— Musiałaś się bardzo bać, gdy uciekaliście do Egiptu - zauważyła teściowa Piotra.
— Tak, Anno, ale to chyba trzeba by jakoś inaczej nazwać.,Nie bałam się, że ja umrę, nawet nie bałam się, że Jezus może zginąć. Czułam... byłam pewna... po prostu wiedziałam, że Jezusowi jako dziecku nic się nie stanie. Ale równocześnie odczuwałam jakiś ciężar odpowiedzialności za Niego. Wiedziałam, że to ja muszę Go ustrzec od śmierci i innych niepokojów.
— Czułaś jak każda matka - odpowiedziała teściowa Piotra, gdyż sama urodziła dziesięcioro dzieci, z których przeżyły tylko dwie córki.
— Jak każda matka, mówisz? Może nie tylko to, Anno. Czułam coś więcej, ale nie tylko czułam. Powiedziano mi coś więcej...
— Jak to?
— Na krótko przed ucieczką do Egiptu byliśmy w świątyni. Poszłam tam, aby się oczyścić, a przy okazji wykupić mojego Pierworodnego, jak nakazuje Prawo. Zaledwie weszliśmy na dziedziniec kobiet, zastąpił nam drogę starzec, liczący może sto lat, może więcej. Nazywał się Symeon. Nie pytając, kim jesteśmy, ani po co tu przychodzimy, wziął z moich rąk Dziecię, uniósł Je przed sobą jak dar ofiarny i tak się modlił: „Teraz, Najwyższy Władco, pozwól już odejść swemu słudze w pokoju, zgodnie z Twoją obietnicą, bo moje oczy już oglądają Twoje zbawienie, które przygotowałeś na oczach wszystkich narodów: światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Twego, Izraela.
Weź Go, szczęśliwa Matko, mówił, oddając mi Synka. On narodził się po to, aby wielu przez Niego doznało zbawienia, ale wielu także upadnie z Jego powodu, bo będą przeciw Niemu walczyć. On jest znakiem, któremu będą się sprzeciwiać, a walcząc z Nim, będą się buntować nawet przeciw Bogu, że wybrał taką drogę zbawienia. Ty sama będziesz cierpieć tak, jakby w twoje serce ktoś zanurzył miecz. Ale On będzie sprawdzianem prawdy. Przy Nim nie da się ukryć kłamstwa, ani podstępu”.
Ja j Józef byliśmy bardzo zaskoczeni tym, co mówił rozpromieniony