10 Wstyd i przemoc
Bez opanowania głodu narkotykowego i osłabienia obsesji alkoholowej trudno bowiem doprowadzić do zmiany zachowań i postaw. Najważniejszy element programu polega na pracy nad własnymi skłonnościami do przemocy. Ta rozpoczyna się od rozpoznania u siebie wszelkich, nawet najbardziej niepozornych przejawów przemocy emocjonalnej, werbalnej, seksualnej i fizycznej oraz od uświadomienia sobie, że przemoc jest niewłaściwą strategią działania. Następnym etapem jest uczenie się opanowywania emocji i wczesnego powstrzymywania narastającej chęci do zastosowania przemocy. Kolejnym jest nauczenie się innych, skuteczniejszych metod komunikowania uczuć, zaspokajania potrzeb oraz nabierania szacunku dla samego siebie. Środkiem do tego mogą być proste prace, z których więźniowie mogą się wywiązać, warsztaty artystyczne, przedstawienia teatralne oraz nauka zawodu lub zdanie matury.
W więzieniach w San Francisco w pracy nad opanowywaniem przemocy uczestniczą jej ofiary, a zdecydowaną większość zajęć prowadzą byli więźniowie, którzy sami wyzwolili się z przemocy i potrafili zamienić swoją słabość w siłę. Gilligan ograniczył swą rolę do oceny skuteczności tych programów, usuwając się w cień i pozostawiając codzienną pracę tym, z którymi ludzie skłonni do gwałtownych zachowań mogą się utożsamić łatwiej niż z profesorem uniwersyteckim. I to niezależnie od tego, że ów profesor znajduje wstrząsające ślady przemocy we własnej historii rodzinnej.
Osobisty ton Wstydu i przemocy jest niezwykle ważny i pouczający. Książka ta mówi bowiem także o tych źródłach przemocy, które kryją się w dzieciństwie, i to nie tylko w okrutnym traktowaniu, ale też w zwykłym karaniu biciem, w zaniedbywaniu, ośmieszaniu czy zawstydzaniu dziecka. Gilligan twierdzi, że nie wolno tolerować żadnego, nawet najdrobniejszego przejawu przemocy w rodzinie, bo każda drobna przemoc prowadzi do większej. A pomimo narastającego sprzeciwu wobec przestępczości i użycia siły, ta z pozoru drobna, codzienna przemoc nadal bywa w Polsce tolerowana. Czytając książkę Gilligana i zwiedzając więzienia w San Francisco, przypominałem sobie polskie dyskusje konstytucyjne, podczas których niektórzy, skądinąd bardzo nabożni reprezentanci narodu twierdzili, że bicie dzieci jest uprawnionym i skutecznym środkiem. Przypomniałem sobie wypowiedzi autorytetów moralnych i publicznych, ludzi, którzy wzywali bite żony, by w imię trwałości rodziny nie wyciągały na światło dzienne swoich krzywd, a także setki skarg bitych żon i matek na brak pomocy ze strony tych, którzy powinni je chronić. A przecież program leczenia z przemocy w więzieniach w San Francisco stał się możliwy dopiero po 1995 roku, kiedy to wprowadzono ustawę o pozbawieniu wolności w przypadku każdego aktu fizycznej przemocy domowej lub jej groźby. W obliczu grożących im konsekwencji ludzie gwałtowni zaczęli oduczać się swoich zachowań.
Mam nadzieję, że polscy czytelnicy, zapoznając się z książką Gilligana, zechcą dostrzec związek między przemocą stosowaną w życiu codziennym, między z pozoru niewinnym uderzeniem dziecka a przemocą zbrodniczą, której tak bardzo się boimy.
Wiktor Osiatyński