M ETK M RÓŻANIEC
Koma mypiuaT b OBpare jionyxn M HHKHeT rpo3flb pflÓHHbl HCejITO-KpaCHOH, Cjiaraio a Beceubie cthxh O 5KH3HH TJieHHOH, TJieHHOH H IipeKpaCHOH.
JI B03Bpamaiocb. Jlnacei MHe Jia/ionb riyiiiHCTbiH kot, MypjibiKaeT yMHJibHca,
M apKHH sar opacTca oroHb Ha 6ameHKe oaepHofi jiecomuibHH.
JlHinb H3peaKa npope3biBaeT THinb KpHK ancTa, cjieTeBiuero Ha Kpbiuiy.
M eCJIH B HBepb MOK) TbI nOCTyHHLUb,
MHe Kaacerca, a naace He ycjibimy.
1912
Kiedy w wąwozie łopuch drży na wietrze, Dygoce jarzębina drobnym ciałem, Układam wtedy swe wesołe wiersze
0 życiu płonnym — płonnym i wspaniałym.
Do domu wracam. Liże moje dłonie Puszysty kocur, sierść przymilnie zjeża.
W tataraku za jeziorem zorzą płonie Ze świeżych belek wyciosana wieża.
Jedynie z rzadka rozdzierając ciszę, Bocian na dachu wrzaśnie czy zapłacze.
1 zdaje się, że nawet nie usłyszę,
Jeżeli ty do drzwi mych zakołaczesz.
WIKTOR WOROSZYLSKI
Tbi 3Haeujb, a TOMjirocb b HeBOHe, O CMepTH rocnoaa MOJia.
Ho Bce MHe naMHTHa no 6ojih TBepcKaa CKynnaa 3eMJia.
>KypaBJib y BeTxoro KOJionna,
Hafl hhm, KaK KHneHb, o6naKa,
B nojiax CKpHnyHHe BopoTua,
H 3anax xjie6a, h TOCKa.
H Te HeapKHe npocTopbi,
Tae naace tojioc BeTpa cjia6.
Wiesz, ja usycham tu w więzieniu I o śmierć modlę się do Boga,
A przecież boli we wspomnieniu Szarzyzna twerskich pól uboga.
Żuraw i murszejąca studnia, Obłoki niby piana mleczna,
I pośród łąk skrzypiąca wrótnia,
I żytnia woń, i żałość wieczna.
Rozłogi powleczone cieniem, Gdzie nawet pogłos wiatru słaby,
64
65