zna lylko życic postaci warunkowane przez ogromne odmiany wyglądu, brzmienia głosu, usposobienia.
Na co odpowiadam, żc wygląd jest bez wątpienia kapitalną sprawą, inaczej się ona jednak przedstawia w wypadku osoby ludzkiej, inaczej w wypadku postaci stworzonej przez artystę. We wspomnieniu osoby, którą kochaliśmy, jej wygląd jest nieodłączny od jej charakteru i usposobienia, równie dobrze nam kiedyś znanego. Postać stworzona przez artystę będzie pod tym względem zawsze zagadkowa, choćby nawet jej wygląd byl trwały i powszechnie dostępny. Przykładem Hsowctyk Rcmbrandta, obraz zdawałoby się nie dopuszczający większej rozbieżności interpretacji. Tymczasem nie tak dawno temu właśnie ten obraz wywołał u nas zaciekły spór. Kogo właściwie przedstawia? Polskiego jeźdźca, który zawitał do Amsterdamu? Czy alegoryczną postać „chrześcijańskiego rycerza"? Rzecz o tyle ważna, ie w pierwszym wypadku chodziłoby o żołnierza formacji na poły rozbójniczej, w drugim o figurę właśnie bardzo uduchowioną, a na poparcie tak skrajnie różnych interpretacji — mimo powszechnie znanego i jedynego wyglądu! — przytoczono mnóstwo niezmiernie przekonywających argumentów.
Niech się Pani nic obawia. Nic będę teraz porównywał rozbieżności rozmaitych interpretacji wywołanych przez ten sam obraz z rozmaitością odmian, jaką wywołuje odgrywanie Hamleta. Nie można również porównywać tych odmian, a raczej pojawiania się tych odmian, z wypełnianiem miejsc „niedookreślonych" przez naszą wyobraźnię podczas lektury. Tamto wypełnianie ani wolności czytelnika nie ogranicza, ani nie narusza suwerenności dzieła.
Odmiany wytwarzane przez teatr tę suwerenność naruszają, a kultura ponosi przez to pewną stratę. Nie jest to jednak strata bez wynagrodzenia, ponieważ właśnie w zamian za nią otrzymujemy tę jedność przeżycia, a raczej to poczucie jedności, o którym swego czasu pisaliśmy, w pierwszej części naszej korespondencji. Chodzi mi o przeświadczenie, że Hamlet tylko tak może wyglądać, mówić, chodzić, jak właśnie ten aktor, w tej chwili. Jest i to poczucie zwodnicze, bo właśnie tak działa perfidia sztuki. Ale bywa upajające, a właściwe jest tyl-
Ko teatrowi, poza teatrem go nie ma. Teatroman to właśnie człowiek, który zasmakował takich przeżyć i chodzi do teatru w nadziei, te ich znowu dozna. I z tym się Pani zgodziła!
A więc bardzo proszę nic wmawiać mi, te nieunikniona obecność odmian dyskwalifikuje postać teatralną przez to, te niweczy jej tożsamość. Po pierwsze: absolutnej tożsamości w świccie sztuki nie ma, jest złudzeniem, które kusi nas tylko w różny sposób. A po drugie: nie można powiedzieć, te wskutek liczebności odmian w dziejach Hamleta na scenie nic ma nic trwałego, ponieważ będzie to oczywista nieprawda.
A jeśli będzie głoszona jako oczywista prawda, zasłuty sobie na nazwę zabobonu wedle trafnej definicji Ojca Bocheńskiego.
Zgadzam się z tym, te warto jeszcze przez chwilę zatrzymać się nad zagadnieniami wyliczonymi w-punkcie 11.
Prawdą jest, te w moich listach padało wyrażenie „postać niema”. I prawdą jest, te należy się z nim obchodzić bardzo ostrożnie, mianowicie dlatego, te postać teatralna zawsze mówi, a więc właściwie nie może być niema. Może się tylko wypowiadać inaczej niż za pomocą słów, a więc np. przez swój gest, mimikę, ruch, jak w pantomimie łub w balecie. W pantomimie nacisk pada na wyrazistość ruchu. W balecie przykuwa naszą uwagę narracyjność tańca. W obu wypadkach można się obywać bez dialogu lub monologu postaci. W operze postać, której chce się pić, może poprosić o podanie herbaty śpiewając. (A więc w bardzo szczególnej odmianie ludzkiej mowy.) Analizując te fakty doszliśmy do przekonania, te wypowiadanie się w mowie, która by choć z pozoru przypominała mowę potoczną, nie należy do najważniejszych wyróżników postaci teatralnej. Ważniejsze są inne, takie jak radykalna ftkcyjność, jak podatność na odgrywanie przez
243