zeszedł zapewne do cuchnącego kubryku, który służył jemu, nędzarzowi, za pomieszczenie.
Żeby go już nie spotkać, wróciliśmy statkiem idącym z Saint-Malo. Matkę trawił niepokój.
Nigdy już więcej nie widziałem brata mego ojcal Oto dlaczego daję czasem pięć franków włóczęgom.
1883
Tłum. Krystyna Dolatowska
W szystkimi drogami wiodącymi do Goderville* podążali w stronę miasteczka wieśniacy i ich żony, gdyż był to dzień targowy. Mężczyźni 'szli spokojnie, za każdym krokiem pochylając całe ciało do przoduj nogi mieli długie i powykrzywiane, zniekształcone/ ciężką pracą, prowadzeniem pługa (lewe ramię pod-( nosi się od tego w górę, a cała postać skręca w pa-/ sie), koszeniem zbóż (trzeba się przy tym solidnie} weprzeć w ziemię i kolana — przyzwyczajone do i ' 1 ’ • rozkroku — nie chcą się potem zewrzeć na powrót), wszystkimi powolnymi a uciążliwymi zajęciami wiej^ ' ' '/
skimi. Niebieskie bluzy tych ludzi, nakrochmalone,-^ błyszczące, jakby polakierowane, ozdobione przy szyi / i koło mankietów drobnym białym haftem, wzdęte > wokół ich kościstych torsów, przypominały mające za 1 chwilę pofrunąć balony, z których wystawała głowa, j ręce d nogi.
Niektórzy prowadzili na powrozie krowę albo cielaka, Idące za zwierzętami kobiety poganiały je ulist-nioną jeszcze witką. Niosły duże koszyki, z których wyglądały tu łebki kur, tam znów łebki kaczek. Wieśniaczki szły krokiem nie tak długim, ale żywszym ■niż ich mężowie, suche, wyprostowane, w narzuconych na’ ramiona kusych chusteczkach, spiętych szpilką na
Goderville — czyt.: Goderwil,
61