- Już gdzieś zniknęła! Spotkałam ją dzisiaj po raz trzeci, tak natarczywie przyglądała się Wandzi, aż to zwróciło moją uwagę. Nadzwyczajnie piękna, ma tylko w sobie coś straszliwego...
- Demon i zarazem Madonna! - szepnął mimo woli.
- Może ją pan zna?
- Zauważyłem tylko w przelocie i porównanie samo się nasunęło.
Pragnęła rozmawiać o tej dziwnej nieznajomej, ale wymówił się jakąś nagle przypomnianą sprawą i pojechał do domu.
Nie zawiódł się w obliczeniach, gdyż dopędził Daisy jeszcze w przedsionku.
- Byłem pewien, że to pani! - zaczął radośnie i zmrożony niedbałym uściskiem jej dłoni, wstępował na schody w milczeniu. Nie śmiał się odezwać ni zbliżyć, tak mu przegradzały drogę jej wyniosłe a przeszywające spojrzenia. Przyglądała mu się niepokojąco, aż te migotliwe, fascynujące błyski przesyciły go niewytłumaczonym pomieszaniem.
- Dawno pani przyjechała? - odważył się wreszcie na zapytanie.
Jej wargi poruszyły się leniwym ruchem węży i jakiś szept wionął mu w twarz. Nie zrozumiał słów, ale przenikał go czar nieuchwytny samego dźwięku. Odprowadził ją do drzwi mieszkania i chciał odejść.
- Będzie pan dzisiaj na seansie Bławatskiej?
- Wprawdzie obiecałem, ale, ale...
- Ale pan przyjdzie, proszę o to! - szepnęła nakazująco przy rozstaniu. Naturalnie przyobiecał i znalazłszy się w mieszkaniu, zupełnie machinalnie zapalił światła, usiadł przy biurku i zastygł nad rozpoczętą sceną z misterium. Przeżywał bowiem to niespodziane spotkanie z Daisy i każdy szczegół z osobna, każde jej spojrzenie i słowo każde wskrzeszał w sobie i rozpatrywał z głęboką uwagą. I wydało mu się to wszystko tak niepojęcie dziwne, że jeszcze wrzaskliwsza fala niepokojów zatopiła mu serce, wytrącając z resztek równowagi... Spróbował się wyrwać z błędnego koła wspominań, lecz czar z nich promieniejący oplatał go w coraz cięższe okowy.
- Urzekła mnie najwidoczniej! - Przypomniał sobie ludowe określenie i teraz nie wydało mu się już śmiesznie dziecinne jak niegdyś, poczuł bowiem swoją wprost fizyczną zależność od Daisy i tę jej nieprzepartą i niewytłumaczoną władzę nad sobą.
- Jakaś w tym diabelska sprawa! - pomyślał na wpół ironicznie i naraz rzucił się w tył i zmartwiał z przerażenia, jakby na skraju jakiejś bezdennej próżni, jaka się przed nim rozwarła...
Tłumne wizje scen, widzianych kiedyś w podziemiach, wdarły się do mózgu i przepływały długim i niesłychanie żywym korowodem. Widział wyraźnie przesrautną,