę się, że mogłem to zobaczyć - powiedział^'
-Tak, to było fantastyczne, prawda? -odpada, i w _ żonym uśmiechem dodała: - Ciekawe, kogo sobie w brażał na moim miejscu.
No więc George nie żył od paru miesięcy i kiedy Con. suela nagrała mi wiadomość - „Chciałabym ci coś powie-dzieć. I to osobiście, zanim dowiesz się od kogoś innego*
- przeraziłem się, jak już wspomniałem, że tym razem coś złego spotkało ją. Taka historia - senne proroctwo potwierdzone zdarzeniem - robi wrażenie, nawet gdy rozgrywa się we śnie, a co dopiero na jawie. Nie wiedziałem, co robić. Oddzwcmić? Rozważałem to przez kwadrans. W końcu nie oddzwoniłem - ze strachu. Dlaczego do mnie zatelefonowała? O co tu może chodzić? Wiodę teraz życie beztroskie, odzyskałem nad nim kontrolę. Czy jednak jestem uodporniony na Consuelę i jej agresywną uległość? Nie mam już sześćdziesięciu dwóch lat - mam siedemdziesiąt. Czy w tym wieku zniosę nawrót maniackiej niepewności? Czy odważę się popaść z powrotem w ten obłędny trans? Czy nie ucierpi na tym moja długowieczność?
Przypomniało mi się, jak przez trzy lata po utracie Con-sueli myślałem o niej stale, nawet idąc nocą po omacku do łazienki, żeby się wysikać: nawet o czwartej nad ranem, gdy stałem nad sedesem w siedmiu ósmych uśpiony, jedna ósma (według Kepesha) przebudzonej świadomości kazała mi mamrotać jej imię. Stary facet, który wstaje w nocy oddać mocz, normalnie nie myśli o niczym. A jeśli już o czymkolwiek, to o powrocie do łóżka. Ale nie ja, nie w tamtym okresie. „Consuela, Consuela, Consuela" - i tak za
, „żem. Weź przy tym pod uwagę, że uczyniła mi tez.stów, bezwiednie, bez podstępnych sztuczek, bez ”du zte) woli - * bez najmniejszej troski o przyczyny i skutki Jak wybitny lekkoatleta, jak wyidealizowane dzieło sztuki rzeźbiarskiej, jak zwierzę przez mgnienie oka dostrzeżone w lesie, jak Michael Jordan, jak Maillol, jak sowa, jak ryj - uczyniła to przez czystą prostotę fizycznego splendoru. Nie było w Consueli ani cienia sadyzmu. Nawet sadyzmu zobojętnienia, który często towarzyszy tak wielkiej kumulacji doskonałości. Jej prostolinijność i dobre serce wykluczały takie okrucieństwo. Więc wyobraź sobie, co by ze mną zrobiła, gdyby dobre wychowanie nie powstrzymywało jej przed wykorzystaniem naturalnych walorów i siły Amazonki aż do ostatnich granic; wyobraź sobie, co by było, gdyby miała nie tylko mentalność Amazonki, ale i makiaweliczną świadomość własnego oddziaływania. Na szczęście, jak większość ludzi, nie nawykła do wnikliwych rozważań, więc dokonawszy tego, co zaszło między nami, nigdy do końca nie pojęła, co się właściwie stało. Gdyby to rozumiała i gdyby na dodatek miała najmniejszą choćby skłonność do torturowania mężczyzn palonych ogniem namiętności, to byłoby już po mnie - pokonałby mnie z kretesem mój własny Biały Wieloryb.
Ale oto była z powrotem. Nie, kategorycznie nie! Nigdy więcej takich zamachów na spokój mojego ducha!
Zaraz jednak pomyślałem sobie: ona mnie szuka, potrzebuje mnie, nie jako kochanka, nie jako profesora, nie dla podjęcia na nowo naszej opowieści erotycznej w kolejnym odcinku. Oddzwoniłem więc na jej komórkę i skłamałem, że wyskoczyłem do sklepu i dopiero wracam, na co ona odparła:
- Jestem w samochodzie. Stałam pod twoim domem, nagrywając wiadomość.