Szaruś opowiedział mu wszystko — jak podsłuchał rozmowę dziada Mrokoty z wiedźmą Strachulą.
— Burza tylko się zaczaiła — przestrzegał Powietrznego Ptaka. — Nie uciekła naprawdę i chce urwać twój tęczowy ogon.
— Czekaj, spłatamy jej figla, ty i ja — powiedział Powietrzny Ptak. — Siadaj na moim grzbiecie, nic się nie bój.
Powietrzny Ptak prędko wyfrunął z pieczary, stanął na zboczu góry i szeroko, szeroko roztoczył tęczowy ogon — aż za las.
Błysnęło w dali, zagrzmiało — tó siedmiomilowymi skokami wracała burza z tupotem straszliwym.
Ale nim zdążyła, Powietrzny Ptak zwinął tęczę i uleciał przez błękitne powietrze. Burza hałasowała, hurkotała, szukała, świeciła sobie błyskawicą — nie znalazła go.
Odleciała ze złością i nie wróciła.
Chociaż tęcza świeciła tak krótko, wszystko, co żyje, zdążyło ją zobaczyć i cały świat już wiedział, że wraca pogoda.
Powietrzny Ptak odniósł Szarusia z powrotem pod olchę.
Tylko że to już nie był wcale Szaruś. Powietrzny Ptak rozłożył ogon i jednym ze swoich piór pomalował pióra Szarusia.
Teraz Szaruś jest kolorowy, błyszczący I umie roztaczać piękny, tęczowy ogon. A na każdym piórze ma oko. Tylko chrypki nie udało mu się wyleczyć — coś z niej zostało w jego głosie, ale to nic.
Teraz Szaruś nazywa się Paw.
38