P1010906

P1010906



Dziewczyna podniosła na niego przygasłe i wylękłe oczy, ale milczała, wzdychając niekiedy, a on nie wiedział, co mówić, nie mogąc ukryć bolesnego niepokoju. Żal mu jej było, kochał ją przecież szczerze i głęboko, przed chwilą czuł się tak szczęśliwy i spokojny, przed chwilą tak mu dobrze było z nią iść, dobrze mówić, dobrze kołysać się w rozmarzeniu, dobrze spoglądać na jej śliczną twarzyczkę i tak błogo, tak szczęśnie mu było czuć jej miłość, a teraz!

Teraz pilno mu było rozstać się z nią, niecierpliwiła go milczeniem, chciałby ją pożegnać i zostać sam, ale nie śmiał. Chciał się zmusić do dawnego stanu, nie potrafił. Odpadły go wnet wszystkie chęci, chłodnął, zapominał prawie o Betsy i rwał się myślami za tamtą, za Daisy, odnajdywał ją w skłębionych, ciężkich mgłach i jak cień przyczajony a nieodstępny wlókł się za nią z bolesnym skurczem serca, ciągnięty jakąś siłą niezwalczoną trwożnego uroku, strachu nieledwie. [...]

Rozdział III


[...] Na dworze ciemno było i zimno, mgły opadły, ale natomiast prosto w twarze zacinał skośnie drobny, gęsty i przykry deszcz, miotany przelewającym się w ciemnościach wiatrem.

Ogarnęła ich nieprzenikniona ćma, gdy wychodzili na tak zwane ośle łąki, jakich jest pełno na krańcach Londynu, zgoła utonęli w nocy, że tylko w dali, przez szklane przędziwo deszczów, świetlił się nikłym kręgiem rząd latarń.

Błoto mimo żwirowych dróg chlupało pod nogami, ale przyśpieszali kroków, by się jak najrychlej dostać do ulic, już widnych na tle ciemności niby szyby olbrzymie, słabo prześwietlone, bo te milczące, ponure pustki, głuche i rozległe, wzbudzały mimowolną trwogę.

Ulice jednak tak samo były posępne; leżała w nich uśpiona cisza niedzielnego wieczora i smętek ciężkiego, niewolniczego jutra; domy stały martwym szeregiem, ociekające wodą, oślepłe i pełne rozpaczliwej nudy, wiatr hurkotał po niedojrza-nych dachach, a często zwalał się na ulice, rozmiatając do dna czarne, połyskliwe kałuże, rynny zaś grały bezustannie bełkotliwym ostrym rytmem spadającej wody; rzadkie, przygaszone nieco latarnie stały jak szyldwachy martwe ze znużenia, rozkrążając żółtawe koliska po czarnych, przemiękłych asfaltach.

Nigdzie człowieka ani dorożki, ani ruchu najmniejszego wśród tego morza kamieni, w tej ciszy uśpionego miasta, tylko sypki i boleśnie nużący szmer bezustannego deszczu i to wstrętne, przegniłe powietrze, które niby oddechem pokrywało im twarze śliską i lepką rosą.

Dostali się wreszcie do stacji, wsiadając do pierwszego pociągu, jaki dążył w ich stronę. W przedziale było pusto i prawie ciemno, bo Joe przyćmił światła, siedzieli na-


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Gandalf popatrzał na niego. -    Mój kochany Bilbo! - rzekł. - Co się z tobą stało? N
Sponsorzy22001 2*>2 Pięć lat starszy od niego więcej miałem siły, Znieść srogość zmiennego los
DSC00694 Spiesznie wychodził tłum. Krzysztofa z nieznaną dziewczyną na Woli przygarnęło trzeciorzędn
Image0047 (2) Kiedy schylił się, aby dotknąć jej zwłok, ogromne oczy nagle otworzyły się i spoj
f g?B PTASZKI Z ciemnoniebieskiego papieru wycinamy wzór A i naklejamy na niego wzory B i C z papier
gatunki literackie003 46 Gatunki literackie literatury nie miała jednak swojego Lirmeusza i na niego

więcej podobnych podstron