niekiedy zaś zaburzenia takio i spowodowano przez nie opady powtarzają sio wielokrotnie.
O zjawisku tego rodzaju czytamy na przykład w „Monthly Weathor Roviow" z maja 1884 r. W numerze tym znajduje sio relacja obserwatora Służby Sygnałowej z miejscowości Bismarck, w stanie Dakota, który pisze, że 22 moja, o godzinie dziewiątej wieczorem, spadł na miasto grad krzomionistych kamyków. Kamyki tego rodzaju spadły na miasto powtórnie w piętnaście godzin później. Nie ma zaś żadnych doniesień o podobnym zda-rzoniu w innych okolicach.
Pomiary niektórych ziaren gradu, o ile można w takich wypadkach w ogóle mówić o ziarnach, niepokoją wielu meteorologów, z wyjątkiem - oczywiście - autorów podręczników meteorologii. Nie znam pogodniejszego zajęcia niż pisanie podręczników. Z sennym spokojem podręczniki meteorologii podają nam zatem lokkostrawno wyjaśnienie, jak to wokół drobin kurzu lodowaty deszcz formuje ziarna gradu, rosnące dodatkowo w czasie spadania - choć w różnych pismach meteorologicznych czytamy często
0 ziarnach gradu, któro są w środku pusto. Ale wróćmy do rozmiarów. Zanurzmy kawałek marmuru w lodowatej wodzie. Zimno nom w palce? Nio szkodzi. Zanurzmy jeszcze raz. I jeszcze raz.
1 jeszcze raz. A jeśli jesteśmy wyjątkowo uparci to po jakimś czasie otrzymamy lodowaty obiokt o wiolkości baseballowej piłki. Myślę jednak, że przez taki okres czasu obiekt ton zdążyłby spaść z Księżyca. Weźmy też liczbę warstw. W przypadku dużego gradu bywa ich kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt. Rozważania tego rodzaju doprowadziły prof. Schwodoffa do wniosku, że niektóro ziarna gradu nio są i nie mogą powstawać w ziemskiej atmosferze, lecz pochodzą gdzieś spoza niej. Dysertacje na ten temat prof. Schwcdoff odczytał na posiedzeniu British Association („Report” 1882, str. 453). I nie można powiedzieć, by wzbudziła ona entuzjazm. Dla niektórych członków Towarzystwa była to horozja, coś, jak podanie karmionemu mlekiem jagnięciu ocliłapu surowego mięsa. Niektórzy z członków Towarzystwa rzeczywiście beczeli jak jagnięta. Wreszcie pośród ogólnego popłochu powstał meżtiie sir William Thomson i zdruzgotał horozje argumontami swej epoki, dowodząc mianowicie, że wszystkie ciała, a wiec i ziarna gradu, któro znajdują sie poza ziemską atmosferą, poruszają się z kosmiczną prędkością - co byłoby może i prawdziwo, gdyby twierdzenia śp. Izaaka były czymś wiecej niż tylko artykułami wiary - a wiec grad wchodzący w ziemską atmosferę z kosmiczną prędkością byłby wykonywał pracę 13 000 razy większą ulż byłoby niozbędno do podniesienia temperatury wody n podobnej masie o 1HC. Inaczej mówiąc grad taki rozgrzewałby nlę do temperatury około 13 000°C, a idea tak gorącego lodu wydawała się panu Thomsonowi niesłychanie zabawna.
Możemy w związku z takim podejściem do sprawy zwrócić tylko uwagę, na pewną właściwość ludzi zahipnotyzowanych i.woimi racjami: nio dostrzegają togo, co im przeczy. Członek Armii Zbawienia może słuchać w kółko i bez żadnego efektu tego, i o do umysłu owolucjonisty przylgnio natychmiast. Gorzej - on Ingo w ogólo nie zapamięta. Wydaje mi się wprost niewiarygodne, u pan Thomson nigdy nie słyszał o wolno spadających, zimnych meteorytach. Bardziej prawdopodobno jost to, że nio był on w stanie zapamiętać faktów, któro nie pasowały do systemu wiedzy, ja-II ułożył sobio w głowio. Ideo prof. Schwodoffa nie miały również dobrej prasy poza Towarzystwem. Pan Symons, pisujący lównioż w „Naturo", stwierdził, że są bardzo dziwaczne. Myślę, n jeszcze bardziej dziwaczne i zabawne jest nasze założenie, że niedaleko powierzchni tej Ziemi znajduje się region, który będzie I ledyś przedmiotem całej nowej gałęzi nauki - supor-geogrofii.
(Moczaki i fragmenty meteorytów, przedmioty z Marsa, Jowi-, a I Azurii, kamienno kliny, spóźniono posłania, okrągłe żelazne I ule, cegły, gwoździe, węgiel, żużel i zepsute szczątki starycli ładunków, przedmioty, któro obrastają warstwami lodu i przedmioty, które w innych, cieplejszych regionach ulegają rozkładowi, gniją i biitwioją, co wskazuje na istnienie różnych strof klimatyczny! h w podniebnym świecio.
Nie mamy prawdopodobnie wyjścia i będziemy musieli przy-li|i, że w atmosferze naszej planety krążą pola lodowo równio rozlegle jak te, któro unoszą się na falach Oceanu Lodowatego, a tak-i’ii masy wody, w której żyją ryby i żaby. Muszą tam również być pir.ma lądu, na których mnożą się różne gąsionico i larwy.
Magazyn „Cosmos" (13-120) podaje za pownym pismem z Wirginii, że ryby z gatunku zębaczy, niektóro długie na 30 cm i więcej, pmlly wraz /.gradem w miejscowości Norfolk, w 1053 r.
Mamy również szczątki roślinne - i to nic tylko we wnętrzu tu min, lecz przymarznięte do powierzchni ziaren. Zjawisko to minio miojsco w Tuluzie, 20 lipca 1074 r. („La Science Pour limu", 1074-270). Istnieje też opis burzy w Pontiac, w Kanadzie,
I liiia przeszła nad tą miejscowością 11 lipca 1064 r., i w czasie Uóiuj padał nie grad, lecz kawałki lodu mierzące od jednego do pięciu centymetrów średnicy („Canadian Naturalist", 2-1-300): i ln|baidzioj niezwykłe w tym zdarzeniu jest jednak to, że według
137