lem Corona Italia za ratowanie ofiar trzęsienia ziemi w Mesynie na Sycylii. Zmęczyło go już gnicie w bezczynności w Rzymie. Był tak znudzony, że jeździł konno po swoim palazzo, z sypialni do salonu. Usłyszawszy o trzęsieniu ziemi dotarł do Mesyny pierwszym pociągiem i podobno nie spał przez całe dwa tygodnie, wdzierając się do setek zrujnowanych domów i ratując niezliczone rodziny.)
S. Bellów, Henderson, król deszczu, Warszawa 1983, s. 89 - 90.
{Wzeszedł już księżyc, długą twarz miał zwróconą ku wschodowi, a za sobą trzodę baranków. To mi pozwoliło ocenić wysokość gór i myślę, że sięgały dziesięciu tysięcy stóp. Powietrze wieczorne nabrało głębokiej zielonej barwy, ale biel promieni księżyca pozostała nie naruszona. Poszycie dachów jeszcze bardziej przypominało pióra, ciemne, ciężkie, puchate. Staliśmy z księciem Itelo obok jednego z tych opalizujących stożków, orszak jego żon i krewnych wciąż nas otaczał, z parasolami jak kwiaty dyni. Zwróciłem się do niego: - Książę, spróbuję się dobrać do tych zwierzaków w zbiorniku. Bo jestem pewien, że dam sobie z nimi radę. Wasza wysokość nie ma z tym nic wspólnego i nie musi nawet wyrażać swojego zdania, za czy przeciw. Robię to na własną odpowiedzialność. - Och, panie Henderson ... pan niezwykły człowiek. Ale. Niech pana nie poniesie.)
S. Bellów, Henderson, król deszczu, Warszawa 1983, s. 91.
Tekst 92
<Obejrzał się wokoło: ciężkie chmury przesłaniały gwiazdy. Nachylił się ku ziemi, szukając światełek osiedli ludzkich, podobnych do robaczków świętojańskich ukrytych w trawie, ale nic nie lśniło w tej czarnej trawie. Sposępniał, przewidując ciężką noc - loty naprzód i z powrotem, zdobywanie przestrzeni i utratę jej. Nie rozumiał taktyki pilota; zdawało mu się, że gdzieś dalej natkną się na gęstwę nocy jak na mur. Teraz dostrzegł na przedzie, tuż nad horyzontem, słabe
82