poszliśmy do nracy szczęśliwi, że udało się uzyskać dla mnie prał ce na kopalni. *3yl to juz bowiem początek kryzysu w górnictwie. I Nie przyjmowano do pracy, pracowano wówczas na tydzień po 3, a I najwyżej 4 zmiany. K
Zacząłem pracować w pokładzie Edward na VII poziomie Kopalni I "Główny Szyb" w Orlowej mając lat osiemnaście. Otrzymałem markę z\ numerem 1202, numer ten pamiętam przez cale życie, -pomimo iż pra-l cowałem później na innych kopalniach, miałem różne numery morek, I które zapomniałem, ten jednakowoż został mi w pamięci na zawsze. Sztygar przydzielił mnie jako ładowacza ku górnikom rębaczom Janowi Szelidze i Lukszy. Wspomniany górnik Jan Szeliga był to bardao światły człowiek, który juz od swych lat szkolnych prowadził zapiski w swojej kronice. Naladowale-i wówczas 9 wózków węgla, tyle bowiem wynosiła norma przepisana dla 2 górników. Młotków obudowy wówczas jeszcze nie znano, górnik kopal węgiel dwustronnie ostrym "pikolem" odmiana kilofa. W ciągu szychty trzeba było parokrotnie zmienić "pikola" w stylisku. Rębacze Szeliga i Luksza żmudnie "szramali najpierw na głębokość 1 m w caliźnie
O
węglowej, bijać z całej siły poziomo w warstwa, węgla o miazszosci 10 cm, cośkolwiek miekciejsza niz otaczajaca calizna..r Zabierka filaru wnosiła 6 m po wzniosie, grubość pokładu 2 m. Pc wykonaniu wrębu na głębokość 1 m zaczęli rebacze wykonywać "sznyc" czyli wcios, przecinając pionowo żelatne kliny i zaczęto zbij c "Zbijanie" przez obicie klinów do węgla, Dy wbić taki klin trzeba było wydać $0 uderzeń czyli tzw. "hibow". Rebacze nim ujrzeli wegiel zrzucony na spgjg, ciężko się napracowali, byli mokrzy od potu, ktorego zapach szerzył się po całym wyrobisku. Po rozluźnieniu spoistości węgla klinami cala górna warstwa węgla nad szramem spadla na spąg. Po rozbiciu wielkich kawałów klinami rebacze uznojeni siadali na kupie węgla radośnie spoglądając na "urodę".
-No, synku, bier łopatę, a ciep do mortwych rynien - zachęcali mnie.
Ponieważ na filarze byl wznios około 35°, ostawa węgla odbywała sie owymi martwymi rynnami. Do nich trzeba było rzucac wegiel, który ślizgając sie w rynnach spadał do podstawionego woza, Nc pierwszej szychcie naładowałem przypisanych 9 wózków. Po przybyciu do domu spałem jak zabity az do wieczora, do czasu ponownego pójścia na szychtę. Na drugiej mojej szychcie- kar owalem wegiel z filaru do wozów. Karowalo nas dwóch synków, sam nie wiem czy to były taczki "sztwiory" albo "pięciory", dosyć na tym, ze